Jeśli PiS tak zaczyna, to jak skończy?
Jarosław Kaczyński, choć nie musi się dziś liczyć z jeszcze bardziej skrajnymi partiami, jak w 2005 roku z Ligą Polskich Rodzin i Samoobroną, to wziął ze swojego obozu do rządu najbardziej antagonizujących polityków, jakich miał.
Antoni Macierewicz naprawdę objął stanowisko szefa MON, gdzie trzeba umieć dogadywać się z kontrahentami zaopatrującymi wojsko, a także sojusznikami z zagranicy. Szalona sława Macierewicza z pewnością dotarła do każdego z nich. Gdy mówimy o MON, nie zapominajmy też o żołnierzach, których morale z pewnością wzrosło wraz z nominacją szefa, którego trzy czwarte narodu uważa za niepoczytalnego.
Jarosław Gowin został szefem Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, choć w kampanii został przedstawiony opinii publicznej jako przyszły szef MON-u, żeby uspokoić trzy czwarte społeczeństwa. Jest to polityk, który udowodnił Stefanowi Niesiołowskiemu, że wcale nie trzeba prychać i podskakiwać, żeby wygłaszać te same treści na temat przeciwników. Resort nauki ma to do siebie, że potrzebuje polityka wyjątkowo koncyliacyjnego, bowiem wymaga współpracy z ludźmi o bardzo różnych poglądach i wysokim autorytecie społecznym. Jeśli Gowin zacznie wcielać na uniwersytetach i nauce polskiej swoje skrajnie prawicowe poglądy na ekonomię, to skończy się to rewolucją. Przypomnijmy, że od dawna trwają protesty przeciwko komercjalizacji uniwersytetu, organizowane przez pracowników naukowych z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej i studentów z Uniwersytetu Zaangażowanego. Gowin to niemal otwarta zapowiedź wojny.
Szefem służb specjalnych został Mariusz Kamiński, skazany (nieprawomocnie) na trzy lata więzienia. Ministrem sprawiedliwości został Zbigniew Ziobro, którego cud uratował przed Trybunałem Stanu. Nie uratował się natomiast przed powszechną kompromitacją jako polityk radykalny w deklaracjach i radykalnie nieudolny w czynach (i bardzo dobrze, wolę nie myśleć, co by było, gdyby umiał realizować swoje cele). Przypadków Kamińskiego i Ziobry właściwie nie ma co komentować. Można tylko dodać, że ich nominacje ułatwiają nam przewidywanie, kto zostanie nowym szefem Komisji Nadzoru Finansowego. Na zdecydowanego faworyta wyrasta w tej sytuacji senator Bierecki, autor afery SKOK-ów.
Kolejnym z silnej liczebnie grupy polityków niezrównoważonych jest nowy minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski. Polityk ten dał się poznać z konfliktu z własnym przełożonym Radosławem Sikorskim oraz premierem. W tak wrażliwym jak MSZ resorcie Donald Tusk publicznie oskarżył go o przekroczenie kompetencji i nielojalność, gdy ten udzielił wywiadu „Newsweekowi”, opowiadając, że wynegocjował w lipcu 2008 roku „umowę w sprawie tarczy, która gwarantuje bezpieczeństwo Polsce” oraz deklarację współpracy polityczno-wojskowej między Polską a USA. Jedną z konsekwencji było odebranie Waszczykowskiemu przez kontrywiad dostępu do tajemnicy państwowej.
Macierewicz, Kamiński, Gowin, Waszczykowski, Kempa (nowa szefowa kancelarii) – każde z nich najbardziej zasłynęło z konfliktowości. Żadne – z sukcesu.
Zgodnie z naszymi przewidywaniami Kaczyński podzielił rząd na stanowiska realizujace jego wizję świata i te, które go nie interesują, czyli gospodarka i okoliczne. Te mogą obsadzać inni.
I tu jest bardzo różnie.
Pochwalić należy wybór Anny Streżyńskiej na stanowisko ministra cyfryzacji. Streżyńska dała się poznać jako polityk kompetentny i bezkompromisowy wobec wielkich koncernów. Jest fachowcem i ma powszechny autorytet.
Ministrem rozwoju i wicepremierem został Mateusz Morawiecki. Trzeba mu życzyć jak najlepiej, ale czy będzie politykiem realizującym neoliberalną politykę, znaną nam z czasów 2005-2007, czy bardziej prosocjalną, tego nie wiemy. Jeśli PiS pokazał za czasów swoich pierwszych rządów, że potrafi kiwać swój elektorat na potęgę („Polska solidarna” okazała się solidarna jedynie z bogatymi, którym obniżono podatki i zlikwidowano podatek spadkowy, co jest ewenementem na skalę świata), i jeśli to samo już robi Andrzej Duda (z frankowiczami, przywróceniem poprzedniego wieku emerytalnego), to nie wiadomo, jaką politykę na nowym ministrze rozwoju wymusi PiS.
Désintéressement wobec polityki gospodarczej oznaczało dotąd przezroczysty jak powietrze neoliberalizm. Życzmy nowemu ministrowi finansów, którym został Paweł Szałamacha, żeby szedł za duchem czasów i wcielał w życie politykę możliwie niezależną od rynków finansowych, oczekiwań wielkich korporacji i dbającą o szeroki społecznie, a nie jedynie procentowy wzrost gospodarczy. Nieśmiało przypominamy, że konserwatyzm tradycyjnie oznaczał obronę wspólnoty politycznej nie tylko przed cywilizacją śmierci, ale także przed kapitalizmem.
Ministrem zdrowia został Konstanty Radziwiłł. Wypowiadał się przeciwko komercjalizacji służby zdrowia, choć jest ministrem wystawionym przez partię Jarosława Gowina. Zobaczymy, w którym kierunku pójdzie. Radziwiłł to lekarz, były wykładowca Szkoły Wyższej Przymierza Rodzin, który dążyć może do dalszego podporządkowania służby zdrowia katolickiej etyce dla katolików i antyetyce dla innych.
Profesor Piotr Gliński jako minister kultury może się okazać dobrym wyborem. Gliński ma szacunek w środowisku uniwersyteckim, mimo kurateli Jarosława Kaczyńskiego. Jeśli nie będzie ręcznie sterował instytucjami kultury, szanował będzie – licznych przecież, szczególnie w kulturze – ludzi o nieprawicowych przekonaniach, to może być jednym z bardziej popularnych ministrów tego rządu. Dobrze, że wreszcie minister kultury jest jednocześnie wicepremierem. Prof. Jerzy Hausner i Igor Stokfiszewski, którzy od lat realizują program „Kultura i rozwój” w Instytucie Studiów Zaawansowanych, powinni być zadowoleni, że nowy rząd jednoczesnie podniósł znaczenie kultury i rozwoju.
***
PiS polityki miłości nigdy nie ogłaszał ani jej nie uprawiał. Jeśli napiszę, że uprawiał politykę nienawiści, to bez wiary, że takie rozróżnienie ma jeszcze sens w zgiełku, w którym każdy każdego o politykę nienawiści oskarża, co skutecznie neutralizuje fakt, że nie każdy ją uprawia. Skoki kradły czy SKOK-om kradziono, społeczne konsekwencje nawet nie zależą od partii, na którą głosujemy. Konsekwencji nie ma żadnych, bo prawdę empiryczną skutecznie neutralizuje prawda pisowska.
Gdy kilka miesięcy temu przeciwnicy PiS-u atakowali go, wymieniając nazwiska Macierewicza, Kamińskiego czy Waszczykowskiego jako przyszłych ministrów, chyba nikt z nich nie podejrzewał, że tak się może skończyć. Tymczasem tak się właśnie zaczyna. A jak się skończy?
PS. Premierem została Beata Szydło.