„Wygląda na to, że stworzyliśmy zbiorową inteligencję, która potrafi bardzo szybko działać” – mówi dwudziestojednoletni Juanjo.
15 maja przypada trzecia rocznica powstania Ruchu 15M, czyli słynnych hiszpańskich Oburzonych. Dziś również ruszają protesty i akcje społeczne organizowane w całej Europie w ramach Maja Solidarności. Publikujemy z tej okazji fragment książki „Skąd ten bunt? Nowe światowe rewolucje” Paula Masona – reporterskiego opisu buntów, starć i okupacji, jakie w ostatnich latach obserwowaliśmy na całym świecie.
***
Madryt. Żeby dostać się do siedziby Felipe Gonzáleza, trzeba się wylegitymować i poddać przeszukaniu przez ubranego po cywilnemu policjanta. Potem wchodzi się do rozklekotanej windy i wjeżdża kilka pięter w górę starej kamienicy. Klimatyzacja jest raczej licha, więc kiedy gospodarz wita mnie w swej dżinsowej kurtce, obaj jesteśmy spoceni.
González jest jednym z architektów Europy, która właśnie się rozpada. Wychodząc po śmierci Franco z socjalistycznego podziemia, skupił wokół siebie członków PSOE, a po roku 1982 przez 14 lat kierował socjalistyczną administracją, która uczyniła Hiszpanię tym, czym jest ona dziś. Pod koniec urzędowania wysunięto przeciw niemu zarzuty o korupcję i rozpętanie brudnej wojny policyjnych szwadronów śmierci przeciwko baskijskim separatystom, ale dla niektórych Felipe to wciąż Mandela hiszpańskiej demokracji.
Irytuje go Angela Merkel. Niemcy, jak mówi, stały się bardzo niemieckie, zamiast być europejskie. Wciąż wierzy, że Europa może być konkurencyjna bez wyrzekania się systemu opiekuńczego i państwowych inwestycji, na których bazuje model hiszpański. „Ale państwo opiekuńcze znajduje się w niebezpieczeństwie. Jeśli ten model gospodarczy zniknie, bez wątpienia ucierpi spójność społeczna. To właśnie ona znajduje się w niebezpieczeństwie. Ludzie mają poczucie klęski, za którą nie odpowiadają – i mają rację. Nie oferuje się im jednak modelu gospodarczego, który umożliwiałby zachowanie społecznej spójności”.
Socjaldemokraci tacy jak González widzą, że ich założenia stały się puste. Kapitalizm, który mógł przynieść „socjalną Europę”, zanika, co zagraża społecznej zgodzie: „Skala niezadowolenia z działań rządu centralnego jest niesłychana. Z rządów autonomii – też niesłychana. Mamy do czynienia z odwróceniem się od polityki i jest to zjawisko dość powszechne. Demokracja przedstawicielska, jaką znamy znajduje się w kryzysie”.
González przeprowadził hiszpańską lewicę przez pokojową transformację od faszyzmu. Układ był taki, że stara elita zasili obie strony politycznego spektrum – ale bez żadnego formalnego rozliczenia wydarzeń z epoki faszyzmu. Dziś trudno nie dostrzec, że kompromis ten był jednym ze źródeł korupcji, która, jak stwierdzono dwa lata temu we wstępniaku „ABC”, „zatapia Hiszpanię”. Przy zatrudnianiu prezesów firm stosowany jest głęboki i otwarty nepotyzm; nieformalnie regulacje faworyzują – jak twierdzą biznesmeni z zewnątrz – wielkie koncerny hiszpańskie. A do tego źle zarządzano zasobami, marnotrawiąc pieniądze podatników i topiąc krociowe sumy w bezsensownych inwestycjach, które mogłem podziwiać w Walencji.
Problem nie polega na tym, że Hiszpania jest „młodą demokracją”: młode demokracje mogą być bardzo żywotne, kulturowo rewolucyjne, nawet zabawne. Nie, problem leży w tym, że kiedy Hiszpanie oglądają w telewizji, jak przechodniów na stacji metra bije się metrowej długości pałkami, dyskusja zaczyna zmierzać w kierunku, który przez ostatnie trzydzieści lat dawało się skutecznie blokować.
Mówię Gonzálezowi, że Hiszpania płaci dziś cenę za kompromisy czasu transformacji. Krzywi się. „Nieprawda. Płacimy cenę za nieudaną modernizację. Ludzie, którzy nie przeżyli epoki Franco, z trudem są w stanie zrozumieć, co osiągnęliśmy”.
Hiszpania ma potencjał wybuchu, który nie występuje w Grecji. Jej gospodarka należy do największych na świecie. Jej postfaszystowski układ polityczny coraz bardziej się chwieje. Katalońskie i baskijskie starania o niepodległość oznaczają, że zagrożone jest istnienie hiszpańskiego państwa federalnego. Kiedy we wrześniu 2012 roku Mario Draghi zdecydował się ratować euro przez wykup nieograniczonej liczby hiszpańskich i włoskich obligacji – Hiszpanie wiedzieli, że nawet jeśli udało im się uniknąć bankructwa, czekają ich lata cięć i stagnacji. Jeśli weźmiemy to wszystko pod uwagę, ruch indignados można potraktować jako reprezentację „kontrsiły” skierowanej przeciwko starym elitom, którym skończyły się pieniądze, ale które wciąż mocno dzierżą stery państwa. Ale to wciąż tylko kontrsiła.
Spośród wszystkich masowych ruchów, jakie pojawiły się w latach 2011−2012, ten ma prawdopodobnie największą i najtrwalszą bazę społeczną w swym macierzystym kraju.
To w nim również, przynajmniej dotychczas, rygorystycznie trzymano się zasady działania bez przemocy i to on stworzył najsilniejsze więzy z „realnym życiem” – z lokalnymi kulturami i ruchami pracowniczymi oraz ze środowiskami ludowymi.
Juanjo García, młody aktywista, który zabrał mnie na okupację Coralla Utopia w Sewilli, tłumaczy mi, jakie wyzwania przed nimi stoją: „Dziś jesteśmy tak blisko katastrofy, że musimy skupić się na dwóch celach. Pierwszy to właśnie takie działania, przejmowanie bloków mieszkalnych – żeby zwrócić uwagę na problemy normalnych ludzi. Żeby pokazać, że się da. Ale potem musimy wskazać alternatywę. Musimy zmusić rząd do przyjęcia nowego prawa. Takiego, które będzie sprzyjać ludziom, a nie bankom”.
Ze swą kozią bródką, w japonkach i koszulce z napisem „La Huelga” (strajk) ten dwudziestojednolatek należy do tych ludzi, którzy mają największy wpływ na dalszy przebieg kryzysu. „Czasami, mówi Juanjo, wygląda na to, że stworzyliśmy zbiorową inteligencję, która potrafi bardzo szybko działać – możemy w ciągu kilku minut rozwiązywać trudne problemy, ponieważ znajdujemy się w sytuacji, która od nas tego wymaga. Ale potrzebujemy zwycięstw, potrzebujemy nadziei, musimy robić rzeczy, dzięki którym ludzie pomyślą, że istnieje jakieś rozwiązanie. To właśnie sprawiło, że ludzie wyznający różne ideologie, wywodzący się z różnych ruchów i stosujący różne strategie pracują w tym projekcie razem. Wcześniej nie mieliśmy takich celów, to coś nowego, ale to dlatego, że sytuacja jest naprawdę krytyczna”.
Czytaj także:
Paul Mason: Skąd ten bunt? Nowe światowe rewolucje, Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2012
Paul Mason: Jakobin z laptopem