Puszczalstwo okazuje się tak samo trudne jak związek monogamiczny. A może nawet trudniejsze. Bo o ile mniej więcej wiadomo, co należy robić w małżeństwie, o tyle w puszczalstwie każdą relację trzeba negocjować osobno i od początku. I może to być nieraz droga przez mękę. Recenzja Jasia Kapeli.
Kto nie marzył o tym, żeby się puszczać i być przy tym dobrym człowiekiem? Być może są tacy. Ja do nich nie należę, więc z zaciekawieniem sięgnąłem po wydaną w Polsce po ponad dziesięciu latach od amerykańskiej premiery książkę Puszczalscy z zasadami. Im jednak dalej w las, tym bardziej rozumiałem, że wiele się z niej nie do dowiem. No, może oprócz wskazówki, że puszczalscy w USA „zgłębiają tajniki rzeczywistości alternatywnych – nawiąż kontakt ze Society for Creative Anachronism albo innymi grupami zajmującymi się rekonstrukcjami historycznymi”. Czy w polskich grupach rekonstrukcyjnych panują podobne obyczaje?
„Puszczalscy z zasadami to przełomowy poradnik, przygotowany z myślą o wszystkich, którzy do tej pory tylko marzyli o spełnianiu swoich fantazji erotycznych poza tradycyjnym związkiem monogamicznym. Autorki Dossie Easton i Janet W. Hardy rozwiewają mity na temat «rozwiązłości» i pokazują, jak wieść udane życie z wieloma partnerami seksualnymi” – czytamy w pierwszych zdaniach opisu książki i trudno się z nimi nie zgodzić. Poza jednym małym szczegółem. W żadnym razie nie nazwałbym tej książki „przełomową”. Równie dobrze można by zamiast niej poczytać sobie Biblię. I to nie jest komplement.
Monogamia jest tworem ukształtowanym kulturowo, a podstawy tego tworu są natury ekonomicznej. Jeszcze dziś pieniądze są częstszym powodem zawierania małżeństwem, niż byśmy to chcieli przyznać. To się jednak zmienia. Finansowa niezależność od partnera sprawia, że nie musimy się aż tak bardzo martwić, czy będziemy mieli co do garnka włożyć, gdy związek się rozpadnie. Łatwiej zrozumieć, że nie jesteśmy monogamistami, gdy nie musimy nimi być. A dziś już nie zawsze musimy. Puszczalscy z zasadami pokazują to w sposób przystępny i łopatologiczny. Podejrzewam jednak, że większość osób, które sięgną po tę książkę, wiedziała to już wcześniej. I mogą się czuć rozczarowane.
„Seks jest wszystkim, a wszystko jest seksem”, piszą autorki. Równie dobrze mogłyby napisać: „Ciężka praca jest wszystkim, a wszystko jest ciężką pracą”. Nie tylko ze względu na lateksowe rękawiczki i inne środki ochronne, których zdaniem autorek należy używać, spełniając swoje erotyczne fantazje. Ważny okazuje się również kalendarz. W końcu nie chcemy, żeby naszemu pierwszoplanowemu partnerowi było smutno, gdy idziemy na randkę z kochankiem. A przynajmniej chcemy ten smutek zminimalizować. Jednym z rozwiązań jest szczegółowe ustalenie terminów spotkań, tak by partner miał szansę zorganizować sobie własną randkę lub inne przyjemności, które pozwolą mu nie zadręczać się tym, co właśnie robimy z kochankiem.
Innym rozwiązaniem może być ustalenie zbioru zasad: zdradzamy partnera tylko raz w miesiącu, tylko z osobami naszej płci, nie całujemy kochanków w usta, określone rodzaje seksu rezerwujemy tylko dla naszego głównego związku. Reguły można wymyślać w nieskończoność, byle wszyscy byli szczęśliwi. Ze słowniczka zamieszczonego na końcu książki dowiadujemy się, że „puszczalski” to wcale nie puszczalski. „Puszczalski” to „ktoś, kto z otwartym umysłem i sercem celebruje swoją seksualność”. Tylko czy to jest jeszcze puszczalstwo?
Tak naprawdę etyka – puszczalskich i nie – nie jest zbyt skomplikowana. W końcu chodzi o to, żeby być dobrym lub, w wersji minimum, zwyczajnie nie być chujem. Czy może być coś bardziej banalnego? Trzeba szanować siebie i innych. Być wrażliwym na potrzeby drugiej (trzeciej, zwartej, piątej) osoby, nie zapominając przy tym, że najważniejsze są jednak nasze własne. Tłumiąc swoje potrzeby, raczej nikomu nie pomożemy, a możemy zaszkodzić. Oczywiście należy realizować je tak, żeby nikogo nie krzywdzić. Etyka puszczalskich powinna być etyką życia w prawdzie. Złe są tajemnice, zła jest nieszczerość. Trzeba być otwartym. I nie zazdrościć. Ale o tym chyba też już było w Biblii?
Oczywiście „puszczalstwo” w tytule to zgrabne zagranie marketingowe, bo tak naprawdę chodzi o etykę. Podejrzewam jednak, że książka pod tytułem Etyka związków poliamorycznych sprzedałaby się trochę gorzej. Chodzi też oczywiście to, żeby pokazać, że można mieć różne związki z różnymi ludźmi i nie być wcale zdzirą. Ale czy tak naprawdę ktokolwiek w to wątpił? Osobiście mam wrażenie, że nawet osoby, które nie stosują się do wszystkich zasad „etycznego puszczalstwa” – a obowiązki puszczalskich zajmują w książce dwie strony i kilkanaście punktów – niekoniecznie i nie zawsze powinny być z tego powodu deprecjonowane. „Zdrada” nie zawsze jest tylko zdradą. Tak samo jako decyzja o monogamicznym małżeństwie nie zawsze jest decyzją, a częściej bardziej skomplikowanym splotem okoliczności.
Być może najbardziej interesujące są zamieszczone w książce praktyczne rady i życiowe przykłady. Dobrze pokazują, że owszem, można się puszczać, być szczęśliwym i nie krzywdzić innych, ale trzeba się wcześniej sporo namęczyć. Żyjemy w specyficznej kulturze, która promuje rozwiązłość i nieustannie pobudza nasze pożądania, a z drugiej strony oczekuje wierności i monogamii. Trudno sobie z tym poradzić, nawet jeśli jest się bardzo otwartą jednostką. Jeszcze trudniej wytłumaczyć naszym partnerom, że chcemy być jednocześnie wierni i niemonogamiczni. Jeśli tego właśnie chcemy. W ogóle chyba trudno wytłumaczyć drugiemu człowiekowi, czego się chce i dlaczego on ma się na to godzić, skoro sam wolałby może coś innego. Puszczalstwo okazuje się tak samo trudne jak związek monogamiczny. A może nawet trudniejsze. Bo mniej więcej wiadomo, co należy robić w małżeństwie, a w puszczalstwie każdy relacje trzeba negocjować osobno i od początku. I może to być nieraz droga przez mękę. Aż się człowiek może zniechęcić.
Ponieważ więcej tu o zasadach niż o puszczalstwie, Puszczalscy z zasadami trochę mnie nudzą. Puszczalscy bez zasad są znacznie ciekawsi. Ale o nich już jest parę książek. Które zresztą polecam nawet bardziej, szczególnie osobom niegustującym w estetyce poradnikowo-religijnej. Można też, zamiast czytać o puszczaniu, po prostu się puszczać. Albo zrezygnować z jednego i drugiego. W końcu miejscem wszystkich fantazji jest mózg. Udane życie z wieloma partnerami najłatwiej prowadzić, korzystając wyłącznie z niego. Także naszym partnerom trudno będzie być zazdrosnym o to, że zabawiamy się w mózgu ze wszystkimi.
Dossie Easton, Janet W. Hardy, Puszczalscy z zasadami. Praktyczny przewodnik dla miłośników poliamorii, otwartych związków i innych przygód, przeł. Radosław Madejski, Czarna Owca, Warszawa 2012.