Świat

Prezydentka i ścigane

Fawzia Koofi jest jedną z kilkunastu afgańskich feministek, które pozostają przy życiu. Polityka nadal pozostaje sferą zakazaną dla kobiet. Czasem płacą za zaangażowanie najwyższą cenę.

Kiedy udziela wywiadów w amerykańskiej telewizji spod luźno zawiązanej chusty wystają czarne gęste włosy, ma umalowane usta i podkreślone brwi, ale odsłania jedynie nadgarstki. Taka może być współczesna Afganka, wolna i niezależna, ale zawsze skłonna pokłonić się tradycji. Fawzia Koofi musi balansować pomiędzy dwoma światami, zachodnim, który ją wspiera, i wschodnim, który ma ją wybrać na prezydenta.

Ucieszyła się, kiedy wojska amerykańskie pojawiły się w Afganistanie. Bo świat znowu skierował wzrok w kierunku kraju, którego mieszkańcy od kilku lat byli terroryzowani przez grupę studentów ze szkoły koranicznej, których nikt początkowo nie traktował poważnie, a stali się najbardziej wpływową siłą polityczną w kraju. Kabul z miasta w rozkwicie ekonomicznym, zamienił się w gruzowisko i krzyżówkę pustych ulic, których pilnowali mężczyźni z sowieckimi karabinami w rękach.

Pomiędzy nimi cicho przemykały kobiety w błękitnych burkach. Mężczyźni mieli też kable, których mogli użyć, jeśli uniform odkrył kawałek kobiecego ciała.

Najgorsze miejsce, do jakiego można było wówczas trafić to Departament Wspierania Cnoty i Walki z Występkiem. Tam młode kobiety, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej w modnych ubraniach z książkami w torbach chodziły po uniwersytecie, były siłą doprowadzane i bite przez niepiśmiennych mułłów za religijne przestępstwa, np.: zbyt głośne (nie godne kobiety) zachowanie w miejscu publicznym lub noszenie białych elementów – choćby skarpetek, które miały dowodzić braku szacunku do Afgańskiej flagi.

Jej ojciec przewracałby się w grobie

Kiedy Fawzia była nastolatką słuchała rock and rolla, malowała paznokcie i pływała w basenach swoich przyjaciół, których rodzice byli bogaci, wykształceni i mówili po angielsku. Czytała europejską literaturę i, jak sama pisała w swojej książce, tonęła w nastoletniej egzaltacji, jej życie nie różniło się niczym od życia jej rówieśniczek w każdej innej stolicy na świecie. Do czasu, kiedy władzę przejęli religijni bojownicy – mudżahedini – którzy co prawda wypędzili z kraju sowietów, ale kobietom nakazali założyć burki. – Pewność siebie, budząca się kobiecość, wykształcenie znalazły się pod grubym nylonowym materiałem – wspomina Fawzia. Burka była dla niej klaustrofobicznym symbolem pokolenia jej matki i babki. Klatką w, której zamknęli ją mudżahedini.

Podobną pułapkę zastawili kilka lat wcześniej na jej ojca Rahmana, którego rozstrzelali za zdradę patriotycznych ideałów. Był posłem, skłonnym dogadać się zarówno z królem Szachem, jak i samozwańczym prezydentem Hafizullah’em Amin’em, który wysłał go aby uspokoił swoich ziomków mudżahedinów. Przez następne lata, cała rodzina uciekała z miasta do miasta przed bojownikami.

Fawzia nie raz w swoim życiu powoływała się na pokrewieństwo z ojcem-posłem, choć on – jak sama przyznaje – przewracałby się w grobie gdyby usłyszał, w jakim kontekście go używa.

– Jestem córką Abdula Rahmana – powiedziała dziewczynka z umorusaną buzią z brudną chustką na głowie, do dyrektora szkoły w mieście Fajzbad. I już następnego dnia zaczęła naukę. Udało się to jej jako pierwszej dziewczynce w rodzinie Abdula Rahmana. Była jego dziewiętnastym dzieckiem. Miała urodzić się chłopcem, aby obudzić wdzięczność i podsycić namiętność Abdula do jego ósmej żony Bibi Jan. Bibi Jan była w ciężkim stanie psychicznym, nie chciała córki, przeżywała swój osobisty dramat. Jej mąż żenił się właśnie z 14-latką. Bibi Jan zostawiła swoją nowo narodzoną córkę na słońcu, żeby umarła. Kiedy wróciła po kilku godzinach, dziewczynka nadal żyła. Bibi Jan zmieniła zdanie.

Zakazane ciała

Kobiety na prowincjach, obsypują Fawzię kwiatami, śpiewają pieśni na jej cześć, przyjmują ją w domach i częstują. Afganki – anonimowe ofiary reżimu kraju na końcu świata, dla Fawzi są nieustraszone. Tak je nazywa, kiedy przemawia w parlamencie do mudżahedinów, którzy niechętni są nawet edukacji kobiet. Słucha jej król Szach, któremu tak posłuszny był jej ojciec.

A wszystko zaczęło się kiedy po 11 września do Afganistanu zaczęli zjeżdżać dziennikarze z całego świata. Szukali kogoś, kto mówi po angielsku i nada medialną twarz temu zapomnianemu miejscu.

Fawzia pracowała w oddziale ONZ i była jedyną kobietą w kraju zajmującą tak ważne stanowisko. Padło na nią. Udzielała wywiadów, podsuwała tematy i była dla mediów tłumaczem afgańskiego świata. Teraz jest tłumaczem zachodnich wartości w swoim kraju. Prawa kobiet i dzieci, równy dostęp do edukacji – to hasła Fawzi Koofi w zbliżającej się kampanii prezydenckiej w Afganistanie. Jest pierwszą kobietą w historii kraju, która będzie się ubiegać o to stanowisko – o ile nie spełnią się groźby jej przeciwników. Odkąd dostała się do parlamentu, talibowie bezustannie grożą jej śmiercią.

Ścigane

Fawzia Koofi jest jedną z kilkunastu afgańskich feministek, które pozostają przy życiu. Afgańskie kobiety coraz częściej zostają przedstawicielkami prowincji i wsi, startują do parlamentu, obejmują stanowiska w ministerstwach. Polityka nadal pozostaje sferą zakazaną dla kobiet. Nieliczne, które decydują się wziąć przyszłość Afganistanu w swoje ręce, walczą nie tylko o elektorat, ale przede wszystkim o to, aby nie paść ofiarą talibów, którzy starają się utrzymać wpływy w niemalże wszystkich prowincjach Afganistanu.

– Nasz parlament to kolektyw lordów. Lordów wojny, lordów narkotykowych i lordów przestępstw – gniewnie wykrzykuje Shukria Barakzai polityczka, dziennikarka i aktywistka na rzecz praw kobiet. W Afgańskim parlamencie stoi twarzą w twarz z mężczyznami, którzy, gdyby nie nowa obowiązująca polityczna poprawność, ukamienowaliby Shukarię za zachowanie niegodne muzułmanki.

Kolejną co do popularności afgańską polityczką  jest Zohra Rasekh,  wiceprzewodnicząca Komitetu ds. Likwidacji Dyskryminacji Kobiet ONZ. Ekspertka w dziedzinie praw człowieka, w tym praw kobiet. Dzięki niej powstał program badawczy i oddzielna komórka w ONZ zajmująca się wpływem polityki talibów na zdrowie kobiet i prawa człowieka w latach 1998-2000.

Szczęścia zabrakło Sitara Achakzai,  jednej z głównych działaczek na rzecz poprawy sytuacji afgańskich kobiet, członkini parlamentu w Kandaharze. Została zastrzelona przez talibów w 2009 roku, pod własnym domem.

Podobnie Safija Ahmad-dżan, która doprowadziła do powstania 6 szkół w prowincji Kandahar, gdzie pisać i czytać nauczyło się ponad tysiąc dziewczynek. W czasie największego reżimu koranicznych zbrodniarzy samodzielnie prowadziła tajne nauczanie. Publicznie krytykowała talibów za opresyjne traktowanie kobiet i pozbawianie ich praw do samodzielności. Za wolność słowa zapłaciła najwyższą cenę. W 2006 roku została zastrzelona przez talibskich przywódców duchowych. Oprawcy oficjalnie przyznali się do morderstwa, które miało być karą za szerzenie zgorszenia i przestrogą dla innych kobiet.

Taki sam wyrok został wykonany na  Malalai Kakar, szefowej departamentu policji w Kandaharze, która poświęciła się zwalczaniu przestępczości wobec kobiet. Jako pierwsza kobieta w Afganistanie zdobyła dyplom Akademii Policji, i jako pierwsza w historii Afganka objęła stanowisko śledczego. Zginęła w wyniku zamachu w 2008 roku.

Nie sposób pominąć także dziennikarkę Zakię Zaki, która w swojej prywatnej rozgłośni radiowej – Radio Pokój – krytykowała talibów za podżeganie do wojen, łamanie praw człowieka i dyskryminację kobiet. Była dyrektorką szkoły i reprezentantką swojej prowincji w Konferencji Konstytucyjnej w 2004 roku. Trzy lata później została zastrzelona przez zamaskowanych mężczyzn na oczach swojego 8-letniego syna.

Dla Szuhro i  Szaharzad

W programach telewizyjnych  z Fawzią chętnie występują jej córki. Fawzia utrzymuje, że to one są dla niej największą motywacją. Afganistan przyszłości ma być lepszym krajem dla dziewczynek takich jak 12-latnia Szuhro i 14-letnia Szaharzad. Obie przyszły na świat, kiedy kariera polityczna Fawzi nabierała tempa. Zabierała je ze sobą w najodleglejsze prowincje, gdzie jeździła po to, by na własne oczy zobaczyć, czego Afgańczycy potrzebują najbardziej. Często podążając śladami swojego ojca.

– Jesteś taka sama jak swój ojciec – słyszała od najstarszych mieszkańców wiosek – tak samo zdeterminowana.

Jako młoda matka była szczególnie wrażliwa na los kobiet i ich dzieci. Afganistan ma jeden z najwyższych na świecie współczynników umieralności okołoporodowej kobiet i niemowląt. Pod rządami talibów mężczyzna lekarz nie mógł kobiecie przepisać nawet aspiryny, bo zakazywało tego prawo religijne. Poród mogła przyjąć tylko kobieta, a te ,jak wiadomo, nie miały prawa do legalnej nauki ani pracy. Kobiety musiały więc liczyć na siebie. Skrajna nędza, kilometrowe odległości pomiędzy miastami i wsiami oraz religijny ostracyzm często skazywały zarówno kobiety w połogu, jak i niemowlęta na pewną śmierć. Paradoksalnie, to, co w muzułmańskiej kulturze najcenniejsze, czyli wspólnota i więzy krwi, stało się najbardziej zagrożone. Talibowie – konserwatywni, religijni mężczyźni – nie chronili kobiet, mimo że to jeden z ich koranicznych obowiązków. To właśnie przed nimi należało je chronić. Tego zadania podjęła się Fawzia Koofi, pozostawiając często swoje prywatne życie w tyle. W książce „Listy do moich córek” dzieli się swoją prywatną korespondencją, niemalże w każdym liście  przed podróżą żegna się z dziewczynkami i powtarza aby ewentualną żałobę po niej przechodziły rozsądnie, ponieważ za wolny Afganistan, jeśli to konieczne, należy zapłacić cenę najwyższą.

Zgodnie z afgańską tradycją temperament kobiety najlepiej widać, kiedy w burce dosiada konia. Wtedy po kształcie jej sylwetki i umiejętności utrzymania ogiera można rozpoznać siłę jej osobowości. Ojciec Fawzi zachwycał się krnąbrnością i dumą jej matki Bibi Jan, najbardziej jednak lubił, kiedy stłumiona była burką. Dla wielu mężczyzn w Afganistanie kobieta taka właśnie ma być, silna i mocna, jak Fawzia, ale posłuszna i oddana domowi. Tak jakby chcieli patrzeć jak ich potencjał w cyklicznym kole zniewolonych pokoleń obumiera. Za zamkniętymi drzwiami, za zakrytymi twarzami.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij