Apokaliptyczne wizje katastrofy klimatycznej odstraszają i paraliżują. Każdy raport krzyczy, że to się źle skończy i że musimy coś zrobić, ale co? Zamiast panikować, możemy znajdować konkretne rozwiązania – Ewa Sapieżyńska pisze z Oslo.
Tøyen, emigrancka dzielnica w centrum Oslo, która ostatnimi laty staje się coraz bardziej hipsterska. Na domofonie Pawła widnieje symbol spirali, to logo jego domu otwartego, który nazywa dep.artamentem – mieszkaniem, gdzie wykluwa się sztuka i nie tylko. Mijam ogródek na podwórzu, taras ze stołem, rabatki, rowery. Tabliczka – w 1991 roku ogródek dostał wyróżnienie spółdzielni mieszkaniowej. Pnę się na poddasze kamienicy z końca XIX wieku.
Od wejścia dostaję propozycję spróbowania domowej kombuczy. Zaraz potem w kuchni odkrywam produkcję larw. To jedzenie przyszłości – bogate w białko, a jednocześnie niepotrzebujące miejsca, pokarmu i wody. Sproszkowane larwy Paweł chce w przyszłości wykorzystywać też jako tusz do drukarek 3D. Owady mają kilkupoziomowy, niewielki pojemnik. Dzięki temu na jednym poziomie żyje starsze pokolenie żuków, niżej jajka, a obok larwy wcinają płatki owsiane i mikroskopijne kawałki brokuła. Na samym dole jest toaleta.
– Czuję się jak bóg – śmieje się Paweł, odpowiedzialny za życie, śmierć i zasady etyczne w społeczności owadów. Jeśli za bardzo spadnie im wilgotność w pojemniku, zaczynają się wzajemnie zjadać.
czytaj także
Paweł jest cieślą i akrobatą. A także animatorem kultury, pedagogiem międzykulturowym, entuzjastą szachoboksu. Chodził, a raczej biegał i tańczył na szczudłach w jednym z kultowych teatrów ulicznych Norwegii, Stella Polaris, który to swego czasu otwierał igrzyska zimowe w Lillehammer. Sporo włóczył się po Europie, na Węgrzech otworzył przy okazji nielegalny bar.
Do Oslo zawitał latem 2008 roku. Najpierw mieszkał pod namiotem nad jeziorem Sognsvann, słynącym z tego, że w pierwszych latach po wejściu Polski do Unii rozbijali tam obozowiska liczni rodacy imający się fuch malarsko-stolarskich. Malował i bejcował drewniane domki, potem w praktyce nauczył się fachu cieśli.
Pawła rozpiera energia. Kiedy zakochał się w dziewczynie z Trondheim, poszedł do niej z Oslo pieszo, na kawę. To jakieś 500 kilometrów. Podróż trwała 26 dni. Został w Trondheim cztery lata, założył grupę akrobatów, organizował koncerty jazzowe.
– Jak się przedstawiasz sąsiadom? – pytam.
– Dawkuję historie i kwalifikacje. Nie od razu mówię im też, że hoduję larwy, ale jak już wpadną z wizytą, to pytam, czy nie chcieliby czegoś na ząb.
Zaraz potem i ja próbuję prażonych larw. Przypominają w smaku ziarna słonecznika.
I–III: Recykluj – reperuj – redukuj
Niedługo będą też boczniaki rosnące na fusach po kawie, warzywa podlewane filtrowaną deszczówką, na balkonie ule, a na dachu hydropanele, które z wilgotności powietrze produkują wodę pitną. – Tej niby w Norwegii pod dostatkiem, ale w perspektywie kilkunastu lat wiele może się zmienić – mówi Paweł.
„Bycie buntownikiem w naszych czasach to produkowanie własnej żywności i dzielenie się nią” – głosi Manifest dep.artamentu. Dalej manifest tłumaczy, że bunt nie wystarczy. Potrzebne są konkretne pomysły na to, jak żyć w czasach katastrofy klimatycznej.
czytaj także
Ambicją Pawła jest stworzenie mieszkania/habitatu, gdzie testuje się pomysły na samowystarczalność, na nowe przystosowania do zmiany klimatu, które i inni mogliby wprowadzić w swoich domach. Chce być pionierem, łączyć istniejące technologie z nowymi wizjami. Chce się swoimi pomysłami dzielić, a nie je sprzedawać.
– Pełno jest start-upów, które niby mają być „zielone”, ale zamiast hamować konsumpcjonizm i nadprodukcję, tylko je dokarmiają – mówi. – Jedna z największych spółdzielni mieszkaniowych w Oslo ogłosiła, że będzie z Microsoftem i gigantem telekomunikacyjnym Telenor budować domy przyszłości, inteligentne, oszczędzające energię. No super, ale będą nowe, poza Oslo, to jest deweloperka, a nie rozwiązanie. Powinniśmy raczej skupić się na tym, jak przekształcać i dostosowywać istniejące już przestrzenie.
IV–VI: Twórz – działaj – przezwyciężaj
– Ludzi odstraszają i paraliżują apokaliptyczne wizje katastrofy klimatycznej. Raport za raportem krzyczy, że to się źle skończy i że musimy coś zrobić, ale co? Zamiast panikować, musimy znaleźć holistyczne rozwiązania. Musimy działać, przekształcać problemy w zasoby.
Wspólnie z Pauliną Grabowską, projektantką innowacji w zakresie zrównoważonego rozwoju, Paweł planuje instalację akwariów do produkcji żywności, jednego słodkowodnego, drugiego z wodą morską (na szparagi morskie!). I ceramicznych lodówek, które nie potrzebują prądu, jakich tradycyjnie używa się w Maroku. Kolejnym ich wspólnym projektem jest bank nasion, chłodzony powietrzem z zewnątrz przez specjalnie zaprojektowany system lejków. Paweł chciałby też dać gościom do dyspozycji warsztat do napraw ubrań i sprzętów.
„Planowane starzenie się urządzeń to strategia rozwoju gospodarki, a nie naszego rozwoju. Idea, że potrzebujemy coraz to nowych rzeczy, jest silnie promowana – sprzedawana, wpajana nam. Prawda jest taka, że potrzebujemy tylko ograniczonej liczby przedmiotów” – głosi Manifest.
All you need is less, jak mawiał wieszcz.
„Samowystarczalność, dzielenie się i naprawianie zepsutych rzeczy uderzają w PKB i nasz system gospodarczy. A zatem pieprz się, PKB. Nie jesteś wskaźnikiem skrojonym na miarę tego świata, dla natury i nas, organizmów tu żyjących”.
VII–IX: Odkrywaj – pielęgnuj – odzyskuj
Dopiero po zakupie poddasza Paweł odkrył, że mieszkanie należało do jednego z prekursorów abstrakcyjnego ekspresjonizmu w Norwegii, Ole Sjølie, który mieszkał tu do śmierci w 2015 roku. Rodzina Ole przekazała Pawłowi mapę skrytek w mieszkaniu. Jest ich wiele, a bez mapy trudno by je było zaleźć. To jak mapa skarbów.
Ole Sjølie nie sprzedawał swoich dzieł, nie interesowały go pieniądze, sława też nie bardzo.
– Nie chciał się podporządkować oczekiwaniom czy standardom – mówi Paweł.
Żył z pensji nauczyciela plastyki, a potem ze skromnej emerytury. Po wielkiej wystawie jego dzieł w Trondheim w 2012 oddał wszystkie prace za darmo do muzeum miasta.
– Trondheim, moja miłość – śmieje się Paweł.
czytaj także
Ole miał 17 lat, gdy w 1940 roku zaczęła się nazistowska okupacja Norwegii. W swoich pracach często problematyzuje psychologię tłumu: konformizm, rozproszenie odpowiedzialności i utratę kompasu etycznego.
– Czytając więcej i więcej o Ole i odkrywając jego mieszkanie cal po calu, czuję z nim coraz mocniejszą więź. To mieszkanie jest dziełem sztuki. Zanim cokolwiek w nim przekształcę, chcę to, co tu zastałem, udokumentować i zeskanować, tak by potem móc wrócić do oryginału i pokazać go odwiedzającym jako rzeczywistość rozszerzoną (augmented reality). Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się tu też zorganizować wystawę obrazów Ole w rzeczywistości rozszerzonej. To projekt artystyczny, który rozwijamy z parą przyjaciół, nazywamy go „Spotkaniem przeszłości z przyszłością”.
Ole tworzył tu na poddaszu, gdzie wszystko przemalował na biało i czarno, po tym, jak w latach 60. odszedł od koloru w swoich pracach. W biblioteczce nadal stoją książki z grzbietami pomalowanymi na czarno. Poduszki, deski do krojenia i inne sprzęty kuchenne Ole też przemalowywał na czarno.
Tutaj też wiódł bujne życie towarzyskie wraz z innymi artystami epoki. Numer telefonu Sylvii Antoniou Nesjar, krytyczki sztuki i żony wieloletniego współpracownika Pabla Picassa Carla Nesjara, napisany jest czarnym markerem na ścianie przy wejściu do mieszkania.
Zeszłego lata gigantyczne betonowe freski Nesjara i Picassa zostały zdjęte z byłej kancelarii premiera. Budynek zdecydowano się zburzyć, po tym, jak uległ częściowemu uszkodzeniu w ataku terrorystycznym skrajnie prawicowego Andersa Breivika w 2011 roku. Protesty przeciw zburzeniu budynku trwały od lat, tłumy w koszulkach w paski à la Picasso, chóry śpiewające pod budynkiem w deszczowe wieczory. Sam Nesjar miał 93 lata, gdy dowiedział się, że władze postanowiły wyburzyć budynek. – To niezrozumiale. Niech sobie wyburzą ratusz i całe centrum. A zamiast budynku kancelarii proponuję wieżę Eiffla – skomentował sarkastycznie.
X: Dziel się
– Odkąd dowiedziałem się, że to Ole zbudował ogródek na dole, też wziąłem na siebie rolę konstruktora – opowiada Paweł. Sąsiedzi byli zachwyceni. Pod moim przywództwem zaczęliśmy wspólne prace ogrodowe. Przesadzając krzaki, znaleźliśmy zakopane w ziemi plastikowe zawiniątko, w nim metalową puszkę, a w środku pęk kluczy. Pobiegłem z nimi na górę i oczywiście pasowały. Ole zapasowe klucze zakopał w ogródku! Dorobiłem jeszcze kilka par i rozdałem znajomym.
czytaj także
Mieszkanie jest otwarte dla znajomych artystów, którzy wpadają w dzień popracować. Przed koroną odbywały się tu happeningi i koncerty. W toalecie znajduję czarny papier toaletowy pomalowany tak na cześć Ole. I wystawę fotograficzną.
Do domu dostaję zaczyn na kombuczę. Za parę dni wpadnę też na warsztaty z kiszonek.