Warto zwrócić uwagę na to, kto teraz reprezentuje UE w rozmowach czterostronnych.
Rosja dąży do negocjacji w sprawie konfliktu w Donbasie, by wymusić na Ukrainie przestrzeganie zasad, do których sama się stosować nie będzie. Co dziwne, Unia jej w tym pomaga.
Podczas ostatniego spotkania ministrowie spraw zagranicznych Francji, Niemiec, Rosji i Ukrainy – Laurent Fabius, Frank-Walter Steinmeier, Siergiej Ławrow i Pawło Kłymkin – podpisali deklarację, w której wyrażają swoje poparcie dla trwałego pokoju i stabilności na Ukrainie. Przede wszystkim wezwali do wznowienia zawieszenia broni, które wygasło 30 czerwca, ponieważ separatyści nie byli zainteresowani realizacją pokojowego planu prezydenta Ukrainy Petra Poroszenki. Dalsze zawieszenie broni miałoby być monitorowane przez specjalną misję OBWE. Rosyjscy i ukraińscy pogranicznicy mieliby wówczas wspólnie dbać o bezpieczeństwo granicy. Ministrowie wezwali też do zapewnienia bezpieczeństwa dziennikarzom pracującym w strefie konfliktu.
W tym celu do 5 lipca miała spotkać się trójstronna grupa kontaktowa, w skład której wchodzą OBWE, Rosja i Ukraina. Podczas wcześniejszych negocjacji w Doniecku byli też oficjalnie nieuznawani za stronę negocjacji przedstawiciele separatystów.
Ostatecznie grupa kontaktowa spotkała się 6 lipca w Kijowie. Ponownie ogłoszono, że konieczne jest kontynuowanie negocjacji ze „wszystkim zaangażowanymi aktorami”. Ich podstawą ma być berliński dokument ministrów i pokojowy plan Poroszenki. Natomiast następne spotkanie ma się odbyć tak szybko, jak to tylko możliwe.
Nadchodząca katastrofa humanitarna
Pokój i stabilizacja sytuacji są bez wątpienia tym, na co niemal wszyscy czekają. Setki ofiar, dziesiątki tysięcy uchodźców, zniszczone miasta – to skutki trwającego konfliktu.
Tylko po stronie sił ukraińskich od początku operacji antyterrorystycznej zginęło przynajmniej dwieście osób, a około siedmiuset zostało rannych. Operacja trwa niecałe trzy miesiące.
Nie ma żadnych konkretnych szacunków, ilu zginęło separatystów i cywili. Mało prawdopodobne, aby ta liczba była niższa niż w przypadku sił ukraińskich.
Według dowódcy batalionu Kijów-1 Jewhena Dejdeja w Słowiańsku w rezultacie walk uszkodzono około 10 proc. budynków. W Kramatorsku sytuacja wygląda podobnie. Do tego jeszcze w maju separatyści, gdy obawiali się ataku, zniszczyli tam sieć transportu publicznego, paląc wszystkie trolejbusy.
W Słowiańsku z około stu dwudziestu tysięcy mieszkańców zostało tylko czterdzieści tysięcy. Większość z nich uciekła – podobnie jak w przypadku innych miast – część do spokojniejszych obwodów Ukrainy, inni do Rosji, a nieliczni trafili do Unii Europejskiej. Rosjanie twierdzą, że od początku roku przyjechało do nich sto dziesięć tysięcy Ukraińców, a około dziesięciu tysięcy zwróciło się o status uchodźcy. Tę informację podchwyciła ONZ i podała, że łączna liczba osób, który uciekły z Ukrainy, wynosi sto sześćdziesiąt tysięcy. Na razie jednak są to liczby nieweryfikowalne. Do tego Rosja je zawyża, aby przedstawić się jako obrończynię przed „kijowską juntą” dopuszczającą się strasznych zbrodni przeciwko „pokojowej ludności Donbasu”.
Krwawe zawieszenie broni
Wstrzymanie tego konfliktu w sposób pokojowy jest więc najlepsze i najbardziej pożądane. Pytanie tylko, z kim rozmawiać.
Podczas negocjacji grupy kontaktowej, do których doszło 23 czerwca w Doniecku, przedstawiciele separatystów zobowiązali się do wstrzymania ognia. Wcześniej nie zamierzali tego zrobić, mimo że ukraińscy funkcjonariusze i wojskowi nie prowadzili ostrzału od trzech dni. Natomiast Rada Federacji na prośbę prezydenta Władimira Putina cofnęła mu zgodę na użycie wojsk na Ukrainie. Nie zmieniło to jednak sytuacji w Donbasie. Przez rosyjskie granice dalej przepływali ludzie i broń wspierająca bojowników, a ukraińskie pozycje były ostrzeliwane. Codziennie pojawiały się informacje o zabitych lub rannych. Jak informowały ukraińskie władze, przez cały okres zawieszenia broni (od 20 do 30 czerwca) separatyści naruszyli porozumienie sto osiem razy.
Problem z prowadzeniem negocjacji z separatystami jest przede wszystkim taki, że są oni bardzo podzieleni. Oddziałów paramilitarnych krążących po obwodach donieckim i ługańskim jest kilkanaście. Każdy ma swojego dowódcę i swoje cele, a także animozje. Niektóre z tych grup otwierały do siebie ogień, a nawet jeśli nie, koordynacja między nimi praktycznie nie istniała. Sytuacja może się zmienić, ponieważ po opuszczeniu Słowiańska, Kramatorska i innych miast w północnej części obwodu donieckiego, separatyści przegrupowują się w Doniecku. Wybrali też swojego dowódcę – Rosjanina i pracownika wywiadu Igora Girkina, chociaż nie wiadomo, czy podporządkują mu się wszystkie oddziały. Czy to szansa na to, że będzie partner do dialogu? Wątpliwe.
W przeciwieństwie do mało znaczących prorosyjskich polityków jak Wiktor Medwedczuk czy Ołeh Cariow, a także „przedstawicieli” separatystów w garniturach, Girkin nie chce rozmawiać. Wciąż wzywa Putina do wsparcia bojowników w Donbasie, ponieważ bez jego pomocy nie będą w stanie pokonać ukraińskich sił. Girkin – jak deklaruje – chce walczyć i jak dotąd nic nie wskazuje na to, że planuje zmienić swoje stanowisko.
UE ramię w ramię z Rosją
Zaskakujące jest w tym wszystkim stanowisko Unii Europejskiej. Warto zwrócić uwagę na to, kto teraz reprezentuję UE w rozmowach czterostronnych.
Jeśli podczas krwawych starć na Majdanie były to trzy państwa, teraz są tylko dwa – Niemcy i Francja, które są gotowe na znacznie większe ustępstwa wobec Rosji. Tym trzecim państwem była Polska, najbardziej proukraińska z tej trójki.
W tym kontekście warto też przypomnieć sobie lutowe opowieści o ogromnym sukcesie Trójkąta Weimarskiego i jego powrocie do wielkiej polityki.
Jaki jest powód wykluczenia ministra Radosława Sikorskiego? Nie wiadomo. Jeśli powodem była zawierucha wokół taśm „Wprostu”, to dlaczego zamiast niego nie pojawił się na przykład minister spraw zagranicznych Szwecji Carl Bildt? Na to pytanie też nie znamy odpowiedzi. Wiadomo jednak, że reprezentanci UE wspierają najdziwniejsze inicjatywy, które podrzucają im Rosjanie. Inaczej nie można traktować prośby kanclerz Angeli Merkel, aby włączyć do negocjacji reprezentującego interesy Kremla na Ukrainie Medwedczuka.
Teraz znowu UE naciska na zawieszenie broni, któremu bardzo sprzeciwiają się Ukraińcy, a o trzecim etapie sankcji wobec Rosji nie chce rozmawiać. Wątpliwe jednak, aby udało wymusić się wstrzymanie ognia na kimś więcej niż na Ukraińcach. Jak pisze korespondent Polskiego Radia na Ukrainie Piotr Pogorzelski, „[k]ońcowym efektem rozmów prowadzonych na Ukrainie może być stworzenie silnego prorosyjskiego lobby, którego centrum będzie w Zagłębiu Donieckim. Będzie ono pełniło rolę hamulca w rozwoju Ukrainy i jej dążeniu do integracji z Zachodem”. Warto jeszcze dodać, że wkrótce może odbić się to na poparciu dla idei integracji z UE na samej Ukrainie. Świadomie czy nie przedstawiciele Francji i Niemiec robią wiele, aby w Donbasie nie zapanował pokój.
***
Serwis >>WYBORY EUROPY jest współfinansowany ze środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych