Świat

Brazylia: Gdzie się podziało Cudowne Miasto?

Zostałem postrzelony przez policję w głowę – opowiada Pedro Lins.

Nazywam się Pedro Machado Guimarães Lins i jestem carioca [mieszkańcem Rio de Janeiro] urodzonym 12 listopada 1986 w Botafogo. Jestem fotografem i kocham to, co robię. Fotografia współtworzy to, w jaki sposób postrzegam świat i jak wchodzę z nim w relacje. Aktywnie uczestniczyłem w manifestacjach, które odbywały się w Rio de Janeiro i nasiliły się w czerwcu tego roku, w tym w protestach 11 lipca 2013 roku.

Tego właśnie dnia, po brutalnym rozpędzeniu demonstracji, która odbywała się na ulicy Avenida Rio Branco [główna ulica w centrum], skierowałem się w kierunku pałacu Guanabara [siedziba rządu stanowego], by kontynuować dokumentację protestów. Kiedy dotarłem tam około godziny 19.30, policja (PMERJ) tworzyła właśnie kordon przed pałacem, ale było spokojnie. Stopniowo z centrum miasta przybywało coraz więcej ludzi i atmosfera zaczęła robić się napięta.

Postanowiłem ustawić się na prawo od pałacu, aby wyraźnie zaznaczyć, że jestem poza sferą konfliktu, który rozpoczął się chwilę później. Blisko mnie znajdowało się wielu innych dziennikarzy, filmując i fotografując to zdarzenie. Podczas wszystkich demonstracji, w których uczestniczyłem, zawsze prezentowałem się odpowiednio do funkcji przedstawiciela mediów, którą pełniłem, począwszy od stroju, aż po sposób zachowania. Z rozmysłem nie wchodziłem w interakcje z protestującymi ani nie wykrzykiwałem żadnych haseł, mimo że sympatyzuję z niektórymi ich postulatami

W pewnym momencie wybuchły zamieszki, a manifestanci się rozproszyli. Zakładając maskę gazową, szukałem schronienia w pobliżu drzewa na tym samym chodniku, gdzie rozmieszczony był kordon policyjny. Gdy zaczęła się konfrontacja, oddziały chroniące wcześniej pałac przegrupowały się i zamknęły ulicę za moimi plecami. W tym momencie zostałem uderzony od tyłu w prawą stronę głowy. Jako że cały czas stałem przodem do centrum wydarzeń, sądzę, że zostałem postrzelony przez policjantów, gdy wystrzeliwali pociski z gazem łzawiącym i granaty ogłuszające w kierunku ogniska konfliktu. Wszystko to wydarzyło się w ciągu kilku sekund, gdy protestujący wciąż jeszcze wycofywali się spod pałacu, a blisko mnie znajdowali się tylko dziennikarze i policja.

Ogłuszony, odszedłem na bok i zostałem zaprowadzony przez nieznajomego do szpitala Casa de Saude Pinheiro Machado. Natychmiast przyjęto mnie na oddział intensywnej terapii z urazowym uszkodzeniem mózgu, gdzie przebywałem przez pięć dni. Mimo że mój stan się poprawia, nie będę w stanie pracować przez kolejny miesiąc i muszę brać leki przeciwdrgawkowe. Przez rok będę podlegać regularnej obserwacji neurologicznej w związku z ryzykiem utraty pamięci, przewlekłych bólów głowy i problemów z koncentracją.

Przedstawiciele władzy państwowej w żadnym wypadku nie mają prawa działać w sposób niewspółmierny, gwałcąc podstawowe prawa jednostek. Podczas bieżących wydarzeń uświadomiłem sobie, że policja jest bardzo dobrze wyszkolona i zorganizowana, ale nie w kierunku poszanowania tychże praw. Nie są to wyjątkowe przypadki, ale konsekwentna i brutalna metoda przeprowadzania operacji przez oddziały policyjne. Działania funkcjonariuszy nie mają na celu ochrony godności ludzi czy też własności publicznej i prywatnej – wręcz przeciwnie, podżegają one do przemocy i konfliktów.

Będąc świadkiem tych wydarzeń, zrozumiałem, że takie akcje służb porządkowych prowadzą do upowszechnienia przemocy i barbarzyństwa. Dyskurs policji, opierający się na koncepcji „porządku”, przekształca każdego obecnego na manifestacji we wroga państwa, czasami w sposób wręcz sadystyczny, śmiejąc się z bezbronności zwykłego obywatela.

Ta część miasta, która jest dziś reklamowana jako Cidade Maravilhosa (Cudowne Miasto), doświadcza po raz pierwszy polityki represji tradycyjnie zarezerwowanej dla przedmieść i slumsów.

To, co nie jest nowością, to cyniczny sposób, w jaki większość mediów i sił państwowych traktują ten swoisty stan wyjątkowy, który został praktycznie i powszechnie wprowadzony na ulicach Rio de Janeiro od czerwca. Mówimy tu o swego rodzaju służbie dezinformacji, a dokładniej o antysłużbie publicznej.

Tym, co mnie najbardziej zasmuca, jest uświadamianie sobie w kolejnych codziennych rozmowach, że nieproporcjonalne działania policji są w pewien sposób akceptowane jako reakcja na rzekomo agresywne i nieodpowiednie zachowanie protestujących – co nie jest zgodne z rzeczywistością. Tego rodzaju przemoc służb państwowych wobec obywateli, niezależnie od okoliczności, jest po prostu karygodna.

Jak w każdym kraju prawdziwie demokratycznym zwierzchnicy sił bezpieczeństwa czy też „sił represji” – jak dowódcy policji (PMERJ), sekretarz bezpieczeństwa wewnętrznego czy gubernator stanu Rio de Janeiro – powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności i odpowiedzieć publicznie i na drodze sądowej za te powtarzające się naruszenia praw człowieka.

Miałem to szczęście, że nie zemdlałem, a dzięki mojej pozycji społecznej mogłem być niezwłocznie przyjęty w prywatnym szpitalu. Chciałbym podziękować nieznajomemu, który zaprowadził mnie do szpitala, jak i całemu personelowi Casa de Saude Pinheiro Machado.

18 lipca 2013
(tłum. Berenika Różańska)

Czytaj także:

Berenika Różańska, Przebudzenie giganta

Mateusz Roczon, Brazylia: „Nie” dla Mundialu

Fotorelacja: W São Paulo nie chodzi tylko o siedem eurocentów

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij