Świat

Oczkina: Rosjanie długo zaprzęgają, ale szybko jadą

Masowy bunt w Rosji wybuchnie wówczas, gdy zaprotestują pracownicy sektora publicznego - warstwa wykształcona i zdegradowana przez władze już po raz kolejny. Ich trudno zmusić do protestu, ale państwo rosyjskie naprawdę bardzo się stara. Z Anną Oczkiną rozmawia Michał Sutowski.

Michał Sutowski: Od grudnia zeszłego roku kolejne demonstracje w Moskwie były coraz liczniejsze, a 4 lutego nawet silne mrozy nie zniechęciły ludzi do wyjścia na ulice. Dlaczego niezadowoleni wybierają się na demonstracje, zamiast – jak wcześniej – na lotniska, żeby wyjechać z Rosji?

Anna Oczkina: W ciągu czterech lat, które upłynęły od wyborów, ludzie odczuli efekty neoliberalnych reform społecznych, przede wszystkim w oświacie i służbie zdrowia. Zmiany mocno uderzyły w ich skromny dobrobyt – a władza otwarcie i konsekwentnie ignoruje opinię publiczną, realizując wszystkie swoje koncepcje.

Czy zatem przyczyny niezadowolenia są głównie ekonomiczne?

Chodzi raczej o poczucie lekceważenia w sprawach, które dotyczą żywotnych interesów obywateli. Najlepszy przykład to centralny, jednolity egzamin państwowy na koniec szkoły średniej, decydujący również o przyjęciu na studia. Wprowadzono go w latach 2008-2009, nie zważając na wątpliwości i negatywne oceny samych uczelni – projekt prawa oświatowego, wobec którego obywatele sformułowali dziesiątki tysięcy uwag, jak dotąd nie stał się przedmiotem publicznej dyskusji. Można być pewnym, że opinie dotyczące głównych założeń reformy nie zostaną wzięte pod uwagę.

A forsowanych jest coraz więcej niedorzecznych projektów, powiązanych najczęściej z cięciami wydatków budżetowych, co w kontekście ogólnej stagnacji, wzrostu kosztów produkcji i obniżenia realnego poziomu płac wydaje się absurdalne. W tej sytuacji sfałszowanie wyborów było nie tyle źródłem protestów, ile kroplą, która przepełniła czarę.

A czy można powiedzieć, że wieloletnia „praca organiczna” opozycji, wielu blogerów, niezależnych mediów przyniosła wreszcie efekty? Czy widzi pani jakąś ciągłość między np. działalnością blogera Nawalnego czy protestami ekologów w Chimkach a obecnymi demonstracjami?

Aktywność internetowa na pewno sprzyjała mobilizacji ludzi, w tym również mieszkańców prowincji. Materiały publikowane przez Aleksieja Nawalnego na temat korupcji cieszyły się wielką popularnością, miały ogromny wpływ na opinię publiczną i ugruntowały negatywny wizerunek władzy w oczach społeczeństwa. Co do niedawnych protestów ekologicznych – tu byłabym raczej sceptyczna. Trudno dostrzec ich poważniejszy wpływ na szersze grupy społeczne.

Wielu zachodnich ekspertów twierdzi, że protestują przede wszystkim „młodzi mieszkańcy miast z klasy średniej”, a ich protesty są skierowane przeciw niewydolnemu systemowi politycznemu. Kto tak naprawdę protestuje? Co to za grupy społeczne?

Odsetek ludzi młodych, którzy znaleźli się wśród protestujących, jest rzeczywiście dość wysoki, ale mimo wszystko nie sposób nazwać tego protestu „młodzieżowym”. Obecnie nie da się wskazać jednego typu motywacji, która przyświeca uczestnikom. Jedni po prostu pragną uczciwych wyborów, niektórzy chcą czegoś więcej – stabilnej demokracji parlamentarnej i wolności reprezentacji politycznej dla mas, jeszcze inni obawiają się ograniczenia praw socjalnych, wreszcie są i tacy, którzy wprost żądają radykalnych zmian społecznych.

„Wyższa klasa średnia” chce większego udziału we władzy, „średnia klasa średnia” domaga się uczciwych wyborów, demokracji politycznej i obywatelskiej, „niższa klasa średnia” oraz ci, którzy wskutek kryzysu i reform utracili swoją pozycję, żądają głębszych i bardziej radykalnych przeobrażeń społecznych. Naturalnie to tylko typologia ad hoc, motywacje protestujących nie są jeszcze do końca ustabilizowane – protest jest w dużej mierze zindywidualizowany i emocjonalny.

Młode pokolenie Rosjan często postrzega się jako bardzo indywidualistyczne, ze „sprywatyzowanymi” strategiami życiowymi – czy protesty są świadectwem jakiejś zmiany?

Młodym 20–25-latkom we współczesnej Rosji przyjdzie raczej, nolens volens, zrezygnować z indywidualizmu. Nie skorzystali w latach 90. z łatwo zdobytych pieniędzy, nie mogli już liczyć – tak jak ich rodzice – na pomoc „państwa opiekuńczego”. Ograniczenie praw socjalnych oraz kryzys ekonomiczny bardzo obniżyły efektywność strategii indywidualistycznych. Wygląda więc na to, że obecne protesty będą dla wielu młodych ludzi próbą ponownego odnalezienia własnego miejsca w społeczeństwie.

A jaka atmosfera panuje wśród pracowników sektora publicznego? Czy twardo popierają władze, czy czują się raczej sfrustrowani status quo?

Pracownicy rosyjskiego sektora publicznego nie mają już nawet iluzji stabilności. Nauczyciele, wykładowcy, lekarze, urzędnicy państwowi niższego szczebla czy pracownicy opieki społecznej czują się bardzo zagubieni. Rządowe reformy sfery socjalnej utrudniają im realizację ich podstawowych zadań, obciążając obowiązkiem sporządzania niezliczonych raportów i dokumentów, do tego nie zapewniając stosownych środków. Względna stabilizacja to dla nich nieodległa, ale jednak przeszłość. I choćby dlatego nie mogą być automatycznymi zwolennikami reżimu.

Czy w obliczu cięć i spodziewanych zmian w niemal całej edukacji, nauczyciele byliby, choćby potencjalnie, zdolni do protestu? W wielu krajach to liczna i nieźle zorganizowana grupa społeczna – i niewygodna dla władzy.

Reformy rządowe zwiększyły zależność zatrudnionych w tym sektorze zarówno od bezpośrednich przełożonych, jak i od lokalnej administracji. Trudno w takiej sytuacji zdecydować się na protest. Do tego władza otwarcie wciąga nauczycieli i wykładowców akademickich w fałszowanie wyborów. W środowisku tym dojrzewa ogromne niezadowolenie, ale na razie powściąga je strach, brak nadziei na przyszłość i zaufania do reszty społeczeństwa.

Osobiście dostrzegam tu ogromny potencjał sprzeciwu, ale jest wiele przeszkód na drodze do jego aktywizacji. Wyraźnie potrzeba jakiegoś konsolidacyjnego impulsu. Sądzę, że taki impuls wytworzy sama władza, w efekcie reform. Ostatecznie ludzie będą musieli gdzieś się podziać – a miejsce dla nich będzie tylko wśród demonstrujących.

A które grupy społeczne są najbardziej sfrustrowane, a jednocześnie gotowe do protestu? Czy pani zdaniem istnieje w społeczeństwie potencjał do masowego buntu? Mam na myśli przeobrażenie tych dziesiątek tysięcy protestujących w setki tysięcy…

W społeczeństwie rosyjskim wciąż dostrzec można duży indywidualizm – pomimo zastrzeżeń a propos młodego pokolenia – połączony ze strachem przed przemianami, zwłaszcza rewolucyjnymi. Dlatego też należy spojrzeć z uwagą nie na te warstwy, które dziś chcą protestować, ale na te, które nie mają już innego wyjścia. A więc na „niższą klasę średnią”, tzn. pracowników sektora publicznego, warstwę wykształconą i zdegradowaną już po raz drugi od 1992 roku. Trudno zmusić ją do protestu, choć państwo rosyjskie naprawdę bardzo się stara. Setki tysięcy protestujących pojawią się wówczas, gdy obudzi się właśnie ta grupa. Będzie to – ja mi się wydaje – trzecia lub nawet czwarta fala protestów w Rosji. Najogólniej rzecz biorąc, Rosjanie zawsze „długo zaprzęgają, ale potem szybko jadą”.

Jak duża część protestujących ma określone poglądy polityczne? Zachodnie media dużo mówią o liberałach, zwłaszcza o Grigoriju Jawlińskim. Czy faktycznie są oni ważną siłą inspirująca i organizującą protesty, czy tylko w nich uczestniczą?

Wspomniałam już, że demonstrujących nie łączy żadna jedna idea, zwłaszcza idea polityczna. Liberałowie w ogóle, zaś Grigorij Jawliński w szczególności, nie są tak popularni, jak mogłoby wynikać z informacji publikowanych w zachodniej prasie. Na prowincji – a to przecież dość duży obszar Rosji – nie są wcale popularni, o ile w ogóle są rozpoznawani.

Jednym z wielokrotnie podnoszonych problemów ruchu protestu jest „brak przywództwa” czy charyzmatycznych liderów. Czy Aleksiej Nawalny czy Siergiej Udalcow są w stanie spełnić taką rolę? Czy mogą stać się ikonami ruchu?

Sergiej Udalcow i Aleksiej Nawalny już stali się symbolami ruchu… ale w Internecie. W rzeczywistości nie mają potencjału, by stać się liderami autentycznego, ogólnokrajowego protestu. Sądzę jednak, że wcale nie mieli oni takiego celu. Po prostu starają się – moim zdaniem – robić karierę tak, jak potrafią.

Władze starają się pokazać siłę, organizując kontrdemonstracje i oskarżając przeciwników o bycie obcymi agentami (np. pomarańczowej rewolucji). Czy te zagrania wywołują jakiś oddźwięk w społeczeństwie? Czy ludzie boją się rozpadu państwa?


W tej chwili energicznie rozgrywa się kartę „silnego państwa”, „państwa, które obudziło się ze snu i leczy rany”. Państwa, które przeżyło koszmar lat 90. i odbudowuje swoją wielkość, wolne od wszelkich skojarzeń z totalitaryzmem. Tyle ideologia. Strategia polega na utrzymaniu niezadowolenia w ryzach, na przejęciu nad nim kontroli (do czego służy „pomarańczowy” straszak), na zapewnieniu sobie wsparcia układu sił społeczno-politycznych, dzięki któremu możliwa będzie kontynuacja neoliberalnych reform. Z kolei taktyka sprowadza się do drobnych ustępstw, zaspokajania potrzeb wybranych grup społecznych (np. podwyżki płac dla wojska, pobłażliwości dla korupcyjnych zachowań policji itd.).

Ludzie nie wierzą w „pomarańczową dżumę”. Nie zmienia to faktu, że sam Putin ma w społeczeństwie realne poparcie, choćby na zasadzie wyboru „mniejszego zła” bądź prostej bezalternatywności.

A jak będzie wyglądać strategia sił antyreżimowych? Czy pójdą za pomysłem Nawalnego i zagłosują przeciw Putinowi, na innego kandydata? Czy może zbojkotują wybory?

Bojkot jest bardzo wątpliwy. Obecnie organizacja „Grażdanskij Kontrol” [„Kontrola Obywatelska” – przyp. tłum.] stara się zmobilizować jak największą liczbę osób do obserwacji przebiegu wyborów. Opozycjoniści różnych barw i maści będą wzywać naród na demonstracje przeciw rozmaitym naruszeniom, do których z pewnością dojdzie. Jestem jednak przekonana, że prawdziwe protesty w Rosji rozpoczną się wówczas, gdy zniecierpliwieni lewicowcy przestaną ich wyczekiwać, a sprytni prawicowcy przestaną je wciąż przepowiadać. Przyszli liderzy prawdziwych protestów nie są znani opinii publicznej i być może nie wiedzą jeszcze sami o sobie.

Jakie rozsądne cele może dziś postawić przed sobą opozycja? Druga tura wyborów? A może delegitymizacja sposobu, w jaki Putin teraz rządzi krajem – z nadzieją, że będziemusiał wziąć pod uwagę głos społeczeństwa?

Sądzę, że mobilizacja ludzi w charakterze obserwatorów wyborczych to na dziś niezły pomysł dla opozycji, choć nie wszyscy podzielają to przekonanie. Naszemu społeczeństwu potrzebna jest lekcja obywatelskiego zaangażowania, bo gdzieś zagubiliśmy tradycję społecznego protestu, nie potrafimy nawet sprawnie wiecować. Intensywna praca informacyjna jest nieodzowna. A do tego współpraca ze wszystkimi organizacjami obywatelskimi nad stopniowym kształtowaniem politycznego ośrodka protestów.

Co zadecyduje pani zdaniem o rozwoju ruchu obywatelskiego? Wielość partykularnych interesów społecznych czy wspólna walka o liberalizację systemu?

Wydaje mi się, że bez konsolidacji politycznej społeczeństwo obywatelskie nie zrealizuje żadnych koniecznych dziś przemian: ani społeczno-ekonomicznych, ani politycznych.

przełożył Jacek Głażewski

*Anna Oczkina – dr filozofii, publicystka portalu Rabkor.ru, zastępca dyrektora moskiewskiego Instytutu Badań nad Globalizacją i Ruchami Społecznymi.

 

Czytaj też:
Wywiad z Borisem Kapustinem

Wywiad z Johnem E. Roemerem

Wywiad z Jeremym Brecherem

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij