Wydana niedawno książka Adama Leszczyńskiego „Dziękujemy za palenie” zasługuje na znacznie więcej uwagi, niż jej poświęcono.
Przede wszystkim dlatego, że obraz Czarnego Kontynentu, jaki można z niej wyczytać, jest skrajnie różny od tego, z którym spotykamy się na co dzień.
Leszczyński podchodzi do Afryki z niezwykłą mieszanką zrozumienia i respektu. Nie powiela orientalistycznego stereotypu, że to kontynent „dla białego nie do pojęcia”, nie przedstawia go jako „tajemnicy”, której nikt nie pojmie, choćby i chciał, a jego mieszkańców jako nieracjonalnych istot żyjących w świecie magii i dawnych wierzeń. W ogóle nie ma tu żadnych „magicznych” ludów afrykańskich. Już z okładki autor zapewnia nas, że „[nieszczęścia] w większości są wynikiem tego, że ludzie w Afryce zachowują się racjonalnie: tak jak postrzegają swój interes. Wszyscy zachowują się w zgodzie ze swoim interesem – i wszystkim, paradoksalnie, jest przez to gorzej”. I takie podejście w tej książce króluje.
Jednocześnie Leszczyński – i to jedna z największych zalet tej reporterskiej relacji – stroni od prostych ocen i wyjaśnień. Nie próbuje różnych zjawisk „zrozumieć po swojemu” (czyli w wypadku Europejczyka – stereotypowo), stara się zrozumieć je naprawdę, osadzić w lokalnym kontekście, odzierając Afrykę z wielu pokutujących od lat u nas mitów.
Przykładem tego może być głęboko zakorzenione przekonanie, że głównym zagrożeniem dla słoni afrykańskich jest kłusownictwo. Nic bardziej mylnego, mówi reporter. Przynajmniej w rejonie, który odwiedził, kłusownictwo w zasadzie nie istnieje na poważną skalę, a problem jest zupełnie inny, w dodatku znacznie bardziej skomplikowany: wojna o byt tocząca się pomiędzy drobnymi farmerami, nieposiadającymi nic poza skrawkiem pola, z którego żywią całą rodzinę, i słoniami, które węszą doskonały posiłek, kiedy dojrzewają zbiory, skazując ludzi na głód.
Przy okazji dostajemy niesamowity portret słonia – niesamowicie inteligentnego zwierzęcia, które chowa się w zaroślach, kiedy nadjeżdża nocny partol straży, by zaraz po jego zniknięciu sforsować płot elektryczny (słonie szybko odkryły, że drewniane paliki w płocie nie są pod napięciem – wystarczy więc je powalić, a cały kawałek płotu zostaje „unieszkodliwiony”) bądź zasypać wykopaną przez ludzi fosę i dostać się do żywności, nim ktokolwiek zdąży zauważyć, co się dzieje.
Równie bezlitośnie Leszczyński obchodzi się z mitem, że ludzie umierają z głodu tam, gdzie żywności zwyczajnie brakuje, np. z powodu suszy. Chociaż jest to prawdą w skrajnych przypadkach (zeszłoroczny głód w Somalii), to rzeczywistość jest o wiele bardziej – a jakże – skomplikowana, a co gorsza, o wiele bardziej obciążająca dla krajów bogatej Północy: całe rodziny giną często w miastach, gdzie roi się od żywości i restauracji, w których można zamówić importowaną butelkowaną wodę mineralną znanych marek, a po sąsiedzku funkcjonuje misja zakonna pomagająca ubogim, która sprowadza dla siebie (podobno helikopterem) delikatesy z Europy.
Leszczyński nie epatuje jednak – jak to ma często miejsce w przypadku relacji z „orientalnych” miejsc – drastycznymi obrazami obliczonymi na tani efekt. Język, co jest kolejnym osiągnięciem tej książki, udało mu się dobrać tak, aby był na tyle neutralny, na ile potrzeba, a zarazem tak bardzo zaangażowany, jak to możliwe. Owszem, „Dziękujemy za palenie” zawiera fragmenty naprawdę przerażające (choćby statystyka rodem z horroru w rozdziale poświęconym przemocy seksualnej w RPA: „Według szacunków organizacji pozarządowych do gwałtu dochodzi co 17 sekund, a kobieta urodzona w RPA ma większe szanse na to, że zostanie w ciągu swojego życia zgwałcona, niż na to, że nauczy się czytać”), nigdy jednak nie są to rzucone czytelnikowi makabryczne ochłapy, budujące z góry zamierzony obraz – a jedynie uzupełnienie rozbudowanego i doskonale opisanego kontekstu.
Wyłaniająca się z tej książki Afryka jest, wbrew pozorom, normalna, swojska i możliwa do ogarnięcia przez każdego z nas. I nie chodzi tutaj o proste stwierdzenie, że Czarny Kontynent jest po prostu taki sam jak Ameryka, Europa czy Australia. Taki wniosek byłby głęboko fałszywy.
Najlepiej chyba ilustruje to fenomen szamanizmu i magii, którym poświęcony jest osobny rozdział. Czytelnik zostaje uprzedzony, aby mimo mocnego pierwszego wrażenia i powierzchownego opisu wstępnego nie wyciągał wniosków zbyt szybko i nie traktował szamanizmu jako zabobonu czy reliktu przeszłości. „To, co zachodni obserwator uważa za magię i przesąd, dla Afrykanina jest elementem szerszego systemu wierzeń, podobnie jak dla katolika jest nim założenie medalika czy modlitwa do świętego. Dla Afrykanina świat nadprzyrodzony jest obecny wszędzie i w różnych postaciach, ale jeżeli zachodni antropolog uznaje afrykański świat za pełen przesądów i magii, świadczy to tylko źle o badaczu, bo nie dostrzega, że religijni Europejczycy myślą często podobnie” – cytuje Leszczyński jednego z nigeryjskich antropologów.
Jednak i takie wyjaśnienie jest pewnym uproszczeniem. Dopiero kopiąc jeszcze głębiej, zbliżyć się możemy do prawdziwej, często bardzo racjonalnej i niemalże „europejskiej” przyczyny oskarżania ludzi o stosowanie czarnej magii. Okazuje się, afrykańskie społeczeństwa wykorzystują dawne wierzenia jako pretekst (często nie wierząc w magię) i narzędzie radzenia sobie z poważnymi problemami współczesności. Leszczyński przedstawia ku temu twierdzeniu mocne przesłanki, wsparte nawet analizami zachodnich ekonomistów.
„Czarnoksiężnicy” są po prostu wykluczonymi społecznie, w podobny sposób jak u nas wszystkiemu winni mogą być Żydzi, komuniści, darmozjady społeczne czy okradający Polskę Niemcy na spółkę z Unią Europejską. Czasem to pogoń za pieniędzmi i naśladowanie zachodniego stylu życia tworzy te kozły ofiarne – lokalna tradycja nakazuje bowiem opiekę nad rodziną, bliższą i dalszą, w każdych warunkach, a czwórka nieswoich dzieci „odziedziczonych” po zmarłych krewnych bądź starsza ciotka mogą być poważnym balastem w karierze zawodowej czy obciążeniem finansowym w ciężkich czasach. Oskarżenie o czary ten problem rozwiązuje. Nie bez powodu podejrzenie pada zawsze na osoby najsłabsze, niemogące się bronić – stanowią idealne ofiary.
Paradoksalnie więc to nowoczesność wprowadza magię do afrykańskich domostw – wbrew wyobrażeniu, że magiczne wierzenia są przeszkodą w zaprowadzeniu nowoczesnej cywilizacji.
Choć oczywiście wielu ludzi zwyczajnie w magię i jej uzdrawiające moce wierzy – tak samo jak wielu wykształconych Europejczyków wierzy w horoskopy, tarota czy światowy spisek żydowski.
Afrykańska rzeczywistość, jaką znajdujemy w książce Leszczyńskiego, nie jest więc w żadnym razie taka sama jak nasza rzeczywistość za oknem, ma bowiem swój bagaż kulturowy, tradycję i własne problemy. Rządzą nią jednak te same mechanizmy i reguły. Nietrudno zrozumieć „inność”, kiedy jest tak bardzo „nasza”.
Adam Leszczyński, Dziękujemy za palenie, wyd. PAH, Warszawa 2012.
Książka dostępna jest bezpłatnie na stronie Polskiej Akcji Humanitarnej.