Unia Europejska

Sturis: Greckie „nie” to głos odwagi i dojrzałości

To nie jest sprzeciw wobec UE; to sprzeciw wobec dyktatu bankierów.

Co poza głośnym „nie” wobec instytucji finansowych pokazało nam greckie referendum?

Że społeczeństwo nie jest tak podzielone, jak relacjonują to media i przedstawiają europejscy politycy, którzy jeszcze niedawno straszyli wojną domową w Grecji. Wojny domowej nie będzie – Greczynki i Grecy nie głosowali przeciwko sobie nawzajem, tylko we wspólnej sprawie, a wyniki [62 do 38% o 21.00 czasu polskiego – przyp.red] i frekwencja podpowiadają, że zadecydowali dużą większością.

Grecy się nie przestraszyli. Nie poddali się presji na zmianę rządu, nie dali się zaszantażować żadnym z apokaliptycznych scenariuszy, który im przedstawiano.

Do przystania na propozycje Brukseli nie zmusił ich też kryzys bankowy w tygodniu poprzedzającym referendum. To tylko pobudziło w Grecji wkurzenie: „Nikt nam nie będzie mówił, na kogo mamy głosować”, często było słychać w Atenach. Wszystkie komentarze wzywające do zmiany rządu w Grecji – podkreślające, że z SYRIZĄ nie da się dogadać, że każdy inny rząd byłby lepszym gwarantem ciągłości negocjacji i pozostania w strefie euro – obróciły się przeciwko tym, którzy je wygłaszali. Nikt, w żadnym kraju, nie chciałby, aby kwestionowano jego prawo do wyboru rządu w demokratycznych wyborach. Przez takie właśnie wezwania, licząc na upadek rządu Tsiprasa, Bruksela strzeliła sobie samobója. Dziś mandat Tsiprasa i SYRIZY jest równie silny, jeśli nie silniejszy, jak w styczniu.

Takich „prezentów” Tsipras dostał zresztą więcej. Samaras, poprzedni premier, zamknął publiczną telewizję. Tsipras, zgodnie ze swoimi przedwyborczymi obietnicami, ponownie ją otworzył. Tam mogła się odbyć bardzo potrzebna debata o kryzysie, której Grecy chcieli – a której nie mogły zaoferować prywatne telewizje, których właścicielami są oligarchowie, prezentujące konsekwentnie jednostronny przekaz.

Grecy doskonale wiedzieli, jaką wagę ma to głosowanie i za czym są.

Sugestie polskich mediów, że obywatele tego kraju mogą nie rozumieć kilku zdań napisanych na leżącej przed nimi kartce, są po prostu obraźliwe. A ci, którzy uważają, że Grecy, głosując na „nie” postąpili „nieracjonalnie”, mogą tak mówić tylko przy dużej dawce złej woli. Kto lepiej niż same Greczynki i Grecy wie, co jest dobre dla greckiego społeczeństwa?

Grecy mieli dość polityków, którzy rządzili nieudolnie, a przy tym akceptowali wszystkie propozycje Trojki, które pogłębiały kryzys. W styczniu wybrali SYRIZĘ, partię, która wygrała dzięki obietnicy zerwania z polityką kolejnych cięć i dalszego zaciskania pasa. Najlepszym dowodem racjonalności niedzielnego wyboru jest to, że Grecy w większości zagłosowali zgodnie z tym, co powiedzieli już w styczniu i do czego udzielili swojemu rządowi demokratycznej legitymacji. Głos ponad połowy społeczeństwa na „nie” w referendum tylko ją wzmacnia.

Referendum pokazało sprzeciw – ale nie wobec Unii Europejskiej i wspólnej waluty, tylko starych i niesprawdzających się rozwiązań, które dyktują instytucje finansowe.

Greckie społeczeństwo od dawna ich nie chciało; w niedzielę miało okazję, by to głośno powiedzieć. Dalej mówią „tak” Europie, ale „nie” dyktatowi bankierów. To głos odwagi i dojrzałości, który powinien być słuchany też poza granicami Grecji.

Spisał Jakub Dymek

Dionisios Sturis – dziennikarz Radia TOK FM, autor książek reporterskich „Grecja. Gorzkie pomarańcze” i „Gdziekolwiek mnie rzucisz. Wyspa Man i Polacy. Historia splątania”.

**Dziennik Opinii nr 187/2015 (971)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij