Niezadowolenie z unijnej polityki służy też eurolewicy, a kierujący nią dziś duet może budzić nadzieje.
W ostatnich wyborach europejskich największe zyski odnotowała skrajna prawica. Ale nie tylko jej poparcie rosło. Część europejskich głosów protestu skierowało się w lewą stronę – ku partiom skupionym we frakcji zwanej GUE-NGL – Zjednoczonej Lewicy Europejskiej i Skandynawskich Zielonych. W mediach często pisze się o niej po prostu: Lewica. Gromadzi ona ugrupowania na lewo od europejskiej socjaldemokracji, kontestujące jej politykę z lewej flanki. O frakcji, liczącej 52 deputowanych (w poprzednim europarlamencie 35), rzadko wspomina się w polskich mediach.
Biorąc pod uwagę, że u nas słaba jest nawet – i tak, jak na europejskie standardy, bardzo centrowa – postkomunistyczna socjaldemokracja, ten sojusz nowych ruchów społecznych, radykalnych zielonych, partii o trockistowskich, czy eurokomunistycznych korzeniach może wydawać się z naszej perspektywy cokolwiek egzotyczny.
Siły społeczne i polityczne, jakie skupia europejska Lewica, mają jednak swoje stałe miejsce w pejzażu politycznym Europy. I zwłaszcza dziś widać, że często to właśnie one mogą konkurować ze skrajną prawicą.
Przy tym w sensowniejszy sposób zagospodarowując społeczny gniew, powstający w wyniku deficytu demokracji w Unii i jej polityki ekonomicznej, przerzucającej koszty ciągle odbijającego się Europie czkawką kryzysu na jej najuboższych obywateli i obywatelki. Warto więc przyjrzeć się bliżej, kto uratował Grecję przed Złotym Świtem, a Hiszpanię przed jej wersją Frontu Narodowego.
Eurokomunizm i okolice
Grupa powstała w 1995 roku. Skupiała wtedy głównie partie eurokomunistyczne z Europy Południowej i zielone partie ze Skandynawii. Z czasem dołączały do nich koalicje powstające wokół nowych ruchów społecznych, często zakorzenione w antyautorytarnych ruchach lewicy wolnościowej sięgającej korzeniami lat 60, radykalne organizacje ekologiczne i tym podobne. Najważniejszym filarem Lewicy w początkach istnienia grupy byli eurokomuniści z Francuskiej Partii Komunistycznej, włoskiej Partii Odrodzenia Komunistycznego, czy zdominowanej przez hiszpańskich komunistów koalicji Zjednoczona Lewica (Izquierda Unida). Partie eurokomunistyczne, wywodzące się z kontrolowanej przez Moskwę III Międzynarodówki, od lat międzywojennych pozostawały częścią europejskiej sceny politycznej (o ile, jak w Hiszpanii, czy Włoszech Mussoliniego, nie zdusiła ich lokalna wersja faszystowskiej dyktatury), cieszyły się pewnym poparciem i społecznym zakorzenieniem. Na ogół miały niską zdolność koalicyjną – lub nie miały jej wcale – i nawet tam, gdzie były bardzo silne, nie miały szans na objęcie władzy.
Pozostając w dużej mierze zależne od Moskwy, brały udział w parlamentarnej grze, akceptowały reguły demokracji liberalnej, nie próbowały wywołać rewolucji w krajach, gdzie pozostawały aktywne. Takich prób zresztą najbardziej bałaby się Moskwa, która potrzebowała lidera Włoskiej Partii Komunistycznej, Palmiro Togliattiego, raczej do tego, by negocjował z Fiatem licencje na budowę Łady, niż by w imieniu międzynawowej solidarności proletariatu próbował wywłaszczyć Agnellich i zaprowadzić jakąś formę władzy rad robotniczych w ich turyńskich fabrykach.
Od lat 70., partie te (w największym stopniu włoska i hiszpańska, w najmniejszym francuska) zaczynają emancypować się od Moskwy, starają się znaleźć sobie dające jakąś szansę na rzeczywiste oddziaływanie na władzę miejsce w europejskiej polityce. Od lat 90. przeżywają już głęboki kryzys, trudno im przedstawić nową pozytywną wizję politycznego ładu, która zdecydowanie odróżniałaby je od socjaldemokracji. W tamtej dekadzie nawet ona jest w kryzysie, prawie wszędzie triumfuje neoliberalizm i wiara w koniec historii.
Z czasem do eurokomunistów w ramach frakcji dołączały kolejne ruchy społeczne. Poza eurokomunistycznym, założycielskim filarem, europejska radykalna lewica ma dziś dwa najważniejsze skrzydła: nowe ruchy społeczne z południa Europy i niemiecką partię Die Linke. Ta druga powstała z połączenia postkomunistycznej, wywodzącej się z NRDowskiej partii władzy, PDS z koalicją WASG – gromadzącą nowe ruchy społeczne i dawne lewe skrzydło SPD, które pod wodzą Oscara Lafontaine’a opuściło partię w sprzeciwie wobec neoliberalnej ich zdaniem polityce Gerharda Schrödera. Przez lata PDS ograniczała swój zasięg do dawnych wschodnich landów i przez resztę niemieckiej klasy politycznej traktowana była jak skażona trądem. Dopiero od niecałej dekady Lewica zdobywa kolejne przyczółki także w dawnych zachodnich Niemczech i stopniowo traci stygmat partii postkomunistycznej. Dzięki przyzwoitym wynikom, zapewniającym jej obecność w kolejnych niemieckich parlamentach ma solidne budżetowe finansowanie, struktury i instytucje, których często brakuje luźnym koalicjom tworzącym frakcję.
Wśród takich koalicji wymienić należy trzy: włoską Inną Europę, hiszpańskie Podemos, oraz grecką SYRIZĘ. Inna Europa powstała jako koalicja wielu różnych podmiotów, spajana przez postacie nadające jej intelektualiną twarz – autora popularnych kryminałów o komisarzu Montalbano Andreę Camillerego i filozofa Paolo Floresa d’Arcais. Podemos z kolei powstało na bazie ruchów, które w 2011 roku wyprowadziły na place Hiszpanii oburzonych, młodych ludzi. SYRIZA jest z nich wszystkich najbardziej sprofesjonalizowana, od dawna jest obecna w greckiej polityce, w wyborach w 2012 roku walczyła o władzę w kraju (jako jedyna partia odmawiająca reform greckiej gospodarki narzuconych przez międzynarodowe instytucje finansowe) – przegrała minimalnie w sytuacji szantażu globalnych instytucji finansowych, zapowiadających bankructwo Grecji w wypadku jej zwycięstwa. W obecnych eurowyborach SYRIZA wygrała w Grecji, w greckich wyborach za dwa lata (jeśli nie odbędą się one wcześniej) będzie – jak wszystko na to wskazuje – znów walczyć o władzę w Atenach z realną szansą wygranej.
Podzielona lewica
Lewica ma konfederacyjny charakter, tworzące ją podmioty znacząco się różnią w poglądach na wiele kwestii. Frakcja skupia zarówno partie reformistyczne, nie stawiające sobie innych celów niż jakaś (może bardziej ambitna niż ta, jaką oferuje głównonurtowa socjaldemokracja) korekta liberalnego kapitalizmu; jak i te, które – przynajmniej nominalnie – chcą szukać alternatywy na rzecz bardziej uspołecznionej formy gospodarki; czy nowe ruchy społeczne nieufne wobec mechanizmów demokracji przedstawicielskiej i domagające się przynajmniej jej uzupełnienia przez mechanizmy demokracji bezpośredniej (Podemos).
Także w kwestii integracji europejskiej wiele różni tworzące partię podmioty. Jej główny nurt (komuniści z południa Europy, Die Linke) opowiada się za pogłębieniem integracji europejskiej, uzupełnieniem jej o społeczny wymiar. Partie te uważają, że tylko solidarna i politycznie silna Europa będzie w stanie przeciwstawić się władzy rynków. Ale we frakcji jest też duńska koalicja (grupująca siły od byłych maoistów po radykalnych ekologów) Ruch Ludowy Przeciw Unii Europejskiej, który – jak sugeruje to sama jego nazwa – opowiada się przeciw europejskiej integracji i wierzy, że to duńskie państwo narodowe samo jest w stanie lepiej zabezpieczyć interesy ludzi pracy, niż robią to niedemokratyczne, europejskie instytucje.
Wszystkie tworzące frakcje podmioty łączy jednak sprzeciw wobec obecnego kształtu integracji. Z monetarystyczną doktryną gospodarczą zapisaną w Traktacie z Maastricht, neoliberalnymi wytycznymi dla przebudowy społeczeństw Starego Kontynentu zapisanymi w Strategii Lizbońskiej, z dominacją niedemokratycznych instytucji (z Europejskim Bankiem Centralnym na czele), z integracją gospodarczą, na której korzystają zamożne Zachód i Północ, a traci ubogie Południe.
Mimo wszystkich różnic, w ostatnich wyborach Lewica była w stanie przedstawić kilka wartych rozważenia pomysłów.
Wśród nich: prawo nakazujące oddzielenie bankowości inwestycyjnej od detalicznej (wzorowane na rozwiązaniach amerykańskiego New Dealu), audyt długów krajów wspólnoty, czy program kredytowy dla małych i średnich przedsiębiorstw.
Lider i szefowa
Najbardziej rozpoznawalnym politykiem frakcji jest bez wątpienia Alexis Tspipras. To on był kandydatem Lewicy na szefa Komisji Europejskiej. Poza Ska Keller z Zielonych najmłodszym (rocznik ’74) i jedynym spoza północno-zachodniej Europy. Tsipras widocznie jednak grał na grecki wynik swojej partii, nie na europejskie zwycięstwo Lewicy. Podczas jedynej debaty kandydatów na szefów komisji, w jakiej brał udział, mówił po grecku, nie po angielsku. Widać też, że to Ateny, nie Bruksela są jego celem. Być może dlatego też nie został szefem frakcji. Chyba rozsądnie, bo w przeciwieństwie do Brukseli, na władzę w Atenach ma jakieś szanse.
Szefową frakcji, po udanych dla niej wyborach w tym roku, ponownie została kierująca Lewicą od 2012 roku i znacznie mniej od Tsiprasa rozpoznawalna polityczka z Niemiec, Gabi Zimmer. Zimmer pochodzi z NRD, po skończeniu studiów w Lipsku kierowała jedną z lokalnych gazet. Od 1981 roku była też członkinią NRDowskiej partii władzy SED. Po zjednoczeniu Niemiec Zimmer zostaje jedną ze współzałożycielek postkomunistycznej PDS, przez lata kieruje partią w Turyngii, gdzie zasiada w parlamencie krajowym. Z niego przenosi się w 2004 roku do europejskiej polityki. W europarlamencie Zimmer specjalizuje się głównie w tematyce pomocy międzynarodowej krajom rozwijającym się. Jest też znana ze swojego poparcia dla idei minimalnego dochodu gwarantowanego, nie tylko w postaci bezpośredniego świadczenia pieniężnego, ale także w dostępie do takich niezbędnych artykułów jak mieszkania czy energia.
Zimmer na pewno nie ma charyzmy i gravitas Tsiprasa. Ale być może, by kierować tak podzieloną frakcją, Lewicy potrzeba polityczki o mniejszym ego, zdolnej pogodzić różne nurty, niespecjalnie skłonnej do narzucania swojego stanowiska w codziennych pracach grupy.
Zajmując się na co dzień taką codzienną, parlamentarną pracą, Zimmer może tworzyć z Tsiprasem, obecnie niekwestionowanym liderem radykalnej lewicy w Europie, całkiem zgrany duet.
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych