Nasza filozofia zawarta jest w haśle „berxwedan jiyane”: życie przejawia się w stawianiu oporu.
Huseyin zgarnął mnie z ulicy, gdy robiłam zdjęcia. „Czaj?”. „Czaj”. Ruszyliśmy wąskim chodnikiem wzdłuż obdrapanych kamienic. Poranek był dość rześki, przydrożni straganiarze ogrzewali dłonie o papierowe kubki z kawą. Huseyin wskazał dłonią piwniczną knajpkę z brudnymi szybami. Weszliśmy do zadymionego pomieszczenia, w którym buczał rozkręcony na cały regulator stary telewizor. Na ekranie czołg z lufą skierowaną w stronę budynków mieszkalnych, przemykający pod murami ludzie i kobieta rozkładająca bezradnie ręce. Głowy mężczyzn siedzących w herbaciarni zwróciły się w naszą stronę. Krótka wymiana „Roj baş” [„dzień dobry”] i zabójczo słodki czaj ląduje na moim stoliku. Ulicą przejeżdża opancerzony radiowóz policyjny.
Siedzę na niskim taborecie naprzeciw starszego, ale wciąż bardzo krzepkiego mężczyzny o krótkich śnieżnobiałych włosach. W herbaciarni panuje półmrok; architektura stoi na przeszkodzie nie tylko promieniom słonecznym – w wąskich uliczkach nie mieszczą się tureckie pojazdy opancerzone i czołgi. Trwa dwudziesta siódma doba z godziną policyjną.
– Erdogan to zbrodniarz, który śni sen o kalifacie – mówi mężczyzna o białych włosach, jak się potem okazało, członek Partii Pracujących Kurdystanu. – Przeczuwa, że wolny Kurdystan to kwestia paru miesięcy, dlatego wyprowadził czołgi na nasze ulice. Nie udało mu się nas zastraszyć, wręcz odwrotnie: wywołał nasz gniew, a to oznacza, że nic nas nie powstrzyma. Kurdowie stanęli nad przepaścią – możemy iść już tylko w jedną stronę.
– To bardzo radykalne.
– Ocalić nas może tylko pewna forma ekstremizmu. Nie jest to jednak ślepy radykalizm! To nas odróżnia od fanatycznych członków Daesh – wartości, o które my walczymy, mają zagwarantować wszystkim równe prawa, każdemu dać wolność wyboru i prawo głosu, umożliwić konstruktywną debatę. Czy walka o nie to zbrodnia?
– Macie potężnych wrogów, którzy otrzymują różne formy wsparcia od krajów będących w czołówce tych najbogatszych.
– Bo na nasze nieszczęście ta ziemia bogata jest w złoża ropy. Nie jest żadną tajemnicą, kto skupuje ropę od Państwa Islamskiego, ale nikt nie wyciąga z tego konsekwencji. Więcej – Europa dopłaca zbrodniczym reżymom, które wspierają fanatycznych bandytów. Niech Merkel wytłumaczy swój „gest” nastolatkom otoczonym przez turecką policję i wojsko w starym mieście. To oni walczą o coś, co przypisuje sobie Europa, ale mało który Europejczyk byłby gotów narażać swoje życie w imię idei. Co zrobi Erdogan z pieniędzmi UE? Nie, warunki w obozach się nie polepszą. Poza tym turecki rząd zawyża liczbę uchodźców, ale dla Brukseli istotne jest powstrzymanie napływu ludzi, a nie ich liczba. Za tę kolosalną sumę pieniędzy, którą podarowała Merkel, Erdogan zakupi więcej sprzętu dla wojska i policji: czołgi, broń, druty i kamery…
– Czy Kurdowie wierzą jeszcze, że otrzymają wsparcie z Zachodu?
– Nasze życie jest jak wasza herbata – gorzkie, dlatego wrzucamy do szklanki tyle cukru, ile się da. Ja ostatnio ograniczam, zacząłem dbać o zdrowie…
Tureckie kule
Nuriego spotykam nocą w Sur. Ta część starego miasta pogrążona jest w całkowitych ciemnościach; gdzieniegdzie na okiennych parapetach chwieją się wątłe płomienie świec. Po zmroku ulice są przerażająco puste, choć można natknąć się na stare kobiety z baniakami na wodę. Noc jest sprzymierzeńcem Partii Pracujących Kurdystanu – o tej porze wybuchy i strzały następują jeden po drugim, z niesamowitą regularnością, a zapadająca cisza budzi niepokój. Zanim wyruszymy w kierunku tureckiej barykady, ogrzewamy się chwilę przy ognisku. Nuri nieustanie grzebie w kieszeniach puchowej kurtki. „Idź dwa metry za mną. Gdy coś się zacznie dziać, nie uciekaj, połóż się na ziemi, jak najbliżej murów. Jeśli będą do nas strzelać, biegnij”.
– Nuri, twoje miasto jest oblężone, twoi koledzy zamiast studiować, od dwudziestu siedmiu dni uczestniczą w walce z tureckimi siłami…
– Tu każdy bierze udział w walce. Moje siostry i ojciec także. W tym roku przerwałem studia. Nie potrzebuję dyplomu w kraju, który mnie niszczy, co nie oznacza, że przerwałem edukację. Co ostatnio czytałaś? Ja Foucaulta, Żiżka, Bookchina. Większość ludzi pochodzących z krajów, w których panuje pokój, sądzi, że jeśli owijam twarz kefiją i rzucam w policję butelką z benzyną, to jestem głupim bandytą.
Gdy wyruszamy w stronę okupowanej części miasta, przerywamy rozmowę. Odgłosy eksplozji i serii strzałów są coraz bliżej, a efekt potęgowany jest przez echo odbijające się od potężnych murów okalających Sur. Nuri wybiera drogę pod balkonami i szyldami sklepów; zanim wyjdziemy na jedną z głównych ulic, dostaję zakaz fotografowania barykad i żołnierzy.
– Za zdjęcie mogą zabić. Na dachu, na lewo, jest snajper. Będzie nas śledził, więc zachowaj spokój. W tym miejscu parę dni temu zginął człowiek. Po drugiej stronie jest ściana z dziurami po kulach – możesz szybko ją sfotografować.
Gdy przekraczamy pustą ulicę, żołnierze przy barykadzie zatrzymują się i odprowadzają nas wzrokiem. Aparat trzymam w ręku, starając się ukryć obiektyw w połach rozpiętej kurtki. Nuri prowadzi mnie w kierunku zapór zbudowanych przez chłopaków z Cywilnych Jednostek Obronnych – wykorzystali worki z piaskiem i policyjny płot. Na barykadzie ktoś wysprejował czarną farbą napis „YPG” [Powszechne Jednostki Ochrony].
– Wiesz, czego brakuje naszym wrogom? Zawziętości. Oni walczą albo za pieniądze, albo o wartości, które nie przyczynią się do poprawy ich życia. Nasza filozofia zawarta jest w haśle „berxwedan jiyane”, co oznacza tyle, że życie przejawia się w stawianiu oporu.
– Kto jest waszym sojusznikiem?
– Ja już nie wiem, kto jest naszym sojusznikiem. Rosja bombarduje, co popadnie, nie licząc się z ludzkim życiem. UE i Stany Zjednoczone deklarują wsparcie, ale nie podejmują żadnych działań, by zatrzymać turecki rząd i Daesh. Europejczycy się martwią, bo zalewa ich „fala uchodźców”, a my się martwimy, czy przeżyjemy.
Czy nie prościej jest rozwiązać konflikt w jego centrum? – głos Nuriego staje się ochrypły. Oboje spoglądamy w niebo, na którym flara rysuje czerwoną smugę. – Czasami zastanawiam się, jak to jest być zastrzelonym. Ta myśl cię nie ominie, gdy giną twoi przyjaciele.
– Boisz się?
– Nie. Ale nie chciałbym umrzeć dzisiaj.
Nuri nie został zastrzelony tamtego dnia. Gdy opuszczaliśmy Sur, seria strzałów dosięgła dwóch mężczyzn, z którymi staliśmy wcześniej nad ogniskiem. Jeden z nich żartował na temat tureckich kul.
Jin-Jiyan-Azadi, czyli czas kobiet
– Jesteś z Polski? Słyszałam o „Solidarności”. Czy ten ruch wciąż istnieje?
– Tak jakby – odpowiadam nieco skonfundowana, bo oczy mojej rozmówczyni niebezpiecznie zalśniły. Stiepan nie wypytuje o szczegóły, bo starsza kobieta w hidżabie prosi ją o przydzielenie transparentów. Siedzimy przy kuchennym stole w siedzibie tureckiej prokurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej. Budynek otoczony jest przez policję wyposażoną w broń typu MKA 1919. Na drodze dojazdowej stoi TOMA – samochód z armatką wodą, używany w Turcji przeciwko demonstrantom.
– „Jin-Jiyan-Azadi” (Kobieta-Życie-Wolność) to jedno z naszych głównych haseł. My, kobiety, chcemy żyć i dawać życie w wolnym kraju, bez przymusu i dyktatu, bez przemocy. Dziś wychodzimy na ulice, żeby zaprotestować przeciwko okupacji Sur. Trudno uwierzyć, że trzynastolatek może być celem dla snajpera, ale tak jest; to się dzieje na naszych ulicach. Jako matka mam dość życia w strachu o moją córkę – nie wiem, czy wróci jutro ze szkoły, nie wiem, czy nie przyjdzie mi szukać jej w mieście, bo policji wyda się podejrzana…
– Ten kobiecy zryw w Kurdystanie jest jedną z czołowych informacji podawaną przez europejskie media. Kurdyjskie bojowniczki przedstawiane są z bronią w ręku, uśmiechnięte i odprężone, maszerujące ramię w ramię z mężczyznami…
– To z jednej strony prawda, a z drugiej tylko jej część. Oglądam te zdjęcia – to ładne fotografie, ale problem polega na tym, że te dziewczyny trzymają w rękach coś, czego trzymać nie powinny. To samo dotyczy mężczyzn.
– Sądzisz, że to estetyzacja wojny?
– Zdecydowanie tak.
Zachodni dziennikarze stworzyli współczesny obraz mitycznej Amazonki – pięknej, silnej i niezwyciężonej Kurdyjki walczącej z Daesh.
– Wojna tak nie wygląda – wojna to krew, brud i śmierć. Spójrz na kobiety stojące w korytarzu: średnia wieku to 40 lat. One zaraz wyjdą na ulicę i któraś z nich może już nie zobaczyć się z dziećmi, siostrą, mężem. Zamiast karabinów mamy transparenty, więc jesteśmy mniej interesującym zjawiskiem, ale w rzeczywistości jesteśmy jednym ruchem na dwóch różnych frontach. Kwestią czasu jest chwila, w której dziewczyny z tego miasta chwycą za broń…
W kuchni i holu robi się coraz tłoczniej. Ten ścisk zdaje się nie przeszkadzać kobietom – są podekscytowane, wylewnie witają nowo przybyłe uczestniczki marszu. Któraś spiesznie myje szklanki po herbacie, dźwięk tłukącego się szkła wywołuje salwę śmiechu. Wszystkiemu z fotografii na ścianie przypatruje się Abdullah Öcalan.
W jednym z pomieszczeń do pracy przygotowują się dziennikarki z „Jinhy”, jedynej kobiecej agencji prasowej w muzułmańskiej części świata. Pospiesznie wkładają kamery i aparaty do toreb, dopinają zamki błyskawiczne i wybiegają z biura. W kieszeniach mają po kilka kart pamięci – to jeden ze sposobów na ocalenie zdjęć.
– Jeśli policja zarządza ich usunięcie, to jeszcze żadna tragedia, ale kiedy oskarżą cię o działanie na rzecz obcego państwa, to możesz zacząć się bać – ze śmiechem instruuje mnie Erin, dziennikarka i tłumaczka pracująca w żeńskiej agencji. Po demonstracji kobiety z „Jinhy” spotykają się w redakcyjnej kuchni i jedzą wspólny posiłek. Zadają mi mnóstwo pytań na temat kwestii równości płci w Polsce; dziwią się, że Polka zajmująca to samo stanowisko zarabia mniej niż Polak.
– W Kurdystanie jest jeszcze wiele do zrobienia, to nie jest raj dla kobiet. Do mężczyzn powoli dociera, że stanowią połowę społeczeństwa i bez nas zawsze zdziałają o tę połowę mniej.
– Czym jest dla was ta równość? Jak miałaby się przejawiać?
– W szacunku dla kobiecych wyborów. Jeśli uznam, że lepiej będę się czuła, pozostając w domu i poświęcając wychowywaniu dzieci, to moja praca nie będzie mniej szanowana. Jeśli mam potrzebę noszenia chusty, to nikt nie powinien wywierać na mnie wpływu, bym ją zdjęła, i nikt nie powinien mnie krytykować za noszenie munduru. Tu chodzi przede wszystkim o odrzucenie modelu kobiety zależnej od mężczyzny, o odrzucenie systemu nagród w postaci pochwały lub nagany. Równość ma się przejawiać w tym, że kobieta czuje się dobrze sama ze sobą i nie potrzebuje potwierdzenia z zewnątrz. To także porzucenie przeświadczenia, że korzystniej jest powierzyć pewne funkcje mężczyznom. Społeczna odpowiedzialność powinna spoczywać na barkach obu płci. To w imię tych zmian kobiety wychodzą na ulicę, sprzeciwiając się dotychczasowemu porządkowi.
– Czy możecie przeprowadzić te zmiany, nie mając własnego państwa?
– Z jednej strony właśnie to robimy, a z drugiej walczymy o to, by Kurdystan stał się naszym państwem. To wszystko jest ze sobą powiązane – zmagamy się na wielu frontach. Posiadanie własnego państwa, w którym rząd nie jest oderwany od rzeczywistości i podziela tę samą ideologię, co obywatele, to nasz cel. Gdy państwo jest twoim partnerem, wszystko jest łatwiejsze. Ale nie ma nic za darmo – czasem musisz zaryzykować, stawić opór…
– Skorzystacie z pomocy Rosji, gdy Putin wyjdzie z konkretnymi propozycjami?
– Tak. Europa będzie toczyła wówczas pianę z pyska, ale to wszystko, na co ją teraz stać. Brakuje wam ludzi odważnych i, przepraszam, ale jeśli miałabym czegoś wam życzyć, to odwagi właśnie.