Wieczorem 5 kwietnia czescy socjaldemokraci ogłosili zerwanie trwających od lutego negocjacji w sprawie przystąpienia do rządu. Choć przychylność prezydenta i luka konstytucyjna pozwalają Andrejowi Babišowi trwać na stanowisku premiera, to wizja stworzenia nad Wełtawą stabilnej większości parlamentarnej wydaje się coraz bardziej odległa.
Mija szósty miesiąc od wyborów parlamentarnych, w których zwyciężył ruch ANO Andreja Babiša. Nie uzyskał on jednak samodzielnej większości w Izbie Poselskiej, w której znalazło się aż dziewięć różnych ugrupowań. Pierwsza próba utworzenia rządu zakończyła się spektakularną porażką desygnowanego premiera. W styczniu parlament nie udzielił mu wotum zaufania oraz uchylił poselski immunitet. Andrej Babiš musiał więc złożyć dymisję ze stanowiska i zacząć liczyć się z rychłym postawieniem mu zarzutów wyłudzenia dotacji z Unii Europejskiej.
Te polityczne i wizerunkowe ciosy nie zakończyły jednak politycznej kariery miliardera i byłego ministra finansów. Doprowadziły jedynie do wytworzenia patowej sytuacji. Babiš rządzi jako „premier w dymisji” (jak tytułują go czeskie media), a prezydent Milos Zeman zaraz po reelekcji obiecał, że ponownie powierzy mu misję utworzenia rządu i wykluczył przedterminowe wybory.
czytaj także
Rozpoczęło się więc szukanie partnerów koalicyjnych dla ANO. Dopiero po kilku tygodniach niepewności zaczęła się klarować wizja częściowej kontynuacji układu rządzącego Czechami w latach 2014-2017, tj. mariażu ANO i socjaldemokratów (ČSSD) – tym razem w odwróconych rolach i bez wsparcia ludowców. Taki sojusz miałby w dwustuosobowej Izbie Poselskiej 93 miejsca. Dla zapewnienia większości byłoby więc wymagane wsparcie komunistów, którzy jednak pozostaliby poza rządem.
To efekt powolnego procesu „oswajania” Komunistycznej Partii Czech i Moraw (KSČM). Przez dwadzieścia lat ta antysystemowa partia, postulująca wystąpienie z NATO, jawnie odwołująca się do dziedzictwa reżimu komunistycznego, a nawet starająca się wybielać jego zbrodnie, była traktowana jak trędowaty czeskiej polityki. Dopiero pojawienie się na scenie politycznej prawicowych populistów sprawiło, że politycy głównego nurtu łaskawiej spojrzeli na dobrze znanych i „niegroźnych” komunistów. Wszystko wskazuje na to, że choć poparcie dla KSČM systematycznie spada, to właśnie teraz może ona odegrać kluczową rolę w zapewnieniu poparcia dla nowej koalicji. Jednocześnie brak bezpośredniego wejścia do rządu odpowiada obu stronom. Ministrowie komuniści mogliby być dla pewnej części elektoratu ANO nie do przełknięcia, z drugiej strony podkopaliby wiarygodność KSČM jako partii antysystemowej.
Po uzyskaniu poparcia komunistów kolejnym etapem pozostawało ustalenie warunków współpracy ANO i ČSSD. Negocjacje w tej sprawie trwały od końca lutego. Dotyczyły zarówno kwestii programowych (finansowania urlopów zdrowotnych czy podatków dla najbogatszych), jak i podziału ministerstw (socjaldemokraci żądali ich aż pięciu). Choć rozmowy chwilami były burzliwe, to oświadczenia obu stron o kolejnych rozwiązanych problemach i poparcie prezydenta kazały przypuszczać, że prędzej czy później dojdzie do porozumienia. Umowa koalicyjna miała zostać jeszcze zaakceptowana przez socjaldemokratów w wewnątrzpartyjnym referendum i z początkiem lata spodziewano się długo wyczekiwanego zaprzysiężenia rządu.
Wieczorem 5 kwietnia, niedługo po informacji o zażegnaniu sporów programowych, nastąpiło jednak zerwanie rozmów. Przedstawiciele obu partii potwierdzają, że kością niezgody okazało się Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Według polityków ANO zażądał go dla siebie szef socjaldemokratów Jan Hamáček i to właśnie doprowadziło do zakończenia negocjacji. Wyjaśnienie ČSSD jest nieco inne i pozwala dostrzec rzeczywiste polityczne interesy stojące za konfliktem przy podziale ministerstw.
Socjaldemokraci początkowo wzbraniali się przed podjęciem rozmów koalicyjnych z dwóch powodów. Pierwszym z nich były nie najlepsze wspomnienia współpracy z ANO z poprzedniej kadencji. Drugim natomiast była sama osoba Babiša, premiera, przeciwko któremu toczy się śledztwo. Ponieważ ANO kilkukrotnie odmówiło desygnowania na stanowisko szefa rządu innego polityka, a Babiš uzyskał wsparcie prezydenta, jedynym sposobem neutralizacji tego problemu stało się w oczach kierownictwa ČSSD takie rozdzielenie ministerstw, w którym mogliby ograniczyć wpływ premiera na toczącą się przeciwko niemu sprawę.
W ten sposób narodził się postulat przekazania MSW lub Ministerstwa Finansów socjaldemokratom. To pierwsze nadzoruje bowiem policję (w Czechach śledztwa takie jak to przeciwko Babišowi prowadzi policja pod nadzorem prokuratury), to drugie zaś kontroluje wydatki w ramach dotacji unijnych. Tak kategoryczna odmowa spełnienia postulatów ČSSD każe sądzić, że Andrej Babiš nie zawaha się przed wpływaniem na przebieg śledztwa we własnej sprawie.
czytaj także
Zerwanie rozmów koalicyjnych oznacza, że czeska polityka wraca do styczniowego punktu wyjścia. Wtedy możliwe wydawały się cztery scenariusze. Pierwszy to współpraca ANO z populistami z prawej i lewej strony sceny politycznej w formie koalicji lub poparcia udzielonego mniejszościowemu rządowi. Taki układ byłby ekstremalnie niestabilny i przyczyniłby się prawdopodobnie także do zaostrzenia retoryki antyimigranckiej i antyunijnej. Drugi wariant to koalicja z jedną z tradycyjnych partii, gdzie stabilność byłaby jednak stale zagrożona przez radykalną dysproporcję sił i śledztwo toczące się przeciwko Babišowi. Trzecim scenariuszem jest przeforsowanie przez ANO w parlamencie przyspieszonych wyborów, które prawdopodobnie przyniosłyby dalsze osłabienie tradycyjnych partii i wzrost poparcia dla populistów. Czwarta możliwość to natomiast kontynuacja obecnego pata dzięki współpracy premiera i prezydenta.
Przebieg rozmów z prawicowymi populistami z SPD Tomia Okamury i socjaldemokratami każe wątpić w rzeczywistą chęć premiera do wynegocjowania trwałego porozumienia w parlamencie. Natomiast niejasne sformułowania konstytucji dotyczące rozwiązania Izby Poselskiej i sama konstytucyjna pozycja prezydenta czynią z Miloša Zemana najważniejszego gracza czeskiej polityki w najbliższych tygodniach.
Prezydent kilkukrotnie wykluczył przyspieszone wybory, które wydają się najlepszym dla ANO wyjściem z sytuacji. Poparcie dla Babiša nadal nie topnieje, a wybory mogą pozostawić poza parlamentem kilka małych ugrupowań, zwiększając tym samym pulę mandatów dla zwycięzcy. Dotychczasowa polityka rządu polegająca głównie na obiecywaniu gigantycznych wydatków, choćby poprzez podwyżkę emerytur i wprowadzenie zniżek w transporcie publicznym, każe domniemywać, że ANO nadal pozostaje w trybie kampanii wyborczej.
Scenariusz kontynuacji obecnego pata przez następne miesiące jeszcze niedawno wydawał się mało prawdopodobny. Jednak ostatnie pół roku pokazuje, że taki sposób rządzenia państwem jest jak najbardziej możliwy, wymaga jedynie poparcia prezydenta. Wszystko wskazuje na to, że takie egzotyczne porozumienie dwóch populistycznych przywódców ukrócić może jedynie Sąd Konstytucyjny. Trudno bowiem takie pozaparlamentarne rozwiązanie uznać za zgodne ze standardami demokracji bądź co bądź parlamentarnej. Na takie rozstrzygnięcia trzeba będzie jednak poczekać przynajmniej następnych kilka miesięcy.
Pomimo upływu czasu nadal trudno z całą pewnością stwierdzić, który ze wspomnianych scenariuszy jest najbardziej prawdopodobny. Dwie rzeczy są jednak pewne. Przeciągający się kryzys polityczny nie szkodzi ani premierowi Babišowi, ani prezydentowi Zemanowi. Szkodzi natomiast pozycji międzynarodowej kraju i wystawia na próbę system zapisany w konstytucji Republiki Czeskiej.
**
Kajetan Stobiecki jest ekspertem Global.Lab ds. Czech i Słowacji. Ukończył historię i filozofię w Kolegium Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim. Aktualnie studiuje Global History na Humboldt Universität i Freie Universität w Berlinie. Jego zainteresowania koncentrują się na Europie Środkowo-Wschodniej.
Tekst ukazał się na portalu think-tanku GlobalLab.