Mówię ludziom: sieciujcie się, nawiązujcie kontakty, bo europejskie pieniądze są dla was!
Michał Sutowski: Społecznie działasz od wielu lat. Wypowiadasz się publicznie jako intelektualistka związana z ruchem feministycznym, Krytyką Polityczną, Kongresem Kobiet… Skąd pomysł, żeby wejść do „tradycyjnej” polityki?
Kazimiera Szczuka: Namówiła mnie Magda Środa. Kongres Kobiet chce dalej działać jako ruch społeczny, organizować szkolenia, wprowadzać tematy do debaty publicznej, ale jednocześnie te z nas, które chcą i mogą, powinny wchodzić do polityki bardziej bezpośrednio i czynić ją po prostu lepszą. Dzięki temu możemy wywierać silniejszy nacisk na PO-PiS rządzący Polską – nie tylko poprzez lobbing i oddziaływanie na polityczki wewnątrz dużych ugrupowań. Największe partie powinny czuć oddech na plecach, temu właśnie służy rywalizacja wyborcza, konkurowanie i zwyczajne odbieranie głosów. Może nie PiS-owi, rzecz jasna, ale nawet tam równościowe regulacje są siłą rzeczy przedstawiane jako dobra praktyka, bo przecież nie można obrażać własnych kandydatek. Partie, chcąc nie chcąc, licytują się, kto da kobietom więcej przestrzeni. Dotychczas niemal nikt nie sięgał do środowisk feministycznych przy kompletowaniu list – w dużych partiach jest wystarczająco wielu chętnych… A teraz, będąc na listach wyborczych, robiąc kampanie, wchodzimy politykom na ich pole, uświadamiamy, że kobiecy elektorat istnieje i nie da się go już tak łatwo zbywać frazesami.
Kampania wyborcza to inny świat niż działalność społeczna – odnalazłaś się w nim?
Na pewno lepiej rozumiem mechanizmy i rzemiosło polityki. Pracuję w nowym środowisku, z nowymi ludźmi. Bardzo pomógł mi poseł Twojego Ruchu z Bydgoszczy, gdzie startuję – Łukasz Krupa. Wyjątkowo energiczny, ambitny młody człowiek, a zarazem bardzo wspólnotowo rozumiejący politykę. Mówię o tym, bo w polityce partyjnej to naprawdę nieoczywiste: w partiach panuje zabójcza rywalizacja kandydatów z tej samej listy.
Podkładają sobie świnię?
Ścigają się na billboardy, kto da więcej; całe województwo kujawsko-pomorskie jest teraz zabilbordowane dokumentnie. Walka toczy się między kandydatami z tych samych list, dwoma panami z PiS-u i dwoma z Platformy. Tylko poseł Zemke jest rzeczywistym liderem listy SLD. Na tę reklamę outdoorową idą ciężkie miliony, co pewnie ożywia lokalny przemysł poligraficzny…
A twoja kampania jak wygląda?
Jeździmy po wszystkich powiatach regionu, rozdajemy ulotki, mamy profil na Facebooku, uczestniczymy w debatach, spotkaniach małych i dużych, występujemy w lokalnych mediach. Kampania bezpośrednia naprawdę działa. Nawet w pociągu, powiedzmy, z Bydgoszczy do Torunia, rozmawiam z pasażerami i rozdaję ulotki. Nie zawsze, bo czasami po prostu śpię albo czytam, ale agitacja w pociągu to świetna rzecz. W miastach chodzimy na targi. Inaczej niż w dużych partiach, naszych spotkań nie organizują lokalni samorządowcy, bo nie mamy w nich ludzi. Moim kapitałem jest na pewno rozpoznawalność, dość często jestem obecna w głównych mediach. Jako postaci publicznej jest mi trochę łatwiej podejść do kogoś z ulotką i zacząć rozmowę.
Zresztą nawet bez rozpoznawalności to bardzo dobra, demokratyczna metoda docierania do ludzi – sukces zależy również od tego, czy jesteś gotowy zainwestować pracę i czas w rozmowy z wyborcami. A nie tylko od forsy wydanej na przydrożne portrety kandydata. Samymi billboardami się nie wygrywa.
A o czym z tymi ludźmi rozmawiasz? Albo o co oni cię pytają?
Pytają prosto: co pani zrobi dla regionu? Co pani zrobi, żeby ludzie nie musieli stąd wyjeżdżać, żeby praca była na miejscu, żeby zarobki były wyższe? Czemu nie mamy pieniędzy na życie? To problem wszystkich regionów, ale w kujawsko-pomorskim wskaźniki bezrobocia są na poziomie ściany wschodniej. Na targach ludzie mówią o problemach drobnych przedsiębiorców, o tym, że ich stragany i stoiska wykańczają hipermarkety, których na kilometr kwadratowy jest tam faktycznie zatrzęsienie. Pytają, dlaczego samorządy zamykają szkoły – i co z tym można zrobić. Ale praca, praca i praca – to główny motyw.
Oczywiście, ktoś powie, że na południu Europy bezrobocie wśród młodych jest jeszcze wyższe. Ale to przecież są zamożne kraje, w których dzieci nawet bez pracy mają mocniejsze oparcie w rodzicach, z tego lepiej sytuowanego pokolenia… Prócz tego u nas – o tym też często słyszę – jedyny pomysł na miejsca pracy to zakłady przemysłowe, również te w specjalnych strefach ekonomicznych. Praca jest gwarantowana na trzy albo pięć lat, ale przez ten czas firma nie płaci podatków. Pracownicy tak, i z tego żyją gminy. Ale nawet pracodawcy z dużych zakładów, takich jak słynne Toruńskie Zakłady Materiałów Opatrunkowych, mają problem ze znalezieniem wykwalifikowanych pracowników na miejscu. Planują otwieranie szkół zawodowych, żeby kształcić swoich pracowników. Polityka społeczna i dołujący przemysł nie mogły się dotąd jakoś spotkać.
Co im na to odpowiadasz? Nie wszystkie z tych problemów leżą w kompetencjach UE, przynajmniej nie bezpośrednio.
Mówię, że w Unii Europejskiej jest dużo do załatwienia. Teraz na przykład ogromne fundusze przyznane zostały na odnawialne źródła energii – na Polskę przypada prawie 4,5 miliarda euro, które można przeznaczyć choćby na ocieplanie budynków czy konserwowanie sieci. A to oznacza mniejsze koszty, a przede wszystkim miejsca pracy. Dziś to się rozgrywa na poziomie województw, ale jest pewne novum – środki mogą być kierowane bezpośrednio do spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Kilka województw postawiło na prosumencki model modernizacji energetycznej, na przykład Małopolska. Kujawsko-Pomorskie nie, ale jeszcze jest to możliwe. Chodzi o to, żeby ludzie o tym wiedzieli i umieli z tego skorzystać.
Ale zielona energia nie ma u nas dobrej prasy…
Pewnie że nie. Na debatach lokalnie politycy, PiS-u, PSL-u i tych mniejszych partii dosłownie bredzą, że ekolodzy niszczą gospodarkę.
A przecież ja nie mówię o misiach polarnych, którym topnieje Arktyka; mówię o konkretach, o dobrej pracy i rachunkach za prąd. Mówię też, że rząd PO jest prowęglowy i wsteczny. Po co budujemy bloki węglowe? Powinniśmy budować zdecentralizowaną, bardziej demokratyczną energetykę, z której korzyść czerpią obywatele, a nie wielkie koncerny.
Z moich spotkań z wyborcami wynika, że młodzi ludzie wiedzą naprawdę sporo i nie kupują opowieści niektórych kandydatów, że rezygnacja z węgla zabije gospodarkę regionu. Ale też brakuje im samoorganizacji obywatelskiej, z góry sądzą, że nic się nie uda, że władza i tak zrobi swoje.
„Kioto? A co to?”
Dla wyborców wpadka naszej znakomitej pływaczki to powód do żartów. Bo wypada to wiedzieć…
Co jeszcze masz tym ludziom do zaoferowania?
Warto walczyć o regulacje dotyczące hipermarketów. W Niemczech ich liczba i wielkość jest ograniczona w stosunku do liczby mieszkańców. Ludzie wyjeżdżają na Zachód do pracy, wielu było tam kiedyś, jeszcze na czarno. Nie trzeba ich przekonywać, na czym polega postęp. I że trzeba więcej dobrobytu ściągnąć do Polski.
W jaki sposób?
Poza funduszami europejskimi są różne pomysły reform: uszczelnienia systemu podatkowego i likwidacji rajów podatkowych, dążenia do wprowadzenia europejskiej płacy minimalnej czy powszechnego ubezpieczenia od bezrobocia. Tłumaczę ludziom, że administracja europejska jest świadoma kryzysu i wie, że z powodów ekonomicznych, frustracji, rosnących nierówności ludzie gotowi są wybierać różnych Korwinów i Gowinów, co w efekcie może sparaliżować działanie Parlamentu Europejskiego. I że dlatego jest o co walczyć.
A masz kontakt z innymi kandydatami?
Spotykam ich w mediach lokalnych, które pod wieloma względami trzymają lepszy poziom niż w Warszawie. Publiczne Radio Pomorza i Kujaw czy TVP Bydgoszcz mają dobrych dziennikarzy, którzy chcą merytorycznej rozmowy, a nie pyskówki. Mają staroświecki podejście do misji – traktują to na serio.
Dziennikarze się starają. A politycy? Jakie masz doświadczenia?
Powiedzmy delikatnie, że różne. Niektórzy, gdy nie wiedzą, co powiedzieć o funduszach unijnych, to mówią coś o gender albo aborcji. Proste, prawda? Nieważne, że akurat sprawy aborcji UE nie reguluje i należy o nią walczyć w Polsce. Można też opowiadać wyborcom, że twoja hodowla gęsi na wątróbki to przykład gospodarki innowacyjnej. Panowie od Korwina mówią, że cała ta Unia to komuna i eurokołochoz, więc trzeba stamtąd wyjść, gowinowcy robią kampanię przeciw polityce rządu, którego jeszcze niedawno ich lider był ministrem, a ziobryści opowiadają o tradycyjnych wartościach narodu polskiego. Tak więc prawica raczej się wypisuje z debaty merytorycznej. Najwyżej wspomni, że pakiet klimatyczny trzeba rozmontować.
Akurat o pakiecie klimatycznym mówi też Platforma.
Tak, PO chce wprawdzie unii energetycznej, ale chodzi jej tylko o wspólne zakupy gazu w Rosji, a nie realne połączenie systemów energetycznych. Jeśli chodzi o wiedzę o energii, to wśród sporej części naszych elit politycznych panuje średniowiecze. Dlatego obawiam się bardzo o nowe rozdanie funduszy europejskich – znając historię inwestycji w energię wiatrową, można się obawiać, że kasa na ocieplanie budynków, modernizację sieci przesyłowych, inwestycje w fotowoltanikę czy małe piece na biopaliwa trafi w ręce jakichś kombinatorów.
W efekcie pieniądze pójdą w kosmos, a my będziemy mieli rozczarowane społeczeństwo, wysokie rachunki za prąd i przestarzały system. Nasi politycy tego nie rozumieją!
To samo dotyczy szkoleń dla bezrobotnych: co z tego, że są na to europejskie pieniądze, skoro zazwyczaj wygląda to tak, że przyjeżdża pan z teczką, robi prezentację w Power Poincie, a samorząd odhacza sobie, że prowadzi aktywną walkę z bezrobociem?
A co z tym można zrobić?
Samorządy o tyle w tej kwestii „same rządzą”, że chcą trzymać wszystko w garści i niewystarczająco współpracują z organizacjami pozarządowymi, które się zajmują polityką rynku pracy, i z samymi obywatelami. Kapitał społeczny jest niszczony. Nie mówię, rzecz jasna, ludziom, że jak mnie wybiorą, to dostaną pieniądze z UE do ręki; mówię: sieciujcie się, nawiązujcie kontakty z organizacjami pozarządowymi, bo te europejskie pieniądze są przeznaczone na was!
Czy w tych wyborach twoje zaplecze feministyczne ma znaczenie?
Jane, że tak. Jest w Bydgoszczy świetna Nieformalna Grupa Inicjatywa, bardzo prężna, jedną z liderek jest Ania Wróblewska. Dziewczyny zorganizowały kilka spotkań dla kandydatek, animują mnóstwo rzeczy. Kobiety, z którymi rozmawiam rozdając ulotki, są świadome, chcą równouprawnienia, rozumieją to bardzo dobrze. Na pewno jest dużo lepiej niż kiedyś, nie trzeba już wszędzie tłumaczyć, że kobiety powinny być traktowane na równi z mężczyznami. To już oczywistość. Ludzie lepiej niż politycy rozumieją, że równość ma sens.
Kazimiera Szczuka – feministka, działaczka społeczna, historyczka literatury, uczennica profesor Marii Janion. Współzałożycielka Porozumienia Kobiet 8 marca i współorganizatorka Manif. Autorka licznych artykułów i esejów oraz książek „Kopciuszek, Frankenstein i inne”, „Milczenie owieczek. Rzecz o aborcji” i „Duża książka o aborcji”. Ostatnio ukazała się pierwsza część jej głośnego wywiadu-rzeki z Marią Janion „Niedobre dziecię”.
Kazimiera Szczuka kandyduje z pierwszego miejsca listy Europy Plus – Twojego Ruchu w województwie kujawsko-pomorskim.
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych