Węgierski rząd chce, żeby na wypadek stanu wyjątkowego zamknąć media i zabronić kontaktów z obywatelami innych krajów.
W połowie stycznia węgierska partia rządząca, Fidesz, zaproponowała poprawkę do konstytucji, która ma umożliwić wprowadzenie stanu wyjątkowego w wypadku ataku terrorystycznego. Węgierska konstytucja już posiada pięć różnych klauzul odnoszących się do sytuacji wyjątkowych, o dobrze zdefiniowanym zakresie i zastosowaniu. O ich użyciu decyduje parlament. Nowy rodzaj stanu wyjątkowego jest jednakże znacznie bardziej problematyczny – jego wprowadzenie eliminowałby istniejące procedury i mechanizmy kontroli władz, w oparciu o bardzo swobodną definicję terroryzmu.
Proponowana poprawka przyznaje rządowi nadmiarowe uprawnienia: poza możliwością sprawowania władzy przy pomocy dekretów i obchodzenia istniejących praw, rządowi wolno byłoby samodzielnie używać sił zbrojnych, przejmować lub zamykać ośrodki medialne, konfiskować fundusze organizacji pozarządowych i zabraniać kontaktów z obywatelami innych krajów.
Poprawka niemal nie przewiduje nadzoru demokratycznego; rząd miałby obowiązek informować o swoich działaniach głowę państwa oraz komisje parlamentarne – i nikogo więcej. Trudno uważać, że w takiej sytuacji da się zachować mechanizmy kontroli władzy, szczególnie, że media zostają z nich zupełnie wykluczone.
W ostatnich dwóch latach rząd posłużył się pojęciem terroryzmu w pięciu przypadkach: raz wobec dwóch skrajnie prawicowych aktywistów, raz w odniesieniu do kilku młodych entuzjastów zabytkowej broni z drugiej wojny światowej, innym razem wobec uchodźców usiłujących przedostać się przez ogrodzoną granicę Węgier. W ostatnich dwóch przypadkach zarzuty wycofano. Rząd mówił także o terroryzmie, gdy jesienią 2014 roku protestujący przeciwko opodatkowaniu internetu obrzucili siedzibę Fideszu sprzętem komputerowym. Wreszcie, o terroryzm oskarżono dwójkę aktywistów partii opozycyjnej, którzy wspięli się na balkon pałacu prezydenckiego protestując przeciwko umowie atomowej pomiędzy Orbánem a Putinem.
Te przykłady jasno pokazują, że „zagrożenie terrorystyczne” może równie dobrze być faktycznym niebezpieczeństwem dla ludzkiego życia, jak i sztuczną konstrukcją języka politycznego. Obecnie wydaje się, że nowa poprawka ułatwiałaby wykorzystywanie terminu „terroryzm” w drugiej z tych funkcji, przez co rząd mógłby w różnorodnych sytuacjach przyznawać sobie całą władzę dla realizacji własnych celów politycznych. Tego typu obawy są całkowicie uzasadnione w obliczu niedawnego wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka przeciwko węgierskiemu gabinetowi – ETPC orzekł, że przepisy zezwalające węgierskiemu Ośrodkowi Antyterrorystycznemu na nieograniczone zakładanie obywatelom podsłuchów bez nadzoru sądowego jest łamaniem podstawowych praw człowieka.
Co się stanie, jeśli dziesiątki tysięcy protestujących rozłożą obozowisko przed budynkiem parlamentu, pokojowo opierając się rozpędzającej ich policji? Czy to działanie obywateli kwalifikuje się jako zagrożenie terrorystyczne?
Łatwo sobie wyobrazić, że premier i osoby z jego otoczenia określiłyby je jako takie, a na podstawie nowej poprawki mogłyby wysłać wojsko przeciw demonstrantom czy też zamknąć redakcje donoszące o powodach niezadowolenia „terrorystów”.
W swoim obecnym kształcie propozycja poprawki żeruje na niebezpieczeństwie terroryzmu, z którym mierzy się Europa, a w efekcie na ofiarach dotychczasowych ataków terrorystycznych. Czyni nieuczciwy użytek z bieżącej sytuacji, by ułatwić rządowi łamanie praw demokratycznych oraz uniemożliwianie obywatelom uzyskania informacji lub oparcia się działaniom rządu (wybranego przecież przez siebie) za pomocą środków prawych.
Stan wyjątkowy nie jest niczym nowym w demokratycznym konstytucjonalizmie. Wiele państw posiada zestaw mechanizmów uruchamianych w razie klęski żywiołowej lub wojny. Podlegają one ścisłym regulacjom – na Węgrzech stan wyjątkowy może ogłosić tylko parlament, a w skrajnych przypadkach większość kwalifikowana. Jednak nowa poprawka umożliwia wprowadzenie stanu wyjątkowego nawet w czasie pokoju za pomocą prostego dekretu rządowego.
Mamy wszelkie powody, by wzmóc czujność kiedykolwiek rządzący politycy próbują przyznać sobie nadzwyczajne uprawnienia, bo w takich wypadkach zawsze tracą obywatele. Każdy przejaw takiej aktywności uzasadnia nasze obawy: czy chodzi o bezzasadne tłumienie protestów przez rząd francuski podczas niedawnego szczytu klimatycznego, czy o ogłoszenie zeszłej jesieni przez rząd węgierski „sytuacji kryzysowej spowodowanej masową migracją”. Warto nadmienić, iż „sytuacja kryzysowa” – pseudostan wyjątkowy wprowadzony przez Orbána we wrześniu 2015 roku – wciąż obowiązuje na Węgrzech, pomimo tego, iż liczba uchodźców próbujących dostać się do kraju drastycznie spadła od czasu postawienia płotów z drutu kolczastego na południowej granicy. W rezultacie Fidesz łamie własne prawa i przepisy, podtrzymując pseudostan wyjątkowy.
Czy można kogoś winić za brak entuzjazmu wobec proponowanej poprawki?
András Jámbor – założyciel portalu Kettos Merce, węgierskiej platformy dziennikarzy i aktywistek.
**Dziennik Opinii nr 27/2016 (1177)