Czasy po rewolucji wyglądają niekiedy znacznie paskudniej niż czasy najbardziej wyczerpującej walki.
Rozmawiałem parę dni temu z weteranem Solidarności.
– Zupełnie nie rozumiem – mówił. – Spotykałem się z wieloma ludźmi Majdanu. Z aktywistami, z młodzieżą, z przedstawicielami samoobrony. To wspaniali ludzie. Mają doskonałe pomysły, wiedzą, jak reformować kraj. Ale gdzie oni są teraz? Dlaczego przy władzy wciąż te same mordy?
– Trudno powiedzieć – odpowiadałem. – Być może potrzebujemy nie tylko nowych nazwisk, ale nowych struktur, nowych organizacji.
– Słusznie – zgodził się – ale przecież tych organizacji nikt za was nie stworzy. Musicie to zrobić sami. I intelektualiści powinni wziąć w tym czynny udział. Kiedy tworzyliśmy Solidarność, byłem prostym robotnikiem. Przyszła do mnie raz pani wyglądająca na inteligentkę i zapytała, w czym może pomóc. Powiedziałem, że potrzebuję sekretarki i ona została moją sekretarką. Potem się okazało, że była prorektorką uniwersytetu.
Wyobraziłem sobie prorektora Uniwersytetu Charkowskiego w charakterze sekretarza samoobrony. A właściwie sobie nie wyobraziłem – nie udało mi się.
Ale cała reszta się zgadzała: żadnych nowych nazwisk, żadnych nowych struktur, kilkoro aktywistów na ministerialnych posadach (ich wpływ na cokolwiek jest wątpliwy), realne niebezpieczeństwo, że wszystko znów sprowadzi się do tradycyjnej dekoracyjnej zmiany portretów prezydenta w gabinetach gubernatorów, a następnie powrotem do wygodnych, dawno sprawdzonych mechanizmów przewału i podziału.
I wszystko to na tle ostrego napięcia społecznego, kiedy pretensje kieruje się nie tyle do nowej władzy, co do tych, którzy występowali przeciwko władzy starej.
Zresztą w tym sensie nic nowego nie wymyśliliśmy, wszystkie nasze problemy zostały stworzone na długo przed nami, więc nie mieliśmy wielkich szans na ich uniknięcie. Czasy po rewolucji wyglądają niekiedy znacznie paskudniej niż czasy najbardziej wyczerpującej walki, bo wiążą się głównie ze zwątpieniem, rozczarowaniem i całkowita dezorientacją. Protestując przeciwko przestępstwom władzy, walcząc o sprawiedliwość, domagając się dymisji prezydenta, pewien jesteś swych sił i poglądów, choćby ze względu na to, że twoje żądania nie są spełniane, że masz pełne prawo do protestu i niezadowolenia, że opór potrzebuje twojego zdecydowania i mobilizacji. Jednak sytuacja się zmienia, zmienia się rozkład sił i odpowiednio zmienić się powinno twoje stanowisko. Przecież masz bezpośredni związek ze wszystkim, co się stało. I właśnie ty masz wyciągać pierwsze wnioski, które zwykle bywają niezbyt pocieszające.
Stąd wszystkie te narzekania: czy o to walczyliśmy, czy po to ginęli ludzie, czy taki miał być ostateczny rezultat? Wszystko jest tak jak zwykle – sceptycyzm tych, którzy byli po jednej stronie barykady, oburzenie tych, którzy byli po drugiej, manewry, przegrupowywanie się i nieukrywane targi między tymi, którzy w rezultacie tego wszystkiego pozostaną w ciepłych gabinetach i wygodnych fotelach.
Rewolucja pożera własne dzieci. Ma apetyt i odżywia się regularnie. Ma tysiące usprawiedliwień – w rodzaju czas wracać do normalnego życia, czas kończyć tę walkę. Ale jednocześnie zapomina się o jednej bardzo prostej rzeczy – walczyliśmy nie o to, by przeprowadzić rotację złoczyńców; walka nie rozpoczęła się po to, by przywrócić władzę kolejnej partii szarlatanów i populistów, oni byli niedorzeczni i zbędni od początku tych wydarzeń i ich obecne pragnienie szybkiego ustawienia wszystkiego na swoich miejscach, by zapewnić sobie spokojne trwanie przy żłobie, świadczy jedynie o tym, że naprawdę nic się nie skończyło, że wszystko dopiero się zaczyna, że nie czas na sceptycyzm i rozczarowanie, że dzisiejsza słabość już jutro może zmienić się w długotrwałą katastrofę. I właśnie dlatego w żadnym razie nie należy godzić się z obecnym stanem rzeczy.
Nic jeszcze nie jest stracone, wszystko wciąż jest w naszych rękach, wszystko w dalszym ciągu zależy od nas, a nie od tych, którzy usiłują mówić w naszym imieniu.
Przez ostatnie miesiące ja też widziałem mnóstwo wspaniałych ludzi z doskonałymi pomysłami i jestem całkowicie pewien, że ci ludzie z tych pomysłów nie zrezygnują. Są zbyt fantastyczne. Są zbyt realne.
Tekst ukazał się na stronie TCN.
Tłum. Michał Petryk