Sytuacja w Kijowie musi dać początek prawdziwie europejskiej polityce wschodniej.
Po klęsce Wspólnoty Europejskiej podczas kryzysu w byłej Jugosławii na początku lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku dzisiaj znów wybija „godzina Europy“. Areną wydarzeń nie są tym razem Bałkany, tylko Ukraina. Nawet jeśli nie można porównywać dawnej sytuacji na Półwyspie Bałkańskim z tym, co aktualnie dzieje się w Kijowie i innych miastach tego kraju, ostatnia eskalacja przemocy u naszego wschodniego sąsiada znów rodzi pytanie o skuteczność – ale również szczerość – polityki zagranicznej UE i jej 28 państw członkowskich.
Zastanawiamy się dzisiaj, czy teraz – za pięć dwunasta – tradycyjnie powolna polityka zagraniczna UE nabierze rozpędu, czy też wybiła już może jej ostatnia godzina.
Kiedy krytyka już nie wystarcza
Od kilku tygodni obserwujemy na Ukrainie eskalację przemocy, którą zapoczątkowało brutalne stłumienie przez jednostki specjalne Berkut protestów na Majdanie we wczesnych godzinach porannych 30 listopada ubiegłego roku. W konsekwencji – po uchwaleniu kontrowersyjnego pakietu ustaw skierowanych przeciwko protestującym – doszło do kolejnych brutalnych starć milicji i jednostek specjalnych z demonstrantami. Po raz pierwszy odnotowano wówczas ofiary śmiertelne. Aktualnie trwa najnowsza eskalacja konfliktu, w wyniku której – do piątku 21 lutego – zginęły przynajmniej 74 osoby.
Owszem, Unia Europejska i jej państwa członkowskie wyraźnie krytykowały rząd Wiktora Janukowycza i potępiały akty przemocy. Wiele osób decyzyjnych – w tym ówczesny niemiecki minister spraw zagranicznych Westerwelle i liczni politycy z Polski – pojechało nawet do Kijowa, aby zapewnić przeciwników rządu o swojej solidarności. Poza tym Europejczycy znów jednak pozostali bierni i postanowili czekać. Dopiero w ostatnich dniach – pod presją szybko rosnącej liczby ofiar – Unia Europejska zaczęła wyciągać konsekwencje. Ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich uchwalili sankcje wymierzone w ukraińskich przywódców (dotyczące przede wszystkim zamrożenia kont i zakazu wjazdu na terytorium UE).
Ponadto ministrowie spraw zagranicznych Polski, Niemiec i Francji pojechali do Kijowa, aby prowadzić negocjacje z prezydentem Janukowyczem i trzema liderami opozycji – Jaceniukiem, Kliczką i Tiahnybokiem. Laurent Fabius wrócił do Paryża w czwartek wieczorem, Frank-Walter Steinmeier i Radosław Sikorski mediowali w Kijowie aż do osiągnięcia piątkowego porozumienia.
Nie wolno przyznać Nuland racji!
Na początku lutego amerykańska dyplomatka Victoria Nuland w rozmowie telefonicznej z ambasadorem USA na Ukrainie opisała rolę Unii Europejskiej słowami „Fuck the EU!”. Nie ulega wątpliwości, że dyplomata nie powinien się tak wyrażać, jednak to my, Europejczycy, musimy teraz udowodnić – choć może jest już na to za późno – że Nuland nie tylko nieumiejętnie dobiera słowa, ale też po prostu nie ma racji.
UE i jej państwa członkowskie podejmować zdecydowane działania, nawet jeżeli szanse powodzenia wydają się nieznaczne. Potrzebne są więc sankcje i mediacja między opozycją a rządem.
Nowemu rządowi Ukrainy, posiadającemu demokratyczną legitymację, należy dać perspektywę otrzymania pakietu pomocy gospodarczej. Pakiet ten wiązałby się z podpisaniem umowy stowarzyszeniowej między Ukrainą a Unią Europejską i perspektywą członkostwa.
Wydaje się, że Unia Europejska zrobiła już krok naprzód. Uchwalono nałożenie sankcji na ukraińskich przywódców odpowiedzialnych za akty przemocy. Trwają właśnie prace nad listą konkretnych nazwisk. Jak najszybciej muszą teraz wejść w życie decyzje o zamrożeniu kont i wydaniu zakazu wjazdu na terytorium UE. Bez wątpienia rację mają krytycy, którzy zwracają uwagę, że sankcje nałożono zbyt późno. Nie wolno jednak wyciągać z tego wniosku, że w ogóle nie należy ich już w takim razie wprowadzać. Nie da się cofnąć aktów przemocy z ostatnich dni, ale sankcje mają znaczenie symboliczne, pozwalając Europie zachować resztki konsekwencji i zdolności do działania.
Czas na polsko-niemiecki duet na Ukrainie
Steinmeierowi i Sikorskiemu udało się w piątkowe popołudnie przekonać do zawarcia porozumienia nie tylko prezydenta Janukowycza i trzech liderów opozycji, ale też znaczną część przeciwników rządu, zgromadzonych na Majdanie i reprezentowanych przez tzw. Radę Społeczną Majdanu. Zgodnie z porozumieniem jeszcze w tym roku mają się odbyć przedterminowe wybory prezydenckie. Ponadto planuje się utworzenie rządu jedności narodowej oraz powrót do konstytucji z 2004 roku, która wyraźnie ogranicza uprawnienia prezydenta.
Podpisanie porozumienia stanowi bez wątpienia mały sukces. Może to być jednak dopiero początek. Radykalni przeciwnicy rządu nie zadowolą się raczej poczynionymi ustaleniami i będą dalej domagać się ustąpienia prezydenta Janukowycza. Niezależnie od rozwoju sytuacji zaangażowanie UE na Ukrainie musi mieć stały i zrównoważony charakter. Należy zapewnić wcielenie zawartego porozumienia w życie. Polska i Niemcy mogłyby tutaj działać wspólnie, kształtując w duecie prawdziwie europejską politykę wschodnią. Warszawa wykazała już zainteresowanie w tym zakresie i udowodniła, że dysponuje stosownymi kompetencjami. Berlin ma z kolei odpowiednie znaczenie polityczne, które pozwala mu kształtować wspólnie z Polską europejską politykę zagraniczną. Inicjatywa mediacji, wysunięta przez Steinmeiera i Sikorskiego, wyznacza właściwy kierunek działań.
Średniookresowa perspektywa ma dla Ukrainy elementarne znaczenie. Przyszłemu rządowi ukraińskiemu należy umożliwić szybkie podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE. Podstawowy warunek stanowi tutaj spełnienie wszystkich postulatów dotyczących przeprowadzenia odpowiednich reform. Jednocześnie Unia Europejska nie może po raz drugi zignorować spodziewanej presji gospodarczej ze strony Rosji. Putin ponownie będzie próbował szantażować rząd ukraiński ograniczeniami w zakresie handlu oraz cenami energii. Wyrażana niekiedy w Niemczech nadzieja na rozwiązanie konfliktu na Ukrainie poprzez zawarcie układu z Rosją wydaje się naiwna, w szczególności z polskiej perspektywy. UE dąży do demokratyzacji Ukrainy i wdrożenia na jej terytorium zasad demokratycznego państwa prawa. Wyobrażenie Rosji o przyszłości Ukrainy jest tymczasem diametralnie odmienne. Warto choćby wspomnieć słowa Aleksandra Kwaśniewskiego, którego zdaniem siłowe stłumienie protestów na Ukrainie jest Putinowi na rękę, ponieważ jakikolwiek sukces demonstrantów mógłby stać się wzorem dla opozycji w jego własnym kraju. Dlatego Unia powinna wesprzeć przyszły rząd ukraiński odpowiednim pakietem pomocy finansowej i gospodarczej, a następnie monitorować wykorzystanie przyznanych środków.
Prawda niewygodna dla UE
Unia Europejska musi spojrzeć w oczy niewygodnej dla siebie prawdzie – wspólnota nie dysponuje żadnymi narzędziami, które mogłyby zainicjować szeroko zakrojone reformy na Ukrainie, poza otworzeniem przed Ukraińcami perspektywy członkostwa. Dlatego potrzebna jest oficjalna deklaracja, że Kijów może w przyszłości przystąpić do wspólnoty. Kluczową kwestią – przynajmniej dla polityków i przedstawicieli mediów – pozostaje pytanie, co takie stwierdzenie oznacza. Perspektywę przystąpienia Ukrainy do UE należy rozważać w świetle art. 49 traktatu o Unii Europejskiej, który każdemu państwu w Europie, które szanuje podstawowe wartości Unii Europejskiej, przyznaje prawo złożenia wniosku o członkostwo. Otworzenie przed Ukrainą perspektywy członkostwa nie oznacza więc złożenia jej obietnicy przystąpienia do wspólnoty, tym bardziej w krótkim czasie – Kijów musi przebyć jeszcze w tym celu długą drogę. Wyjaśnienie tej drobnej, ale jakże ważnej różnicy będzie wspólnym zadaniem świata polityki i mediów.
W ostatnich dniach doszło na Ukrainie do tragicznych wydarzeń. Najwyższy priorytet należy przyznać obecnie wszelkim działaniom, które zapobiegną ponownemu wybuchowi przemocy. Dla Unii Europejskiej aktualna sytuacja stanowi szansę, aby utwierdzić się w swoich podstawowych wartościach, a tym samym odbudować pewność siebie. Czego symbolem jest integracja europejska? Ile jest dla nas warty pokój na kontynencie? Na ile poważnie traktujemy swoich europejskich partnerów? Znów wybiła „godzina Europy”, tym razem na Ukrainie. Unia Europejska i jej 28 państw członkowskich muszą wziąć teraz na siebie odpowiedzialność i podjąć aktywne działania.
Nie stać nas na to, by znów po prostu czekać, aż będzie za późno.
Knut Dethlefsen i Bastian Sendhardt są pracownikami polskiego biura Fundacji im. Friedricha Eberta.
Czytaj także:
Draginja Nadaždin: Klikanie jest ważne, ale musi iść za nim konkretna pomoc
Edwin Bendyk: Dynamika rewolucji
Paweł Pieniążek, Czy ustępstwa Janukowycza wystarczą Majdanowi?
Immanuel Wallerstein, Wciąż możliwa jest oś Paryż-Berlin-Moskwa
Edwin Bendyk, Dynamika Rewolucji
Agata Bielik-Robson: „Pieprzyć Unię?”
Myrosław Marynowicz: Czego Ukraina może oczekiwać dziś od Zachodu?
Michał Sutowski, Ukraińcy nie wybaczą nam obojętności
Paweł Pieniążek, Majdan twardo się broni
Wasyl Czerepanyn, Europejczycy, zbuntujcie się razem z Ukrainą!
Do premiera Tuska: Protestujący na Ukrainie oczekują egzekwowania europejskiego prawa [list]
Zobacz także: