Festiwal Roskilde potwierdza, że co roku miejsce imprezy odwiedza ponad 300 zbieraczy opakowań zwrotnych z około 15 krajów.
W Danii krąży taki żart: raz w roku festiwal Roskilde staje się czwartym co do wielkości miastem w kraju. Impreza, która była niewielkim zlotem studenckim w latach 70., imprezą muzyczną organizowaną w pobliżu stolicy Danii, Kopenhagi, rozrosła się do rozmiarów jednego z największych tymczasowych miast na świecie – w ubiegłym roku sprzedano tam 130 tysięcy biletów.
Festiwal uważa się za element kultury narodowej, symbol przyjaźni, wyzwolenia i wolności, część związanego z dorastaniem doświadczenia wielu młodych Duńczyków. Studentka z Kopenhagi pisze: „[…] to znacznie więcej niż tylko festiwal muzyczny. Kładziesz się spać w lodowato zimnym namiocie, a budzisz się, z trudem łapiąc oddech w saunie […]. Obiecujesz sobie, że będziesz oszczędzać pieniądze i jeść tylko makrele w sosie pomidorowym, ale ostatecznie szukasz food trucków tuż po otwarciu miasteczka festiwalowego. I wracasz tam po roku, możesz być tam tym, kim naprawdę jesteś, lub stać się kimś innym […], ponieważ festiwal Roskilde jest przestrzenią wolności”.
„Kontrola jest dobra, ale zaufanie tańsze” – mawiają Duńczycy. A jak wygląda praktyka?
czytaj także
Festiwal Roskilde to swoista Arkadia 2.0, ukształtowana przez współczesne priorytety i postępowe ideały. W duchu utopijnych wizji ta „nowa sielankowa utopia” zapewnia przestrzeń do tego, aby skupić się na przyjemnościach życia: nawiązywaniu relacji, marzeniach przy muzyce i doświadczaniu środowiska bez granic. Jednocześnie festiwal promuje idee łatwo dostępnego aktywizmu, przedstawiając się jako „ruch” i mając prawny status organizacji non profit.
Wiele osób nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że podczas gdy uczestnicy wydarzenia bawią się w najlepsze, setki osób pracuje w jego cieniu, chroniąc festiwal przed utonięciem w morzu śmieci.
Co roku rośnie liczba osób pochodzących ze społeczności marginalizowanych, głównie z Rumunii i Afryki Zachodniej, które podróżują na północ po to, by zbierać puste butelki po piwie, kubki i puszki wyrzucane przez tysiące uczestników festiwalu i wymieniać je na gotówkę za pośrednictwem duńskiego systemu zwrotu opakowań. Festiwal Roskilde potwierdza, że co roku miejsce imprezy odwiedza ponad 300 zbieraczy opakowań zwrotnych z około 15 krajów.
Są kaucje, są też zbieracze butelek
Zbieracze opakowań działają w większości krajów, które wdrożyły system kaucji za butelki i puszki aluminiowe. O ile praktyka ta jest jednym z wielu sposobów na dodatkowy zarobek dla osób żyjących poniżej granicy ubóstwa w ciągu roku, o tyle w sezonie festiwalowym skala zjawiska rośnie. Na przykład w Danii całe rodziny podróżują na północ specjalnie po to, by zdobyć środki na życie, zbierając puszki po piwie wyrzucane przez Duńczyków.
Zbieracze butelek działają w szarej strefie. Wielu uczestników festiwalu błędnie uważa, że osoby zbierające opakowania są oficjalnie zatrudnione w roli personelu sprzątającego, ale tak nie jest. Wszystkie te osoby płacą za zwykły, pełny bilet wstępu na imprezę.
Jak zbieranie surowców wtórnych wpisuje się w „przestrzeń wolności” na festiwalu Roskilde? Jak odbierają festiwal sami zbierający? Aby odpowiedzieć na te pytania, latem ubiegłego roku spędziłam cały tydzień na imprezie. Pomiędzy koncertami i wydarzeniami pracowałam jako wolontariuszka w punktach zwrotu opakowań i poznawałam codzienne życie zbierających je ludzi.
Ludzie, hałas i śmieci
Nadszedł 30 czerwca, dzień rozpoczęcia festiwalu, czyli czas, abym i ja wsiadła do pociągu kolei regionalnych z Kopenhagi do Roskilde. Razem z setkami podekscytowanych uczestników festiwalu.
Festiwal odbywa się na południe od miasta Roskilde, około 5 km od centrum i 35 km od Kopenhagi. Już w drodze na pole namiotowe czuć elektryzującą, lekko surrealistyczną atmosferę. Spory w tym udział absurdalnej ilości bagażu taszczonego przez uczestników.
Czytelnik może sobie wyobrażać, że na muzyczny festiwal wystarczy spakować plecak. Nic bardziej mylnego! W duńskim Roskilde widzę setki ludzi ciągnących za sobą bardzo pakowne wózki i torby z IKEI. Głośniki pchane na wózkach sklepowych, dziesiątki zgrzewek tuborga i przeróżnych zapasów chybotliwie poukładanych i kreatywnie zabezpieczonych taśmą. Ktoś zabrał na imprezę kanapę z salonu – tak, prawdziwą kanapę!

Już pierwszego dnia festiwalu uderza mnie ciągły hałas. Oprócz scen muzycznych większość imprez odbywa się na polu namiotowym, gdzie grupy uczestników organizują własne obozowiska i puszczają muzykę z potężnych głośników.
Na szczęście jako wolontariuszka mam wstęp do zarezerwowanej strefy kempingowej, która jest znacznie spokojniejsza niż reszta terenu. Każda z moich zmian trwa osiem godzin – zarówno w dzień, jak i w nocy – przez cztery kolejne dni festiwalowego tygodnia, przeplatając się ze „zwykłym” uczestnictwem w festiwalu.
Jako duży festiwal Roskilde ma kalendarz wypełniony po brzegi. Oprócz wielkich gwiazd, które co roku występują na jego scenach, impreza oferuje bogaty program z udziałem mniej znanych artystów, a także kilka scen poświęconych prelekcjom i warsztatom.
Kilka godzin później koncert trwa w najlepsze. Stoję z tyłu, wokół mnie pełno osób, które piją i rozmawiają. Nieopodal dziewczyna i chłopak zdają się kłócić – skupieni wyłącznie na sobie, nie zauważają młodej kobiety, która podnosi z ziemi ich puste kubki po piwie.
Płonący McDonald’s w Kalifornii to symbol schyłkowej fazy amerykańskiego turbokapitalizmu
czytaj także
W trakcie koncertów, paneli poświęconych innowacjom i przesiąkniętej zapachem piwa codziennej rutyny, która rozmywa granice między dniami, zbieracze butelek wyłaniają się niczym półniewidoczne postacie. Poruszają się zręcznie w tłumie, zabierając każdą butelkę, jaką uda im się znaleźć. Wydają się poważni, a ich działanie cechuje przemyślna strategia: wiedząc, że zgniecione lub uszkodzone opakowania tracą wartość, starają się wdmuchiwać powietrze do butelek lub prostować pogniecione puszki, zanim wrzucą je do swoich pęczniejących worków.
To dopiero pierwszy dzień, a już uderza mnie ogromna ilość śmieci i brudu. Częścią „klimatu” Roskilde zdaje się niemal hedonistyczne podejście do życia, w którym sprzątanie staje się czynnością zbyt nudną, by zawracać sobie nią głowę: pustą puszkę po piwie rzuca się na ziemię i można iść dalej.
Paradoksalnie, choć system kaucji miał zachęcać konsumentów do dbałości o odpady, wśród niektórych młodych Duńczyków panuje przekonanie, że zbieranie butelek – nawet własnych – i wymienianie ich na pieniądze jest czymś wstydliwym. Jak na ironię, wyrzucanie opakowania staje się symbolem statusu. To niewypowiedziany sygnał: Nie brakuje mi pieniędzy.
Jakiś czas później rozmawiam z Marlene, która pochodzi z Roskilde i ma 50 lat. Marlene uczestniczy w festiwalu od lat 80. Kiedy poruszam temat zbierania butelek, wspomina, że jako mała dziewczynka wchodziła na teren festiwalu i zbierała puszki po piwie, aby wymienić je na drobne. W tamtych czasach zbieranie butelek było zajęciem dla dzieci, które dorabiały w ten sposób do kieszonkowego – zupełnie inaczej niż dziś.
Lato 2024 roku przyniosło festiwalowi Roskilde deszcz i chłód. W nocy trzęsłam się z zimna w namiocie, gdy temperatura niespodziewanie spadła do 7–10°C. Rozmawiam o tym z jednym z uczestników. „Masakra, w tym roku to jest jedna wielka masakra” – powtarza.
czytaj także
Na co dzień chłopak mieszka we Włoszech i pracuje w pizzerii niedaleko Rzymu. Przyjeżdża na festiwal co roku, żeby dorobić, i wkłada sporo wysiłku w zbieranie butelek. Średnio zarabia 1 koronę duńską (0,13 euro) za każdy zebrany pojemnik lub kubek. Dla porównania pracownik na zmywaku lub w restauracji w Danii może liczyć na 130–170 koron za godzinę brutto. Aby wyrobić tę stawkę, musiałby zebrać około 75 sztuk na godzinę – nie wliczając niezliczonych godzin spędzonych na czekaniu w kolejce, aby je wymienić. Kiedy pytam, czy mimo zimna i hałasu udaje mu się przespać chociaż chwilę, tylko się uśmiecha i odpowiada: „Nie śpię. Pracuję”. A potem wybucha śmiechem.
Stoickie podejście pod hasłem „jest jak jest” to niewidzialna siła, która napędza część festiwalowego procesu zbierania odpadów. Ciekawie się obserwuje, jak będący symbolem wolności festiwal opiera się na mechanizmie, który z wolnością ma niewiele wspólnego. Beztroska zabawa festiwalowa w pewnym stopniu zależy od nieustannej pracy innych – to cichy paradoks wpisany w jego etos.
Śmieci to skarb
Mimo że festiwal Roskilde rozciąga się na imponującym obszarze 2,5 miliona metrów kwadratowych i szacuje się, że na jego terenie rozbitych jest 50 tysięcy namiotów, znajdują się tam tylko trzy punkty zwrotu opakowań oraz jeden automat Drop&Go. To właśnie przy tych punktach koncentruje się mój wolontariat – wspieram tam zbieraczy butelek.
Praca ta jest scentralizowana, ponieważ każdy zbierający musi prędzej czy później przyjść do jednego z trzech punktów zwrotu, żeby wymienić zebrane opakowania. W rezultacie szybko poznaję społeczność zbieraczy.
Co zaskakujące, punkty zwrotu są obsługiwane ręcznie. Obsługują je stowarzyszenia młodzieżowe i wolontariusze, w tym osoby już od 17. roku życia. Ręcznie liczą i sortują opakowania, a następnie przesyłają pieniądze cyfrowo na festiwalową opaskę użytkownika. Chociaż punkty są otwarte dla wszystkich, w praktyce służą głównie zbieraczom butelek.
Na przestrzeni lat punkty zwrotu opakowań zmieniły godziny otwarcia. Kiedyś działały do świtu, ale w 2024 roku dwa były czynne codziennie od 8:00 do 2:00, a jeden od 10:00 do 4:00. Ma to znaczący wpływ na rytm pracy zbieraczy: w ciągu dnia jest stosunkowo spokojnie, za to noce są intensywne, bo każdy chce zdążyć ze zwrotem przed zamknięciem punktu, starając się w pełni wykorzystać „najlepsze godziny”.

W połowie festiwalu czas oczekiwania na rozliczenie zwrotów wynosił zwykle od 4 do 6 godzin – a to konieczny etap przed wyruszeniem z powrotem „w teren” i rozpoczęciem wszystkiego od nowa.
A co dzieje się z tymi wszystkimi opakowaniami po ich oddaniu? Ostatniego dnia, po tygodniu spędzonym w otoczeniu muzyki, błota i opakowań wtórnych, rozmawiam z Janne, 25-letnim studentem i liderem zespołu w jednym z punktów zwrotu. Wyjaśnia mi, że produkty z duńskimi oznaczeniami kaucji „Pant A”, „Pant B”, „Pant C” są odbierane codziennie i trafiają do ogólnokrajowego systemu recyklingu Dansk Retursystem. Natomiast butelki i kubki przeznaczone wyłącznie na festiwal są wysyłane do myjni, gdzie są myte i przygotowywane do ponownego użycia w kolejnym roku.
Opakowania, które nie są objęte kaucją poza festiwalem ani nie nadają się do ponownego użytku – takie jak zgniecione butelki czy puszki po zagranicznym piwie – są po prostu zbierane i przekazywane do systemu recyklingu odpadów. W Roskilde opakowania te są objęte kaucją w wysokości 0,2 korony (ok. 3 eurocentów), która dla zbieraczy nastawionych na zysk jest właściwie bez znaczenia – i trudno im się dziwić. Nie widzę takich opakowań w czerwonych workach na zwroty na zapleczu punktu.
Janne jest dumny z pracy punktów zwrotu. W 2024 roku przetworzono w nich 2 miliony opakowań zwrotnych, a rok wcześniej 2,9 miliona.
czytaj także
Czy kaucje za te 2 miliony opakowań to dużo czy mało pieniędzy? Choć wielu zbieraczy nie chce ujawniać swoich zarobków, krążą pogłoski, że ktoś w tydzień zarobił 50 tys. koron (około 6700 euro) na czysto. Sprawdźmy tę plotkę. Aby zarobić 50 tys. koron, zbieracz musiałby zarabiać średnio 7 100 koron dziennie, czyli zbierać około 700 opakowań na godzinę przez 10 godzin dziennie bez przerwy. To około 11 opakowań na minutę. Chociaż liczba ta wydaje się bardzo mało realistyczna, pokazuje ona, jak mglista obietnica zarobienia „dobrych pieniędzy” przyciąga zbieraczy butelek, i przekonuje ich, że cały ten trud jest tego wart.
Rozmawiam z Prince’em, pochodzącym z Ghany, a obecnie mieszkającym we Włoszech. Jest rozczarowany. To jego pierwszy raz na festiwalu, przyjechał zwabiony obietnicą „dobrych pieniędzy”, ale czuje się przytłoczony konkurencją. „Rumuni zgarniają wszystko” – narzeka.
Ma na myśli romskie rodziny, które dominują wśród zbieraczy. Między grupami afrykańskimi i romskimi dochodzi do napięć, podsycanych oskarżeniami o łamanie niepisanych zasad, takich jak czekanie w kolejce. Stawka jest wysoka – dla wielu Romów, z którymi rozmawiałam, zarobek ten może stanowić źródło utrzymania ich rodzin w Rumunii przez kilka miesięcy. Często naginają zasady, wchodząc do kolejki z nowymi workami butelek, podczas gdy miejsce zajmuje już inny członek rodziny. Te chwile konfliktów uświadamiają mi, jak ważne jest to, aby byli tu obecni mediatorzy, gotowi wkroczyć do akcji, gdy atmosfera się zagęści.
Wiele twarzy systemu zwrotów opakowań
Organizatorzy festiwalu Roskilde doskonale zdają sobie sprawę z problemów związanych ze zrównoważonym rozwojem środowiska. Z danych Statista wynika, że Dania znalazła się niedawno na szczycie listy krajów europejskich pod względem ilości produkowanych odpadów na mieszkańca (787 kg).
W Roskilde to, jak zachowują się poszczególni uczestnicy, ma większy wpływ na ilość śmieci niż produkcja samego festiwalu: według raportów odpady z kempingu stanowią 75 proc. całkowitej ilości 2,2 tysiąca ton śmieci wytworzonych przez festiwal. Powszechną dziś praktyką jest to, że uczestnicy festiwalu zostawiają na miejscu duże ilości rzeczy osobistych, w tym namioty, co stanowi masę odpadów nienadających się do recyklingu, które można jedynie wysłać do najbliższej spalarni.

Śmieci są istotnym problemem tego typu imprez; w czasie gdy uczestnicy festiwalu cieszą się swobodą, ogromną rolę w utrzymaniu czystości odgrywają niedoceniani w znacznej mierze zbieracze.
Warto więc wspomnieć, jak organizatorzy podchodzą do obecności zbieraczy butelek. Działanie punktów zwrotu jest wyraźnie dostosowane do ich pracy i nie skupia się wyłącznie na obsłudze indywidualnych klientów. Mimo to nie zapewnia się istotnych „udogodnień”. Pozytywnym krokiem mogłoby być wyznaczenie cichej strefy odpoczynku dla zbieraczy – rozwiązanie oferowane jest już festiwalowym wolontariuszom.
Być może festiwal Roskilde osiągnął już takie rozmiary, że przydałaby się interwencja polityczna, podobnie jak w prawdziwym mieście. W miarę jak impreza ta zmaga się z rosnącą złożonością i stara się pozostać wierna swoim wartościom, kolejnym krokiem mogłoby być rozpoznanie i zniwelowanie tych ukrytych mechanizmów, tak aby ideały i rzeczywistość stały się sobie bliższe.
**
Giulia Gotti – aktywistka, działaczka organizacji kulturalnych. Absolwentka Uniwersytetu w Roskilde w Danii.
Artykuł powstał w ramach projektu Come Together. Z angielskiego przełożył Tomasz Jurewicz | Voxeurop.