Świat

Pocztówki z Iranu (9): W domach i pokojach

W żadnym kraju nie widziałem tylu zabytkowych wierzei – tu spotkamy je w meczetach, na bazarach i w prywatnych domach.

Port lotniczy Stambuł-Sabiha Gökçen, 23 sierpnia / 1 szahriwar

Inny częsty stereotyp o Irańczykach to przekonanie o tym, iż mieszkają zwykle w brudnych, ciasnych lepiankach, z tuzinami dzieci wylewających się z szaf niczym w skeczu „Cud narodzin, część II” Monty Pythona. Zapewne to owoc stosownych telewizyjnych relacji z Afganistanu; choć w odróżnieniu od mieszania Persów z poddanymi Saudów (których sami Irańczycy okrutnie wyśmiewają) jest w tym przynajmniej jakieś ziarno sensu – afgańscy Pasztuni i Hazarowie są rzeczywiście bliskimi krewnymi Persów, mówiącymi zbliżonym językiem. 

I oczywiście nie jest problemem znalezienie wnętrz, w których dobrze czułby się potencjalny zdobywca World Press Photo (obowiązkowe czarno-białe zdjęcie płaczącego dzieciątka w otoczeniu krajobrazu w stylu doom). Jednak zwiedziłem na tyle dużą ilość różnych irańskich mieszkań i mieszkanek, że mogę chyba stwierdzić, iż zwykle wygląda to zupełnie inaczej.

Odrażających i perspektywicznych finansowo (dla fotografa) scen ataku karaluchów nigdzie nie widziałem. Także mieszkania na wsiach były urządzone bardzo czysto i schludnie, choć czasem oczywiście biedniej. Tylko mieszkanie w bloku na osiedlu w Isfahanie (bo i do takiego trafiłem) wyglądało jako-tako fotogenicznie, jednak niestety był to tylko efekt trwającej właśnie przeprowadzki Ahmada na „swoje śmieci” i jego preferencji dla filozoficznych dyskusji na temat pierwszego malowania ścian jako rytuału przejścia w dorosłość nad samym właśnie malowaniem.

Przy czym inaczej nie tylko od tego stereotypu, lecz i od naszych, europejskich przyzwyczajeń. Wchodząc do domu zawsze ściągamy buty czy nawet klapki, niezależnie od nowoczesności lokatorów – taki zwyczaj, pierwotnie związany z religią (rytualna nieczystość), lecz dziś podtrzymywany przez niemal wszystkich. 

Boso – przy czym Irańczycy skarpet zwykle nie używają – dostajemy się od razu do centralnego pokoju, który zajmuje większą część mieszkania, ewentualnie prawie cały parter wielopiętrowego domu. Jego wielkość jest różna, w zależności od powierzchni całego mieszkania czy domu, jednak proporcjonalnie zawsze jest to pokój największy. Niemal zawsze połączony jest on z otwartą kuchnią, więc tu przygotowuje się i jada posiłki, przyjmuje gości, ogląda telewizję (natomiast komputer stał z reguły w osobnym pokoju), często też śpi, a przynajmniej tu śpią goście. Czasem, jak w budce, w której spałem w Larzere podczas trawersu gór Elburz, ten pokój wystarczał za całe lokum (tam bez kuchni, ale za to z kozą, znaczy piecykiem takim, nie tym beczącym).

  

Właściwie tylko wspomniane mieszkanie w bloku trochę odbiegało od tego wariantu, lecz i tu był taki większy pokój, do którego wchodziło się wprost przez drzwi.

  

Te drzwi to zresztą temat na osobną gawędę. W żadnym innym kraju nie widziałem tylu zabytkowych, na oko przynajmniej parusetletnich wierzei – tu zaś spotkamy je w meczetach, spotkamy na bazarach, lecz i w prywatnych domach, tak w starych częściach miast, jak i na wsi. Zwykle towarzyszą im równie antyczne zamki. To też o czymś świadczy – choćby o tym, że większość kraju od stuleci nie była przeorana wojną, lecz bardziej jeszcze o tym, że sami Irańczycy – przynajmniej ci żyjący daleko od granicy – czują się chyba bardzo bezpiecznie w swoich domach, skoro nie mają problemu z trzymaniem w ramach zapory antywłamaniowej czegoś, co nawet cherlawy bibliotekarz z Polski byłby w stanie wyekspediować w przestrzeń wraz z futryną jednym zamaszystym ruchem. Taki to ten kraj rzekomych brodatych terrorystów.

W tym największym pokoju z reguły (poza najbardziej zeuropeizowanymi rodzinami) nie znajdziemy stołów ani łóżek. W Europie musimy się izolować od zimnego podłoża, stąd ten cały meblarski biznes; w gorącym Iranie zwykle nie ma takiej potrzeby i za uniwersalne podłoże służy podłoga, szczelnie przykryta kobiercami, w razie potrzeby uzupełnionymi serwetą na jedzenie lub materacem do spania – ten ostatni jednak często pomijany przez samych Irańczyków, którzy w ogóle lubują się w podłożu o konsystencji raczej skalistej, do tego stopnia, że nawet tam, gdzie spotykałem łóżka, miały one subtelną miękkość betonu. 


Wokół tego pokoju rozciąga się wianuszek znacznie mniejszych, dla dzieci czy małżonków, jednak rzadko mieszczących coś poza samymi tylko łóżkami. Życie bowiem toczy się i tak w pokoju centralnym. 


I toczy się zaskakująco długo – nie tylko dorośli, lecz i małe dzieci chodzą spać często po północy. Właśnie równo o północy widziałem taką grupkę dzieci, na oko w wieku wczesnoszkolnym, opuszczających medresę w pewnej azerskiej wiosce opisanej w czwartej części Pocztówek. Nic więc dziwnego, że perskie miasta żyją przez całą noc – w Isfahanie zakupy spożywcze robiłem w osiedlowym sklepiku o pierwszej w nocy. Przyzwyczaiłem się do tego na tyle, że po powrocie do Polski przeżyłem w związku z tym mały wstrząs kulturowy, jednak o nim następnym razem.

Czytaj także:

Pocztówki z Iranu (1): Pociąg, rower, samolot, rower

Pocztówki z Iranu (2): Ryby w sieci

Pocztówki z Iranu (3): Tu mężczyźni lepiej tańczą

Pocztówki z Iranu (4): Irańska gościnność

Pocztówki z Iranu (5): Duża góra

Pocztówki z Iranu (6): Enriqu Eglesias

Pocztówki z Iranu (7): Na południe

Pocztówki z Iranu (8): Meandry prowincji

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Larczyński
Tomasz Larczyński
autor książki „Pocztówki z Iranu”
Doktor nauk historycznych oraz analityk rynku kolejowego. Autor książki „Pocztówki z Iranu”. Publikuję m.in. w „Kurierze Kolejowym” i „Transporcie Publicznym”. Pracownik PAN Biblioteki Gdańskiej. Tworzy zespół Krytyki Politycznej w Trójmieście. Członek partii Razem.
Zamknij