Partia Zielonych odniosła w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego historyczny sukces: uzyskali drugie miejsce, z wynikiem przekraczającym 20%. Gdzie należy upatrywać przyczyn sukcesu Sojusz 90/Zieloni? Czy ich dobry wynik jest zapowiedzią trwałych zmian w krajobrazie politycznym Niemiec?
W porównaniu z poprzednimi wyborami do Parlamentu Europejskiego frekwencja wyborcza zwiększyła się w Niemczech o 13%, co oznacza, że głos oddało o 8 mln Niemców więcej niż przed pięcioma laty. Można by oczekiwać, że przy tak znacznym wzroście frekwencji każda z partii w Niemczech musiała coś na tym zyskać. Tak się jednak nie stało. Największymi przegranymi tych wyborów były dwie największe partie ludowe – chadecy z CDU/CSU i socjaldemokraci z SPD, którzy dostali, kolejno, około 800 tys. i 2 mln mniej głosów niż w 2014 roku.
Zyskali na tym Zieloni, którym udało się niemal podwoić wynik sprzed pięciu lat. Jeśli spojrzeć jednak na wyniki wyborów wyrażone w liczbach bezwzględnych, sukces Zielonych jest jeszcze większy. Liczba głosów oddanych na Zielonych wzrosła z 3,1 mln do 7,7 mln.
Najwięcej zyskali kosztem socjaldemokratów. Zagłosowało na nich aż 1,5 mln osób, którzy w poprzednich wyborach głosowali na SPD. Aż 1,1 mln głosów na rzecz Zielonych straciły także CDU/CSU. Zieloni odebrali także wiele głosów Die Linke (610 tys.) i liberałom z FDP (480 tys.). Poza tym udało im się zdobyć ponad 700 tys. głosów wyborców, którzy nie głosowali w poprzednich wyborach do Bundestagu.
Największe poparcie Zieloni uzyskali wśród najmłodszych wyborców (18–24 l. – 33%), gdzie wyraźnie zdeklasowali wszystkie pozostałe partie. Zwyciężyli też w grupie wiekowej 30–44 (25%), bardzo dobry wynik uzyskali również wśród wyborców wieku 45–59 l. (25%), w której minimalną przewagę udało się zachować chadekom. Najsłabiej poradzili sobie (13%) wśród najstarszej (i najliczniejszej) grupy wyborców 60+, gdzie nadal najmocniejsi są chadecy, którzy zyskali prawie 40% głosów. Zieloni zwyciężyli głównie w największych miastach, głównie głosami urzędników i pracowników umysłowych, czyli przeważnie osób z wyższym wykształceniem i niezłymi dochodami.
Zieloni odnieśli sukces nie tylko w eurowyborach. 26 maja w Niemczech odbywały się także wybory samorządowe w 10 krajach związkowych, w których zdobyli znacznie lepsze wyniki, niż oczekiwano – przede wszystkim w dużych miastach i zachodnich landach.
Ochrona klimatu najważniejsza w kampanii wyborczej
Sukces wyborczy Zielonych w wyborach do Parlamentu Europejskiego częściowo pozwalają zrozumieć dane dotyczące zagadnień, które były najistotniejsze z punktu widzenia wyborców. Według badań Infratest dimap za najważniejsze uznawali oni ochronę środowiska (48%) i kwestie socjalne (43%). Znacznie mniejsze znaczenie odgrywało natomiast „utrzymanie pokoju” (35%) czy polityka migracyjna (25%).
Markiewka: Tragedii nie ma, czyli wszyscy żyjemy w Czarnobylu
czytaj także
Trzeba zaznaczyć, że dla 88% wyborców Zielonych to właśnie ochrona klimatu i środowiska odgrywała największą rolę w głosowaniu. Znacznie mniejsze znaczenie dla tego elektoratu miało bezpieczeństwo socjalne (39%) czy utrzymanie pokoju (31%), nie wspominając o polityce migracyjnej (13%) czy wzroście gospodarczym (9%). Z tych samych badań wynikało, że dla większości Niemców (56%) to partia Zielonych była najbardziej kompetentna w dziedzinie ochrony klimatu i środowiska. W przypadku chadeków taką opinię wyrażało 14%, a SPD – zaledwie 5%.
Specyfika niemieckich eurowyborów
Sukcesu wyborczego Zielonych nie można jednak tłumaczyć wyłącznie europejską falą demonstracji w sprawie klimatu. W Szwecji Partia Zielonych (Miljöpartiet de Gröna) nie odniosła równie spektakularnego sukcesu jak niemieccy Zieloni, wprost przeciwnie – jej wynik był gorszy niż w poprzednich wyborach do PE. Także w wielu innych państwach członkowskich, w których uczniowie protestowali w ramach „strajków szkolnych dla klimatu”, nie odnotowano większej liczby głosów dla partii i ruchów proekologicznych. W porównaniu z wyborami w 2014 roku ich wynik powiększył się o niecałe 7%, co daje im dodatkowe 17 miejsc w europarlamencie, nie jest to więc spektakularny sukces.
Zaskakująco dobry wynik Zielonych w Niemczech da się wytłumaczyć po części samą specyfiką wyborów europejskich w tym państwie. Frekwencja w wyborach do Parlamentu Europejskiego w RFN była zawsze zdecydowanie niższa niż w wyborach do Bundestagu i do parlamentów krajowych. Dla przeciętnego Niemca wybory europejskie znajdują się więc na trzecim miejscu pod względem ważności. Przebieg tegorocznych wyborów pokazał, że wyborcy w Niemczech, podejmując decyzje wyborcze, dokonują rozróżnienia, na kogo będą oddawać swój głos w poszczególnych wyborach.
Ilustracją tego może być przebieg wyborów w Bremie, gdzie równocześnie z wyborami do Parlamentu Europejskiego odbywały się wybory krajowe i samorządowe. Rządząca w Bremie SPD w wyborach europejskich osiągnęła wynik znacznie gorszy niż w wyborach do parlamentu krajowego Bremy. Zieloni natomiast zdobyli w wyborach europejskich znacznie lepszy wynik (22%) niż w wyborach landowych (17,4%).
Różnice w wynikach wiążą się ze specyfiką wyborów europejskich, które w odróżnieniu od wyborów do Bundestagu czy do parlamentów krajowych w oczach wyborców znacznie mniej wiążą się z „konkretną” polityką. Są raczej pewnego rodzaju deklaracją, której konsekwencje są słabo widoczne ze względu na złożoność europejskiego parlamentaryzmu.
Transfery socjalne, nie obyczajówka. Jak PiS wygrał eurowybory
czytaj także
Ważnym atutem niemieckiej ekopartii jest to, że w odróżnieniu od pozostałych, a przede wszystkim CDU, SPD i Die Linke, jej elektorat jest znacznie bardziej zmobilizowany do głosowania w eurowyborach. Zieloni bardzo zyskali dzięki temu, że przy towarzyszącej tym wyborom narracji w całej Europie, odnoszącej się do zagrożenia Unii Europejskiej ze strony nacjonalistów i populistów, ich proeuropejskie zaangażowanie i profil programowy były najbardziej wyraźne spośród wszystkich partii politycznych w Niemczech.
Słabość kampanii wyborczej chadeków i socjaldemokratów
Zieloni zyskiwali w kampanii dzięki słabości współrządzących chadeków i socjaldemokratów, których główny przekaz koncentrował się na stwierdzeniu, że Unia Europejska to kooperatywny i wspierający pokój w Europie projekt. Zarówno CDU/CSU, jak i socjaldemokraci jawili się w oczach wyborców jako partie statusu quo.
Narracje ich kampanii wyborczej można w pewnym sensie porównać z tymi proponowanymi przez Koalicję Obywatelską, której przekaz niemal wyłącznie ograniczał się do podkreślania zagrożenia ze strony nacjonalistów i populistów.
czytaj także
Na korzyść Zielonych działało też to, że w odróżnieniu od większości innych partii nie byli pogrążeni w sporach personalnych i kłótniach dotyczących strategii wyborczej, jak np. Die Linke, gdzie ostro spierało się skrzydło eurosceptyków z frakcją optującą za bardziej prointegracyjnym i konstruktywnym programem.
Zielonym pod przewodnictwem Habecka i Baerbock udało się wyciszyć spory pomiędzy partyjnymi frakcjami. Zaprezentowali się jako idealna partia centrum, która zagospodarowuje oczekiwania wyborców zmęczonych sporami wewnątrzpartyjnymi, brakiem nowych zasobów intelektualnych i orientacji normatywnej pozostałych partii.
Wyraziste przywództwo
Zieloni poradzili sobie także z innym ważnym problemem eurokampanii w Niemczech, a mianowicie z rozpoznawalnością kandydatów. Według badań kilka tygodni przed wyborami większość głównych kandydatów nie była szerzej znana przeważającej części opinii publicznej. Dotyczyło to również głównych kandydatów Zielonych, Ski Keller i Svena Giegolda, którzy jako wieloletni posłowie do europarlamentu stosunkowo rzadko byli aktywni w polityce krajowej. W kampanię Zielonych mocno zaangażowali się jednak ich liderzy, Annalena Baerbock i Robert Habeck, którzy cieszą się dużą popularnością.
czytaj także
Habeck, były minister ds. energii, ochrony środowiska i rolnictwa w lokalnym rządzie w Szlezwiku-Holsztynie, według ostatniego sondażu dziennika „Die Welt” wygrałby w cuglach z Annegret Kramp-Karrenbauer, następczynią Merkel na stanowisku przewodniczącej CDU, gdyby wyborcy mieliby bezpośrednio wybierać kanclerza. Z powodu słabego wyniku chadecji w wyborach w CDU narastają zresztą wątpliwości co do kandydatury AKK na stanowisko szefa rządu federalnego.
Polityczna świeżość i rozpad duopolu
Choć Zieloni są aktywni w Niemczech już prawie 40 lat, udało im się zachować pewien rodzaj politycznej świeżości. W latach 1998–2005 współtworzyli koalicję rządową z SPD pod przywództwem Gerharda Schrödera, współrządzili też na poziomie landów.
Zieloni mają więc za sobą marsz przez instytucje – ale nie stracili zrozumienia dla ducha czasu. W trakcie kampanii ich liderzy przekonująco mówili nie tylko o ochronie klimatu i środowiska, ale także o kwestiach ochrony socjalnej, koniecznych reformach instytucjonalnych UE czy konieczności stałej obserwacji państw członkowskich pod kątem respektowania praworządności i standardów demokratycznych.
czytaj także
Świeżość ta może okazać się kluczowa w czasach rozpadu utrzymujących się w Europie od powojnia duopolów chadecji i socjaldemokracji. Ich podporą był spór o charakterze ekonomicznym: reprezentanci kapitału kontra przedstawiciele klasy robotniczej. Dzisiejsze główne podziały polityczne mają w większym stopniu charakter kulturowy czy normatywny.
Przekładając na to na realia polityki europejskiej, stronami konfliktu są dzisiaj zwolennicy dalszego pogłębienia integracji i ci, który chcieliby Europy ojczyzn czy wręcz wyłącznie unii celnej. W Niemczech głównymi antagonistami zdają się dzisiaj Zieloni – jako reprezentanci wielkomiejskiego mieszczaństwa – i AfD skupiająca zwolenników obrońców kultury narodowej, tradycyjnych wartości i dekonstrukcji Unii Europejskiej. Nie jest przypadkiem, że Alexander Gauland, współprzewodniczący AfD, i przywódca bawarskich konserwatystów z CSU Markus Söder po eurowyborach wskazali właśnie na Zielonych jako głównych antagonistów swych partii.
czytaj także
Perspektywy przed wyborami do Bundestagu
W Brukseli przed niemieckimi Zielonymi świetlana przyszłość. Ich wynik znacznie wzmocnił frakcję Zieloni – Wolny Sojusz Europejski (Greens/European Free Alliance), w której Niemcy mają najsilniejszą narodową reprezentację. Stanowią więc część większości, która będzie wybierać nowego przewodniczącego Komisji Europejskiej, co otwiera im także możliwości wynegocjowania ważnych stanowisk w unijnych instytucjach dla swoich przedstawicieli.
czytaj także
Trudniejszym zadaniem dla Zielonych będzie powtórzenie sukcesu w przyszłych wyborach do Bundestagu. Ich sytuacja wyjściowa jest bardzo korzystna. Jeszcze na kilka miesięcy przed kampanią ich notowania w sondażach dotyczących wyborów do Bundestagu były bardzo obiecujące. Poparcie dla nich kształtowało się na poziomie 18–20%. W ostatnich dniach po wyborach jeszcze bardziej się zwiększyło. Według najnowszych sondaży mogą już liczyć na głos od 25 do 27% wyborców, czyli prawie tyle samo co chadecy Merkel.
Zieloni mają za sobą marsz przez instytucje – ale nie stracili zrozumienia dla ducha czasu.
Ale to, czy uda się im powtórzyć sukces w wyborach do Bundestagu, które odbędą się w 2021 roku, będzie zależało od tego, czy uda im się spełnić wysokie oczekiwania związane z ostatnimi wyborami. Zdaje się, że przywództwo Zielonych ma tego świadomość. Habeck na konferencji prasowej w Berlinie tuż po ogłoszeniu oficjalnych wyników studził emocje i podkreślał, że rozbudzone nadzieje teraz trzeba wypełnić treścią. Choć wynik przekraczający 20% daje mu powody do radości, w odróżnieniu od Roberta Biedronia nie mówił nic o sile, której nie da się już zatrzymać.
Powtórzenie wyniku wyborczego za dwa lata będzie dla Zielonych poważnym wyzwaniem organizacyjnym i logistycznym. Ze swoimi 80 tysiącami członkiń i członków są pod względem personalnym, strukturalnym i finansowym znacznie słabiej wyposażeni niż pozostałe partie. Na tegoroczną kampanię wyborczą chadecy przeznaczyli 11 mln euro, socjaldemokraci 10 mln, Zieloni natomiast, będący w Bundestagu minipartią, mogli zainwestować w kampanię jedynie 3 mln euro. A trzeba zaznaczyć, że na kampanię wyborczą przed wyborami do Bundestagu niemieckie partie inwestują średnio co najmniej dwa razy więcej środków. Najbliższy test dla Zielonych przed wyborami do parlamentu federalnego już wkrótce. We wrześniu odbędą się wybory do trzech wschodnich parlamentów krajowych: w Brandenburgii, Saksonii i Turyngii.
Good Bye, Merkel! Koniec Niemiec, jakie znamy [rozmowa z Burasem]
czytaj także
**
Karol Janoś – analityk Instytutu Zachodniego. Absolwent Kolegium MISH UW i doktorant w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Zajmuje się niemiecką polityką zagraniczną, bezpieczeństwa i obrony.