Meksyk po wygranej Trumpa, papież Franciszek jako mediator w wenezuelskim konflikcie – przegląd wydarzeń z Hiszpanii i Ameryki Łacińskiej.
*Hiszpania
W Hiszpanii kolejne mocne przetasowania sceny politycznej. Dzięki przyzwoleniu socjaldemokratów z PSOE, którzy wstrzymali się od głosu, w ostatnich dniach października premierem został Mariano Rajoy z prawicowej Partii Ludowej (PP). Od śmierci dyktatora Francisco Franco w 1975 roku te dwie partie zamieniały się miejscami u steru władzy, przedstawiając się wyborcom jako ideologiczne przeciwieństwa. Teraz to Podemos, siostrzana partia Razem, przejmuje rolę głównej lewicowej partii opozycyjnej w Hiszpanii.
Rajoy był już premierem w latach 2011–2015, kiedy to wprowadził drastyczne cięcia w polityce socjalnej podczas kryzysu gospodarczego, z którego do tej pory Hiszpania próbuje się wylizać. Partia Ludowa, założona przez spadkobierców frankizmu, dostała w ostatnich wyborach zaledwie 33% głosów i rząd Rajoya będzie najbardziej mniejszościowym wśród rządów mniejszościowych w historii demokratycznej Hiszpanii. Samotność PP osładza porozumienie z liberalnymi Ciudadanos. Dotyczy ono jednak tylko i wyłącznie głosowań dotyczących ukrócenia korupcji. Sama Partia Ludowa zamieszana jest w szereg afer korupcyjnych. To głównie dlatego debata w PSOE, czy pomóc Rajoyowi zostać premierem, doprowadziła do kryzysu i rozłamu w partii.
Przywódca Podemos Pablo Iglesias zawadiacko podziękował Rajoyowi z mównicy za torowanie Podemos drogi do władzy. „Historia przyzna mi rację” – oświadczył.
*Meksyk
„Tak daleko od Boga i tak blisko Stanów Zjednoczonych” – mawiał o losie Meksyku jego prezydent z przełomu XIX i XX w., Porfirio Díaz. Po wygranej Trumpa znów powiało grozą tej bliskości. W kampanii wyborczej miliarder obiecywał betonowy mur graniczny, za którego budowę Meksyk sam miałby zapłacić, oraz masowe deportacje nielegalnych emigrantów.
Już dziś służby graniczne USA zatrudniają 21 tysięcy funkcjonariuszy i mogą pochwalić się budżetem znacznie większym niż FBI czy NSA. Istniejące na granicy płoty i mury mają łączną długość prawie tysiąca kilometrów, a przerw między nimi pilnują kamery, sensory i drony. Od lat emigranci z Ameryki Środkowej umierają na pustyni, próbując mimo wszystko sforsować granicę „lepszego świata”. Polityka migracyjna Trumpa, który w kampanii wyzywał Latynosów od gwałcicieli, złodziei i dealerów, powieli zapewne wiele europejskich, frontexowych schematów. Nie widzę, kto w naszym regionie mógłby „pierwszy rzucić kamień”.
*Wenezuela
Nicolás Maduro mocno trzyma się fotela prezydenckiego w Wenezueli. Opozycja na pewno nie zdąży przed 10 stycznia zorganizować referendum, które mogłoby odsunąć go od władzy. No, a po 10 stycznia takie referendum nie bardzo jego przeciwników interesuje, bo według procedury odebranie Maduro władzy po tej dacie przyznawałoby fotel prezydencki wiceprezydentowi, a nie prowadziłoby od razu do nowych wyborów. Opozycja zaczęła więc nawoływać do rozwiązań siłowych.
A tu niespodziewanie pod koniec października na scenie wenezuelskiego dramatu pojawił się, niczym prawdziwy deus ex machina, Franciszek I. Po spotkaniu z Maduro papież zaoferował, że jego wysłannik będzie mediatorem w dialogu między rządem a opozycją. Rząd aż podskoczył z radości i zrobiła to też większość opozycji (oprócz Voluntad Popular – ugrupowania odsiadującego trzynastoletni wyrok Leopolda Lopeza). Atmosfera w zdominowanym przez opozycję parlamencie nagle się poprawiła. Były uściski dłoni między Maduro a rzecznikiem opozycji Jesusem Torrealbą. Rząd wypuścił z więzienia cztery osoby uznawane przez opozycję za więźniów politycznych, a opozycja odwołała masowe demonstracje przeciw Maduro, podczas których najprawdopodobniej nie obyłoby się bez aktów przemocy. Prezydent zyskał na czasie, ale poważny kryzys gospodarczy w kraju trwa.
*Kolumbia
40 dni po odrzuceniu przez Kolumbijczyków w referendum tekstu umowy pokojowej, rządowi i partyzantce FARC udało się w ostatni weekend uzgodnić nową wersję porozumienia. W całości poznamy ją w tym tygodniu. Po pól wieku wojny domowej, w której zginęło ponad 200 tysięcy ludzi, a 8 milionów Kolumbijczyków stało się uchodźcami wewnętrznymi, „nie” zwyciężyło, zebrawszy 50,2% głosów po agresywnej kampanii przeciw rzekomej bezkarności partyzantów.
Prezydent Santos, laureat pokojowej Nagrody Nobla, bezzwłocznie rozpoczął negocjacje z grupami, które nawoływały do głosowania przeciw umowie.
To głównie eksprezydent Alvaro Uribe, któremu nie na rękę jest komisja prawdy, bo sam ma zbyt dużo do ukrycia, oraz Kościoły ewangelicki i katolicki, przerażone „ideologią gender”, którą „ocieka” porozumienie pokojowe. Równolegle w Hawanie rząd wznowił negocjacje z przedstawicielami FARC.
Ostatecznie do tekstu wprowadzono prawie sześćdziesiąt zmian. Zmniejszyła się liczba odniesień do gender, zaostrzono zasady traktowania partyzantów, którzy dopuścili się zbrodni, a także, według niektórych źródeł, wprowadzono zapisy, które pozwolą traktować zbrodnie wojska i policji według taryfy ulgowej. Ponoć negocjacje przyspieszyło zwycięstwo Trumpa. Obie strony bały się, że nowa władza w Waszyngtonie schłodzi entuzjazm dla tych pokojowych negocjacji.
Santos ogłosił, że obecny tekst umowy jest ostateczny. Najprawdopodobniej uchwalony on zostanie przez parlament, gdzie prezydent może liczyć na bezproblemową akceptację większości. Referendum nie jest wymogiem tego porozumienia. Ale to rozwiązanie może osłabić legitymizację umowy pokojowej i ułatwić kolejnej administracji wprowadzenie zmian do jej tekstu, a nawet jej całkowite zawieszenie. Wybory prezydenckie odbędą się w 2018 roku i jeżeli Uribe uda się polityczny come back, to na pewno postara się anulować umowę pokojową.
*Nikaragua
Niespodzianek wyborczych nie było w Nikaragui, gdzie dwa dni przed triumfem Trumpa po raz trzeci z rzędu wybory prezydenckie wygrał Daniel Ortega. Licząc zatem jego prezydenturę w latach 80, kiedy był partyzanckim przywódcą lewicowych Sandinistów, zostanie prezydentem już po raz czwarty. Czerwono-czarne flagi dawno zmienił na wyborczy róż, zawarł też pakt z Kościołem, za którego wstawiennictwo oddał prawa kobiet, popierając eliminację wszystkich przypadków legalnej aborcji. Lewicowy program Ortegi z upływem lat przerzedził się tak jak jego fryzura i dziś stał się już populistyczna papką. No ale wzrost gospodarczy jest, redukcja ubóstwa jest, programy społeczne są, a pomoc gospodarczą Wenezueli, znikającą i już znikomą, udaje się zastępować umowami z Chinami.
Więc kiedy lewica w Ameryce Łacińskiej się sypie, może nie należy aż tak wybrzydzać?
No bo co jak nie lewicowy populizm może nas uratować przed Trumpami i PIS-ami tego świata?
**Dziennik Opinii nr 327/2016 (1527)