Świat

Majmurek: Wokół Charliego Kirka rodzi się mit podobny do smoleńskiego

Niedzielna uroczystość z Glendale dobitnie pokazuje, że wokół tragicznej śmierci Kirka w ruchu MAGA buduje się polityczny mit przypominający ten, jaki w Polsce wyrósł po katastrofie smoleńskiej. Potencjalnie mogący jeszcze bardziej zmienić amerykańską politykę, niż Smoleńsk zmienił polską.

Ceremonia żałobna na cześć Charliego Kirka trwała ponad pięć godzin. Ten czas wypełniły wspomnienia, w tym poruszające wystąpienie wdowy po zamordowanym, Eriki Kirk, przemówienia czołowych postaci ruchu MAGA, występy muzyczne, nie zabrakło też sztucznych ogni. Wydarzenie, które zapełniło stadion State Farm w Glendale, satelickim mieście największej metropolii Arizony, Phoenix, miało przy tym wybitnie polityczny charakter. Relacjonująca wydarzenie dla „New Yorkera” Antonia Hitchens stwierdziła, że „był to największy wiec Trumpa, w jakim uczestniczyła”.

Kirk jako męczennik

Kolejni mówcy zabierający głos w Arizonie nazywali Kirka „męczennikiem”, przedstawiali go jako kogoś, kto został zamordowany nie tylko za swoje poglądy i działalność polityczną, ale także za wiarę. Wprost w ten sposób Kirka określił wiceprezydent J. D. Vance. Sekretarz zdrowia w administracji Trumpa Robert F. Kennedy jr. porównał wręcz zmarłego do Chrystusa: „Chrystus zginął w wieku 33 lat, ale zmienił bieg historii. Charlie zginął w wieku 31 lat (…) ale też już zmienił bieg historii”.

Woliński: USA już nie istnieje

czytaj także

Nawet w Polsce na wiecu PiS, o bardziej zeświecczonej Konfederacji nie wspominając, natężenie religijnych odniesień, jakie miało miejsce w Glendale, byłoby czymś niezwykłym. Vance mówił, że Kirk przypominał nam wszystkim, że Jezus Chrystus jest prawdziwym królem, a sekretarz obrony Pete Hegseth wspominał, że zamordowany aktywista przekonał go, iż Stany potrzebują nie tylko mniejszego rządu, ale także więcej Boga.

Konserwatywny podcaster Benny Johnson w swoim przemówieniu wyraził nadzieję, że dzięki męczeńskiej śmierci Kirka „sataniści i agnostycy” zaczną się zastanawiać, czy przypadkiem nie popełnili fundamentalnego błędu, przyjmując taki a nie inny światopogląd, rozpoznając ostatecznie, że to Chrystus jest drogą prawdy. „To przez siłę męczeństwa Bóg i Chrystus posuwa naprzód swoje królestwo – dziś robi to przy pomocy Charliego Kirka” – mówił.

Czas na krucjatę

Nadzieja, że śmierć Kirka okaże się momentem duchowej i religijnej odnowy Stanów Zjednoczonych, wybrzmiewała w niemal wszystkich wystąpieniach w Glendale. W wielu łączyła się z wezwaniem do duchowej i politycznej „krucjaty”, prowadzącej dalej walkę zmarłego. „Wszyscy dziś jesteśmy Charliem” – wzywał tłum Donald Trump jr., syn prezydenta, nie wiadomo na ile świadomie parafrazując słowa padające w obronie wolności słowa po zamachu na redakcję satyrycznego pisma „Charlie Hebdo” w Paryżu.

Jack Posobiec – Amerykanin polskiego pochodzenia, sytuujący się na najdalej wysuniętym na prawo skrzydle ruchu MAGA – przekonywał, że męczeńska śmierć Kirka ocali zachodnią cywilizację, sprawiając, że „ludzie wrócą do Boga”. Wzywał też do „kontynuowania walki” i pytał zgromadzonych, czy „dla Charliego” są w stanie „założyć duchową zbroję”.

Najbardziej radykalne wystąpienie wygłosił jednak Stephen Miller, specjalny doradca prezydenta ds. bezpieczeństwa. Zaczął od stwierdzenia, że „gdy umarł Kirk, aniołowie zapłakali, ale ich łzy zmieniły się w ogień w naszych sercach”, a potem tylko podkręcał retorykę. Grzmiał: „jesteśmy burzą”, „nie zdajecie sobie sprawy z tego, jakiego smoka obudziliście”, „nie zdołacie nas zastraszyć”, „nie wiecie, jak jesteśmy zdeterminowani, by ocalić tę republikę”. Bojowej retoryce towarzyszyły pochwały własnej strony, która „zbudowała świat, który dziś zamieszkujemy”, dziedzica „Aten, Rzymu, Filadelfii i Monticello” i ataki na drugą, która nie ma nic „poza niegodziwością i zazdrością”. „Pokonamy siły ciemności i zła i każdego dnia będziemy stać po stronie tego, co dobre, prawdziwe i piękne. Osiągniemy zwycięstwo dla naszych dzieci, dla naszych rodzin i naszej cywilizacji!” – zakończył Miller.

Hochschild: Lekcja trumpizmu od górników z Kentucky [rozmowa]

Jego przemówienie mogło budzić skojarzenia z najmroczniejszymi ideologiami XX wieku, a z całą pewnością brzmiało jak wezwanie do dokonującej się pod sztandarem męczeńskiej śmierci Kirka wojny domowej przeciw nie-trumpowskiej Ameryce. I choć Erika Kirk mówiła o przebaczeniu i wybaczyła mordercy swojego męża, w Glendale dominował ton zemsty na tej drugiej Ameryce, obwinianej o śmierć Kirka.

W podobne tony uderzał sam Donald Trump. Nie tylko powiedział, że w przeciwieństwie do Kirka on nienawidzi swoich przeciwników i życzy im jak najgorzej, ale zapowiedział też, że jego Departament Sprawiedliwości przyjrzy się „sieciom radykalnie lewicowych szaleńców, które finansują, organizują i podsycają polityczną przemoc”. Co wzmacnia obawy, czy administracja nie użyje mordu na Kirku do prześladowań przeciwników prezydenta dających się przedstawić jako „radykalna lewica”.

Gorzej niż Smoleńsk

W Polsce widzieliśmy podobne procesy 15 lat temu. Katastrofa smoleńska najpierw wyzwoliła mesjanistyczne interpretacje, próbujące odczytywać ją jako wezwanie do narodowego i religijnego odrodzenia, a następnie serii oskarżeń. Nie tylko pod adresem Rosji, ale także rządu PO-PSL, który w micie smoleńskim został obarczony odpowiedzialnością za katastrofę, jeśli nie w sensie materialnym, to symbolicznym, jako rzekomy organizator wymierzonego w tragicznie zmarłego prezydenta „przemysłu pogardy”.

Smoleńsk pogłębił narastającą od 2005 roku polaryzację PiS-PO, doładował ją mroczną energią, podniósł stawki sporu na najwyższy poziom. W pewnym momencie, gdy PiS najsilniej budował się na smoleńskiej tożsamości, w narracji tej partii w Polsce toczył się nie tyle normalny polityczny spór, w którym biorą udział dwie strony mające prawo do walki o swoje wartości i interesy, co moralna krucjata prowadzona przez patriotów wiernych pamięci tragicznie zmarłego prezydenta, wymierzona w partię zdrajców i „reseciarzy”, przynajmniej moralnie współodpowiedzialnych za jego śmierć.

W Stanach mit narastający wokół tragicznej śmierci Kirka może jeszcze bardziej zradykalizować polityczny podział niż u nas Smoleńsk z trzech powodów. Po pierwsze, mamy do czynienia nie z katastrofą komunikacyjną, tylko z faktyczną zbrodnią. Po drugie, społeczeństwo amerykańskie jest już bardziej spolaryzowane niż kiedykolwiek było polskie.

Duma i uprzedzenie. Trump na wojnie z kulturą

Po trzecie, od dawna Trump i część jego otoczenia planowali użyć prezydenckiej władzy do zemsty na przeciwnikach prezydenta i pacyfikacji punktów oporu w społeczeństwie obywatelskim wobec administracji – na wzór orbanowskich Węgier. Mord na Kirku dostarcza do tego doskonałego pretekstu. Utrudnia też obronę prześladowanych organizacji, przedstawianych przez Trumpa jako „siejąca nienawiść skrajna lewica” amerykańskiemu liberalnemu centrum. Każdy akt protestu przeciw swoim autorytarnym działaniom wymierzonym np. w „Antifę”, grupy związane z Black Live Matter czy radykalnym transaktywizmem Trump będzie teraz przedstawił jako „obronę morderców Kirka”.

Nowa figura mesjańska

Wykorzystanie mitu śmierci Kirka do rozprawienia się z uniwersytetami, organizacjami społecznymi, mediami, którym da się przykleić łatkę „radykalnej lewicy”, to oczywiście najbardziej radykalny scenariusz, który nie musi się zrealizować. Trump może być zajęty innymi rzeczami, może napotkać opór ze strony sądów, może mu braknąć czasu, by w pełni wcielić plan w życie zanim republikanie utracą kontrolę nad Kongresem w wyborach połówkowych w 2026 roku – co dziś wydaje się najbardziej prawdopodobne.

Nawrocki pojechał po czapkę?

Jednocześnie mit Kirka może okazać się transformacyjny dla amerykańskiej prawicy. We wspomnianej relacji z Glendale korespondentka „New Yorkera” zauważyła, że podobna atmosfera panowała w 2024 roku na wiecu republikanów w Milwaukee, który miał miejsce tuż po nieudanym zamachu na Trumpa w Pensylwanii. Od uczestników wydarzenia można było usłyszeć, że to Bóg ocalił Trumpa, by on mógł ocalić Amerykę. Zabójstwo Kirka daje ruchowi MAGA nową mesjańską figurę, wokół pamięci której być może będzie się on mógł zjednoczyć, gdy zabraknie Trumpa.

Wreszcie, mitowi Kirka skierowanemu do MAGA-prawicy towarzyszy bardziej centrowa narracja, przedstawiająca zmarłego nie tyle jako męczennika za wiarę i prawicową ideologię, co jako świeckiego świętego amerykańskiego panteonu obywatelskiego, który zginął za wolność słowa i wolność debaty, do której przywiązany był przez cały swoje życie. Nie jest to mit zupełnie pozbawiony podstaw. Kirk był otwarty do rozmowy z osobami o skrajnie odmiennych od swoich poglądach. Jak byśmy nie oceniali jego dyskusji ze studentami, z całą pewnością reakcją na jego słowa nie powinna być mordercza przemoc.

Międzynarodowa interwencja zbrojna w Palestynie nie wchodzi w grę – a powinna

Jednocześnie naprawdę trudno jest przekonywać, że Kirk nie znajdował się bardzo daleko na prawo w takich kwestiach jak prawa reprodukcyjne, stosunek do praw mniejszości rasowych, prawo do posiadania broni czy migracja. Tymczasem jego tworzący się mit próbuje przedstawić go niemal jako centrowego konserwatystę, co jeszcze bardziej przesuwa główny nurt amerykańskiej prawicy ku prawej ścianie. Przed liberalną Ameryką trudne zadanie: zdecydowanie potępiając morderczą przemoc, jaka spotkała Kirka, musi jedocześnie być w stanie przeciwstawić się dokonywanej w imię jego pamięci orbanizacji kraju oraz wielu ideom, których Kirk bronił.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij