Trzydziestu zabitych i ponad stu rannych – to skutek ostrzału Mariupola przez separatystów.
W sobotę około godziny 9.30 czasu lokalnego, gdy rynek we wschodniej części miasta był pełny ludzi, zaczęły spadać pociski. Nad strefą ataku unosił się gęsty szary dym. Jak twierdzą przedstawiciele lokalnej milicji, wystrzelono przynajmniej trzy salwy z wyrzutni rakietowej GRAD.
Zajście było nagrywane przez wielu mieszkańców. Jeden z kierowców miał włączony rejestrator, gdy rakiety zaczęły się rozrywać tuż przed nim, a iskry posypały się na szybę.
Takiego szczęścia nie miało jednak przynajmniej trzydzieści osób. Jedna rakieta spadła na aptekę, wbiła się przez dach i urwała nogi kobiecie; mężczyznę rozerwało na dwie części. Na drzwiach wejściowych widać krwawe ślady dłoni, jakby ktoś próbował się wydostać ze zniszczonego budynku. Przed wejściem kałuża krwi. Oboje nie żyją.
„Ukropy”?
W budynek naprzeciwko trafiła przynajmniej jedna rakieta, a druga tuż przed wejściem, paląc samochód i wybijając szyby w bloku. Wszędzie leży szkło i to, co wypadało z okien i mieszkań. Obok samochodu na ścianie widać liczne ślady po odłamkach. Kto strzelał?
– Ukropy – mówi mężczyzna. „Ukrop” to pogardliwe określenie Ukraińców, po rosyjsku słowo to oznacza „koper”.
Pociski przyleciały z północnego wschodu, gdzie nie ma wielu pozycji ukraińskich. A jeśli są, to zbyt blisko, żeby można było strzelać z GRAD-ów. O ile w przypadku innych tragedii, do których doszło w ostatnim czasie, można było tworzyć jakieś teorie spiskowe, to przy ostrzale Mariupola wszystko wydaje się jasne. W tym tonie odpowiada mężczyźnie grupa mieszkańców, która nie ma wątpliwości, kto strzelał i że winna nie jest ukraińska armia, tylko separatyści.
– Zostałem bezdomny. Zobaczcie, doprowadzili do tego, że mężczyzna płacze – łka jeden z mieszkańców. Mówi, że to wszystko wina Władimira Putina. To właśnie w jego mieszkanie trafił jeden z pocisków.
Fot. Paweł Pieniążek
Została z niego ruina. Odłamki trafiły mężczyznę w plecy, ale na szczęście nie było to zbyt poważne. Gdy odchodzę dalej, ktoś mnie zaczepia. – Co on gada? Przecież chodził głosować podczas referendum. Ma to, czego chciał – rzuca inny mężczyzna.
11 maja w Mariupolu i innych miastach kontrolowanych przez separatystów odbyło się nielegalne referendum, w rezultacie którego powstały nieuznawane republiki – Doniecka Republika Ludowa i Ługańska Republika Ludowa. Czy rzeczywiście część mieszkańców zmieniła zdanie o Rosji? Nie wiadomo.
Nie tylko ten mężczyzna przekonał się, jak bojownicy z Donieckiej Republiki Ludowej chcą „wyzwolić” miejscową ludność spod jarzma „kijowskiej junty”. W ukraińskich mediach opisywany jest przypadek jednej ze zmarłych – Olhy Abduraszytowej, która 10 czerwca, gdy Mariupol był odbijany przez siły ukraińskie z rąk separatystów, prosiła Putina, żeby wprowadził wojska rosyjskie na Ukrainę. Na rosyjskim odpowiedniku Facebooka wrzucała swoje zdjęcia z karabinem maszynowym i symboliką kojarzoną z separatystami. Jak piszą złośliwy komentatorzy, jej prośba została spełniona: pociski prorosyjskich bojowników dosięgły ją, gdy poszła na rynek.
„Putin, jesteś trupem”
Nastroje w samym Mariupolu od czerwca bardzo się zmieniły. Widać to szczególnie podczas takich tragicznych wydarzeń.
Gdy pod koniec sierpnia w oddalonym czterdzieści kilometrów na wschód Nowoazowsku pojawiły się rosyjskie czołgi, mieszkańcy Mariupola zaczęli się organizować. Najpierw urządzili demonstrację, na którą przyszło kilka tysięcy osób, potem pomagali w fortyfikowaniu miasta. To precedens w Donbasie – wystąpienie na taką skalę w obronie Ukrainy.
Teraz po ostrzale z pomocą ruszyły przede wszystkim lokalne organizacje pozarządowe, wolontariusze, a także mieszkańcy, którzy na co dzień nie są zaangażowani w życie publiczne. Znowu zaczęło się od demonstracji, a potem przyszła pomoc: sprzątanie ostrzelanych miejsc, organizowanie namiotów, jedzenia i folii, którymi można zakleić powybijane okna. Wiele osób poszło do szpitala oddać krew. Jak zapewnia jedna z lekarek, Anna, liczba osób oddających krew znacznie przekroczyła dzienny limit.
Ilja sam do mnie podchodzi. Jest nabuzowany, mówi, żeby przekazać Putinowi, że jest trupem. Jest pewien, że to Kreml odpowiada za wydarzenia w Donbasie. – Mieszkam tu obok, spaliśmy. Obudził nas GRAD – mówi.
Kto pomoże?
Na dom Ołeny spadły przynajmniej trzy pociski, praktycznie cały spłonął. Ona i mąż leżeli w dużym pokoju. Córka z mózgowym porażaniem dziecięcym w ostatnim momencie padła na ziemię, gdy drzwi, przy których stała, przeszyły odłamki. – Ułamek sekundy i by nie żyła – mówi Ołena ze łzami w oczach. Spłonęły dwa koty. Jej matka jest w szpitalu, miała operację. – Nie chcę jej denerwować, ale coś przeczuwa – mówi.
W domu Ołeny było wszystko, także oszczędności. Możliwe, że coś dałoby się z niego uratować, ale straż pożarna jechała dwie i pół godziny i dotarła, gdy w zasadzie nie było już co zbierać. Do służb ratunkowych mieszkańcy mają najwięcej pretensji. Może poza milicją, która rzeczywiście wyszła na ulice i pilnuje, aby złodzieje nie okradali zniszczonych mieszkań.
Ołena, jak i inni, którzy stracili część lub cały dobytek swojego życia, nie wiedzą, do kogo mają się zwrócic po pomoc. Państwo na razie nie wystąpiło z żadną inicjatywą. Mogą liczyć na nocleg u innych mieszkańców, ale to wciąż za mało, żeby życie wróciło do normy.
***
Już wkrótce w księgarniach: Pozdrowienia z Noworosji Pawła Pieniążka!
Wojna na Ukrainie zaskoczyła Europę, która przywykła do „odwiecznego” pokoju w pobliżu swoich granic. Jak się okazało, niesłusznie. Po dramatycznych wydarzeniach na kijowskim Majdanie i rosyjskiej aneksji Krymu akcja przeniosła się do Donbasu, gdzie prorosyjscy separatyści zamarzyli o nowym regionie Rosji – Noworosji. Nieliczne początkowo demonstracje przeistoczyły się w otwarty konflikt zbrojny podsycany i wspierany przez władze w Moskwie.
Paweł Pieniążek na bieżąco relacjonował te wydarzenia dla polskiej prasy, radia i telewizji. Był pierwszym dziennikarzem, który dotarł do wraku zestrzelonego przez separatystów samolotu malezyjskich linii lotniczych. W Pozdrowieniach z Noworosji opisuje tragikomiczne narodziny konfliktu i jego tragiczne konsekwencje – katastrofę humanitarną, zniszczone miasta i zdruzgotane marzenia ludzi o normalnym życiu.
Paweł Pieniążek (1989) – dziennikarz specjalizujący się w tematyce Europy Wschodniej. Relacjonował wydarzenia na Majdanie i konflikt zbrojny we wschodniej Ukrainie. Współpracuje z „Dziennikiem Opinii”, „Nową Europą Wschodnią”, „New Eastern Europe”, Informacyjną Agencją Radiową Polskiego Radia S.A. i „Tygodnikiem Powszechnym”. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Newsweeku”, „Polityce” i „Wprost”.