W tej chwili kobiety stanowią tylko 17 procent amerykańskich Sił Zbrojnych, a mają im do zaoferowania bardzo wiele.
Amerykańskie wojsko to w Waszyngtonie gracz najważniejszy. Departament Obrony jest największym pracodawcą nie tylko w Stanach Zjednoczonych, lecz na całym świecie (zatrudnia ponad 3 miliony osób). USA to w zasadzie jedyne – obok Izraela – zachodnie społeczeństwo, gdzie ludzie są dumni z tego, że mogą pracować w wojsku, gdzie wojskowi obsługiwani są bez kolejki i otaczani ogólnym szacunkiem oraz wdzięcznością.
Wstąpienie do wojska to najkrótsza droga do bezpłatnych studiów, międzynarodowych podróży i wczesnej emerytury; słynące z konserwatyzmu wojskowe „państwo w państwie” jest tak naprawdę idealnym przykładem (lepiej lub gorzej funkcjonującego) socjalizmu.
Zapewnia darmową edukację, bezpłatną opiekę zdrowotną i system zniżek na wszystko – od parku Yellowstone po park Walt Disney World. Kiedy więc mówimy o dostępie kobiet, gejów i osób transpłciowych do kariery w wojsku, z jednej strony mówimy o bardzo konkretnych korzyściach ekonomicznych; z drugiej strony skala udziału Departamentu Obrony w amerykańskiej gospodarce automatycznie przekłada się na kulturę i społeczeństwo.
W 2011 roku prezydent Obama ostatecznie odrzucił politykę „nie pytaj, nie mów”, deklarując tym samym pełną integrację gejów i lesbijek. W grudniu 2015 Sekretarz Obrony, Ash Carter, dopuścił kobiety do służby na wszystkich pozycjach – w Zielonych Beretach, Navy Seals czy rangersach również. W zeszłym miesiącu wojsko zniosło zakaz służby osób transpłciowych. Obecnie w czynnej służbie wojskowej mamy 200 tysięcy Amerykanek, a najwyżsi oficjele Departamentu Obrony mówią o ideowej transformacji, do jakiej aspiruje wojsko w XXI wieku, a która wymaga czerpania z zupełnie nowej puli talentów. Jednak pomimo licznych deklaracji, że obecność kobiet i gejów w amerykańskich siłach zbrojnych czyni wojsko tylko silniejszym, wciąż pojawiają się wątpliwości. Z jednej strony mamy marines, którzy kwestionują sensowność udziału kobiet w niektórych operacjach, z drugiej powracające historie o systemowej kulturze gwałtu, która zniechęca kobiety do kariery wojskowej. Jak jest naprawdę?
Pani Komandor
Kiedy kontaktuję się z L., jestem zaskoczona, że od razu zgadza się ze mną porozmawiać. Mówi wprost, że chce odpowiedzieć na moje pytania, bo te kwestie są dla niej niezwykle ważne.
L. Pochodzi z rodziny o silnych wojskowych tradycjach – jej ojciec wykładał w Akademii Marynarki w Annapolis. Kiedy zakomunikowała mu, że się tam wybiera, był zdecydowanie przeciw. Miał okazję obserwować pierwsze kobiety w Annapolis i widział, jak są traktowane. Od tego czasu wiele się zmieniło, ale L. również nie ominęło doświadczenie próby molestowania ze strony jednego z kolegów.
„Z mężczyznami to jest tak, że kiedy coś nagle zaczyna ich dotyczyć osobiście, nagle zmieniają zdanie”, L. z uśmiechem wspomina wsparcie i błogosławieństwo, które ostatecznie otrzymała od ojca. „Zaczynają widzieć pewne rzeczy dopiero wtedy, kiedy chodzi o ich matkę albo siostrę”.
Zanim została panią komandor, służyła na wielu statkach. Na pierwszym z nich usłyszała od szefa, staromodnego typa ze szklanym okiem: „Na początku byłem sceptyczny, ale muszę przyznać, że od kiedy służycie w marynarce, nasze statki pachną o sto tysięcy par beczek lepiej”.
Matka L. pochodzi z Danii, a sama L. spędziła mnóstwo czasu w Europie, więc zna sytuację po obu stronach kontynentu.
NATO ma długą tradycję służby kobiet w siłach zbrojnych; Holendrzy dopuścili kobiety do walki już w 1979 roku. „Kobiety w Europie nie muszą upinać włosów”, śmieje się L. Nie muszą próbować wyglądać jak mężczyzna. Amerykanie są purytańscy, więc integracja kobiet idzie im nieco oporniej. „Z drugiej strony Europejczykom łatwo mówić”, włącza się w niej amerykański patriotyzm. „Od 60 lat nie brali udziału w walce”.
Kiedy pytam o środowiska LGBT, opowieści są różne. L. ma kolegę, którego wyrzucono z marynarki, bo mówił o swojej orientacji zbyt otwarcie. Minutę po północy tego dnia, kiedy reguła „nie pytaj, nie mów” przestała obowiązywać, wziął ślub ze swoim długoletnim chłopakiem. Z kolei koleżanka L., która siedziała jak mysz pod miotłą i nigdy nikomu nie powiedziała o tym, że jest lesbijką, wciąż pnie się po szczeblach kariery. Ona również niedawno pobrała się ze swoją długoletnią dziewczyną.
Zapytana o to, co kobiety wnoszą do wojska, L. przywołuje teorię o „myśliwych” i „zbieraczach”. Kobiety to „zbieracze”; mają dłuższa pamięć, są mniej impulsywne i bardziej odporne na stres i ból, który poród naturalnie wpisuje w życie kobiety. A gwałty w wojsku? „To może być pewien problem na linii frontu”, stwierdza L., nawet przez chwilę nie zakładając, że pytam o to, jak się sprawy mają wewnątrz armii. „W kulturach, gdzie nie ma równouprawnienia kobiet, gwałt faktycznie może być wykorzystywany jako broń przeciw kobietom-żołnierzom”.
L. jest zdania, że zmiany w amerykańskim wojsku są nie tylko prawdziwe, ale wręcz spektakularne. Co ciekawe, bardzo pomogły media społecznościowe – ta masowa, anonimowa komunikacja między podwładnymi a przełożonymi naprawdę zdziałała cuda. Do tego, jak twierdzi L., wraz z wymianą pokoleń słabnie szowinizm.
„Prawda jest taka, że kobiety stanowią połowę populacji USA. Na uniwersytetach jest ich więcej niż mężczyzn, także na kierunkach ścisłych i matematycznych”. Amerykańskie wojsko wie, że nie może pozwolić sobie na ignorowanie takiego potencjału.
„Wiesz, kiedy czuję się dyskryminowana?”, dodaje L. po chwili namysłu. „Nie w wojsku, ale w cywilu. Jestem komandorem z 20-letnim stażem i mam podwójnego magistra, ale kiedy idę kupić samochód, nadal jestem traktowana inaczej niż mężczyzna”.
W cywilu jest gorzej
„Wszystko zależy od tego, gdzie jesteś”, mówi R., mężczyzna, kapitan Sił Powietrznych. „Pewnie kobietom jest łatwiej pracować w dziale medycznym niż np. przy naprawie wojskowych samolotów. Ale generalna zasada jest taka: zero tolerancji wobec dyskryminacji”.
Tak samo jest w przypadku awansu. Kiedy rozważa się, kto jest najlepszym kandydatem na wyższy stopień, papiery zostają „wyczyszczone” (scrubbed) – nie ma w nich informacji o płci ani o wieku. „Jeśli zaś chodzi o konkretne rozkazy i przydziały, wiem tylko, że pracowałem z dużą ilością kobiet-oficerów. Miałem w swojej karierze sześciu dowódców szwadronu, z czego połowa to były kobiety”.
Wszędzie jest inaczej. Każda baza jest inna, każdy typ kariery jest inny, każdy przełożony jest inny. Dowódcy nadają ton i atmosferę. Jeśli dowódca będzie pokazywał zero tolerancji wobec dyskryminacji, tak właśnie będzie. „Spotkałem się z kobietami w wojsku, które narzekały, że nie traktuje się ich poważnie. Ale spotkałem się też z kobietami, które wykorzystywały swój wygląd i urok osobisty, żeby przeforsować swoje”.
R. zna też kilku gejów w Siłach Powietrznych.
Jeden z nich był mechanikiem i mimo że nie wyglądał jak reszta „twardych kolesi”, traktowano go z szacunkiem. „Moim zdaniem, w wojsku jest większa równość niż w sektorze prywatnym” – to osobliwe zdanie zdziwiłoby mnie, gdybym nie słyszała go już wcześniej.
„Ludzie nie zdają sobie sprawy jak bardzo egalitarne jest współczesne wojsko”, mówi B., który jest pilotem w marynarce. „Ludzie po prostu chcą wykonać swoją pracę, wykonać ją dobrze i iść do domu”. Kiedy pytam o mechaników samolotowych, wzrusza ramionami: „Płeć nie ma dla mnie znaczenia. Jeśli ktoś posiada odpowiedni trening, jest mi obojętne, czy polegam na umiejętnościach mężczyzny czy kobiety”.
„Być może marines albo Navy Seals mają swoje powody, żeby wykluczać kobiety z niektórych operacji”, dodaje. „Chociaż na pewno są «twarde laski», które mogłyby sobie poradzić również w takich sytuacjach”.
Wydaje się, że politykę dopuszczania ludzi do konkretnych prac na podstawie nie płci, lecz spełnienia określonych wymogów stosuje się coraz częściej. Marines odwołują się do badań, zgodnie z którymi kobiety częściej doznają urazów itd. Ale istnieje uzasadnione podejrzenie, że kobiety-żołnierze po prostu mają mniejsze opory, żeby zgłosić uraz.
Pani major
W 2013 roku piechota przeprowadziła eksperyment, organizując mieszane bataliony. W sumie 7 brygad, każda licząca około 4 batalionów po 800 żołnierzy. W każdym z nich znalazło się 3-4 kobiety na pozycji oficerskiej, między innymi E., która jest obecnie majorem w armii. Mimo że udział był teoretycznie dobrowolny, większość nie miała wyboru, a często były to kobiety, których ktoś chciał się pozbyć z poprzedniego miejsca przydziału. Część z nich po jakimś czasie zrezygnowała.
„Byłam pośród nich najstarsza, więc traktowano mnie z większym szacunkiem. Ale od moich młodszych koleżanek wymagano, żeby partycypowały w całej tej kulturze macho i udowadniały, że są cool”.
Abstrahując od kilku podobnych historii, E. jest zadowolona i dumna ze swojej pracy. Jej przygoda z wojskiem zaczęła się w wieku 20 lat. „To może zabrzmieć górnolotnie, ale chciałam się zaciągnąć, żeby inni nie musieli”. Po kilku latach służby E. zrobiła sobie przerwę na odchowanie dzieci – ma ich pięcioro. Ale tęskniła za wojskiem. Wróciła do czynnej służby, gdy jej najmłodsza córka skończyła 5 lat.
„Kobiety od zawsze uczestniczyły w wysiłku wojennym, to nic nowego”, tłumaczy. Ona sama była na wojnie dwa razy i twierdzi, że można się od tego uzależnić. „Kocham mój kraj. Może jest tak dlatego, że jestem «biała i uprzywilejowana», ale moja Ameryka to fantastyczna Ameryka”.
E. jest takiego samego zdania co L. – zawsze, kiedy tracisz połowę populacji w imię czegoś, np. gdy chcesz ludzi dyskryminować ze względu na płeć, pozbawiasz się połowy talentów.
W tej chwili kobiety stanowią tylko 17 procent amerykańskich Sił Zbrojnych, a mają im do zaoferowania bardzo wiele – spokój, przemyślane decyzje i bezwzględność.
„Obrona jest wpisana w psychikę kobiet”, zauważa E. „Bezwzględna obrona, do której zdolna jest tylko matka. To wszystko jest w nas, z tą różnicą, że dotychczas nie uczyłyśmy się sztuki wojny”.
Zdaniem E., jedynym kryterium powinno być to, czy się kwalifikujesz. Kobiety mogą robić wszystko, a jeśli chcą równości, powinny też partycypować w wysiłku wojennym. To samo dotyczy gejów, lesbijek czy osób transpłciowych. „Jeśli chcesz od teraz być kobietą, proszę bardzo. Bądź silną kobietą”.
Wojsko nie lubi się zmieniać, twierdzi E., ale – paradoksalnie – zmienia się szybciej niż świat cywilów. „Wszystko będzie dobrze, bo w wojsku po prostu nie ma innej opcji. Musi być dobrze. My nie mamy luksusu wiecznego gadania i zastanawiania się, tak jak to robią w cywilu. Nie dyskryminujesz, bo po prostu robisz to, co ci każą. Wykonujesz rozkazy, nie masz innego wyjścia”.
Wystąpili:
E. – major / Piechota
L. – komandor / Marynarka
R. – kapitan / Siły Powietrzne
B. – porucznik / pilot w Marynarce
**Dziennik Opinii nr 205/2016 (1405)