Funkcjonariusze FSB są najwierniejszymi czytelnikami alternatywnego czasopisma Moloko+. Jeżdżą za autorami na spotkania po całej Rosji.
Wyobraźcie sobie, że na panel dyskusyjny, na który postanowiliście się wybrać w leniwe, niedzielne popołudnie, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o rosyjskiej kontrkulturze i historii rewolucji po pięciu minutach wbija oddział policji. Na początku jesteście w grupie ludzi wyciągających z kieszeni komórki i odpalających kamery: trzeba to nagrać. Po chwili słyszycie od jednego z policjantów, że spotkanie zostaje oficjalnie rozwiązane i musicie natychmiast opuścić lokal. Nie pytacie o powód, dobrze przecież wiecie, że niepotrzebne wam kłopoty z władzą, a widoczny z okna awtozak , czyli autobus służący do przewożenia zatrzymanych do oddziału policji aż zanadto podziałał na waszą wyobraźnię. Grzecznie chowacie zakupione wcześniej egzemplarze czasopism do toreb i plecaków, odstawiacie kupione chwilę wcześniej piwo czy wodę i ulatniacie się, czym prędzej, nie oglądając się nawet za siebie. Po przyjściu do domu i zamknięciu drzwi wejściowych oddychacie z ulgą: obyło się bez problemów! Na fejsbuku piszecie prywatny post, widoczny tylko dla znajomych: „Na spotkaniu moloko+ znowu się coś odjebało” i z zainteresowaniem zaczynacie śledzić serwis OWD-info, który upublicznia informacje o zatrzymaniach.
czytaj także
A teraz wyobraźcie sobie, że to wy ten panel organizujecie i zostajecie sam na sam z żądającymi od was dokumentów funkcjonariuszami policji i tajniakami Centrum „E”, znanego z oskarżania wszystkich niepokornych aktywistów z paragrafu 282., za który można odbyć dwuletnią wycieczkę do kolonii karnej. Co czujecie?
„Nie możecie u nas wystąpić”
Moloko+ to almanach poświęcony rosyjskiej kontrkulturze. Jego założycielem jest Paweł Nikulin. Przy wydawaniu pisma współpracuje z dziennikarzami: Michaiłem Szubinem i Sofiko Arifdżanową. Z własnych środków oraz pieniędzy pozyskanych ze sprzedaży poprzednich numerów tworzą kolejne, rozprowadzają je po moskiewskich i petersburskich księgarniach, organizują premiery w największych miastach Rosji. Każde wydanie almanachu poświęcone jest czemuś innemu. Narkotyki, przemoc, terroryzm, rewolucja, historia anarchizmu. Dziennikarze dotykają tematów ważnych i niebezpiecznych. Niewygodnych. Takich, o których nie piszą tradycyjne media. Numery wychodzą rzadko, bo młodzi dziennikarze na co dzień zajmują się nauką i pracą. Moloko+ jest ich autorskim projektem, a jednocześnie pasją, na której nie zarabiają. Z każdym dniem ta pasja przyczynia im coraz poważniejszych problemów.
Paweł Nikulin dziennikarstwem zajmuje się od dziesięciu lat. Kiedyś korespondent moskiewskich i petersburskich gazet, dzisiaj bardziej freelancer. – Niepokornego, „problemowego” dziennikarza raczej nie zatrudnią w redakcji na etat. A jak nawet przyjmą, ale będzie pisać rzeczy, które się komuś nie spodobają, to bardzo szybko zwolnią. – mówił w wywiadzie, który przeprowadziłam z nim w czerwcu.
czytaj także
Wspólnie z przyjaciółmi tworzy dzisiaj redakcję znanego w Rosji almanachu Moloko+. Wiosną tego roku wyszedł kolejny numer poświęcony rewolucjom: idei, historii, konkretnym przypadkom. W ramach promocji redakcja ruszyła w trasę: Moskwa, Krasnodar, Piter, Niżny. Na zorganizowanych przy pomocy przyjaciół i znajomych organizacji spotkaniach nie tylko chcieli sprzedawać magazyn, ale też opowiadać o poruszanych w nim problemach, zapoczątkować dyskusję.
Nie zawsze się udawało. Z czterech spotkań tylko jedno odbyło się bez większych problemów: w Moskwie przyszło na nie kilku funkcjonariuszy FSB w cywilu. Chwilę posiedzieli, popatrzyli. Wyszli. W Petersburgu tak samo, z tą różnicą, że na kilka dni przed wydarzeniem knajpa, w której spotkanie miało się odbyć zerwała umowę: „Nie możecie u nas wystąpić”, usłyszeli i natychmiast zaczęli szukać innego miejsca.
Krasnodar
Poważniejsze problemy zaczęły się w Krasnodarze. 14 lipca, na dzień przed planowanym wydarzeniem, Sofiko Arifdżanowa została zatrzymana przez dwóch funkcjonariuszy w cywilu. Odprowadzili ją na komisariat, zażądali wezwania Nikulina. Kiedy ten zjawił się w towarzystwie adwokata, przedłożyli do podpisu dokumenty objaśniające znaczenie paragrafu 282, traktującego „o nawoływaniu do nienawiści i wrogości”, który w Rosji znany jest jako „ekstremistyczny”. Dziennikarz miał zobowiązać się, że zaprzestanie działań ekstremistycznych. Potrzymali ich kolejne kilka godzin i wypuścili. W środku nocy.
Szybko okazało się, że to dopiero początek policyjnych gier i zabaw.
czytaj także
Następnego dnia na portalu media zona, a także na oficjalnym fanpage’u redakcji pojawiła się informacja, że na przystanku tramwajowym na Nikulina i Arifdżanową napadła dwójka mężczyzn. Rozpylili im w twarz gaz pieprzowy i uciekli. Po szybkiej interwencji lekarskiej dziennikarzom udało się jednak dotrzeć do domu kultury, w którym prowadzić mieli spotkanie. Napisali wtedy na Facebooku: „Nie przestraszyliście nas. Spotkanie się odbędzie”.
Kiedy dyskusja w pubie „Tipografia” już trwała na salę wmaszerowało kilkunastu policjantów: „Poinformowano nas, że nawołujecie tutaj do działalności terrorystycznej i że uprawiacie narkotykową propagandę”. Policja przeszukała lokal, zarekwirowała wszystkie egzemplarze almanachu i wyszła.
Dziennikarze dyskutowali dalej. Po czasie wnikliwa ekspertyza lingwistyczna biegłych wykazała, że w rozprowadzanych przez moloko+ materiałach nie ma nic, co mogłoby uchodzić za nawoływanie do działalność ekstremistycznej.
Najgorsze miało dopiero się wydarzyć. 16 września w Niżnym Nowogrodzie dziennikarzy zatrzymano kilka minut po rozpoczęciu wydarzenia. Funkcjonariusze zażądali od nich dokumentów i przewieźli ich na posterunek policji. Po kilku godzinach wypuszczono dwoje z zatrzymanych: Szubina i Arifdżanową. Nikulin spędził w areszcie kolejne dwa dni. Dziennikarze dowiedzieli się później, że policję o spotkaniu powiadomił „anonimowy informator”, który zgłosił, że w jednym z pubów ma odbyć się spotkanie propagujące „działalność ekstremistyczną”. W międzyczasie Nikulin został oskarżony o niepodporządkowanie się policji: przy prośbie o pokazanie dokumentów przez policjanta w cywilu zażądał wyjaśnienia na jakiej podstawie policjant chce je zobaczyć, czy jest zatrzymany oraz oznajmił, że może je pokazać tylko w obecności adwokata.
Nie otrzymał odpowiedzi na żadne ze swoich pytań. Zamiast tego miał usłyszeć, że „jest na niego paragraf”. Jaki? Niewiadomo. Decyzją komendanta policji został zatrzymany w areszcie aż do rozprawy, choć na komendzie okazał dokumenty. Nie uzyskał pozwolenia na konsultację ze stojącym za drzwiami adwokatem. Policjant zagroził mu, że jeśli tego nie zrobi może „posiedzieć nawet 15 dni”.
„Nie wiem”
Po 48 godzinach spędzonych w areszcie Nikulin stanął przed Sowieckim sądem rejonowym w Niżnym Nowogrodzie. Transkrypcja rozprawy sporządzona przez Michaiła Szubina jest świadectwem kompletnego chaosu. Niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariuszy, złamanie przepisów przy spisywaniu protokołu, przeszukiwanie rzeczy osobistych bez świadków, brak umiejętności określenia, na jakiej podstawie w ogóle doszło do zatrzymania i jedno, powtarzane przez wszystkich przesłuchiwanych policjantów zdanie: „Nie wiem”, to tylko niektóre fakty, świadczące o kondycji rosyjskiej policji.
– Podstawą do zatrzymania było figurowanie w jakiejś bazie. Jaka to baza?
– Nie wiem.
– Proszę nazwać paragraf, na podstawie którego zażądał pan od zatrzymanych okazania dokumentów.
– Nie wiem.
– Czy oznacza to, że nie wie pan, na jakiej podstawie sprawdzał pan dokumenty?
– Na podstawie wiadomości otrzymanej od naszego informatora.
Sprzeczne relacje policjantów przydawały tylko komizmu:
– Mówił pan najpierw, że odmówiłem wyjścia z baru. A teraz słyszę, że wynieśliście mnie z baru siłą. Czy to oznacza, że nie mogłem w tym barze być, czy nie mogłem z niego wyjść? Być może zachowałem się w tym momencie niewłaściwie? Czy mogłem w barze być, czy nie?– zapytał policjanta Nikitina Nikulin.
– Nie wiem.
Nikulin został uznany za winnego i skazany na dwa dni aresztu. Karę tę „na szczęście” odbył przed rozprawą sądową, więc tuż po ogłoszeniu wyroku mógł wyjść na wolność.