Unia Europejska

Apel Macrona o europejskie odrodzenie nie może zostać bez odpowiedzi

Jeden obóz straszy przyszłością, drugi pragnie jedynie powrotu do znanej, wygodnej przeszłości. Nie tędy droga, twierdzi Emmanuel Macron i apeluje o odnowę Europy. Polska może się w tej wizji odnaleźć i skorzystać na niej – pisze Adam Traczyk, koordynator prac nad programem europejskim w partii Wiosna.

Można polemizować ze szczegółami wezwania Emmanuela Macrona do „europejskiego odrodzenia”. W kluczowym punkcie francuski prezydent się jednak nie pomylił: jeśli Unia Europejska chce przetrwać, potrzebuje odnowy. Dlatego jego apel nie może pozostać bez odpowiedzi.


Macron ma rację, gdy pisze, że Europa znalazła się w potrzasku. Z jednej strony zagrażają jej populiści i nacjonaliści. Obiecują, że swoje kraje uczynią „znowu wielkimi” przez otoczenie ich murami, które miałyby uchronić społeczeństwa przed zgubnymi wpływami z zewnątrz. Polityka ta opiera się na strachu i podsycaniu nienawiści, co zresztą doskonale widzimy w Polsce. Cztery lata temu Prawo i Sprawiedliwość straszyło nas uchodźcami, dziś na cel wzięło społeczność LGBT.

Liberalne centrum uczy się, co znaczy być bezsilnym

Po drugiej stronie barykady stoją ci, którzy zachowują się, jakby przespali kryzysy ostatniej dekady. Moralna satysfakcja wypływająca z bycia po stronie przeciwnej niż populiści przysłania im fakt, że wzbierająca frustracja i gniew mają swoje uzasadnienie w rosnących nierównościach i pękaniu więzi społecznych pod naporem globalizacji. W Polsce wydaje im się, że wystarczy powrócić do tego, co już było. Dowodzi tego powołanie do życia Koalicji Europejskiej – porozumienia, którego nie łączy żaden świeży pomysł na Unię Europejską, lecz słowo „były”. Były prezydent, byli premierzy i byli ministrowie będą więc przekonywać, że wystarczy wrócić do tego, co już było, i wtedy już jakoś to będzie – w końcu zawsze jakoś było…

Macron chce przerwać to błędne koło polityki strachu i polityki stagnacji oraz rezygnacji. To postulat, pod którym podpisać powinien się każdy, komu leży na sercu przyszłość Europy. Ale jakie konkretnie „odrodzenie” proponuje francuski prezydent?

W opublikowanym we wszystkich państwach Unii Europejskiej tekście nawiązuje do idei, które przedstawił w swoim przemówieniu na Sorbonie we wrześniu 2017 roku – „Europy, która chroni” oraz Europy, która stoi na czele pochodu postępu. Rzuca wyzwanie nacjonalistom, proponując nienacjonalistyczne odpowiedzi na lęki, na których żerują prawicowi populiści. Tak należy rozumieć postulaty dotyczące wzmocnienia ochrony granic i wprowadzenia europejskiego wynagrodzenia minimalnego, dostosowanego w drodze negocjacji do warunków każdego kraju. Jednocześnie zarysował wizję Europy przyszłości – ekologicznej i innowacyjnej. Nie zabrakło także kwestii bezpieczeństwa – zarówno w wymiarze militarnym, jak i obrony europejskich demokracji przed zagraniczną propagandą i cyberzagrożeniami.

Tyle manifestu wyborczego, którego horyzontem są majowe wybory do Parlamentu Europejskiego. Warto jednak zwrócić uwagę także na dłuższą perspektywę. Macron wskazuje przecież na wiele strategicznych wyzwań, przed którymi stoi dziś Europa. Jak zaprojektować nasze relacje handlowe z resztą świata? Jak zachować konkurencyjność Europy wobec Chin i innych potęg? Jak ustawić relacje pomiędzy państwem i wielkim biznesem, zwłaszcza tym z branży cyfrowej? Jak bronić bezpieczeństwa Europy w erze rywalizacji mocarstw? To wszystko są tematy, których nie zamieciemy pod dywan – chyba że chcemy tylko biernie się przyglądać, jak inni projektują za nas świat.

Bińczyk: Ludzkość jest dziś jednocześnie supersprawcza i bezradna!

W Polsce tradycyjne siły polityczne podchodzą do wszelkich propozycji reform Unii z ogromną dozą sceptycyzmu. Obozowi prawicowemu każda reforma kojarzy się z pogłębianiem integracji i niweczy wizję powrotu do mitycznej „Europy ojczyzn”. Dla obozu centrowego zaś samo wejście do Unii pozostaje końcem historii, w której nie warto już więcej mieszać. Tymczasem pomysły Emmanuela Macrona na Europę nie są wcale tak sprzeczne z interesami Polski, a przede wszystkim obywatelek i obywateli Polski, jak często próbuje się to przedstawiać. Dlatego powinniśmy je potraktować nie tylko jako zachętę do teoretycznych rozważań, ale także bardzo praktyczną inspirację, jak formułować naszą politykę europejską i (re)definiować nasze interesy.

W Polsce tradycyjne siły polityczne podchodzą do wszelkich propozycji reform Unii z ogromną dozą sceptycyzmu.

W dość krótkim tekście Macron proponuje powołanie aż sześciu nowych europejskich instytucji. Naraża się tym na zarzuty o dalsze rozdymanie unijnej biurokracji, ale intuicja Macrona może się okazać korzystna i dla Unii, i dla Polski. Wspólne instytucje mogą bowiem nie tylko skuteczniej dbać o interesy i realizować zadania ważne dla całej wspólnoty, ale także lepiej sprawdzają się w dbaniu o równe traktowanie wszystkich członków UE.

Tymczasem podejście polskiego rządu do tej kwestii jest co najmniej schizofreniczne. Obóz Jarosława Kaczyńskiego opowiada się bowiem za wzmocnieniem państw narodowych, przedkładając metodę międzyrządową nad wspólnotową. Nie zauważa przy tym, że korzystają na tym najpotężniejsi gracze, którym łatwiej naginać wspólne zasady, gdy nie ma nad nimi wspólnotowej instytucji hamującej narodowe egoizmy oraz wymuszającej współpracę.

Powołanie Europejskiej Rady ds. Innowacji oraz Europejskiego Banku Klimatycznego, a przede wszystkim wyposażenie tych instytucji w pokaźne środki może być dla Polski trampoliną, by wskoczyć na wyższy szczebel rozwojowy. W sprawie energetyki wszystkie dotychczasowe rządy starały się zawracać Wisłę kijem, trwając przy nieopłacalnym wydobyciu węgla. Dodatkowe środki unijne na zieloną transformację to szansa na rzeczywisty skok cywilizacyjny. Podobnie rzecz się ma z europejskimi funduszami na innowacje. Dotychczas Polska była maruderem w wykorzystywaniu tych środków. A to one powinny być motorem napędowym naszej gospodarki. Jeśli więc Macron ogłasza te dwa obszary priorytetowymi, to powinniśmy temu przyklasnąć.

Przeterminowana wizja Europy

Macron pisze także, że projekt europejski w wymiarze wewnętrznym powinien się opierać „raczej na konwergencji niż konkurencji”. Polscy politycy zwykli takie deklaracje od razu szufladkować jako zamach na swobody unijnego rynku wewnętrznego i dowód zachodniego protekcjonizmu. Widzieliśmy to doskonale w trakcie dyskusji o zmianie dyrektywy w sprawie pracowników delegowanych, w której rząd i centrowa opozycja mówiły jednym głosem. Okazało się wówczas, że mimo tylu lat dyskusji o „pułapce średniego dochodu” jedynym pomysłem na zachowanie konkurencyjności polskiej gospodarki, jaki słyszymy od sił politycznych, które od 13 lat sprawują w Polsce naprzemiennie władzę, jest niedopuszczenie, aby polski pracownik zarabiał w innym państwie UE tyle, ile jego zagraniczny kolega. A przecież ochrona praw społecznych, wysoka jakość usług publicznych i wyrównywanie standardów – być może także w formie europejskiej płacy minimalnej – to działania w interesie Polek i Polaków. Najwyższa pora, aby ta prosta prawda przebiła się do debaty publicznej.

Warufakis: Postępowa Europa rusza do akcji

Na prawicy Macron portretowany jest jako upadły przedstawiciel kosmopolitycznych elit, którego inicjatywy europejskie mają jedynie odwrócić uwagę od francuskich problemów wewnętrznych. Dla części lewicy jest natomiast reprezentantem wielkiego kapitału, którego słusznie dotyka gniew ludu. Obie strony życzą mu porażki, co uniemożliwia wejście z nim w konstruktywny dialog. A tego właśnie potrzebujemy, jeśli chcemy, aby w Unii Europejskiej nareszcie coś się zmieniło.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Traczyk
Adam Traczyk
Dyrektor More in Common Polska
Dyrektor More in Common Polska, dawniej współzałożyciel think-tanku Global.Lab. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Studiował także nauki polityczne na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn oraz studia latynoamerykańskie i północnoamerykańskie na Freie Universität w Berlinie.
Zamknij