W niedzielę ulicami Kijowa po raz piąty przeszedł KyivPride. To miejsce dla wszystkich, którzy czują się dyskryminowani – mówi obrończyni praw człowieka Jana Sałachowa.
Siedemnastoletnia Diana maluje na policzku siedzącego na krawężniku chłopaka tęczową flagę. Obok siedzi już przyozdobiona w nią dziewczyna. Diana przyjechała na kijowski marsz równości po raz pierwszy. Chce pokazać, że wszyscy ludzie mają równe prawa i że środowiska LGBT+ nie trzeba się obawiać. To też szansa dla niej, by się przekonać, że nie jest sama.
Do stolicy udała się z rodzinnego Kaniowa w obwodzie czerkaskim. To miasto oddalone o sto czterdzieści kilometrów na południowy wschód od Kijowa. Na co dzień pracuje w salonie kosmetycznym, gdzie zajmuje się piercingiem, a czasami na imprezach typu Dzień Miasta maluje twarze dzieciom.
– Tutaj też wzięłam farby, bo wiedziałam, że na pewno znajdą się chętni – mówi.
W Kaniowie mieszka około dwudziestu pięciu tysięcy osób. W tak niedużej miejscowości mieszkańcy niechętnie ujawniają swoją orientację seksualną.
– To małe miasto, są różni ludzi i często negatywnie nastawieni – twierdzi Diana.
W Kijowie po raz pierwszy widzi tyle osób, które są otwarte na inność.
Weterani na marszu
Według danych organizatorów w marszu równości wzięło udział osiem tysięcy osób. Natomiast pierwszy zastępca ministra spraw wewnętrznych Serhij Jarowy poinformował, że było ich trzy tysiące. Wśród uczestników byli politycy, dyplomaci, przedstawiciele organizacji pozarządowych z różnych krajów, między innymi eurodeputowana niemieckich Zielonych Rebecca Harms czy brytyjski poseł Szkockiej Partii Narodowej Stewart McDonald. Nie pojawił się jednak żaden ukraiński parlamentarzysta, chociaż nieliczni bywali na poprzednich edycjach KyivPride.
W marszu wzięło też udział ponad trzydzieścioro weteranów i weteranek wojny w Donbasie, a także wolontariuszy i wolontariuszek. Dmytro Riznyczenko służył na początku konfliktu zbrojnego w ochotniczym batalionie Donbas. Na marsz przybył o lasce, ubrany w zielony mundur.
– Przyszedłem tutaj, by wesprzeć swojego brata z batalionu, który swego czasu wsparł mnie. Podzielam te wartości. Uważam, że wszyscy powinni mieć równe prawa – wyjaśnia. – Na wojnie byli nie tylko radykalni prawicowcy. Brali w niej udział różni ludzie. Wszyscy bronili kraju i zasługują na równość.
„Wolność. Jedność. Walka” to przewodni temat marszu i wydarzeń go poprzedzających, który odbywały się w ciągu ostatniego tygodnia. Natomiast główne hasło brzmiało „Nasza tradycja to wolność!”.
Według danych policji podczas samego marszu nie doszło do poważnych incydentów i nie było poszkodowanych. Łącznie zatrzymano dziewięć osób, które miały planować prowokacje. Organizatorzy marszu wyrazili policji wdzięczność za zapewnienie zebranym bezpieczeństwa.
Homoseksualizm a bezpieczeństwo narodowe
Wśród kontrdemonstrantów w czapce z daszkiem stoi Nadija. Nie chce powiedzieć, ile ma lat. Nie wygląda na więcej niż dwadzieścia pięć. Wraz z innymi trzyma długi czarny baner z napisem „Sodomia to droga do piekła”.
– Jesteśmy tu, bo popieramy biblijne wartości. Bóg osądzi każdego człowieka, który występuje przeciwko nim – mówi. – Ta droga prowadzi do śmierci.
Nadija sądzi, że ludzie, którzy są na marszu, chcą zakorzenić tradycje niezgodne z naukami Boga. Ma nadzieję, że zrozumieją swój błąd i pokajają się przed nim. Wraz z nią jest około trzydziestu osób.
To właśnie ta grupa z banerami na początku próbowała zablokować marsz. Musiała interweniować policja. Jeden z mężczyzn starał się wyrwać baner, ale również został powstrzymany przez funkcjonariuszy. Grupa z czarnymi tkaninami i ostrzeżeniem przed sodomią już do końca szła wraz z marszem równości. Obie grupy co jakiś czas dyskutowały ze sobą i przekrzykiwały się nawzajem. Nie dochodziło jednak do konfrontacji.
Za szczelnym kordonem policyjnym zebrała się grupa kilkuset zwolenników skrajnej prawicy. Mieli krzyże, flagi ukraińskie i Prawego Sektora. Na jednym z plakatów było napisane, że „homoseksualizm jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego”.
czytaj także
Miejsce dla wszystkich
Na marsz przyszła także obrończyni praw człowieka Jana Sałachowa. Uważa, że z każdym rokiem jest coraz lepiej, przynajmniej z politycznego punktu widzenia. Wciąż nie przychodzą na niego kluczowe postaci ukraińskiej polityki, ale otrzymuje nieśmiałe wsparcie ze strony kijowskich władz. Z kolei gwarancje bezpieczeństwa ze strony policji stały się normą, przez co jest znacznie spokojniej niż kilka lat temu.
– Sytuacja się poprawia na poziomie informacyjnym i deklaracji politycznych – mówi Sałachowa.
Jak przekonuje, KyivPride stała się szerszą platformą niż tylko marszem środowiska LGBT+. Jest miejscem dla wszystkich, którzy czują się dyskryminowani. Dodaje: – Póki łamane są prawa człowieka, nie możemy powiedzieć, że w tym kraju jest bezpiecznie i wszystko w porządku.
*
Autorem wszystkich zdjęć jest Paweł Pieniążek.