Twój koszyk jest obecnie pusty!
Sprzeczna z nauką, antyklimatyczna i… wcale niezobowiązująca. Taka jest nowa taksonomia unijna
Uznanie gazu i energii jądrowej za przyjazne środowisku i zrównoważone źródła energii jest niezgodne z prawdą i stanowiskiem naukowców.

Paulina Januszewska: Czym właściwie jest unijny projekt taksonomii, który na początku lutego zatwierdziła Komisja Europejska?
Joanna Flisowska: Rozporządzenie poświęcone taksonomii dotyczy przepisów związanych z finansowaniem inwestycji w zrównoważone źródła energii. To swego rodzaju kompas dla banków i innych instytucji finansowych, który ma im wskazać projekty warte wsparcia. W sensie praktycznym taksonomia nie przesądza jednak o tym, czy jakaś inwestycja otrzyma dofinansowanie lub zostanie go bezwzględnie pozbawiona. Jest jedynie próbą przekierowania kapitału prywatnego na takie działania, które będą bardziej neutralne klimatycznie.
Jaki w takim razie jest jej zasięg i skuteczność?
Na pewno ma ogromne znaczenie polityczne, ponieważ Unia Europejska, jako jeden z głównych aktorów wyznaczających kierunek systemowych działań proklimatycznych, będzie dawać innym częściom świata przykład tego, jak poradzić sobie z trwającym kryzysem. Kształt rozporządzenia wskazuje jednak na to, że ów wpływ będzie negatywny, bo zezwalamy na to, by inwestycje w gaz ziemny traktować w kategorii zielonych i zrównoważonych źródeł energii. To daje sektorowi finansowemu złudzenie, że są one perspektywiczne i neutralne klimatycznie, mimo że w tym czasie mógłby na przykład finansować farmy wiatrowe.
Ale to ma być przecież tymczasowy krok ułatwiający odejście od wykorzystania węgla kamiennego.
Głównym zarzutem, jaki stawiamy KE w związku z taksonomią, jest to, że w ramach walki ze zmianami klimatu wspiera inwestycje w kolejne paliwo kopalne, które emituje nie tylko dwutlenek węgla, ale również bardziej intensywny i niebezpieczny dla planety metan. Wycieki tego gazu cieplarnianego występują na wszystkich etapach procesu wykorzystania gazu ziemnego: jego wydobycia, transportu oraz spalania. To wyraźny i zły sygnał dla pozostałych części świata, gdzie trwają dyskusje na temat kształtu transformacji energetycznej. Tymczasem wewnątrz Europy, zwłaszcza w krajach zachodnich, częściej myśli się już o tym, by od niego odchodzić, i stawia się na OZE.
Skoro tak, to dlaczego KE zgodziła się na zaliczenie gazu ziemnego do „zielonej energii”?
To była decyzja czysto polityczna, podjęta pod wpływem silnych grup lobbingowych, które z uwagi na własne interesy i coraz większą konkurencję wywierały presję na poszczególne podmioty unijne i państwowe oraz ewidentnie zawarły niepisaną koalicję w trakcie procedowania zmian. Do krajów, które również lobbowały za ujęciem gazu w taksonomii, należała między innymi Polska. Francja z kolei mocno walczyła o atom, ponieważ dysponuje własnymi technologiami, które chciałaby sprzedać innym krajom.
Atom to kolejny przykład „zielonej energii”, który aprobuje KE. To dobrze czy źle?
Uważam, że źle, ponieważ energetyka jądrowa wiąże się z dużym negatywnym wpływem na środowisko, generuje trudne do składowania i niebezpieczne odpady. Do tego dochodzi jej kosztowność, a także duże wymagania czasowe, jeśli chodzi o budowę elektrowni. Twierdzenie, że nowa energetyka atomowa będzie rozwiązaniem dla transformacji energetycznej, jest po prostu mrzonką. Okno czasowe, w którym możemy ograniczać kryzys klimatyczny, zamyka się – według raportu Międzyrządowego Zespołu ds. Klimatu – w najbliższej dekadzie, dlatego wszystkie nasze działania powinny skupiać się na rozwijaniu technologii, które już mamy pod ręką, a nie czekać latami na budowę elektrowni atomowych.
Czyli w co należy inwestować?
Przede wszystkim w energetykę odnawialną, magazynownie energii i poprawę efektywności energetycznej. Bardzo mało mówi się o tym, że musimy szukać sposobów na oszczędność energii w gospodarce, a to również istotne.
**
Joanna Flisowska – koordynatorka zespołu ds. klimatu i energii w Greenpeace Polska.