Za miesiąc wybory w Kanadzie. Wydawało się, że tematem kampanii będą koszty życia czy kryzys mieszkaniowy. Za sprawą Trumpa, który mówił o „gubernatorze Justinie Trudeau” i „51. stanie” USA, wszystko się zmieniło. Paradoksalnie bliscy MAGA konserwatyści kanadyjscy mogą na polityce Trumpa stracić najwięcej.
Premier Kanady Mike Carney tydzień po objęciu urzędu zarządził wcześniejsze wybory. Mają się odbyć w pierwszym możliwym terminie, czyli 28 kwietnia. Carney nie bardzo miał wybór, jego Liberalna Partia Kanady (LPC) nie ma większości w kanadyjskiej Izbie Gmin, a formacje opozycji zapowiedziały głosowanie za wotum nieufności wobec liberalnego gabinetu.
Gdy 6 stycznia poprzednik Carneya Justin Trudeau ogłosił rezygnację z funkcji premiera, wydawało się, że liberałowie zmierzają w tym roku – planowo wybory miały się odbyć najpóźniej jesienią – do pewnej wyborczej klęski. Ich główna konkurentka, Konserwatywna Partia Kanady (CPC) notowała przewagę sięgającą w niektórych sondażach nawet 25 punktów procentowych. Dziś, niecałe trzy miesiące później, nie ma po niej śladu. Konserwatyści i liberałowie idą łeb w łeb w sondażach i wiele wskazuje, że ta druga partia może utrzymać władzę i zapewnić sobie czwartą kadencję z rzędu.
czytaj także
Wszystko za sprawą powrotu Trumpa do władzy i regularnych gróźb amerykańskiego prezydenta pod adresem Kanady, która jego zdaniem powinna stać się po prostu „51. stanem” Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Wybory w cieniu Trumpa
Jeszcze na początku roku wydawało się, że tematem kanadyjskich wyborów będą koszty życia, kryzys na rynku mieszkaniowym dotykający szczególnie młodych, ogólna sytuacja gospodarcza kraju. Wszystkie te tematy sprzyjały konserwatystom. CPC obwiniała liberałów i premiera Justina Trudeau o to, że swoją polityką doprowadzili Kanadę do ruiny.
Trudeau, przekonywali konserwatyści, przeregulował gospodarkę, przez co nie jest ona w stanie nadążać z dostarczaniem tak potrzebnych dóbr jak domy i mieszkania, co w sytuacji, gdy Kanada przyjmuje rekordowe ilości migrantów, wypycha młodych z rynku mieszkaniowego. W dodatku nałożony przez liberalnego premiera podatek węglowy przyczynił się do inflacji i kryzysu kosztów życia, a jego polityka wobec przestępczości uczyniła kanadyjskie miasta niebezpiecznymi miejscami do życia.
Lider CPC, Pierre Poilievre obiecywał od wielu miesięcy, że jako premier opanuje przestępczość, zlikwiduje podatek węglowy („axe the tax”) dla indywidualnych konsumentów oraz uruchomi budowę nowych domów i mieszkań, likwidując pętające deweloperów regulacje. Za sprawą działań Trumpa tematem wyborów w Kanadzie jest coś zupełnie innego: to, jak kraj ma poradzić sobie w sytuacji, gdy jego do tej pory główny sojusznik wojskowy, partner polityczny i gospodarczy zaczyna mówić o aneksji i prowadzi wrogą politykę handlową.
Gdy Trump powiedział o „gubernatorze Justinie Trudeau” i „51. stanie”, Kanadyjczycy początkowo traktowali to jako żart albo znęcanie się nad liderem kanadyjskich liberałów, który nigdy nie należał do ulubionych partnerów międzynarodowych amerykańskiego prezydenta. Gdy za tymi słowami poszły wrogie posunięcia handlowe, Kanadyjczycy tłumaczyli sobie, że to tylko taka agresywna taktyka negocjacyjna Trumpa, a amerykański prezydent nie może przecież na serio dążyć do wojny handlowej z najbliższym partnerem, a już na pewno nie po to, by osłabić go na tyle, by aneksja stała się atrakcyjną opcją.
Z każdym tygodniem sytuacja robi się jednak coraz poważniejsza. Jak mówił Carney, ogłaszając wcześniejsze wybory: „Stoimy przed najpoważniejszym kryzysem w naszym życiu z powodu nieuzasadnionych działań handlowych prezydenta Trumpa i zagrożenia, jakie stwarza on dla naszej suwerenności. Prezydent Trump uważa, że Kanada nie jest prawdziwym krajem. Chce nas złamać, by Ameryka mogła nas objąć w posiadanie. Nie pozwolimy na to. Przeżyliśmy szok zdrady, nie zapomnimy tej lekcji”.
To nie służy CPC
Takie ustawienie tematyki kampanii nie służy z kilku powodów CPC. Po pierwsze, jak wszystko wskazuje, groźby Trumpa wytworzyły znany efekt „gromadzenia się wokół flagi” – gdy kraj jest w zagrożeniu, konsoliduje się poparcie dla rządzących.
Po drugie, to liberałowie, nie konserwatyści, są w Kanadzie naturalną partią władzy. W ciągu ponad 150 lat swojego istnienia – partia powstała w 1873 roku – LPC rządziła przez blisko 95. Przeprowadziła Kanadę przez drugą wojnę światową, zbudowała kanadyjską wersję państwa opiekuńczego oraz multikuluralizmu. Uchodzi za formację lepiej rozumiejącą kwestie handlu i polityki zagranicznej niż konkurenci.
Po trzecie, CPC i jej lider nie zdołali jak dotąd odnaleźć się w nowych realiach, dostosować swojego przekazu do czasów, gdy największym problemem Kanadyjczyków nie jest polityka Trudeau, ale Trumpa. Carney, zastępując Trudeau na stanowisku premiera oraz znosząc podatek węglowy dla indywidualnych konsumentów, odebrał dwa kluczowe tematy Poilievre’owi. CPC szybko musi zmienić swoją narrację w kampanii i znaleźć swój, odróżniający ją od liberałów pomysł na odpowiedź na wyzwania stwarzane przez drugą administrację Trumpa.
Paradoks MAGA w syropie klonowym
Problemem dla Poilievre’a staje się też coś, co do niedawna było jego największą siłą: ideologiczna bliskość Trumpowi i prawicy spod znaku MAGA. Jak w bardzo ciekawej analizie na łamach magazynu „UnHerd” pokazuje kanadyjski historyk Michael Ledger-Lomas, Poilievre pchnął CPC w populistyczną, altprawicową stronę. Stanowisko lidera partii zapewniło mu zaangażowanie się w tzw. Konwój Wolności z 2022 roku: protesty kierowców ciężarówek przeciw obowiązkom szczepień dla pracowników tej branży, które szybko stały się przestrzenią kontestacji całej polityki pandemicznej rządu Trudeau.
czytaj także
Poilievre, choć sam się zaszczepił, bronił odmawiających szczepień kierowców przed paternalizmem i „pogardą” elit. Jak każdy współczesny populista lider CPC budował swoje poparcie na atakach na „liberalne elity”. Obiecywał nie tylko obcięcie podatku węglowego, ale też finansowania anglojęzycznej wersji CBC – publicznych mediów Kanady, oskarżanych przez prawicę o lewicowe odchylenie. Poilievre w ogóle niechętnie rozmawia z tradycyjnymi mediami, preferuje alternatywne media prawicy czy popularnych influencerów, przez których bezpośrednio dociera do odbiorców. Kilka miesięcy temu udzielił wywiadu Jordanowi Petersonowi, który na YouTubie ma dziś 5,4 miliona odsłon.
Ta taktyka do pewnego momentu doskonale działała. Jak pisze Ledger-Lomas, na Poilievre’a z podziwem patrzyli politycy brytyjskiej Partii Konserwatywnej i australijskiej prawicy, zafascynowani tym, jak liderowi CPC udało się w znacznie bardziej centrowym państwie niż Stany zbudować zbliżoną do MAGA konserwatywną koalicję, opartą na poparciu klas ludowych, porzucających partie lewicy i centrolewicy, reprezentujące dziś w ich opinii wyłącznie „elity”.
MAGA w syropie klonowym stało się jednak daniem paradoksalnym i być może niemożliwym do przygotowania. Ideologiczna bliskość z Trumpem okazuje się obciążaniem w momencie, gdy Kanada jest regularnie atakowana i poniżana na arenie międzynarodowej przez amerykańskiego prezydenta.
Z drugiej strony, Poilievre nie może zbyt gwałtownie odciąć się od Trumpa, bo amerykański prezydent jest – w przeciwieństwie do ogółu kanadyjskiej populacji – ciągle popularny, zwłaszcza w takich prowincjach jak Alberta, gdzie konserwatyści zawsze czuli się wyobcowani wobec głównego nurtu kanadyjskiej polityki, zdominowanego geograficznie przez miejskie centra Ontario i frankofońskiego Quebecu, i perspektywa przyłączenia Alberty do Stanów wcale nie musi wydawać się im oburzająca.
CPC wraca do problemu, z jakim zmaga się, odkąd w obecnej formie powstała na początku wieku: jej baza i członkowie są o wiele bardziej prawicowi niż główny nurt kanadyjskiego społeczeństwa i partia musi wybierać między demobilizacją własnego elektoratu a utratą bardziej umiarkowanych wyborców, których potrzebuje, by myśleć o władzy.
Populizm wymierzony w liberalne elity łączy się przy tym u Poilievre’a z libertariańskim programem deregulacji i ograniczania roli państwa – to jest rdzeń jego propozycji politycznej, główna organizująca ją idea. Ona mogła wydawać się atrakcyjna w momencie, gdy ludność Kanady czuła się zmęczona wkraczającą w ich życie polityką pandemiczną czy podatkiem węglowym – niekoniecznie musi w momencie bezprecedensowego konfliktu ze Stanami.
Paradoks Trumpa?
Jak wiemy, druga kadencja Trumpa oznacza bezprocentową nieprzewidywalność w światowej polityce, w ciągu niecałych pierwszych stu dni drugiej kadencji amerykańskiego prezydenta wydarzyło się więcej niż w niejedną całą kadencję. Nie wiemy, co do końca kwietnia zrobi Trump – np. czy uderzy w Kanadę kolejnymi cłami – i jaki wpływ to będzie miało na kanadyjską politykę.
Gdyby jednak polityka Trumpa zatopiła bliskiego mu Poilievre’a – który na początku roku wydawał się pewnym kandydatem na nowego premiera Kanady – i zapewniła zwycięstwo LPC, kierowanej przez byłego prezesa centralnego banku Kanady i Wielkiej Brytanii, wzorcowego „człowieka z Davos” Mike’a Carneya, byłby to bardzo ciekawy polityczny paradoks.
Niewykluczone, że będziemy go obserwować w innych państwach, gdzie najbliższe MAGA formacje mogą paść ofiarą amerykańskiej polityki stawiającej na pierwszym miejscu amerykański interes, tak jak rozumie go Trump i jego otoczenie, bez liczenia się z najbardziej skromnymi oczekiwaniami sojuszników.