Gerrymandering mógłby dać partii Trumpa 12 dodatkowych okręgów, w których miałaby wielkie szanse na wygraną w przyszłorocznych wyborach do Izby Reprezentantów. To ważne dla samego prezydenta, który ma dziś ujemny ranking poparcia.
W piątek 29 sierpnia gubernator Teksasu Gregg Abbot podpisał ustawę stanowej legislatury, ustanawiającą nową mapę okręgów w wyborach do Izby Reprezentantów, które odbędą się jesienią przyszłego roku. Jej przyjęciu towarzyszyły wielkie polityczne kontrowersje i protesty Demokratów, których lokalni ustawodawcy, próbując zerwać kworum w pewnym momencie demonstracyjnie opuścili stan.
Jak przewidują eksperci, nowa mapa może dać Republikanom nawet dodatkowe pięć mandatów w przyszłej Izbie Reprezentantów. Przewaga Republikanów w obecnej wynosi tylko cztery głosy.
Wcześniej w odpowiedzi na działania legislatury Teksasu gubernator Kalifornii Gavin Newsom podpisał ustawę poddającą pod referendum nowe granice okręgów w wyborach do Izby Reprezentantów w stanie. Jeśli zostaną zatwierdzone jesienią, to nowa mapa może dać Demokratom pięć dodatkowych mandatów w Kalifornii – „wyrównując” to, co Republikanie zyskają w Teksasie. Podobne bitwy o nowe granice okręgów szykują się jeszcze w kilku innych stanach, zwłaszcza tych rządzonych dziś przez Republikanów.
Opowieść o Ameryce jako najdoskonalszej demokracji świata to jakiś żart
czytaj także
Czemu granice okręgów są takie ważne?
W wyborach większościowych – gdzie jeden deputowany reprezentuje jeden okręg – odpowiednio manipulując granicami, można zwiększyć szanse wyborcze swojej partii i zmniejszyć przeciwnika. W Stanach na ogół wiadomo, na kogo z większym prawdopodobieństwem będzie głosować dany obszar, biorąc pod uwagę jego wiejski lub miejski charakter, poziom dochodów i wykształcenia jego ludności, rasę, religię i tym podobne czynniki.
Można więc na przykład zwiększyć szanse bardziej konserwatywnego kandydata w podmiejskim okręgu, gdzie jego przewaga jest niewielka, poszerzając jego granice tak, by objęły też konserwatywne tereny wiejskie. Albo zwiększyć jego liberalnego konkurenta przesuwając je tak, by objęły afroamerykańską dzielnicę w pobliskim mieście. Można też tak ułożyć okręgi, by wyborcy, którzy raczej będą głosować na jedną partię – np. Afroamerykanie na południu – byli skoncentrowani w możliwie najmniejszej liczbie okręgów.
Szczególnie agresywną manipulację granicami okręgów nazywamy gerrymanderingiem. Nazwa pochodzi od gubernatora Massachusetts, Eldbrige’a Gerry’ego, który w 1812 roku zaakceptował nowe granice okręgów w wyborach do stanowego senatu. Jeden z nich miał przypominać kształtem salamandrę, stąd nazwa gerrymandering wymyślona przez „Boston Gazette”. Jak widzimy, praktyka ta sięga samych początków amerykańskiej demokracji.
Kto decyduje o granicach?
Zależy od stanu – każdy sam ustala reguły. Zgodnie z Art. 1 Sekcją 4 amerykańskiej konstytucji, „czas, miejsce i sposób przeprowadzenia wyboru Senatorów i Reprezentantów [z danego stanu] będzie określony przez jego legislaturę”. W większości stanów o granicach nowych okręgów decyduje lokalna legislatura – albo bezpośrednio, albo pośrednio wybierając ustalającą ją komisję. W kilku Stanach wyznaczaniem granic okręgów w wyborach do Kongresu zajmują się niezależne od lokalnej legislatury komisje.
Tak jest w Kalifornii, gdzie niezależna komisja w czasach, gdy gubernatorem stanu był Arnold Schwarzenegger, została przyjęta w referendum i wpisana do stanowej konstytucji. Teraz mieszkańcy Kalifornii zdecydują w referendum, czy w związku z działaniami Republikanów w Teksasie zawiesić jej działanie i pozwolić stanowej legislaturze stworzyć nową, faworyzującą Demokratów mapę wyborczą. Jak sprzedaje ten pomysł Newsom, ma to w skali kraju uczynić wybory bardziej uczciwymi.
W dużej części stanów partia kontrolująca obie izby legislatury i mająca swojego gubernatora – lub większość pozwalającą odrzucić jego weto w legislaturze – może dość swobodnie narysować sprzyjającą jej wyborczą mapę.
Czy to legalne?
Zasadniczo tak. Orzecznictwo wskazuje, że samo układanie granic okręgów tak, by sprzyjały one jednej partii, nie jest sprzeczne z konstytucją. Granice takiej praktyki wyznacza jednak ustawa o prawach wyborczych z 1965 roku. Zgodnie z jej zapisami zakazane jest takie tworzenie granic okręgów, które celowo mają na celu odebranie prawa wyboru swoich przedstawicieli przez mniejszości rasowe lub językowe.
Np. gdy cały czarny elektorat umieszczany jest w jednym okręgu, przez co jego wpływ na kongresową delegację stanu jest mniejszy, niż wynikałoby to z jego liczby w jego granicach. Albo gdy elektorat rdzennych Amerykanów dzielony między inne okręgi tak, by nie mógł wybrać żadnego swojego przedstawiciela.
Mapy wyborcze – nie tylko do Kongresu, ale też legislatur stanowych – są między innymi z tego powodu zaskarżane w sądach, a te czasami nakazują odpowiedniemu organowi wyznaczenie nowej mapy. W niektórych stanach przyjęte są – na poziomie ustawy lub konstytucji stanowej – przepisy zakazujące lub ograniczające gerrymandering.
Największe w historii USA starcie między władzą wykonawczą a sądami federalnymi
czytaj także
Jak często rysuje się nowe mapy?
Najczęściej co dekadę. Na początku każdej dekady Stany przeprowadzają cenzus i na jego podstawie przyznają poszczególnym stanom określoną, proporcjonalną do liczby ludności, liczbę mandatów w Izbie Reprezentantów. Gdy w stanie rośnie albo spada liczba mandatów przysługujących mu w Kongresie, wyznaczenie nowej mapy okręgów jest konieczne. Zmiany granic okręgu w środku dekady – jeśli nie wymusza tego wyrok sądu – są raczej wyjątkiem niż regułą.
Jak wylicza Pew Research Center, od lat 70. przed obecną zmianą w Teksasie i Kalifornii zdarzyło się to tylko trzy razy: także w Teksasie w 2003 roku, w Georgii w 2005 roku – obie zmiany wprowadzili Republikanie, by wzmocnić swoje szanse w Kongresie – oraz w Kalifornii w 1982 roku. Tam jednak mieszkańcy odrzucili nową mapę w referendum.
Jako rekordowy przykład dostosowywania map wyborczych do potrzeb dominującej partii podaje się najczęściej Ohio w ostatniej ćwierci XIX wieku. W latach 1878-86 wraz ze zmieniającą się kontrolą nad lokalną legislaturą pięć kolejnych wyborów do Izby Reprezentantów w stanie odbywały się na innej mapie wyborczej.
Skąd pomysł zmiany okręgów w Teksasie?
Jak twierdził między innymi „New York Times”, wyszedł on od Trumpa. To Biały Dom miał skłonić początkowo sceptycznych Republikanów z Teksasu do narysowania nowej, sprzyjającej Republikanom mapy.
Trump wie, że jeśli utraci w wyborach połówkowych kontrolę nad Izbą Reprezentantów, to znacznie ograniczy to możliwość realizacji agendy MAGA. Nawet w prezydenckim systemie Stanów nie wszystko da się zmienić rozporządzeniami wykonawczymi, do naprawdę fundamentalnych zmian potrzebna jest zgoda Kongresu. Demokratyczny Kongres mógłby też ponownie uruchomić wobec Trumpa procedurę impeachmentu.
W wyborach połówkowych partia, z której wywodzi się prezydent, tradycyjnie radzi sobie słabo. Zwłaszcza gdy prezydent jest niepopularny. A Trump ma dziś ujemny ranking poparcia – minus 14 procent. Popiera go 41 proc. Amerykanów, przeciw jest 56 proc., 4 proc. nie ma zdania. Na podobnym etapie swojej prezydentury Obama miał poparcie na poziomie plus 6 procent, Biden minus 1.
Czy Republikanie gdzieś będą jeszcze próbować ułożyć pod siebie mapę?
Wiele wskazuje na to, że tak. Jak twierdzi „New York Times”, podobne zmiany jak w Teksasie są możliwe jeszcze w czterech stanach: Indianie, Missouri, Ohio i – mniej prawdopodobnie – na Florydzie.
Jak podaje portal NPR, w Missouri prace nad nową mapą wyborczą mają ruszyć w środę 3 września. Dziś stan ten w Kongresie reprezentuje sześciu Republikanów i dwóch Demokratów. Republikanie liczą, że zmieniając granice okręgu obejmującego Kansas City i część jego przedmieść zdołają zapewnić w nim zwycięstwo Republikaninowi.
W sumie zmiana granic mogłaby dać Republikanom od 6 do 7 dodatkowych mandatów w Izbie Reprezentantów. Gdyby do tego mieszkańcy Kalifornii odrzucili w referendum propozycję Newsoma, to maksymalnie gerrymnandering mógłby dać partii Trumpa 12 dodatkowych okręgów, gdzie miałaby wielkie szanse na wygraną.
Czy Demokraci mogą odpowiedzieć, zmieniając mapy w rządzonych przez siebie stanach?
Nie bardzo. Jak w swojej analizie przedstawia to „New York Times”, liczba stanów, gdzie demokraci kontrolują obie izby stanowej legislatury i urząd gubernatora, gdzie nie ma ustawowych ograniczeń w wyznaczaniu granic okręgów i gdzie da się zmienić mapę tak, by zwiększyć liczbę mandatów dla demokratycznych kandydatów, jest dość ograniczona.
W Kalifornii Demokratów czeka walka w referendum. Republikanie nie odpuszczą, referendum będzie bardzo kosztowne i politycznie intensywne. Obok Republikanów przeciw propozycji Newsoma kampanie prowadzić będą liderzy skłóceni z Partią Republikańską Trumpa – np. Arnold Schwarzenegger.
Zielonka: Populiści wygrywają, bo demokracja przestała spełniać swoje zadanie
czytaj także
W Nowym Jorku, gdzie Demokraci mogliby „wycisnąć” kilka mandatów, odpowiednio przesuwając granice okręgów, procedury konieczne do zmiany mapy w połowie dekady są tak skomplikowane, że nie wiadomo, czy Demokraci zdążą na wybory za rok.
Czy Trump dzięki manipulacjom mapą może zapewnić sobie kontrolę nad Kongresem?
Niekoniecznie. Maksymalnie Republikanie mogą zyskać 12 sprzyjających im okręgów. W 2026 roku wybory odbędą się w 14 okręgach, gdzie większość republikańskiego deputowanego wyniosła w 2024 roku mniej niż 5 punktów procentowych. Przy wielkiej niepopularności Trumpa i tradycyjnych kłopotach rządzącej partii w wyborach połówkowych oznacza to bardzo trudne wybory dla tych kandydatów. Nawet republikańskie okręgi z większą przewagą mogą być zagrożone i gerrymandering może nie starczyć.
Jak zauważa w swojej analizie portal Vox, Republikanie w Teksasie opierają się na założeniu, że widoczny w zeszłorocznych wyborach prezydenckich trend przepływu latynoskich wyborców do Republikanów utrzyma się też w wyborach połówkowych. Nie wszyscy eksperci się z tym zgadzają. Biorąc pod uwagę notowania Trumpa i tradycyjny trend przeciw rządzącej partii w wyborach połówkowych, protrumpowscy Latynosi mogą nie stawić się przy urnach, a nowe okręgi, które wydają się Republikanom bezpieczne, okażą się znacznie bardziej konkurencyjne.
Z całą pewnością bitwa wokół granic okręgów pokazuje determinację Trumpa i jego otoczenia, by utrzymać władzę. Niezależnie od tego, czy gerrymandering pozwoli Republikanom zachować kontrolę nad Kongresem, z całą pewnością zwiększy polityczną polaryzację wokół wyborów i może nadzwyczajnie zmobilizować demokratycznych wyborców.