Elżbieta Cherezińska chciała napisać powieściowy odpowiednik filmu Tarantino. Ale dziarscy chłopcy z Brygady Świętokrzyskiej nie pasują do roli herosów polskiej popkultury.
Legion przypomina scenariusz filmowy, a czasem wręcz komiks. Taka konwencja tłumaczy brak pogłębienia postaci i kiczowatość niektórych dialogów. Głębszego zastanowienia wymaga jednak pytanie, jakąż to opowieścią niewątpliwie utalentowana autorka chce nas terapeutyzować? No i z jakich traum?
Żyd jest OK. Byle kochał Polskę
Brygada Świętokrzyska była formacją wojskową wywodzącą się z przedwojennego ONR-u. Wyznawała koncepcję dwóch wrogów, walcząc z Niemcami i z komunistyczną partyzantką. Należała do tej części Narodowych Sił Zbrojnych, która się nie podporządkowała Rządowi RP na uchodźstwie i nie połączyła się z AK. Autorkę zafascynowało to, że dzięki taktycznemu porozumieniu ze skłonnymi do kapitulacji Niemcami, udało się jej pod koniec wojny przejść przez linię sowiecko-niemieckiego frontu i połączyć się z amerykańską armią gen. Pattona. Około dwóch tysięcy polskich partyzantów nie zostało męczennikami.
W powieści pokazani są jako patrioci, których związek z ONR-em jest właściwie przypadkowy. Przyjmują do oddziałów każdego, nawet Żyda, byleby kochał Polskę i nienawidził komuny. Są odważni, szlachetni i nigdy żadną zbrodnią się nie splamili. Chłopi ich kochają i z radością zaopatrują w żywność. Dziewczyny chętnie im się oddają. A zabijani przez nich Żydzi są zawsze komunistami.
Jeśli już trzeba jakąś brudną robotę wykonać, znajdzie się dla niej moralne usprawiedliwienie. Bo, niestety, czasem muszą kogoś zabić na wszelki wypadek, a każdy nieoddany strzał mści się. Wielokrotnie dowiadujemy się, jak to powodowani litością wypuszczają podejrzanego osobnika, a on natychmiast udaje się na gestapo. Wojna to wojna, trzeba zabijać, ale jeśli zabijają zdrajcę, to potem opiekują się wdową i sierotami.
Mieści się to w gatunkowej konwencji i znajduje potwierdzenie w faktach. Nawet to pomaganie wdowie i sierotom. Był też w Brygadzie żydowski lekarz. Jego przerażenie, kiedy dowiaduje się, że znalazł się w oddziale NSZ, jest w powieści niezmiernie komiczne. Bo czego tu się bać.
Sukces? Jaki sukces?
Trudno tu się wdawać w historyczne rozważania, wystarczy powiedzieć, że na czarną legendę NSZ – bo taka istnieje i pewno też nie jest do końca prawdziwa – autorka odpowiada białą. Ma do tego prawo.
Czy jednak rzeczywiście zastąpienie opowieści martyrologicznych historią zakończoną udaną polską akcją, może uleczyć z nas z traum? Na pewno takie historie lepiej się czyta, ale w rzeczywistości co to za był sukces? III wojna światowa nie wybuchła, Sowietów nie pokonali, Polski nie wyzwolili. To raczej indywidualne sukcesy tych, którzy znaleźli się na Zachodzie, unikając wojny domowej, procesów lub choćby życia w PRL-u.
W istocie, może nawet wbrew świadomym intencjom, Cherezińska próbuje nas wyzwolić z traumy, z której wyzwolić się trudno, a co więcej – nie ma sensu jej zaprzeczać. Z naszej historii.
Niezależna od Londynu Brygada Świętokrzyska z jednej strony nie podlega politycznym uwarunkowaniom, które były udziałem rządu na uchodźstwie. Z drugiej, po prostu nienawidząc komuny, zwolniona jest z dylematów, jakie przeżywali Polacy, którzy weszli w skład armii Berlinga. A także tych, które były udziałem lewicy pragnącej zmiany ustrojowej, ale niekoniecznie pod rękę ze Stalinem. Tak się jednak złożyło, że to Armia Czerwona wyzwoliła (lub zniewoliła) Polskę. Kiedy myśli się o polskiej historii, to może rzeczywiście najlepiej jest z niej wyjść i zamieszkać gdzie indziej, zachowując moralną czystość. To, że Legion daje nam takie złudzenie, nie jest moim podstawowym zarzutem wobec tej książki. Niestety, egzorcyzmuje także polski antysemityzm.
Gdyby bękarty zwyciężyły
Dyskusyjne wydaje się odcięcie Brygady Świętokrzyskiej od ONR-u, od wszelkiej ideologii wykraczającej poza „miłość do ojczyzny”. Gorzej, że wymagało to również poradzenia sobie jakoś z nacjonalizmem i antysemityzmem tej nielegalnej przed wojną organizacji. Gdyby nasze vbękarty wojny” naprawdę odniosły sukces, to decydowałyby o kształcie niepodległości. Przypomnijmy, że miało być to katolickie państwo narodu polskiego, z ograniczoną demokracją, za to bez Żydów. Z 1938 r. pochodzi deklaracja ONR-u Likwidujemy Żydów, wspomniana zresztą przez autorkę. I natychmiast skontrowana: nie chodziło przecież o likwidację fizyczną.
To przypomnijmy: chodziło o pozbawienie obywatelstwa, pracy, poczucia bezpieczeństwa, środków do życia i możliwości asymilacji, po to, by wymusić emigrację. I choć ONR nie popierał hitlerowskiej eksterminacji, zamierzał po wojnie prowadzić tę samą politykę. Cherezińska to bagatelizuje, a bohaterowie Legionu nieustannie prywatnie pomagają Żydom. Podobnie jak polscy chłopi, którzy jeśli tego nie robią, to jedynie z lęku o rodzinę. Mam nadzieję, że to raczej pobożne życzenie, a nie świadome wybielanie. Po prostu, wczuwając się w działaczy ONR-u, pisarka wyposażyła ich w swoją, raczej filosemicką wrażliwość.
Nie chodzi o to, żeby spierać się o pojedyncze fakty. Tu chodzi o jeden podstawowy fakt – czy przedwojenny antysemityzm był poważnym i groźnym zjawiskiem i czy miał wpływ na zachowanie się Polaków w czasie okupacji? Z książki wynika, że był dość łagodny i powierzchowny.
Tak, chcielibyśmy wygrać wojnę, a przynajmniej uciec od związanych z naszą historią dylematów. I myśleć o sobie dobrze, a więc odsunąć wszelkie podejrzenia o antysemityzm.
[…]
Legion trudno uznać za niewinną powieść historyczną ku pokrzepieniu polskich serc. Historię zawsze tworzymy (i czytamy) z myślą o współczesności, od czego autorka wcale nie zamierza się odżegnywać. Jeśli Legion sprowadzimy do najprostszych idei, to można je tak streścić: nacjonalizm jest niegroźny, bo w istocie wszyscy jesteśmy poczciwymi patriotami. Groźny i ewidentnie zły jest komunizm.
Dziarscy chłopcy z ryngrafami
Antykomunizm w czasie okupacji, antykomunizm powojenny, antykomunizm dziś to nieco inne zjawiska, ale te same hasła. Kto dzisiaj może być dla antykomunisty wrogiem? Stalin i nieistniejący ZSRR? Kapitał Marksa? Uwłaszczona PRL-owska nomenklatura? Państwo opiekuńcze? Feministki i ateiści? Adam Michnik i reszta czerwonej hołoty, którą trzeba potraktować raz sierpem, raz młotem? Dzisiejszy antykomunizm, „preczzkomunizm”, jest umysłową aberracją, wojennym totemem, którym posługuje się skrajna prawica, a niekiedy także dogmatycy gospodarki rynkowej. Mimo to istnieje i nieźle pożywi się lekturą Legionu.
Także nacjonalizm ma się coraz lepiej, a programy skrajnych narodowych organizacji niewiele różnią się od przedwojennych. Im ta historia o dziarskich, zwycięskich i wesołych chłopcach z ryngrafami na szyi bardzo się spodoba. Będzie też pasowała do ich oficjalnego odżegnywania się od antysemityzmu. A Żyda zawsze można zastąpić gejem. To zresztą ciekawe, że w poprzednich powieściach autorka znajdowała miejsce dla gejów – wśród wikingów i w piastowskiej Polsce. A tu tysiące chłopców w lesie i nigdy żadnych nie przyłapano pod jednym kocykiem?
Znam inne książki Cherezińskiej – m.in. rozmowy z Szewachem Weissem i tę o łódzkim getcie i jego „królu” Chaimie Rumkowskim. Wiem, że jej demonem jest snucie opowieści, a nie prawicowa ideologia. Tym razem jednak duch opowieści zaprowadził ją na manowce, na których wierzę, że nie chciała się znaleźć.
Elżbieta Cherezińska, Legion, Zysk i S-ka 2013
Całość tekstu czytaj w Gazecie Wyborczej z dnia 23 lipca 2013.