Po latach zdobywania terytorium poprzez stosowanie taniej, skierowanej przeciwko migrantom propagandy w końcu włoska prawica znalazła się w odwrocie. Korespondencja Jamiego Mackaya z Florencji.
Kilka miesięcy temu, gdy nowy koronawirus dotarł do Europy, Włochy znalazły się na pierwszej linii frontu. W lutym liczba zgonów w Lombardii na północy kraju nagle sięgnęła dziesiątków tysięcy, co skłoniło rząd do ogłoszenia, jak się potem okazało, pierwszej z europejskich całkowitych ogólnokrajowych stref zamkniętych.
Zastosowane wówczas środki były najsurowsze na całym świecie: mieszkańcy stanęli w obliczu dziewięciu tygodni niemal całkowitego odosobnienia i zostali pozbawieni swobody opuszczania swoich domów z wyjątkiem wyjść po żywność i leki. Zakazano nawet ćwiczeń fizycznych na świeżym powietrzu. Od tego czasu zmarło ponad 36 tysięcy osób.
A jednak reakcja włoskiego rządu, jak się wydaje, okazała się skuteczna. Podczas gdy w Hiszpanii, Francji, Wielkiej Brytanii, a obecnie także i w Polsce wirus coraz szybciej się rozprzestrzenia, liczba zakażonych we Włoszech wciąż pozostaje stosunkowo stabilna. Co nieco zaskakujące, wpływowi przywódcy, począwszy od Angeli Merkel po Światową Organizację Zdrowia, pochlebnie wyrażają się o działaniach podjętych przez włoski rząd, przytaczając wprowadzone we Włoszech twarde obostrzenia i zaawansowane metody wykrywania i śledzenia sposobów rozprzestrzeniania się wirusa jako modelowe środki zwalczania śmiertelnie niebezpiecznej choroby.
Jeszcze za wcześnie, aby oceniać, jak dobrze Włosi rzeczywiście poradzili sobie z pandemią i czy uda się kontrolować jej drugą falę. W miarę trwania kryzysu COVID-19 coraz wyraźniejsze stają się szerzej sięgające konsekwencje rządowych decyzji. Choć do tej pory w centrum uwagi były głównie kwestie zakażeń i odsetek zgonów, nie należy zapominać, że pandemia koronawirusa ma także poważne skutki instytucjonalne, społeczne i gospodarcze.
Zmienia się też krajobraz wyborczy. I to niekoniecznie na gorsze.
Prawica w odwrocie. Wreszcie!
Czytelnicy być może pamiętają, że pod koniec ubiegłego roku, jeszcze przed atakiem koronawirusa, Matteo Salvini był wschodzącą gwiazdą włoskiej polityki. Jego partia, prawicowa, nacjonalistyczna Lega, odnotowała najwyższy w historii wynik – 34 proc. poparcia w sondażach – i wyglądało na to, że lada moment może przejąć stery władzy.
Potem pojawił się wirus. Jak się okazało, niemal tuż po tym, jak rozpoczął się okres obostrzeń, a poparcie dla Salviniego zaczęło spadać na łeb na szyję. Samozwańczy „kapitan” Legi całkowicie źle ocenił sytuację. Początkowo wciąż przypuszczał ataki na rząd: najpierw oskarżając władze o rozdmuchiwanie sprawy z wirusem, następnie – w miarę jak rosła liczba zgonów, o niedocenienie powagi sytuacji. Raz przekonywał, że bary i restauracje powinny pozostać otwarte, a tuż potem, że rząd zbyt wolno je pozamykał. Nawet jak na standardy „postprawdy”, była to żenująca wolta. Od czasu gdy Włosi mogą znów swobodnie wychodzić z domów, poparcie dla Salviniego spadło o całe 10 punktów, do 24 proc.
czytaj także
Po latach zdobywania terytorium poprzez stosowanie taniej, skierowanej przeciwko migrantom propagandy, w końcu włoska prawica znalazła się w odwrocie. W ubiegłym tygodniu, tuż przed wyborami do samorządów, w 9 z 20 włoskich regionów krajowe gazety przewidywały znaczącą porażkę centro-lewicowego rządu. Lega, jak twierdziły media, szykowała się na przejęcie od Partito Democratico (PD) odwiecznych komunistycznych mateczników w regionach takich jak Toskania i Apulia. Ostatecznie nic z tego nie wyszło. Kandydaci Salviniego w ogóle się nie przebili, a w niektórych kluczowych okręgach centrolewica nawet skonsolidowała swoje poparcie.
W odpowiedzi na tę sytuację inne prawicowe ugrupowania, zarówno w ramach Legi, jak i poza nią, starają się teraz zapełnić próżnię w walce o władzę. Luca Zaia, polityk z regionu Wenecji Euganejskiej, przez wiele osób postrzegany jako osoba, która efektywnie i ze spokojem zareagowała na wybuch pandemii, jest obecnie typowany na potencjalnego następcę Salviniego. Mamy także Giorgię Meloni, której Bracia Włosi – katolicka, społecznie konserwatywna, występująca przeciwko LGBTQI partia – walczy obecnie, wraz z innymi zainspirowanymi Trumpem ruchami społecznymi i grupami propagującymi teorie spiskowe, o całkowite przejęcie kontroli od Legi.
Oto „generał” Pappalardo. Były policjant i nowe straszydło na włoskiej alt-prawicy
czytaj także
Żadna z tych opcji nie jest miłą perspektywą, niemniej jednak jest jasne, że COVID-19 włożył kij w szprychy prawicy i rozbił jedność, którą włoska prawica budowała przez kilka ostatnich lat.
Problemy na horyzoncie
Nie oznacza to, że pandemia automatycznie otworzyła nowe perspektywy przed ugrupowaniami postępowymi. PD, mimo że nadal sprawuje rządy, cieszy się wyjątkowo małą popularnością wśród włoskich wyborców, a jej poparcie wynosi ok. 20 proc. Nawet najzagorzalsi działacze tej partii mają nikłe pojęcie o jej celach, a wiele sondaży pokazało, że główną motywacją większości z nich jest zrozumiałe, acz ograniczające pragnienie postawienia tamy groźbie nowej ponowoczesnej formie faszyzmu.
Ich koalicyjni partnerzy z Ruchu Pięciu Gwiazd (M5S) w podobny sposób usilnie starają się zbudować swoją bazę wyborców. W ubiegłym tygodniu M5S udało się przeforsować przepisy, które ograniczą liczbę parlamentarzystów – był to jednak, jak wskazywało wiele osób – jedynie czczy gest, gadżet mający na celu uspokojenie skierowanych przeciwko politykom nastrojów, który jednak nie będzie miał realnego przełożenia na ograniczenie wydatków ani na ukrócenie korupcji.
COVID-19 jest obecnie jedyną rzeczą utrzymującą integralność obecnego rządu. Jest oczywiste, że Giuseppe Conte, niezależny premier, na którego barkach spoczywał nadzór nad zarządzaniem pandemią, okazał się zbawcą obu tych partii. To głównie dzięki jego osobistym zabiegom dyplomatycznym Włochom udało się uzyskać hojny pakiet funduszy z unijnych instytucji, w tym olbrzymi grant (81 mld euro) oraz znaczącą, nisko oprocentowaną pożyczkę (127 mld euro) na działania naprawcze. Najważniejszym politycznym pytaniem, na które Włochy będą musiały odpowiedzieć tej jesieni, jest zatem to, jaką strukturę rząd zdecyduje się nadać swojemu budżetowi oraz na jakie cele przeznaczy owe z wielkim trudem zdobyte fundusze.
Po raz pierwszy od wielu lat prawica jest sparaliżowana, a PD i M5S muszą to wykorzystać. Nie będzie to łatwe.
Prognozy gospodarcze są ponure. Włochy spodziewają się w tym roku 12-procentowego spadku PKB i niezależnie od podjętych działań tysiące ludzi stanie przed widmem biedy. Kolejny problem stanowi bezrobocie wśród młodych (obecnie na poziomie 32 proc. i stale wzrasta), nie wspominając już o niemal całkowitej zapaści sektora turystyki, z którego utrzymuje się 1 na 10 gospodarstw domowych.
Przywódcy polityczni we Włoszech muszą pilnie zająć się tymi kwestiami, jednocześnie jednak powinni przedstawić i zrealizować inspirującą, postępową wizję pozostającą w harmonii z innymi narastającymi lewicowymi żądaniami na całym świecie. Aby utrzymać i rozbudować swoją bazę wyborczą, będą potrzebowali wsparcia całej rzeszy ruchów obywatelskich, począwszy od Black Lives Matter, na Fridays for Future i pacyfistycznych liberałach z Sardynii kończąc.
czytaj także
Dlatego właśnie rząd włoski musi postarać się połączyć swój program kryzysowych działań gospodarczych ze społeczną wizją, która m.in. priorytetowo potraktuje strukturalne reformy mające zaradzić występującemu w społeczeństwie rasizmowi oraz poważnie zaangażuje się w strategie ochrony środowiska zmierzające do zmniejszenia zanieczyszczenia powietrza, emisji zanieczyszczeń i ustanowienia odpowiedniej gospodarki odpadami.
COVID-19 nie został jeszcze pokonany, ale nie tylko wirus jest istotny. We Włoszech i w całej reszcie Europy to, jak rządy stawią czoła pandemii w jej drugiej fali, przyniesie konsekwencje wykraczające poza kwestie zdrowia publicznego. Ukształtują one krajobraz polityczny na nadchodzące lata.
Przełożyła Katarzyna Byłów.