Panie i panowie, eksperci z telewizora – jeśli nic sensownego nie wiecie o Grecji, to zróbcie nam wszystkim przysługę i się zamknijcie.
Wychodzę ze studia telewizyjnego, przed chwilą rozmawialiśmy o greckim kryzysie zadłużeniowym.
– Nie jesteście, mówiąc delikatnie, zbyt przychylni Grekom, co? – pytam autora programu.
– Wiesz, do tej pory trudno nam było znaleźć kogoś, kto by się wypowiedział jakoś inaczej – przyznaje szczerze. Choć to i tak subtelne ujęcie sprawy.
Cóż, dotychczas na antenie tej stacji popularny był format, w którym prowadzący na tle obrazków z ateńskich ulic przez kwadrans wypowiadał z głowy wszystko, co mu się z Grecją kojarzy. Często bzdury lub półprawdy. Moim ulubionym, powtarzającym się motywem – poza opowieścią o leniwych Grekach, oczywiście, każdy przecież był na wakacjach i widział – był ten o wyjątkowo bliskich więziach gospodarczych z Rosją. A im bliższe z Rosją, tym dalsze z Europą – wiadomo. Ostatnim razem, kiedy sprawdzałem, Rosja była dla Grecji równie ważnym partnerem handlowym, jak Czechy dla Polski. Uzależnieniem bym tego nie nazwał.
Innych kuriozalnych argumentów w polskich mediach zresztą nie brakuje. Jedna z polskich dziennikarek wyruszyła do Aten w poszukiwaniu „prawdziwych przeciwników rządu” – w momencie, gdy ten cieszył się poparciem 3/4 Greczynek i Greków. Może trafiła na neofaszystkowski Złoty Świt, którego zwolennicy powiedzieli jej, jak to w końcu jest? Nie wiem, czym ostatecznie skończył się ten research, ktoś mi powiedział, że ostatni program o greckiej gospodarce dziennikarka ta prowadziła stojąc po kolana w Morzu Egejskim. À propos neofaszystów – w tym samym mniej więcej czasie polscy europosłowie rozsyłali na Twitterze badanie „antyeuropejskości” w Europie. Grecki rząd został w nich zaklasyfikowany jako partia równie wroga Europie, co Jobbik i UKIP. Ciekawe, co autorzy takich „badań” powiedzieliby o Ewie Kopacz, gdy ta sprzeciwiała się wspólnej europejskiej polityce klimatycznej.
Lista newsów z grecką tragedią w tytule jest dłuższa. Przy okazji propozycji prywatyzacji portu w Pireusie dało się słyszeć głosy, że Cipras oddaje Grecję w ręce Chińczyków. Problem w tym, że ten deal został wymyślony przez kredytodawców – Trojkę, jak kto woli – nalegających na pośpieszną prywatyzację, a rząd SYRIZY wcale się do niego nie kwapił. „Wall Street Journal” uskarżał się swego czasu, że lewacki Varoufakis chce zablokować transakcję. „Grecy chcą mieć ciastko i zjeść ciastko”, usłyszałem zaś od prowadzącej jeden z telewizyjnych programów, gdy do komentowania sytuacji ekonomicznej zaproszono… Greków przebywających aktualnie na wakacjach.
Plaże, drinki i morska woda sugestywnie dopowiadały, jakie jest tło gospodarczych problemów Hellady – za dużo wypoczynku. Problem z tym obrazkiem jest taki, że Grecy pracują najdłużej w Europie – według danych Eurostatu spędzają w pracy blisko 43 godziny tygodniowo, o godzinę więcej niż Polki i Polacy.
Do jeszcze ciekawszej akrobatyki dochodzi, gdy do mikrofonu dojdą przedstawicielki i przedstawiciele polskiej prawicy.
– Orban? Nareszcie prawdziwy przywódca, trzeba się w końcu tej Brukseli postawić, nie słuchać tych biurokratów. Ktoś im nareszcie zagrał na nosie, już każdy naród wie lepiej, jak sobie poradzić, samemu, autonomicznie!
– Cipras? To wariat, jak można tak ignorować, co się do niego mówi? Nabrał długów, nic nie płaci, piąta kolumna w Unii, ludzi oszukuje, jak im mówi, że bez Euro się da, że oni lepiej wiedzą.
Proste? Proste.
Te wypowiedzi są oczywiście kalką z kilku różnych – czasami się na siebie nakładających – opowieści z Zachodu: antykomunistycznej (Cipras-komuch), neoliberalnej (za duży socjal) i poprawno-politycznej (Bruksela ma zawsze rację). W wydaniu polskim, przyprawionym o więcej niż sczyptę schadenfreunde, dziwią jednak wyjątkowo. Nasza sytuacja w UE jest dużo bliższa greckiej niż niemieckiej – choć dla własnego komfortu wolimy myśleć, że jest inaczej. Amnezja działa wzorowo.
Gdy mówimy Grekom, że mają za drogi system emerytalny, musimy na chwilę przymrużyć oko na to, jak efektywny i tani jest polski ZUS. Gdy mówimy, że Grecy za wcześnie na nie przechodzą, to zapominamy, że – gdy propozycje reformy Ciprasa, nie Trojki, wejdą w życie – my przez kolejne kilkanaście lat będziemy wciąż pracować od nich krócej, a naszych emerytur nikt nie zamrozi. Gdy mówimy, że za krótko pracują – nie myślimy, że my właściwie tyle samo. Gdy krzyczymy, że nie można mieć deficytu i tyle wydawać, to zapominamy, że to z Polski Komisja Europejska właśnie zdjęła procedurę nadmiernego deficytu – Grecy mają już nadwyżkę. Gdy zaś pouczmy, że długi zawsze i bezwzględnie należy spłacać – musimy na chwilę zapomnieć, ile nam ich umorzono.
Świetnie, że na tle cudzej klęski możemy raz na jakiś czas poczuć się hegemonem europejskiej gospodarki. Ale dla dobra wszystkich, odpieprzmy się już od Grecji. Nikt nie powiedział, że nie będziemy następni.
**Dziennik Opinii 180/2015 (964)