Od dilerki do teatru, czyli kariera na szwedzkim przedmieściu [reportaż]

Słychać strzały. Ale co tak właściwie dzieje się w Szwecji? Dlaczego na ulicach jednego z najbardziej rozwiniętych krajów świata regularnie dochodzi do ulicznych egzekucji? Fragment książki „Niech twoja matka płacze”.
Evin Cetin
Jens Liljenstand
Kadr z video do utworu „Pang Pang” z udziałem Kashmir-Roya. Fot. Youtube/ Redline Recordings

Nagle Roy uświadamia sobie, że to jest to, co zawsze chciał robić. Zostać aktorem, robić filmy, występować w telewizji. O tym od dziecka marzył. Jeszcze przed kawiarnią w Alby Centrum, przed haszyszem, gangiem, piwnicą i szczeniakiem.

Zwykły dzień przebiegał dość przewidywalnie. Siedzieli całą zgrają w Botkyrce, przed klatką jednego z bloków, i robili swoje interesy. W budynku ukryte mieli partie haszyszu, kokainy i tabletek. Na wypadek zbliżającego się patrolu byli zabezpieczeni, mieli swoich „zwiadowców” – dzieciaki, które podnosiły wówczas alarm. Wszyscy mieszkańcy bloku pamiętali, by uprzejmie pozdrawiać Roya i jego kumpli za każdym razem, wchodząc i wychodząc. Równie oczywiste było to, że gdy któraś z matek wracała ze sklepu z ciężkimi siatkami, jeden z młodszych z grupy odbierał od niej zakupy i wnosił na górę.

Rozmawiając z Royem, zauważam, jak romantyczna jest jego wizja samego siebie: dżentelmena niepasującego do dzisiejszych przestępców.

„Jak szły kobiety, robiliśmy im zawsze miejsce, żeby nie musiały same nas o to prosić. Tego rodzaju szacunku już nie ma. Teraz, jak patrzę na tych smarkaczy, jak się zachowują, to widać u nich zupełny brak szacunku. Dzisiaj obowiązują całkowicie inne wartości. W naszych czasach mieliśmy zasady, nie mogłeś strzelać na osiedlu mieszkaniowym ani w pobliżu dzieci. Teraz mają to w dupie, potrafią strzelić pod klatką, gdzie mieszka matka ofiary, która może potem zobaczyć ciało. My tacy nie byliśmy, zawsze dbaliśmy o matki”.

Roy szybko umacniał swoją pozycję. Poznał system, zbudował sieć kontaktów, miał posłuch wśród starszych krewnych, którzy robili to, czego oczekiwał. Jakość produktu była dla niego istotna, zaczął więc jeździć do Danii, by tam nabywać partie haszyszu najlepszego gatunku, zwanego kaszmirem. Gdy tylko dystrybutorzy ze Sztokholmu dowiadywali się, że Roy był w Danii w interesach, w pośpiechu przyjeżdżali do Botkyrki na zakupy.

„Wkrótce zaczęli mnie nazywać »Kashmir-Roy«”, mówi z uśmiechem, a mnie znów uderza to, że chłopcy jego pokroju nie postrzegają siebie jako przestępców, lecz biznesmenów, przedsiębiorców, którzy mają pomysły oraz smykałkę do robienia pieniędzy. Roy dość szybko rozwinął swoją działalność, kupując haszysz w Danii na kredyt. Brał partię wartą 50 tysięcy, w ciągu dwóch tygodni sprzedawał ją w kraju za 200 tysięcy, po czym wracał przez Öresund spłacić zadłużenie i wziąć nowy towar. A za jakiś czas była to już nie tylko Kopenhaga i nie tylko Dania, operował w kolejnych krajach i miastach, zwożąc do Botkyrki coraz większe ilości narkotyków.

„Zrobiły się z tego duże pieniądze, ale to nie tak, że możesz wziąć wszystko dla siebie. Musisz dbać o swoich chłopaków, żeby im dopisywały humory, pilnować, żeby mieli co jeść, muszą mieć hajs, dziewczyny, zioło – sporą część towaru tracisz, bo każdy musi najpierw dostać swoją działkę. Więc musisz brać pod uwagę koszt utrzymania całej załogi”.

Mimo sukcesów nie wyzbył się żalu do ojca, który dowiedział się, co robi jego syn, i okrężną drogą dał wyraz swojemu ogromnemu rozczarowaniu. U pozostałych dorosłych z jego otoczenia wiedza mieszała się z wyparciem. Gdy na kilka dni wyjeżdżał w swoje podróże służbowe, mówił matce, że jako kucharz pracuje w restauracjach w innych miastach. Pilnował, by zawsze wracać do domu z jedzeniem i pieniędzmi.

Pobór do wojska bez względu na płeć. Jak kraje nordyckie przełamywały tabu

Czasem pomieszkiwał u dziadków ze strony ojca, z którymi miał dobry kontakt. Mógł tam odpocząć między interesami, rozsiąść się na kanapie przed telewizorem i skręcić blanta.

„Raz wchodzi moja tete, moja babcia, i mówi: »Dosyć już tego, Roy, to śmierdzi, dosyć tego«. Więc odkładam jointa, a ona długo przypatruje mu się w popielniczce. Mówię do niej: »Chcesz pociągnąć?«. Wzięła dwa buchy i zrobiła się taka cała blada na twarzy, oparła się o ścianę i powiedziała: »Roy, idę trochę odpocząć«, i zniknęła”.

Śmieje się na to wspomnienie.

„Czaisz, własnej babci zaproponowałem palenie. Taki byłem odklejony”.

Przemianę Kashmir-Roya rozpoczęła podróż, którą odbył w wieku 23 lat. Podczas przewożenia dużej partii haszyszu został zatrzymany na środku autostrady przez niemiecką policję. Jak do tego doszło, dokładnie nie wie, może miał za sobą ogon, może po prostu pecha.

A może było to szczęście. Niemcy mają inne podejście do haszyszu – po kilku latach od wpadki Roya nowo powołany niemiecki rząd obiecał legalizację marihuany – i niechętnie marnują miejsca w więzieniach na szwedzkich dilerów, o ile ci nie dopuścili się innych przestępstw. Adwokat, typ śliskiego gościa w szytym na miarę garniturze, obiecał wyciągnąć Roya w zamian za całkiem pokaźną sumę. Z aresztu, wykonawszy kilka telefonów do matki, Roy zorganizował pieniądze, które niedługo wylądowały w dobrze skrojonych kieszeniach prawnika.

Udało się. Roy dostał wyrok, adwokat rozegrał własną partię i po paru tygodniach jego klient został wypuszczony i wsadzony do samolotu do kraju. Jak tylko znalazł się z powrotem w Botkyrce, wznowił handel. To, co powinno bić na alarm, przyniosło odwrotny efekt – zwiększyło presję, by sprzedawać więcej, pracować ciężej. Stracił pieniądze na adwokata, stracił partię kupioną na kredyt, stracił czas. Teraz Kashmir-Roy musiał zakasać rękawy.

Ale po Niemczech wszystko się zmieniło. Gdy wyszedł z kumplami na jedzenie i zobaczył radiowóz na sygnale, wyrzucił kebab i zaczął w panice uciekać, biegł jak szalony, aż znalazł się na tyle daleko, by wreszcie spojrzeć przez ramię i zauważyć, że to w ogóle nie była policja. Gdy siedział w domu i zobaczył radiowóz za oknem – tym razem prawdziwy – dostał takiego napadu lęku, że spuścił w toalecie wszystko, co miał w domu, a potem okazało się, że nie jechali do niego.

Mylimy związek z więzieniem, a miłość z posiadaniem. Dlatego nie wychodzą nam relacje

„Potrafiłem bez powodu wrzucić do kibla towar za 40 tysięcy, a potem walić głową w ścianę łazienki i przeklinać samego siebie za to, że jestem takim jebanym idiotą”.

Z początku sądził, że to przez ciągły stres i niepokój brakuje mu energii i wciąż czuje się zmęczony. Stracił apetyt i było mu zimno. Odwlekał jak tylko mógł wizytę w przychodni, starał się pracować jak zwykle, dyrygował swoimi chłopakami, zawiadywał paczkami przemierzającymi wzdłuż i wszerz przedmieścia Sztokholmu, planował kolejne wypady na południe. Ale kiedy pewnego ranka zauważył w swoim moczu krew, nie mógł tego dłużej ciągnąć.

Zdiagnozowano u niego przewlekłą niewydolność nerek, z czym można żyć, ale wymaga to dużych zmian, szczególnie w przypadku kogoś, kto przywykł do życia poza społeczeństwem. Trudno być największym gangsterem w mieście, cztery razy w tygodniu wykonując dializy. Ale nawet przebywając w szpitalu, wciąż był Kashmir-Royem. Leżał tam w czystym, białym łóżku, obok miał szafkę ze swoimi rzeczami. Wysyłał esemesy i w ten sposób dalej prowadził działalność, podczas gdy przez wężyki pompowano mu krew, oczyszczoną z produktów przemiany materii.

W codziennym życiu, poza szpitalem, Roy działał jak wcześniej, ale w innym tempie. Niektóre zadania zostawiał swoim chłopakom lub krewnym. Podróże do Danii czy Niemiec stały się rzadsze. Zbliżającemu się do dwudziestego piątego roku życia Royowi udało się – być może dzięki swojej charyzmie, a może dzięki szczęściu – przeżyć dziesięć lat handlu narkotykami w Botkyrce. Nie został zastrzelony, w więzieniu przesiedział zaledwie kilka miesięcy. Choroba dała mu inną perspektywę na życie przestępcze, równocześnie środowisko przez ostatnie lata stawało się coraz brutalniejsze, a przemoc – bardziej bezosobowa.

Grozić zarąbaniem szczeniaka siekierą to jedno. Zlecić na zimno zabójstwo wroga to coś zupełnie innego.

Czy Szwecja to raj dla imigrantów?

„Dawniej ludzie też potrafili zastrzelić z zemsty. Ale wtedy był przynajmniej jakiś motyw. Jeśli ktoś miał z kimś konflikt, sam wymierzał sprawiedliwość. A teraz, jak się zabija na zamówienie, to ktoś po prostu dostaje zadanie, nie ma w sobie nienawiści ani żądzy zemsty, może w ogóle nie mieć nic wspólnego z tą osobą. Strzela dla pieniędzy. To tylko robota”.

Pewnego wczesnego poranka w Alby, na domówce z ludźmi, których ledwie zna, opowiada o ostatnich latach swojego życia, o spuszczaniu narkotyków w toalecie, o niemieckiej policji, o tym, jak udało mu się skręcić pierwszego jointa. Jak zwykle jest tym czarującym, dowcipnym, drobnym chłopakiem z wyłupiastymi oczami, który jakimś dziwnym trafem stał się Kashmir-Royem, znanym w całym Sztokholmie.

Widzi, że ktoś wpatruje się w niego ciekawskim wzrokiem.

„Co się gapisz?”, pyta go Roy.

„Nie chciałbyś wystąpić w naszym nowym teledysku?”

To jeden z członków Labyrintu, hiphopowej grupy z Gottsundy pod Uppsalą. Ich najnowszy utwór, Pang pang, opowiada o tym, jak przemoc na przedmieściach dotyka niewinnych. Teledysk pokazuje przywódcę gangu, który w kurtce Armaniego pakuje towar do torby i zjawia się na osiedlu, a tam lojalni kumple poklepują go po plecach. Ciekawski mały chłopiec na rowerze – może młodszy brat albo kuzyn – podjeżdża do grupy i od razu nawiązuje kontakt z przywódcą, który wesoło czochra go po włosach. Kilka minut później ten sam mężczyzna wyciąga pistolet z bagażnika samochodu i podchodzi do sklepu spożywczego. Wychodzą z niego dwaj rośli faceci, nonszalancko trącając go po drodze. By nie stracić szacunku, wyciąga pistolet i strzela – ale chybia i zamiast w nich trafia w chłopca na rowerze. Jest to historia z morałem: to ten mężczyzna, szanowany na osiedlu i zapewniający innym dobrą zabawę, będący wzorem dla młodszych, w istocie odpowiada za zło – beznamiętne, bezsensowne zabijanie. Grupa rapuje: „Kolejna krwawa noc na rewirze i to boli / Wszystko się wali nie wiesz już co myśleć o kim / Kolejny brat z kulą na rewirze weź go dolicz / Patrzysz jak wojna zamienia ci braci w zwłoki”.

Roy zdaje się stworzony do głównej roli, miękkimi krokami niczym kot sunie przez osiedle; ze swoją przyjazną powierzchownością i wątłą budową ciała wygląda niemal jak dziecko, gdy jeden z jego podwładnych kładzie mu rękę na ramionach. Niewinność i jasność jego postaci – w innym kontekście można by go wziąć za animatora w domu kultury albo wychowawcę kolonijnego – skutecznie kontrastuje z zadawaną przez niego śmiercią.

Po nagraniach w Gottsundzie kontaktuje się z nim jeden z członków zespołu.

„Brachu, dzwonił jakiś typo i chce, żebyś przyszedł na casting do teatru”, mówi.

„Ej, do teatru? Co ja jestem, ciota?”, odpowiada Roy.

„Wszyscy wielcy zaczynają od teatru, brachu”, upiera się tamten. „Jak ci dobrze pójdzie, może cię wezmą do filmu”.

Nagle Roy uświadamia sobie, że to jest to, co zawsze chciał robić. Zostać aktorem, robić filmy, występować w telewizji. O tym od dziecka marzył. Jeszcze przed kawiarnią w Alby Centrum, przed haszyszem, gangiem, piwnicą i szczeniakiem.

Spektakl, wystawiany przez teatr miejski w Skärholmen, dzielnicy Sztokholmu, nosi tytuł Koleś, który uchyla swego serca i przeznaczony jest dla dzieci i młodzieży. Opowiada o pięciu dwudziestoparolatkach, którzy spotykają się na placu zabaw. W toku rozmowy z czasem pojawia się przestępczy żargon, ujawniają się ich życiowe postawy. Roy jako jedyny nie ma żadnego doświadczenia teatralnego. W zasadzie został wybrany właśnie dlatego, ma być przestępcą grającym samego siebie.

„Jak tam przyszedłem i pierwszy raz zobaczyłem tę ekipę, to nie wiedziałem, co robić. »Czytałeś już kiedyś scenariusz?«, pytali mnie, a ja przecież przez całe życie nie przeczytałem ani jednej książki. Musieli pomóc mi nauczyć się wszystkiego na pamięć”.

Najtrudniejsze okazały się jednak nie próby, ale moment podpisywania umowy z Kulturhuset Stadsteatern. Sprawami administracyjnymi zajmowała się starsza kobieta. Roy z początku czuł się dumny i szczęśliwy, że podpisze umowę dającą dobry, legalny zarobek. Ale potem przyszedł stres: Jego jedyne wcześniejsze doświadczenie zawodowe to handel narkotykami. Co, jeśli ona to odkryje? Co, jeśli przejrzy cały ten blef?

Migracja testuje wytrzymałość szwedzkiej demokracji. Skrajna prawica przebiła kordon sanitarny

Ręka mu drży, gdy ma podpisać umowę. Zdaje sobie sprawę, że musi powiedzieć o swojej przeszłości, w przeciwnym razie tylko pogorszy sytuację.

„Nie dam rady tego podpisać”, mówi jej. „Siedziałem w więzieniu. Mam wyrok”.

Zapada długa cisza. Z wyrazu twarzy kobiety nie da się nic wyczytać.

„Jeśli to nie wyrok za gwałcenie dzieci, z mojej strony nie ma problemu”, mówi w końcu.

Roy czuje taką ulgę, że traci nad sobą panowanie.

„Dzieci?! Jak to za gwałcenie dzieci?! Znasz kogoś, kto dostał za to wyrok? Powiedz mi kto, to go zmasakruję!”

Następnie podpisuje umowę.

Po otrzymaniu identyfikatora Roy obchodzi cały teatr i ze wszystkimi się wita. Przytłaczający go ciężar powoli znika, ustępujące miejsca dumie. Udziela wywiadu lokalnej gazecie „Mitt i och”, która przedstawia go jako sensację: chłopak z Botkyrki grający samego siebie w teatralnym przedstawieniu.

„Po raz pierwszy w życiu poczułem, że jestem kimś. Chłopaki z bloków przychodzą do teatru, niektórzy po raz pierwszy postawili swoją stopę w takim miejscu, a potem podchodzą do mnie i mówią: »Roy, byłeś przekozak, my też chcemy zostać aktorami«”.

Rozpoczęcie nowego życia nie jest proste. Starszy kryminalista, któremu udało się opuścić półświatek, powiedział Royowi, że najpierw musi pozałatwiać wszystkie sprawy. „Masz z kimś kosę? Zawiodłeś kogoś? Musisz z nimi pogadać, inaczej będzie cię to prześladować w nowym życiu”. Roy skontaktował się z trzema, czterema starymi znajomymi, z którymi miał sprawy do wyjaśnienia. Przeprosił. Ulga była ogromna.

Roy mieszka wciąż na tym samym osiedlu, obraca się w tym samym środowisku, spędza czas z tymi samymi ludźmi. Gdy się z nim spotykam, widzę, jak bardzo jest tu znany – podczas przechadzki przez Alby wszyscy go pozdrawiają, od chłopaka w kiosku i rodziny w pizzerii po dzieciaki mijane na ulicy. Jest tutaj postacią, kimś, kogo ludzie naprawdę, naprawdę lubią.

Przychodzi koronawirus i teatry przestają grać. Roy zostaje bez dochodu, a w takiej sytuacji łatwo wrócić do handlowania. Ale coś się zmieniło. Powracające presja i stres bardzo źle na niego działają, a kiedy pojawiają się plotki, że Roy wrócił tam, skąd wyszedł, czuje rozgoryczenie. Przecież miał to być już zamknięty rozdział.

Dostaje propozycję nowej roli, znów ma grać chłopaka z przedmieść. Spektakl, z tekstami i muzyką grupy Labyrint, opowiada o życiu w blokach zbudowanych w ramach Miljonprogrammet. Sztywniutko! Hiphopowa opowieść będzie wystawiana w teatrze miejskim w Uppsali, a Roy nie musi nawet przychodzić na przesłuchanie. Jego codzienność bardzo się zmieniła, teraz to dializy i uczenie się scenariusza.

„Podjąłem decyzję, że kończę z tym. To nie jest tego warte. Wolę chodzić głodny. Już samo siedzenie tu i opowiadanie ci tego wszystkiego sprawia, że czuję niepokój w całym ciele. A równocześnie czuję się zajebiście szczęśliwy”.

**

Fragment książki Evin Cetin i Jensa Liljestranda Niech twoja matka płacze, która ukazała się w wydawnictwie Art Rage. Przeł. Tomasz Feliks. 

**

Evin Cetin – była adwokatka, specjalistka ds. przestępczości nieletnich, pisarka.

Jens Liljenstand – dziennikarz, pisarz i krytyk literacki, autor powieści Zanim wszystko się skończy, zbioru opowiadań Paris-Dakar i biografii szwedzkiego pisarza Vilhelma Moberga Mannen i skogen.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij