A gdyby Trump ogłosił, że wieża Eiffla jest amerykańska?

Kolejnymi, coraz to bardziej szalonymi deklaracjami i groźbami Trump już teraz wywołuje poczucie chaosu.
Donald Trump. Fot. Gary Skidmore, CC BY-SA 2.0, ed. KP

W Polsce obawiamy się – i słusznie – że powrót Trumpa do Białego Domu wywróci architekturę bezpieczeństwa w Europie i przekreśli szanse Ukrainy na odparcie rosyjskiej inwazji. Za to porzucenie prób ratowania klimatu Polska zapewne przywita z radością.

Zachęcony niemrawymi odpowiedziami Europy na swoje prowokacje Donald Trump postanawia iść na całość. Żąda od Francuzów wydania wieży Eiffla i przeniesienia jej do Mar-a-Lago. Bo słyszał, że właściwie to ona jest amerykańska. Musk przytaknął, bo akurat myślał o czym innym, a pozostali współpracownicy bali się napomknąć, że szefowi trochę się pomieszało – przecież to Statua Wolności, autorstwa tego samego architekta zresztą, jest prezentem dla Ameryki od Francuzów. Trump w szczegóły się nie wdaje, nie ma do nich głowy, a wieść poszła w świat: wieża Eiffla jest amerykańska.

Trump powtarza nowe hasło podczas wszystkich swoich wystąpień i w rezultacie nawet część Francuzów zaczyna w to wierzyć. Z Marine Le Pen na czele, która w jednym z programów publicystycznych przekonuje, że gdyby to ona była prezydentką, Amerykanie zostawiliby Francji wieżę Eiffla na dłużej.

Płonący McDonald’s w Kalifornii to symbol schyłkowej fazy amerykańskiego turbokapitalizmu

Propozycja spotyka się z nerwową odpowiedzią Macrona, który na tle oddziałów wojskowych ironicznie zachęca Trumpa, by ten przyjechał ją sobie odebrać. W reakcji Trump, jako rasowy handlowiec, po wysunięciu na początek kosmicznego żądania proponuje teraz coś tylko trochę mniej porąbanego, dzięki czemu na tle pierwszej propozycji niektórym zaczyna wyglądać to na w miarę sensowną opcję. Francuzi mogą zachować wieżę Eiffla jako prezent od Amerykanów, ale Trump oczekuje od nich zamknięcia połowy mocy jądrowych i zastąpienia ich elektrowniami gazowymi oraz budowy dwóch gazoportów do sprowadzania większej ilości tego surowca z USA. Łaskawie daje Francuzom czas do 2030 roku. Większość komentatorów wciąż kręci głową z niedowierzaniem, ale coraz częściej pojawiają się wyłamujące się głosy: „z Trumpem da się dogadać, przecież za tę wieżę Eiffla coś im trzeba przecież dać”.

Macron nie jest jednak w ciemię bity i znów jednoznacznie odmawia, chociaż teraz już w łagodniejszym tonie: Francja jest otwarta na rozmowy z nową amerykańską administracją, ale konstruktywne i na partnerskich zasadach. Nieoczekiwanie, podczas jednego ze swoich publicznych wystąpień Trump chwali Francję. Nazywa Francuzów wielkim narodem, a Macrona swoim przyjacielem. Dziękuje też rządowi w Paryżu, że zgodził się zbudować dwa gazoporty przeznaczone wyłącznie do przyjmowania większej ilości gazu z USA, co poprawi transatlantyckie relacje. Kompletnie ogłupiały już Macron postanawia te dwa gazoporty zbudować, żeby mieć tę kuriozalną sprawę z głowy. Na konferencji prasowej przekonuje, że to właściwie jego pomysł, poza tym za wieżę Eiffla nawet się opłaca.

* * *

Doszliśmy do stanu, w którym opisana wyżej sytuacja nie jest już wcale absurdalna, a jedynie mało prawdopodobna. Wciąż możemy zakładać, że Trump raczej nie rozpoczynałby serii nacisków na Paryż od aż tak idiotycznej propozycji. Naciski na Londyn rozpoczął przecież tylko od sugestii, że Brytyjczycy powinni zlikwidować wiatraki na Morzu Północnym. Nie kazał przenieść ich do USA, po prostu ma ich tam nie być, żeby można było swobodnie eksploatować tamtejsze złoża paliw kopalnych.

Wszystko zaczęło się od złości Trumpa z powodu podniesienia brytyjskiego podatku od nieoczekiwanych zysków, co skłoniło amerykańską firmę Apache do rezygnacji z poszukiwania złóż w tamtym rejonie. Można więc sobie wyobrazić, że za jakiś czas Trump w nieco łagodniejszym tonie poprosi „rozsądnego premiera Starmera” o likwidację podatku od nadmiarowych zysków, dzięki czemu spółki zza oceanu będą chętniej eksploatować złoża pod dnem Morza Północnego. Wiatraki mogą zostać. Zmiana tonu może zrobi wrażenie na Starmerze, który uzna likwidację podatku w sumie za dobry pomysł, przy czym zaznaczy, że sam to od pewnego czasu rozważał. Po przegłosowaniu likwidacji brytyjskiego windfall tax w Izbie Gmin zadowolony Elon Musk przestanie oskarżać Starmera o rzekome ukrywanie przestępców seksualnych i przeniesie swoje zainteresowanie na innego polityka z Europy.

Jednym z głównych celów Trumpa jest zmiana światowych trendów w energetyce i zahamowanie dekarbonizacji. Niewątpliwie więc Komisja Europejska, jako centrum decyzyjne europejskiej polityki klimatycznej, niedługo również stanie się bezpośrednim adresatem kolejnych „sugestii” zza oceanu. KE wyrąbała sobie w ostatnich latach tak szerokie kompetencje, że może de facto samodzielnie zmieniać lub zatrzymywać działanie niektórych praw unijnych, na przykład rezygnując z ich egzekwowania lub sprawnie operując wypłatami funduszy unijnych państwom członkowskim. Poza tym to Komisja najczęściej tworzy projekty unijnych dyrektyw i rozporządzeń, więc odpowiednio przyłożony nacisk na nią może za jednym zamachem zmienić sytuację w całej Europie.

MAGA kontra Musk. Pierwsza schizma na amerykańskiej prawicy

Do nacisków na Europę Trump może wykorzystać wojnę w Ukrainie. Już zapowiedział, że chce się spotkać z Putinem. Oczywiste, że spróbuje wynegocjować z nim taki pokój nad Dnieprem, który będzie korzystny przede wszystkim dla USA.

Amerykanie mogą zacząć przekonywać, że utrzymanie pokoju będzie wymagać zahamowania tempa unijnej polityki klimatycznej, którą Trump osobiście oskarży o bezpośrednie przyczynienie się do wybuchu wojny. Rosja przestraszyła się, że z powodu prowadzonej przez Europę dekarbonizacji niedługo nie będzie miała komu sprzedawać swoich paliw kopalnych. Dlatego zaatakowała Ukrainę, by radykalnie podnieść światowe ceny surowców energetycznych, dzięki czemu dostała potężny zastrzyk pieniędzy – szczególnie w pierwszych miesiącach wojny jej przychody z eksportu gazu i ropy znacząco wzrosły w porównaniu do okresu zaraz sprzed agresji. Dlatego też Europa powinna jak najszybciej zrezygnować ze swoich naiwnych pomysłów i wrócić do produkcji energii ze sprawdzonych paliw kopalnych. Nie będzie to oznaczać zgody USA na reaktywację Nord Stream ani wycofania się z elektryfikacji transportu – po prostu niech Tesle jeżdżą na prąd z gazu i ropy.

Może to również zakładać częściową normalizację relacji handlowych z Rosją. Teoretycznie USA powinny traktować Moskwę jako swojego konkurenta na rynku paliw kopalnych i odcinać ją od rynków zbytu. Równie dobrze jednak mogą zadziałać od strony popytowej, a nie podażowej – czyli zwiększyć globalne zapotrzebowanie na paliwa kopalne. To byłoby sensowne, tym bardziej że Rosja utraciła swój główny kanał eksportu gazu do UE, czyli wysadzony Nord Stream, więc będzie dla Amerykanów raczej słabym konkurentem na tym polu.

Polityczne MMA: soft power budowane pięściami

Walcząc z dekarbonizacją, Trump, co oczywiste, najwięcej może zmienić w USA. A energetyka Stanów Zjednoczonych, czyli największej gospodarki świata, ma kluczowe znaczenie dla globalnej polityki klimatycznej. Jeśli USA zaczną się wyłamywać z globalnych zobowiązań, ich tropem pójdą następni, co uruchomi ogólny trend powrotu do tradycyjnej energetyki. Tym bardziej jeśli wcześniejsze naciski na Europę i Kanadę przyniosą oczekiwane skutki.

Na pierwszy ogień zapewne pójdą wiatraki. Trump ma o nich zdanie podobne do europosłanki PiS Anny Zalewskiej, która stała za niechlubną ustawą wiatrakową, ograniczającą budowę lądowych farm wiatrowych w Polsce. Według Trumpa wiatraki „zaśmiecają” Amerykę, można więc założyć drastyczne wstrzymanie inwestycji w energetykę wiatrową. Dzięki temu zwolni się miejsce dla tradycyjnych spółek paliwowych, które skorzystają również na zapowiadanej liberalizacji przepisów – środowiskowych i nie tylko.

Trump może zwiększyć wydobycie ropy i gazu w USA na wiele innych sposobów. Może przyspieszyć i zwiększyć liczbę wydawanych koncesji na wydobywanie paliw kopalnych. To samo dotyczy pozwoleń na wiercenia wydawanych przez federalną Agencję Ochrony Środowiska – zresztą zapewne szybko wybije jej resztę zębów, których nie zdążył wybić podczas swojej pierwszej kadencji.

No i wreszcie może doprowadzić do zmian we wprowadzonej przez Bidena ustawie o redukcji inflacji, która finansuje między innymi inwestycje w energię niskoemisyjną oraz w pojazdy elektryczne produkowane w USA. Wsparcie dla elektryków przynajmniej na jakiś czas zachowa, inaczej musiałby się zetrzeć ze swoim głównym sojusznikiem, Elonem Muskiem, czego w pierwszym okresie swoich rządów raczej nie zrobi. Musk jest dla niego zbyt użyteczny w szerzeniu globalnej propagandy alt-rightu i atakowaniu przywódców innych państw. Za jakiś czas niewątpliwie dojdzie do starcia Trumpa z Muskiem, bo produkcja samochodów elektrycznych to niejedyna oś potencjalnego sporu między nimi. Najpierw jednak Trump będzie chciał wycisnąć z Muska tyle pożytku, ile się da (zresztą z wzajemnością).

Noblista o groźbach Trumpa: jego pokrzykiwania to kronika zapowiedzianej klęski

Na odsunięcie polityki klimatycznej na drugi plan zanosiło się od dłuższego czasu. Takie oczekiwania wygłaszali także politycy w UE – oczywiście w Polsce praktycznie wszyscy, ale mowa także chociażby o prawdopodobnym przyszłym kanclerzu Niemiec Friedrichu Merzu. Dojście Trumpa do władzy może politykę klimatyczną całkowicie wywrócić.

W Polsce, słusznie zresztą, obawiamy się przede wszystkim wywrócenia architektury bezpieczeństwa w naszym regionie i na całym świecie. Na perspektywę wyrzucenia polityki klimatycznej do kosza nad Wisłą patrzy się wręcz z nadzieją. Za ten uruchamiany właśnie przez Trumpa pęd do eksploatacji wszystkiego, co się da, wkrótce zapłacimy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij