Świat

Shore: Putin party

Gdzie jest granica między łatwowiernością a oświeconym cynizmem w nowej Rosji?

Książkę Jądro dziwności. Nowa Rosja (oryg.: Nothing Is True and Everything Is Possible: The Surreal Heart of the New Russia) otwiera Alona, 22-letnia „naciągaczka” o doskonałym ciele. Kiedy miała 20 lat, uciekła z Donbasu, górniczego regionu na wschodzie Ukrainy, gdzie obecnie toczy się wojna między wspieranymi przez Rosję oddziałami separatystów a państwem ukraińskim. W Moskwie pracowała jako striptizerka w kasynie, zanim udało jej się poznać swojego „forbesa” –  szukającego kochanki miliardera. Teraz mieszka w nowiutkim apartamencie, dostaje samochód, 4 tysiące dolarów miesięcznie, wakacje na Bliskim Wschodzie i małego pieska – „moskiewską płacę minimalną kochanki”. Jak na razie wszystko idzie dobrze: odwiedza najdroższe bary sushi i najbardziej ekskluzywne kluby nocne. Chichocze, nosi błyszczące sukienki i nauczyła się na pamięć kilka wersów Puszkinowskiego Eugeniusza Oniegina, żeby robić wrażenie na „forbesie”, koneserze literatury. Tyle że ani mieszkanie, ani cała reszta nie należą do niej. I nie zostało jej zbyt wiele czasu w branży: konkuruje z tysiącami osiemnastolatek umiejących gimnastykować się na szpilkach.

Alona nie jest prostytutką. To rozróżnienie jest dla niej ważne: nie ma swojego alfonsa. Sama wybiera sobie kochanków z miliardami. Dinara, która ma mniej więcej tyle samo lat, jest równie sympatyczna i do tego jeszcze wesoła, pracuje w dużo mniej eleganckich warunkach. Dorastała w rosyjskiej Republice Dagestanu, na wschód od Czeczenii. Teraz spędza wieczory w słabo oświetlonej robotniczej knajpie tuż obok dworca kolejowego. Pozwala Pomerantsevowi postawić sobie whisky z colą i pizzę, byle nie z pepperoni – gdyż jest muzułmanką. Wahabiccy kaznodzieje z Arabii Saudyjskiej uwiedli jej siostrę, która dziś nosi chustę i rozważa zostanie Czarną Wdową – zamachowcem-samobójczynią. Jak podsumowuje autor: „Dwie siostry. Jedna z nich jest prostytutką. Druga prowadzi dżihad”.

Pomerantsev, urodzony w Kijowie brytyjski producent telewizyjny po trzydziestce, spędził całą dekadę, pracując w postradzieckiej Moskwie. Jądro dziwności to portret surrealistycznej nowej Rosji Putina, alternatywnej rzeczywistości złożonej z nakładających się na siebie wielu alternatywnych rzeczywistości. Mówiący z domu po rosyjsku z lekko dziwnym akcentem autor spędza mnóstwo czasu z prostytutkami, gangsterami, emocjonalnie niestabilnymi supermodelkami, dziennikarzami telewizyjnymi i „technologami politycznymi”. Jest dociekliwy, wścibski, ciekawski – jak każdy dobry dziennikarz. Jest też jednak głęboko przyzwoitą osobą, nigdy nie zapomina, że ma do czynienia z istotami ludzkimi: „[Dinara] lubi być prostytutką, a w każdym razie nie jest to dla niej nieprzyjemne. Ale co z Allahem? On nienawidzi kurwienia się. Dziewczyna czuje na sobie jego pełen nagany wzrok. Ten wzrok budzi ją nocami. Powiedziałem, że moim zdaniem Allah potrafi spojrzeć na wszystko z odpowiedniej perspektywy”.

Jego ironia skrywa ludzką empatię, której nie potrafi się całkiem wyzbyć, nawet jeśli okoliczności temu nie sprzyjają: „Czy zawsze chciałeś być gangsterem?”, pyta Witalija. Kręcą wywiad. Witalij nosi charakterystyczn, designerski dres, starannie odprasowany. Jego Alma Mater było więzienie. Popija cappuccino i planuje zostać filmowcem, zainspirowany Titanikiem z Leonardo DiCaprio w roli głównej. „Ilu ludzi zabiłeś?”, dopytuje Pomerantsev. „Mogę powiedzieć tylko o jednym razie. To była zemsta za mojego brata”, odpowiada Witalij, niemal przepraszająco. Gangsterzy, o czym się przekonamy, dają się lubić, bywają na swój sposób wrażliwi.

Pierwszy chłopak Alony – jedyny, którego naprawdę kochała – był lokalnym gangsterem w jednym z miast Donbasu. Pewnego dnia konkurenci porwali ją i zawieźli do śmierdzącego wódką i marynowanymi śledziami mieszkania, pełnego sztang i udekorowanego radziecką flagą; przywiązali ją do krzesła i wielokrotnie zgwałcili. „To zdarza się wszystkim dziewczynom. Nic wielkiego”, opowiada Pomerantsevowi.

„Czy muszę wspominać o tym, że Alona dorastała bez ojca?”, pisze. „Tak samo jak Natasza, Lena i wszystkie inne naciągaczki, które poznałem. Wszystkie bez ojców. To pokolenie osieroconych dziewczyn w niebotycznych szpilkach, które tak samo jak tatuśka, potrzebują prawdziwego taty”.

Największy tatusiek w tej opowieści to rzecz jasna Władimir Władimirowicz Putin: striptizerki owijają się wokół rur, wykrzykując: „Pragnę pana, panie premierze!”

Nastrój na Putin party to „mieszanka feudalnych póz i pewnej figlarnej postmodernistycznej ironii: idealnie i całkowicie podlizujemy się naszemu władcy, ale z drugiej (wszak wszyscy jesteśmy wyzwoleni, mamy XXI wiek i kochamy filmy braci Cohen) uprawiamy to wazeliniarstwo z ironicznym uśmiechem, choć doskonale zdajemy sobie sprawę, że jeśli choć na chwilę go rozzłościmy, natychmiast zginiemy”.

Nie tylko moralność, ale i sama rzeczywistość jest tutaj dwuznaczna: Pomerantsev opisuje Rosję jako „kruchy reality show” zaprojektowany przez politycznych technologów. Rolą masowych mediów jest oszałamianie – podobny efekt wywołują też nowe pieniądze i dezorientujące zestawienia przednowoczesnego z ponowoczesnym: oligarchowie i chłopi, eleganckie kluby taneczne i zatęchłe sowieckie cele więzienne czy wojenni watażkowie używający Twittera.

Staromodne słowo „propaganda” odnosi się do czasów radzieckich. Nowa Rosja wytwarza „PR”. „Wszystko jest PR-em” stało się w Moskwie regułą przewodnią. Finansowana przez państwo telewizja Russia Today (RT) prezentuje „rosyjski punkt widzenia”. Wielu pracujących w kanałach telewizyjnych tego typu jest osobiście, „subiektywnie”, liberałami. Łatwo ich jednak skłonić do zadawania właściwych pytań w rodzaju: „Dlaczego opozycja jest taka mała, panie prezydencie?”. Tak czy inaczej – twierdzą – dlaczego nie pozwolić Rosji mieć własnego punktu widzenia?

Wszystko staje się kwestią perspektywy, wyrażanej w języku zapożyczonym z kapitalizmu korporacyjnego: Putin jest „prezydentem stabilności”. Słowo „stabilność”, jak pisze Pomerantsev, „powtarzane jest nieustannie, odmieniane przez wszystkie przypadki w miriadach pozornie nieodpowiednich kontekstów, aż zaczyna dudnić i rezonować jak wielki dzwon i staje się synonimem wszystkiego, co dobre”. Stalin był zatem „efektywnym menadżerem”, a Putin jest 
„najbardziej efektywnym menadżerem ze wszystkich”.

Cudzoziemcy i inni pełni dobrej woli ludzie pracujący dla RT usprawiedliwiają swoje zaangażowanie oświeconą myślą, że „nie ma czegoś takiego jak obiektywne dziennikarstwo”.

Poza tym są dobrze opłacani. „W tym świecie każdy jest na sprzedaż”, pisze Pomerantsev, i „nawet najbardziej liberalni dziennikarze mają swoją cenę”.

To książka pełna seksu, przemocy i klubowej muzyki. Moi studenci na Yale się nią zachwycili; część z nich przeczytała ją jednym tchem. W tej opowieści są różowe obcasy, prywatne helikoptery i fantastyczne imprezy Sen Nocy Letniej z akrobatami na trapezach i pływaczkami synchronicznymi przebranymi za syreny. Jest też siedmioletni chłopiec ważący ponad sto kilo, supermodelka, która zabiła się, wyskakując z dziewiątego piętra, i stoiska z hot dogami dostarczanymi gapiom zgromadzonym wokół moskiewskiego teatru, gdy czeczeńscy terroryści wzięli zgromadzonych w środku jako zakładników.

Jedna z opowieści Pomerantseva jest o Janie, kolejnej atrakcyjnej kobiecie z godną pozazdroszczenia garderobą i osobistym trenerem fitnessu. Jana, z powodzeniem handlująca przemysłowymi środkami czyszczącymi, zostaje z niewyjaśnionych powodów aresztowana. Dowiaduje się, że kluczowy składnik środka czyszczącego – na który ma pozwolenie – nagle, bez żadnego ostrzeżenia czy wytłumaczenia, stał się nielegalny. Trafia do więzienia; opuszcza ją jej kochanek Aleksiej. Przesłuchania doprowadzają ją na skraj obłędu: „Czarne jest białe, a białe jest czarne. Nie ma czegoś takiego jak rzeczywistość. Rzeczywistością może stać się cokolwiek, co powiedzą oni”. Jana może tylko krzyczeć.

W eseju z 1967 roku pt. Prawda a polityka Hannah Arendt wróciła do kwestii podejścia reżimów totalitarnych do prawdy. Jak tłumaczy Arendt, nie chodzi tu o reguły geometrii czy Kantowski imperatyw kategoryczny, ale o „prawdę rzeczową” – fakty empiryczne, a tym samym z konieczności przygodne, takie na przykład jak to, że w 1914 roku Niemcy najechały na Belgię. To właśnie ten drugi rodzaj prawdy, mówi autorka, staje się obiektem ataku nowoczesnych reżimów totalitarnych – albo poprzez jawne zaprzeczenie, albo „zacieranie granicy oddzielającej fakt od opinii i interpretacji”. Ci, którzy kłamią, są ludźmi czynu, którzy pragną zmienić świat i którym może się to udać. „Zaprawdę – pisze Arendt – trzeba będzie czegoś więcej niż przejściowego kaprysu historyków, aby wymazać z historii fakt, że wieczorem 4 sierpnia 1914 roku oddziały niemieckie przekroczyły granice Belgii; będzie do tego potrzebny monopol władzy nad całym cywilizowanym światem”. Dodaje jednak, że „taki monopol wcale nie jest niewyobrażalny”.

Ponowna lektura eseju Arendt po obejrzeniu krymskiej mowy Putina z marca 2014 roku robi niesamowite wrażenie.

Zwycięstwo ludowej rewolucji na kijowskim Majdanie w końcu lutego 2014 było początkiem niewypowiedzianej inwazji rosyjskiej na Ukrainę. Na Półwyspie Krymskim pojawiły się tzw. małe zielone ludziki w czarnych maskach i mundurach polowych bez oznaczeń, nieprzyznające się do bycia rosyjskimi jednostkami. Sfałszowane referendum i aneksja Krymu stały się okazją do hipnotyzującej mowy Putina. „Referendum na Krymie odbyło się 16 maja z pełnym poszanowaniem demokratycznych procedur i prawa międzynarodowego. Frekwencja wyniosła ponad 82 procent. Ponad 96 procent głosujących wypowiedziało się na rzecz ponownego zjednoczenia z Rosją… W ludzkich sercach i umysłach Krym zawsze był nieoddzielną częścią Rosji. Podstawą tego silnego przekonania są prawda i sprawiedliwość; przekazywano je z pokolenia na pokolenie, przez całe lata, niezależnie od okoliczności”.

Kamera Russia Today nieustannie przechodziła z Putina na twarze publiczności: pełne aprobaty, promieniejące, z oczami pełnymi łez radości. W eseju Prawda a polityka Arendt opisuje tradycyjne kłamstwa jako „dziurę w tkaninie faktów”; uważny obserwator może dostrzec „niekonsekwencje, dziury czy szwy w załatanych miejscach”. Totalitaryzm przyniósł jednak nową jakość: „nowoczesne kłamstwo polityczne” zakłada stworzenie nowej rzeczywistości bez szwów. Nie ma żadnej rysy czy pęknięcia, które dałoby się zauważyć.

Jeden z najlepszych filmów na temat stalinizmu to Przesłuchanie z 1982 roku, który niemal w całości rozgrywa się w celi stalinowskiego więzienia. Krystyna Janda gra Tonię, puszczalską tancerkę barową w powojennej Polsce, pełną tyleż radości życia, ile rozpaczy – podejrzewa męża o niewierność. Kiedy zostaje aresztowana pod fikcyjnymi zarzutami pomagania wrogom Polski Ludowej, śledczy próbują wykorzystać wszelkie dostępne środki, aby wydobyć z niej przyznanie się do winy. Niejaki Olcha, który według przesłuchujących miał być jej kochankiem, został oskarżony o szpiegostwo. Tonia jest oszołomiona, zdezorientowana, oburzona. Przesłuchania trwają. Opowieść śledczych się rozwija: Tonia się opiera, zaprzecza wszystkiemu, zmienia szczegóły własnej opowieści i stopniowo poddaje się coraz większej części narracji przesłuchujących, jakkolwiek nigdy w całości.

Film bardzo żywo oddaje nie tylko życie w stalinizmie, ale również pewną postawę filozoficzną: zachodzi pomieszanie epistemologiczne (pomieszanie co do wiedzy), ale nigdy ontologiczne (pomieszanie co do bytu). Stalinowskie więzienie to miejsce fikcji i manipulacji. Nigdy nie poznajemy prawdziwej historii: kto – jeśli w ogóle – tak naprawdę był przeciwko reżimowi, którzy mężczyźni byli kochankami Toni, kim był Olcha i co właściwie zrobił. Możemy być jednak pewni, że istnieje jakaś prawdziwa historia. Nie dowiemy się, jaka ona jest, ale nigdy nie każe nam się wątpić, że jej egzystencja jest obiektywna, że istnieje rozróżnienie na prawdę i kłamstwo, fakty i fikcję, że istnieje coś takiego jak rzeczywistość.

Przesłuchanie reprezentuje stanowisko modernistyczne: Bóg może i umarł, ale to jeszcze nie znaczy, że prawda razem z nim, nawet w warunkach reżimu totalitarnego. Co innego w surrealistycznej nowej Rosji, którą opisuje Pomerantsev: „A gdy prezydent podejmie decyzję o zajęciu Krymu i rozpocznie nową wojnę z Zachodem – pisze – Russia Today jako pierwsza wystartuje ze sfabrykowanymi historiami o tym, jak to faszyści próbują przejąć Ukrainę”. Ta nowa wojna, którą Putin wytoczył Zachodowi, rozgrywa się w Donbasie, gdzie dorastała Alona. Do dziś jest niejasne, co się tam naprawdę dzieje. Kto jest agentem Kremla? Kto jest najemnikiem? Kogo pieniądze zachęciły do jawnego wyrażenia swych dotychczasowych skłonności? Kto się zachowuje autentycznie? Kto zaczął jako płatny prowokator, ale potem stracił wyczucie roli? Kto już nie wie, kim jest? „Mam poczucie, że polityka prowokacji przyniosła na wschodzie kryzys podmiotowości”, powiedziałam mojemu ukraińskiemu koledze, kiedy spotkaliśmy się w Kijowie w maju 2014 roku. „Tak – odpowiedział ironicznie – jesteśmy bardzo ponowocześni”.

Kateryna Jakowlenko to jedna z młodych organizatorek Izolacji, ośrodka inicjatyw kulturalnych w Doniecku, którego teren został zajęty przez bojowników Donieckiej Republiki Ludowej i zamieniony na więzienie. Opowiadała ona, że część spośród niezidentyfikowanych „małych zielonych ludzików” przybyłych do Doniecka była Czeczenami, którzy niezbyt dobrze mówili po rosyjsku i którzy nie rozumieli, dlaczego bankomaty wydają pieniądze ukraińskie zamiast rosyjskich rubli. Któregoś razu Czeczeńcy walczący po stronie separatystów zorganizowali mityng na placu Lenina. Tamtejsza staruszka przyszła na miejsce i pobłogosławiła Czeczenów prawosławnym krzyżem, aby wesprzeć ich w walce przeciw ukraińskim nazistom. Niemiecki malarz Max Ernst zdefiniował kiedyś surrealistyczny kolaż jako „połączenie dwóch rzeczywistości, których pozornie połączyć się nie da, na planie, który nie jest dla nich odpowiedni”.

Zdaniem Jakowlenko ta scena stanowiła właśnie makabryczny, surrealistyczny kolaż: prawosławna kobieta na komunistycznym placu błogosławi muzułmańskiego najemnika, żeby zabijał widmowych nazistów.

To właśnie próbuje nam wyjaśnić Pomerantsev: w dzisiejszej Rosji Putina kwestią nie jest tylko, co jest prawdą, ale także samo istnienie prawdy. „Wielki dramat Rosji, pisze Pomerantsev, nie polega na «przejściu» z komunizmu w kapitalizm (…) lecz na tym, że w ostatnich dekadach istnienia ZSRR nikt już w komunizm nie wierzył, ale wszyscy żyli tak, jakby wierzyli, a teraz ci sami ludzie potrafią stworzyć jedynie społeczeństwo symulantów”.

W swym eseju Siła bezsilnych z 1978 roku Václav Havel opisuje zwyczajnego właściciela warzywniaka, który codziennie wystawia transparent z napisem „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!” w witrynie swego sklepu. Oczywiście sklepikarz nie wierzy w przesłanie transparentu, podobnie jak przechodnie ani nawet sam reżim. Mimo to wszyscy wciąż udają; żyją tak, jak gdyby wierzyli w komunizm. Paradygmat życia „jak gdyby” – udawanie, że podziwia się nowe szaty króla – od dawna stanowi model rozumienia późnego komunizmu zarówno w Europie Wschodniej, jak i w ZSRR. Kilka lat temu antropolog Aleksiej Jurczak zakwestionował ten paradygmat w swej książce Everything Was Forever, Until It Was No More: The Last Soviet Generation. Jego zdaniem to „jak gdyby” jest nazbyt binarne; fałszywie zakłada stabilną, nawet jeśli niewyartykułowaną przejrzystość. Obstaje raczej przy płynnej przestrzeni między sprzeciwem i przystosowaniem, autentycznością i fałszem, władzą i oporem. To jest właśnie postmodernizm: kiedy rezygnujemy z zastąpienia Boga i przyjmujemy, że nie ma niczego, co gwarantowałoby stabilność jaźni, świata i prawdy.

Anegdotyczne spostrzeżenia Pomerantseva prowadzą nas w tym właśnie kierunku: nie jest tak łatwo określić, w co ludzie „naprawdę” wierzą, gdzie jest granica między łatwowiernością a oświeconym cynizmem. Wszystko jest płynne. „To tak, jakby to oni decydowali, co jest rzeczywistością”, mówi bizneswoman Jana o swym uwięzieniu i przesłuchiwaniu jej w nowej Rosji. „To tak, jakby ziemia usuwała ci się spod stóp”. Arendt nazywała to „nieugruntowaniem” (Bodenlosigkeit): „Konsekwentne kłamstwo, mówiąc metaforycznie, podkopuje grunt pod naszymi nogami i nie daje nic w zamian”. Pomerantsev kreśli portret Putinowskiej Rosji jako zbiorowej rezygnacji z prawdy – i próby przyjęcia tego z lekkością. „I w tym momencie uświadamiasz sobie” – pisze po tym, jak towarzyszył Alonie w klubie dla superbogaczy – że oni wszyscy – «forbesi» i dziewczyny – są tacy sami, że są sobie równi. Wszyscy oni wygrzebali się z radzieckiego świata. Strumień ropy naftowej wystrzelił ich do innych wszechświatów finansowych, ale nadal doskonale rozumieją się nawzajem. Ich urocze i proste spojrzenia wydają się opowiadać o tym, jak zabawna jest cała ta maskarada, jak zabawne jest to, że jeszcze wczoraj żyliśmy w mieszkaniach spółdzielczych, śpiewaliśmy radziecki hymn, za szczyt luksusu uważaliśmy dżinsy Levisa i mleko w proszku, a teraz otaczają nas drogie samochody, odrzutowce i landrynkowe prosecco. I choć wielu ludzi z Zachodu uważa, że Rosjanie mają obsesję na punkcie pieniędzy, myślę, że nie mają racji. Pieniądze krążą tu migotliwie i zwiewnie, jak brokat w szklanej kuli, a to sprawia, że wydają się zupełnie nierzeczywiste. Nie są czymś, co należy gromadzić i oszczędzać, ale czymś, w czym można tańczyć jak w chmurze konfetti. Są jak puch w walce na poduszki, jak papier-mâché, z którego formuje się różne maski”.

Ton Pomerantseva jest cały czas lekki, zwodniczo lekki, gdyż między wierszami jest śmiertelnie poważny. Jądro dziwności to być może najbardziej wnikliwa filozoficznie próba naświetlenia Rosji Putina taką, jaka jest dziś. Niedawno na konferencji rozmawiałam z koleżanką z Rosji. Powiedziała, że będąc w Moskwie, czuje się jak w kreskówce o strusiu Pędziwiatrze, w której kojot Wiluś biegnie jeszcze długo po tym, jak most się pod nim załamał.

Tekst oryginalnie ukazał się na łamach Jewish Review of Books, redaktorom pisma oraz Autorce dziękujemy za możliwość publikacji.

Tłum. Michał Sutowski

Marci Shoreprofesor Wydziału Historii Uniwersytetu Yale, historyczka Europy Środkowo-Wschodniej. Autorka m.in. książki Kawior i popiół. Historia pokolenia oczarowanych i rozczarowanych marksizmem oraz Nowoczesności jako źródła cierpień. Obecnie prowadzi badania na temat filozoficznych źródeł zaangażowania politycznego w Europie Środkowej. Członkini Rady Naukowej Instytutu Studiów Zaawansowanych.

***

Peter Pomerantsev, Jądro dziwności. Nowa Rosja, Czarne 2015.

Czytaj także:
Marek Cichocki: Putin wywrócił rosyjsko-niemiecki stolik. Dla Niemców to był szok

 

**Dziennik Opinii nr 227/2015 (1011)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij