Kto odpowiada za tę przemoc?
W trakcie zamieszek pod ukraińskim parlamentem, gdzie odbywały się obrady nad propozycją decentralizacji oraz „specjalnym statusem” samorządów na terenie obwodu donieckiego i ługańskiego, w stronę policji i służb wojskowych ochraniających parlament rzucono granat. W wyniku eksplozji obrażenia odniosło blisko 100 osób. Agencja Reutera donosi także, że od ran postrzałowych zginął jeden z funkcjonariuszy Gwardii Narodowej. Na pytanie, kto odpowiada za przemoc w Kijowie i jakie są intencje zamachowców, odpowiada Wasyl Czerepanyn z ukraińskiej „Krytyki Politycznej” i szef Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie.
***
W parlamencie odbywała się dyskusja nad decentralizacją i ewentualnymi wyborami w samorządach w Donbasie. To sprawa, owszem, ważna i trudna, ale niekoniecznie zrozumiała dla ogółu ukraińskiego społeczeństwa. Debata i towarzyszące jej zamieszanie zostało więc wykorzystane przez skrajną prawicę w sposób, który jest dziś dla niej najbardziej naturalny – jako okazja do sięgnięcia po przemoc. Spór polityczny nie jest przyczyną przemocy, jest dla niej wygodnym pretekstem.
Tocząca się na Ukrainie wojna tworzy sytuację polityczną, która sprzyja radykalizacji grup prawicowych. Prawica, ośmielona przez słabość państwa i zwiększoną tolerancją wobec nacjonalizmu, czuje się mocniej. Robi to, co zawsze chciała: sięga po argumenty mocniejsze niż okrzyki na demonstracjach.
Ugrupowania takie jak Prawy Sektor czy Swoboda, które dziś były najliczniej obecne na demonstracjach, dążą do jednego celu: odebrania państwu monopolu na przemoc.
Antagonizm między władzą a społeczeństwem na Majdanie powodował, że ich wystąpienia (i zdolność do sięgania po skrajne środki) były tymczasowo skierowane przeciwko władzy, której upadku chciała także ta część Ukrainek i Ukraińców, która nie sięga po przemoc. Dziś nie ma się jednak co łudzić, że prawo do stosowania przemocy, na którym zależy skrajnym ugrupowaniom, ma coś wspólnego z prodemokratycznymi protestami – prawica chce po prostu skorzystać z wojny. Wojna to dla ukraińskiej prawicy stan naturalny, a działanie jak w realiach wojennych to ich modus vivendi. To właśnie w czasie największego chaosu można robić to, na co ma się ochotę. Rzucanie granatami ma tylko ten stan ugruntować.
Sytuacja, w której jedyną opcją zdolną do używania siły na Ukrainie jest skrajna prawica, uprawdopodobnia propagandę Putina.
Rzucony dziś granat to prezent dla Rosji.
Rozmawiał Jakub Dymek
**Dziennik Opinii nr 243/2015 (1027)