O książce „Strach” Boba Woodwarda.
Niezmiernie trudno jest dyskutować z legendą Boba Woodwarda, faceta, który rozpracował Watergate i razem z Carlem Bernsteinem zniszczył prezydenta Nixona (tak, tak, w filmie Wszyscy ludzie prezydenta grał go Robert Redford), niniejszym rozpoczynając złotą erę dziennikarstwa śledczego w Stanach Zjednoczonych.
Jego najnowsza książka, Strach, dotyczy – jakże by inaczej – obecnie rządzącej administracji i napisana jest według wynalezionej przez autora metody „głębokiego tła” (czyli z wykorzystaniem cytatów i informacji bez ujawniania źródła). Podczas gdy były pewne wątpliwości, co do jakości, metod i motywacji Michaela Wolffa, autora skandalicznej i napisanej na ten sam temat książki Fire and Fury, która ukazała się osiem miesięcy wcześniej, w przypadku 75-letniego obecnie Woodwarda, chodzącej instytucji rzetelnego dziennikarstwa, nie mamy żadnych podstaw, żeby mu nie wierzyć. I faktycznie, ankieta przeprowadzona niedawno przez jeden z najbardziej „insajderskich” newsroomów Waszyngtonu, Axios, pokazuje, że Amerykanie wierzą Woodwardowi.
Ameryka leci na autopilocie [o książce „Fire and Fury” Michaela Wolffa]
czytaj także
Tytuł książki zainspirowany jest wczesnym wywiadem Trumpa z Woodwardem, a konkretnie wypowiedzią Trumpa, wtedy jeszcze kandydata, który tak właśnie zdefiniował władzę maksymalną. „Prawdziwa władza to strach”, powiedział przyszły prezydent w 2016 roku.
Tyle tytuł. Ale co jest w środku? Wszystkie nasze najgorsze strachy. Niby nic nowego, ale jednak – solidny pakiet dowodowy na to, że amerykański prezydent to tykająca bomba, którą pracownicy Białego Domu przerzucają sobie z rąk do rąk. Czytamy o ignorancji kandydata Trumpa, który dowiaduje się, że będzie można sprawdzić czy i jak głosował w dotychczasowych wyborach (jak tu powiedzieć prawicowemu ludowi, że kiedyś popierało się demokratów?). O zapominalstwie Trumpa-prezydenta, któremu wystarczy buchnąć z biurka papier (tu śmiałkiem był maksymalnie zdesperowany bankier i były dyrektor Narodowej Rady Ekonomicznej Gary Cohn), żeby zapomniał, że ma dzisiaj podpisać list zrywający umowę handlową między Stanami a Koreą Południową, mimo że dopominał się o to zerwanie i o ten list od tygodni.
czytaj także
Co jeszcze znajdziemy w Strachu? Przekonanie zięcia Trumpa Jareda Kushnera, że nie ma co prosić teścia o pieniądze, bo teść ma awersję do podpisywania czeków. Zaskakujący upór Melanii Trump, która miała decydujący głos w decyzji Trumpa o niewycofywaniu się z prezydenckiej kampanii po publikacji video o „łapaniu za cipkę” (swoją drogą, i niech będzie to miarą sprawiedliwości dziennikarskiej Woodwarda, podobno między Melanią a Donaldem faktycznie jest nić sympatii i nawet jedzą ze sobą od czasu do czasu kolację). Kretynizm Ivanki Trump, która odmawia przestrzegania zasad obowiązujących personel Białego Domu, ponieważ „nie jest personelem, jest Pierwszą Córką”.
Kolejne strony książki pokazują oportunizm partii republikańskiej, która zabiegała jak długo mogła o to, żeby Trump wycofał się z wyścigu, tylko po to, by skulić po sobie ogon w nieprawdopodobnym momencie nieoczekiwanej przez nikogo wygranej. Sposób, w jaki Trump wybierał (i wybiera) ludzi do swojej administracji, oceniając po wyglądzie czy pasują do „roli”; na przykład wojskowym poleca się, żeby nie pokazywali się bez munduru, bo prezydent lubi mundury. Podlizywanie się Trumpowi uprawiane przez republikańskich polityków; np. były rywal Trumpa – startujący w wyborach prezydenckich 2016, Lindsay Graham, który – w kontekście ataku na syryjską bazę lotniczą w kwietniu 2017 – puszcza wiązankę typu: „Pokazałeś im panie prezydencie. Baszszar al-Asad powiedział ci «fuck you», a ty mu odpowiedziałeś na to «No, fuck YOU!»”. Ubolewanie Trumpa, że Twitter rozszerza limit znaków ze 140 do 280, bo prezydent „był Ernestem Hemingwayem 140 znaków”.
Zdaniem Gary’ego Cohna, który zrezygnował z pracy w kwietniu tego roku i najwyraźniej stanowił jedno z najważniejszych źródeł Woodwarda, Trump nie rozumie podstawowych zasad ekonomii i widzi w urzędzie prezydenta możliwość napożyczania całej kupy pieniędzy, ponieważ amerykański rząd ma najlepszą „zdolność kredytową” na świecie (w odróżnieniu od zdolności kredytowej firmy Trumpa, która jest dużo poniżej przeciętnej krajowej). Szef sztabu prezydenta i były marine, John Kelly, stwierdza: „To jest idiota. Przekonywanie go nie ma sensu. On jedzie bez trzymanki. Jesteśmy w wariatkowie”.
Praca w Białym Domu to nieustanne ostrożne kroczenie nad krawędzią przepaści. Personel nie konsultuje się z prezydentem tylko konsultuje się ze sobą nawzajem, namawiając się po kątach i stosując rozmaite wybiegi, żeby zmylić Trumpa. Ponieważ nie da się wytłumaczyć prezydentowi, że umowa handlowa z Koreą Południową jest podstawą strategii obronnej przeciw Korei Północnej i że lepiej jest przechwytywać rakiety stamtąd niż z Portland w Oregonie, należy zagadać Trumpa, odwrócić jego uwagę lub zająć go czymś innym. 5 września, na niecały tydzień przed publikacją Strachu, New York Times opublikował anonimowy artykuł wstępny pióra jednego z wysokich oficjeli urzędującej administracji. Artykuł zatytułowany Jestem częścią ruchu oporu w administracji Trump potwierdza informacje Woodwarda – praca w Waszyngtonie w tej chwili to próba powtrzymania Trumpa przed jego najgorszymi (silnymi i zmiennymi) impulsami. Nota bene, Trump zażądał od „New York Times’a” wydania autora artykułu, żeby móc oskarżyć go o „zdradę”.
czytaj także
Wreszcie Strach pokazuje też paranoję śledztwa Roberta Muellera (Mueller od ponad roku prowadzi niezależne dochodzenie w sprawie ewentualnej „koluzji” kampanii prezydenckiej Trumpa z Kremlem), o którym Trump dziecinnie powtarza, że „to jest niesprawiedliwe, przecież jestem prezydentem”. W końcowych rozdziałach książki prawnicy Trumpa starają się powstrzymać go przed auto destrukcją. Najzabawniejsza (i zarazem najbardziej przerażająca ) jest konkluzja Johna Dowda, wtedy osobistego prawnika prezydenta, który próbuje urządzić Trumpowi symulację przesłuchania przez Muellera, ale dochodzi do wniosku, że Trump po prostu nie jest w stanie zeznawać. Bo nie jest w stanie nie kłamać. I nie chodzi już o to, czy była „koluzja” z Rosjanami czy nie – Trump okłamie Muellera i wpakuje się w kłopoty w najgłupszy z możliwych sposobów – bujając go w sprawie wczorajszego obiadu albo koloru trawy za oknem.
I co mam mu powiedzieć? – zastanawia się Dowd. Panie prezydencie, nie możesz zeznawać nawet, jeśli jesteś niewinny? Nie możesz zeznawać, bo „jesteś pierdolonym kłamcą.”