130 milionów ludzi rocznie dotkną skutki powodzi, ok. 1,5 mld nie będzie mieć dostępu do wody pitnej. Oczywiście, jeśli się uda.
Można powtórzyć za Haraldem Welzerem, że najczystsza energia to ta, której nie zużyjemy, ale naprawdę na nic nam kampanie na rzecz sortowania śmieci i gaszenia światła po wyjściu z pokoju. To, czego potrzebujemy dziś, to nowa umowa społeczna, w której decydujemy się na radykalne zmiany w sposobie funkcjonowania społeczeństw.
Umowę klimatyczną, którą udało się zawrzeć podczas COP21 i późniejszych negocjacji w Paryżu, można uznać za początek tego procesu. Czy zgoda prawie wszystkich państw na świecie na zawarcie porozumienia to historyczny sukces, jak rozpisują się o tym media?
George Monbiot stwierdził, w porównaniu z tym, jak te negocjacje mogły się zakończyć, jest wspaniale, natomiast w porównaniu z tym, jakiego porozumienia potrzebuje świat, mamy katastrofę. Trudno o celniejsze podsumowanie.
Zapisy porozumienia z Paryża można streścić następująco. Po pierwsze, państwa-strony zrobią wszystko, żeby temperatura na Ziemi wzrosła do 2020 r. o „znacznie mniej” niż 2 stopnie Celsjusza w porównaniu z okresem sprzed rewolucji przemysłowej, a najlepiej o 1,5 stopnia. Po drugie, kraje rozwinięte pomogą finansowo krajom rozwijającym się w przejściu od gospodarek opartych na paliwach kopalnych do gospodarek zielonych, przeznaczając na ten cel 100 miliardów dolarów rocznie. Po trzecie, państwa-strony będą regularnie i szczegółowo sprawozdawać, jakie są ich cele cząstkowe w zmniejszaniu emisji gazów cieplarnianych i jakimi środkami chcą te cele osiągać.
Ambitne porozumienie czy minimum?
Porozumienie ocenia się powszechnie jako ambitne. Niektórzy twierdzą, że jeżeli chcemy spowolnić wzrost temperatury i zatrzymać średnią globalną na pułapie 1,5 stopnia Celsjusza w porównaniu z czasem sprzed rewolucji przemysłowej, musimy zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych aż o 100% już dziś. Warto przypomnieć, że przez ostatnie dwadzieścia lat nie odnotowano ani jednego roku, w którym emisja spadłaby o jakikolwiek procent. A więc deklaracja przedstawicieli państw o tak radykalnym zmniejszeniu emisji gazów cieplarnianych, oznaczająca de facto zupełne odwrócenie się od energetyki opartej na kopalinach i zwrócenie ku energii ze źródeł odnawialnych, jest sukcesem, w który trudno było uwierzyć przed COP21.
Na chwilę bądźmy optymistami tak jak delegaci i delegatki COP21 i załóżmy, że udaje się ten cel osiągnąć. Mamy rok 2030, od dziesięć lat utrzymujemy temperaturę Ziemi na tym samym poziomie, o ok. 2 stopni Celsjusza wyższym niż przed epoką przemysłową. Co wygrywamy dzięki ogromnemu wysiłkowi wielu państw? Szacunkowo 130 milionów ludzi rocznie jest dotkniętych skutkami powodzi, a ok. 1,5 mld ludzi mieszka na terenach bez wystarczającego dostępu do wody pitnej. Oczywiście, jeśli się uda.
Bo jeśli się nie uda, będzie tylko gorzej. Na przykład kraje Oceanii po prostu zatoną.
Można by te katastrofy wymieniać w nieskończoność. A więc dzięki temu ogromnemu wysiłkowi niektórzy przeżyją i będzie im się żyło względnie dobrze, niektórzy przeżyją, ale będą walczyć o wodę i pożywienie, a niektórzy po prostu umrą z głodu, pragnienia, w pożarze, powodzi albo podczas ucieczki od śmierci na Morzu Śródziemnym. To własnie kompromis zawarty w Paryżu. I, o ironio, faktycznie jest to najlepsze porozumienie, na jakie możemy sobie aktualnie pozwolić.
Kiedy zadzwonią telefony?
Sebastien Kaye pyta, czy wyobrażamy sobie sytuację, w której z powodu zmian klimatycznych i zatapiania kolejnych skrawków lądu premier jakiegoś kraju dzwoni do premiera innego kraju z pytaniem, czy ten nie mógłby przyjąć u siebie jego obywateli. Tylko że po katastrofie w Darfurze, zwanej pierwszą wojną klimatyczną, w której z głodu umarło nawet ok. 400 tys. ludzi, chyba nikt do nikogo nie zadzwonił. Natomiast ci, którzy wtedy stamtąd uciekli, wciąż czekają na status uchodźcy w Berlinie i patrzą, jak ochrona międzynarodowa jest przyznawana kolegom i koleżankom z Syrii. Dla odmiany w sprawie uchodźców z Syrii dzwoniono do premier Kopacz wiele razy, ale jakoś nic z tego nie wynikło, choć sam John Kerry kilkakrotnie powtarzał, że zmiana klimatu była jednym z zapalników tamtejszego konfliktu.
Teoretycznie mamy wszystkie narzędzia, żeby globalne ocieplenie zatrzymać i żeby wszystko było OK. Podczas COP21 mówiło się, że wzrost temperatur trwa, mamy coraz mniej czasu, ale jeśli się dogadamy, to nic złego się nie stanie. Z kolei kiedy w sobotę wieczorem ustalono ostateczny kształt porozumienia, Miguel Arias Canete, komisarz Unii do spraw klimatu, powiedział: „To była ostatnia szansa na zawarcie porozumienia, wykorzystaliśmy ją”.
Pech chciał, że tę szansę, o której mówi Miguel Arias Canete, wykorzystali ci, których aktualnie najsłabiej dotykają skutki globalnego ocieplenia. Jeśli część Bangladeszu i część Holandii jest położona tak samo nisko nad poziomem morza, to nietrudno zgadnąć, które z tych dwóch państw będzie stać na wybudowanie wielkiej tamy. Kiedy na szczycie w Kopenhadze ogłoszono za cel zatrzymanie się na 2 stopniach Celsjusza, przedstawiciele państw afrykańskich wyszli, mówiąc: „To jest dla nas wyrok śmierci”.
Czy zapisy porozumienia o pomocy krajów rozwiniętych dla krajów rozwijających się można uznać za formę rekompensaty za to, że przez ileś lat te pierwsze wypuściły do atmosfery więcej gazów cieplarnianych niż te rozwijające się, a jednocześnie najlepiej znoszą skutki globalnego ocieplenia? Raczej nie taki jest cel tego zapisu. Czy w ogóle o takiej odpowiedzialności można mówić? O odpowiedzialności tych, co żyją, za czyny tych, którzy już umarli, ale zdążyli skazać na katastrofę tych, którzy się dopiero urodzą?
Gdzie jest Polska?
Są jednak plusy. Porozumienie z Paryża to kolejny impuls, po tych wysyłanych przez Unię Europejską, by Polska przemodelowała gospodarkę energetyczną na rzecz bardziej zielonej (udział OZE w miksie energetycznym w UE ma się zwiększyć do 27% w 2030 r.) – bo tym razem to nie tylko my musimy się dostosować, ale reszta świata też. A na przykład zielona energia prosumencka to nie tylko działanie na rzecz poprawy klimatu, ale także więcej miejsc pracy na terenach wiejskich i czystsze powietrze, którego Polska szczególnie potrzebuje. Deloitte ocenia, że dzięki poprawieniu efektywności energetycznej nasz PKB mógłby wzrosnąć o 1,5 proc. w 2050 r.
Warto też zauważyć, że Polska, podobnie jak i inne kraje, zobowiązała się, że będzie chroniła praw migrantów jako grupy szczególnie dotkniętej zmianami klimatu. Zadeklarowała też, że widzi związek między zmianami klimatu a nierównościami genderowymi. Zawsze miło coś takiego usłyszeć, szczególnie jeśli przypomnieć sobie wypowiedzi obecnego ministra środowiska prof. Jana Szyszko z 2012 r., w których wyraża wątpliwość co do związku między globalnym ociepleniem a emisją dwutlenku węgla, czy wypowiedzi posłów PiS-u, którzy globalne ocieplenie określają mianem „największej mistyfikacja w historii ludzkości, za którą stoją globalne interesy i potworne pieniądze”.
A więc nic lepszego nie wymyślimy i nie ma co gdybać. Gdybać, co by było, gdyby już w Kioto w 1997 r. przywódcy państw zrozumieli to, co zrozumieli w 2015 r. w Paryżu – wówczas cel 1,5 stopnia Celsjusza wydawał się zupełnie realny, choć oczywiście mniej państw było zaangażowanych w negocjacje. Albo gdybać, co by było, gdyby w ogóle nie doszło do porozumienia w Paryżu i w 2030 r. przekroczylibyśmy pułap 4 stopni, a 30-milionowy Szanghaj znalazłby się pod wodą.
Jasne, mogliśmy być mądrzejsi wcześniej. Mimo wszystko świat się opamiętał, w tym również polscy decydenci. Być może będziemy świadkami wielkiej zielonej rewolucji. Tym razem nie damy się lobbystom paliw kopalnych, tym razem przyhamujemy żadzę pieniędzy, ponieważ są rzeczy ważne i ważniejsze. Zginie mniej ludzi, niż myśleliśmy, że zginie; będzie mniej uchodźców klimatycznych, niż myśleliśmy, że będzie; mniej pożarów i powodzi. Tak zwany historyczny moment.
**
CZYTAJ NASZ SPECJALNY SERWIS O SZCZYCIE KLIMATYCZNYM W PARYŻU: RELACJE / KOMENTARZE / ANALIZY / FILMY / INFOGRAFIKI
Serwis przygotowany dzięki wsparciu European Climate Foundation.
**Dziennik Opinii nr 350/2015 (1134)