22 stycznia był najtragiczniejszym dniem w historii ukraińskich protestów od 1991 roku.
W nocy milicja urządziła zasadzkę na aktywistów Automajdanu. Ktoś poprosił ich o pomoc przez internet. Po drodze do celu kolumna samochodów została zatrzymana przez specjalne oddziały milicji Berkut. Samochody zostały zdewastowane i – jak informuje Automajdan – do środka jednego z nich wrzucono materiał wybuchowy. Aktywiści zostali pobici, a kilku z nich zniknęło – mówi się nawet o piętnastu osobach. Jak twierdzi jeden z uczestników, któremu udało się uciec, milicja miała im powiedzieć, że będzie woziła ich po mieście i biła. Na razie nie ma potwierdzonej informacji, gdzie znajdują się Automajdanowcy.
Napady i porwania są szczególnie niebezpieczne. To właśnie w ich rezultacie znaleziono zwłoki dwójki aktywistów w Boryspolu. Trzeciego, jednego z występujących na Majdanie, Ihora Łucenkę „tylko” pobito i zastraszano.
22 stycznia jest jak do tej pory najtragiczniejszym dniem w historii ukraińskich protestów od 1991 roku. W trakcie zamieszek od broni zginęło pięć osób. Aktywiści twierdzą, że część z ofiar została zastrzelona z broni ostrej. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych zaprzecza jednak, że jej używano.
W trwających od niedzieli zamieszkach zostało rannych już kilkaset osób. MSW poinformowało, że po pomoc medyczną zwróciło się dwustu pięćdziesięciu czterech pracowników milicji. Prawy Sektor – nacjonalistyczna koalicja, która jest jednym ze współorganizatorów zamieszek – w środę informował, że mają około trzystu rannych.
Wielu demonstrantów stara się unikać szpitali, z których milicja zabiera rannych i wsadza do aresztów.
W środę rano milicja przegoniła protestujących z ulicy Hruszewskiego i placu Europejskiego. Niemal od razu wycofała się jednak na stare pozycje. Możliwe, że powodem tej decyzji był brak wystarczających sił do utrzymania placu Europejskiego. Podczas natarcia milicjanci błyskawicznie demontowali prowizoryczne barykady, jednak gdy tylko protestujący powrócili na dawne pozycje, zaczęli budować znacznie potężniejsze konstrukcje.
Przez kilka godzin grupa osób walczyła z ogromnym bilboardem, z którego znikały kolejne elementy. Najpierw ściągnięto reklamę i blachy, na których się trzymała. Później wyciągnięto mniej więcej dwustukilogramowe betonowe bloki, aż w końcu zniknął i kilkumetrowy metalowy stelaż. Wszystko przydaje się do umacniania barykad. Od miejsca, w którym trwają zamieszki, do placu Niepodległości stoi ich już siedem. Skonstruowane są z betonowych bloków, różnych metalowych elementów, opon i śniegu, a także z przewróconych na bok samochodów. Dodatkowo, aby utrudnić atak milicji, zaczęto podpalać opony.
Ulica Hruszewskiego stanęła w płomieniach, a nad centrum Kijowa unoszą się kłęby czarnego dymu.
Przez tę ścianę ognia demonstranci rzucają kamienie i koktajle Mołotowa, a milicja odpowiada granatami. Od płomieni zajął się jeden budynek. Cały czas dorzucane są kolejne opony.
Protestujący wymyślają coraz to nowe sposoby na działania performatywno-ofensywne. W poniedziałek uwagę wszystkich przyciągała katapulta, którą mozolnie budowano. Jej wartości oblężnicze były jednak przeciętne – początkowo strzelała w złą stronę, a później spaliła ją milicja. Wczoraj pojawiła się kolejna, a także wielka proca, za pomocą której miotane są kamienie.
Teraz oczyszczenie Hruszewskiego nie będzie takie proste, mimo że milicja dostała rozszerzone uprawnienia na użycie dodatkowych środków. Teraz mogą rzucać nie tylko granaty hukowe, ale także świetlne, dymne i gazowe. Ponadto zezwolono na użycie armatek wodnych, chociaż w Kijowie temperatura spada nawet do kilkunastu stopni poniżej zera.
Autor dziękuje Fundacji „Otwarty Dialog” za umożliwienie wyjazdu do Kijowa.
Czytaj także:
Paweł Pieniążek: Euromajdan przerósł ukraińską opozycję
Paweł Pieniążek: Ukraina coraz dalej od demokracji
Apel o plan Marshalla dla Ukrainy
Serwis specjalny Dziennika Opinii: Ukraina – Z Unią Europejską czy z Rosją?