W języku angielskim wystarczą dwa słowa, by wyrazić całe spektrum negatywnych odczuć związanych z przemysłem farmaceutycznym: „Big Pharma”.
Jednak gdyby ktoś stwierdził, że wielkie koncerny produkujące leki rządzą światem, zostałby uznany za zwolennika teorii spiskowych. Coś jednak musi być na rzeczy, skoro premier Donald Tusk w debacie nad wotum zaufania dla swojego ministra zdrowia oskarża opozycję, że broni interesów korporacji produkujących leki, a nie pacjentów. A Unia Europejska prowadzi bardzo ostrą debatę publiczną na temat ujawnienia, często utajnianych i fałszowanych, wyników badań klinicznych.
Wielkość rynku farmaceutycznego na świecie w 2010 roku była szacowana na prawie 900 mld dolarów (zob. też Pharmaceutical&Biotech Global Industry Report 2011). Ponad jedną trzecią udziału w nim ma dziesięć największych korporacji – dominują podmioty z USA oraz Europy Zachodniej, głównie Szwajcarii i Niemiec. Te liczby sprawiają, że wielkie firmy farmaceutyczne są jednym z kluczowych graczy w globalnej polityce ochrony zdrowia. Kto jeszcze? Państwa, organizacje międzynarodowe i globalne fundusze, organizacje społeczne, personel medyczny, grupy pacjentów, naukowcy, politycy i związki zawodowe. To skomplikowanym system, a na liczne i nie zawsze transparentne relacje między ogniwami tej układanki trzeba jeszcze nałożyć sieć przepisów prawnych, często wykluczające się interesy i stosunki społeczne.
Umowy handlowe na zdrowie
Jonas Salk, wynalazca pierwszej szczepionki przeciwko polio, zapytany o patent na swój wynalazek odpowiedział: „Nie ma patentu. Czy można opatentować słońce?”. Odpowiedź na to retoryczne w latach 50. dziś nie musi być taka oczywista.
W dobie międzynarodowych umów handlowych i traktatów wzmacniających ochronę własności intelektualnej wiedza – szczególnie ta przynosząca miliardowe zyski – przestała być zasobem wspólnym.
Żadna wiedza nie powstaje w próżni. Wykształcenie naukowców, zaopatrzenie ich w niezbędną infrastrukturę czy sprawowanie nadzoru farmaceutycznego wymaga wydatków pochodzących również ze środków publicznych. Powstaje pytanie, czy społeczeństwo, które wspomaga firmy farmaceutyczne, powinno się godzić na rozszerzanie ich monopoli, wprowadzanych na mocy prawa międzynarodowego?
Jedną z najważniejszych globalnych umów dotyczących prawa własności intelektualnej jest zawarte w latach 90. porozumienie TRIPS. Doprowadziło ono do wzmocnienia globalnej ochrony patentowej, m.in. przez jej wydłużenie z dziesięciu do dwudziestu lat. W praktyce znaczy to tyle, że również firmy produkujące leki zyskały dłuższy o sto procent okres monopolu na swoje produkty, w którym mają wyłącznośc na ich produkcję. Nie dziwi więc, że negocjacjom w sprawie TRIPS towarzyszył bardzo intensywny lobbing koncernów. Ale TRIPS to nie jest jedyna umowa międzynarodowa, która w tak istotny sposób wpływa na globalny dostęp do leków.
Obecnie toczą się niezwykle istotne negocjacje w sprawie dwóch traktatów handlowych: między USA oraz Unią Europejską (TTIP, Transatlantic Trade and Investment Partnership) oraz USA i krajami Azji Wschodniej, Australią i Nową Zelandią (TPP, Trans-Pacific Partnership). W obu przypadkach rozmowy nie są jawne, a organizacje społeczne z całego świata, w tym Lekarze bez Granic, apelują, by rządy nie przyjmowały rozwiązań, które ograniczą dostęp do leków dla najuboższych.
Głównym uzasadnieniem dla wydłużenia okresu monopoli są koszty, jakie firmy farmaceutyczne muszą ponieść w związku z badaniami nad nowymi lekami. Można to nawet zrozumieć – przecież nikt nie będzie chciał inwestować w nowe lekarstwa, jeżeli nie będzie miał gwarancji zysku. Jednak to tylko jedna strona medalu.
W rzeczywistości koncerny wydają dwa razy mniej pieniędzy na badania niż na reklamy i marketing.
W dodatku najbardziej lukratywne rynki dla leków to bogata Północ. W efekcie produkcja medykamentów w bardzo niewielkim zakresie związana jest z potrzebami państw rozwijających się i osób ubogich. Zdecydowana większość badań dotyczy problemów 10 procent globalnej ludności – tej najbogatszej.
I własnie ograniczenie dostępu do leków w krajach rozwijających się jest najistotniejszym problemem związanym z liberalizacją handlu międzynarodowego oraz wzmacnianiem międzynarodowych regulacji chroniących własność intelektualną. To stąd wynikają obostrzenia dla produkcji tzw. leków generycznych – czyli zamiennikiem leków oryginalnych. Biedniejszego Południa często nie stać na bardzo drogie leki oryginalne. Jeszcze do niedawna Brazylia czy Indie na wielką skalę produkowały dużo tańsze zamienniki. Niestety, kolejne, coraz bardziej restrykcyjne przepisy patentowe znacznie ograniczyły ten proceder, sprawiając, że wiele społeczności nie otrzymuje leków, często ratujących życie. Tymczasem prawo człowieka do zdrowia gwarantuje dostęp do leków. Niestety, jak widać, prawa człowieka przegrywają z bezwzględną logiką kapitalizmu.
Badania utajnione
By konkretny lek wszedł na rynek, potrzeba przeprowadzić wiele badań, które dowiodą, że produkt jest bezpieczny i skuteczny. Są one ważnym źródłem informacji dla lekarzy, farmaceutów oraz pacjentów, pozwalają oszacować zyski i straty związane z zastosowaniem danego medykamentu. Jak jednak wskazuje m.in. Ben Goldacre w swojej książce Złe leki, badania kliniczne są masowo utajniane i fałszowane.
Z badań finansowanych przez firmy farmaceutyczne wynika zawsze lepsza ocena tego samego leku niż z tych finansowanych ze środków publicznych.
Renomowane czasopisma naukowe zdecydowanie częściej publikują artykuły o badaniach pokazujących bardziej pozytywny obraz produktów farmaceutycznych. I, jak się okazuje, zazwyczaj te czasopisma są sponsorowane przez biznes. Niekorzystne wyniki badań pozostają zazwyczaj w ogóle niedostępne dla społeczeństwa i organów zajmujących się nadzorem farmaceutycznym. Oficjalnie są utajniane z powodów ochrony własności intelektualnej czy prywatności pacjentów biorących udział w procedurze, chodzi jednak o wizerunek i ewentualny marketing produktu.
Ten problem dostrzegła Komisja Europejska, która zdecydował się znowelizować dyrektywę o badaniach klinicznych. Zgodnie z pomysłem Brukseli firmy farmaceutyczne będą zmuszone do opublikowania wszystkich danych związanych z konkretnym lekiem, w tym również tych wskazujących, że lek nie działa lub nie jest bezpieczny. Oczywiście spotkało się to z niechętną reakcją firm farmaceutycznych. Jesienią zeszłego roku brytyjski „The Guardian” ujawnił, że koncerny próbowały skłonić organizacje społeczne broniące interesów pacjentów, by sprzeciwiły się projektowi Komisji. W zamian za to firmy miały wpłacać donacje na konta organizacji pacjenckich. Obecnie prace nad nowelizacją dyrektywy trwają i nie zanosi się, żeby skończyły się przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, czyli w maju 2014 roku.
Epidemologia biznesu
Brak transparentności nie dotyczy tylko badań klinicznych. Kolejnym przykładem, który pokazuje, jak firmy farmaceutyczne próbują wpływać na politykę międzynarodową, są globalne epidemie. Wzrostowi zachorowań zawsze towarzyszy wzrost zapotrzebowania na leki i szczepionki. Epidemie są więc w naturalny sposób okresem żniw dla producentów leków. Kontrowersje pojawiają się, gdy koncerny próbują wywierać wpływ na organy zbierające informacje o epidemiach i decydujące o tym, jakie środki należy podjąć, by im zaradzić.
Takim organem jest Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). To jej dyrektor generalny potwierdza wybuch światowych pandemii oraz określa ich stopień. Dodatkowo WHO jest odpowiedzialne za rekomendacje dotyczące środków (np. rodzajów przyjmowanych leków), które powinny być podjęte w związku z epidemią. Niestety proces ogłoszenia wybuchu pandemii oraz przyjęcia rekomendacji nie jest w pełni przejrzysty. Za decyzję odpowiada specjalny komitet ekspertów, którego skład jest tajny. Teoretycznie ma to zapobiec wywieraniu nacisków na jego członków. Jak jednak dalekie jest to od prawdy, dowiódł przypadek pandemii wirusa grypy H1N1 (znanej również jako wirus świńskiej grypy) z 2009 roku. Niezależne śledztwa, w tym przeprowadzone przez Radę Europy, wskazały że mechanizm podejmowania decyzji w WHO jest niezwykle nietransparentny, a kluczowe osoby są na liście płac koncernów.
W efekcie do dzisiaj jednoznacznie nie stwierdzono, czy rekomendacje WHO dotyczące zakupu na masową skalę przez rządy leki i szczepionki odpowiadały skali zagrożenia związanego z wirusem H1N1. Podejrzewa się, że koncerny wykreowały zagrożenie, które umożliwiło im opróżnienie magazynów z leków przeciwko grypie.
Dzisiejszy kapitalizm farmaceutyczny to koporacje angażujące setki lobbystów, kreujące cały rynek potrzeb na lekarstwa i w bezwzględny sposób uczestniczące w globalnej polityce. Działania biznesu farmaceutycznego już dawno wykroczyły poza akumulację gigantycznych środków i tworzenie monopoli. To faktycznie zdobywanie coraz większej władzy, która wchodzi w obszar bardzo intymny – bo dotyczący naszych ciał i zdrowia.