Trudno znaleźć w Europie drugi kraj, gdzie entuzjazm wobec kopalni byłby tak duży jak w Polsce.
Inwestycje węglowe miałyby tam dostać wsparcie funduszy z Chin. Jednak nawet tam przyszłość węgla jest niepewna.
Choć trudno zaobserwować to w Polsce, Europa odstawia węgiel, czego dowodem są zmiany, które zaszły na przestrzeni ostatnich kilku lat. W 2013 prawie 19 proc. mocy energii elektrycznej w UE pochodziło z węgla, podczas gdy w roku 2000 było to jeszcze 25 proc. Tendencja zniżkowa jest więc wyraźna. Na przestrzeni tych trzynastu lat w Europie liczba zamkniętych elektrowni węglowych przekroczyła liczbę wybudowanych. Co więcej, wiele planów budowy ogłoszonych przed 2008 rokiem porzucono lub odłożono.
Od 2007 roku w Niemczech z 37 planów budowy elektrowni węglowych do skutku nie doszło 21, 5 odłożono na później, a tylko dwa zostały zrealizowane. Według raportu firmy konsultingowej Poyry z 2013 roku w najbliższej przyszłości nie planuje się wzniesienia nowych elektrowni w Niemczech, Hiszpanii ani Holandii.
Nawet w Rumunii, która nie należy do najbardziej ambitnych państw członkowskich Unii, stare elektrociepłownie są zamykane, a zleca się budowę elektrowni wiatrowych i słonecznych. Energia słoneczna i wiatrowa stają się coraz bardziej popularne. W roku 2000 elektrownie korzystające z tych typów energii stanowiły tylko 1 proc. wszystkich, obecnie jest to 23 proc. (nie wliczając elektrowni wodnych).
Zmiany te zachodzą, ponieważ politycy zrozumieli ryzyko związane ze zmianą klimatyczną oraz wzięli pod uwagę surowe normy unijne dotyczące klimatu i energii. Co ważne, w 2014 roku największe publiczne instytucje finansowe na świecie (których pomoc jest często kluczowa, gdy chodzi o wdrażanie dużych projektów) ogłosiły, że nie będą dłużej łożyć na węgiel – powodujące stosunkowo najwięcej zanieczyszczeń paliwo kopalne. Do instytucji tych należy Europejski Bank Inwestycyjny, Europejski Bank Rekonstrukcji i Rozwoju oraz Bank Światowy.
Bałkańska wyspa
Niektóre z krajów leżących w zachodniej części Bałkanów, pozostające wciąż poza Unią, planują budowę nowych elektrociepłowni w najbliższych latach, do czasu gdy nie zostaną członkami UE i nie będą musiały dostosować się do unijnych regulacji. Wobec braku środków ze strony UE na inwestycje węglowe zwróciły się do chińskich inwestorów. W grudniu, podczas szczytu w Belgradzie, liderzy krajów Europy południowo-wschodniej rozwinęli przed Chińczykami czerwone dywany i zaprosili ich do inwestowania w regionie.
Podczas spotkania, którego honorowym gościem był premier Chin Li Keqiang, wspomniano o każdym z sektorów – kolei, infrastrukturze drogowej, turystyce, rolnictwie, branży IT i komunikacyjnej oraz o sektorze energetycznym.
Głównym tematem szczytu była infrastruktura transportowa, w tym wyczekiwane otwarcie mostu Zemun-Borča na Dunaju w Belgradzie zbudowanego przez Chińską Korporację Budowy Dróg i Mostów oraz kwestia podpisania umowy na modernizację linii kolejowej na trasie Belgrad-Budapeszt. Zawarto też porozumienie dotyczące wsparcia nowych elektrowni węglowych.
Podczas gdy większość krajów Unii zarzuca budowę elektrociepłowni węglowych, rządy Bośni i Hercegowiny oraz Serbii planują uzyskanie od chińskiego banku Ex-Im pożyczek na budowę elektrowni Tuzla 7 i Kostolac B3. Plany związane z elektrownią Kostolac są dość zaawansowane. W przypadku Tuzli 7 podpisano jedynie protokół ustaleń. Radość okazywana w Belgradzie może być jednak przedwczesna – oba projekty od realizacji dzieli jeszcze długa droga.
Głównym powodem jest fakt, że są naznaczone wadami, które mogą nie spodobać się sądom, Unii i chińskim inwestorom. Niewiele wiemy w Europie o chińskich instytucjach i ich działaniu, ale banki państwowe rozważające inwestycje w węgiel na Bałkanach trzymają się swoich norm, również tych dotyczących środowiska, i niekoniecznie podzielają entuzjazm do wspierania projektów niespełniających wymogów unijnych. Każdy pragmatycznie myślący inwestor wie, że działanie wbrew regulacjom UE może generować dodatkowe koszta.
A węgiel na Bałkanach na pewno stanie się obiektem rygorystycznej polityki Unii w najbliższych latach. Będzie w tym miała swój udział Wspólnota Energetyczna, ciało zorientowane na stworzenie wspólnego rynku energetycznego pomiędzy Unią i jej sąsiadami. W państwach bałkańskich nienależących do UE normy unijne związane z ochroną środowiska i odnawialnymi źródłami energii już obowiązują lub będą niedługo obowiązywały. Kraje kandydujące do Unii, takie jak Serbia, już teraz przy realizacji projektów infrastrukturalnych, które będą funkcjonować w momencie ich akcesji, muszą przestrzegać przepisów takich jak dyrektywa ws. emisji przemysłowych. Przyjęte z radością w Belgradzie plany wydają się sprzeczne z prawem unijnym i mogą sprowadzić ogromne problemy finansowe na te i tak zadłużone kraje.
39 tysięcy lat życia mniej
Nie tylko unijne prawo jest źródłem problemów dla planowanych na Bałkanach inwestycji.
W ostatnim roku Serbia ucierpiała z powodu powodzi, które zalały kopalnie, pokrywając maszynerię błotem i powodując zatrzymanie prac na dłuższy czas. Po tej katastrofie rządowi trudno dalej przekonywać, że węgiel stanowi bezpieczne i pewne źródło energii.
Jeśli chodzi o nową elektrownię Kostolac, projekt ten był rozwijany wbrew przepisom regulującym wpływ na środowisko i bez konsultacji z zagrożonymi zanieczyszczeniem krajami sąsiadującymi, co może skutkować problemami prawnymi i protestami.
Pod znakiem zapytania stoi również opłacalność budowy elektrowni w Tuzli w Bośni i Hercegowinie. Według najnowszych analiz nawet przy stosunkowo niskich kosztach dodatkowych generowanych przez planowane pożyczki koszt wydobycia węgla brunatnego jest tak wysoki, że inwestycja może się okazać nieopłacalna. A przy takich projektach zawsze pojawiają się dodatkowe koszta. Wątpliwości budzi też kwestia rządowych dotacji, których zgodność z prawem nie jest wcale oczywista. Zbiornik wodny zapewniający zapas wody dla elektrowni ma z kolei stanowić konkurencję dla lokalnych źródeł wody pitnej. Co więcej, nie ustalono jeszcze miejsca składowania popiołu.
Wreszcie, oszacowano koszta zdrowotne spalania węgla w elektrowniach w Tuzli i okolicach (w tym w zakładzie Tuzla 7 i planowanej elektrowni w Banovici). Kalkulacje przygotowane zgodnie z metodologią opracowaną w ramach projektu WHO Health Response to Air Pollutants in Europe wykazały, że koszta związane z łagodzeniem skutków zdrowotnych to 810 mln euro i utrata 39 tys. lat życia łącznie w okresie od 2015 do 2030 roku.
Kostolac B3 i Tuzla 7 to niejedyne projekty, które mają być wsparte przez chińskie banki. Właśnie powstaje finansowana przez Chiński Bank Rozwoju elektrownia 300 MW Stanari w Republice Serbskiej należącej do Bośni i Hercegowiny i wygląda na to, że kolejne będą: Ugljevik III, również w Republice Serbskiej, Banovići w pobliżu Tuzli, Pljevlja II w Czarnogórze i Rovinari w Rumunii.
Wszystkie te projekty mają wady, zarówno na poziomie opłacalności, jak i zgodności z prawem i unijnymi standardami dotyczącymi zanieczyszczenia. Jak dotąd bałkańscy politycy sądzą, że mogą je realizować, ponieważ ich kraje nie należą jeszcze do UE, i liczą na łatwe porozumienie z chińskimi inwestorami. Czasami forsują te projekty z powodu korupcji.
Jednak im bardziej Bałkany będą zbliżać się do Unii Europejskiej, tym kosztowniejsze będzie dla nich prowadzenie elektrowni węglowych niespełniających wymogów unijnych. Polski przykład pokazał, że odkładanie problemu nie jest rozwiązaniem. W kontekście dzisiejszej Europy elektrownie węglowe to tykające bomby, które prędzej czy później trzeba dezaktywować. Chińscy inwestorzy nie są lekiem na całe zło – nie wesprą nieopłacalnego biznesu, a takim jest obecnie węgiel w Europie.
Przeł. Dominika Dymińska
Ioana Ciuta – działaczka Bankwatch. Bankwatch to organizacja pozarządowa monitorująca finanse publiczne w Europie Środkowej i Wschodniej, w tym w Polsce.