Czy jedzenie krwi ze sproszkowanego soku z buraków może być formą kontestacji przemocy?
23 maja w jednym ze sklepów amerykańskiej sieci Whole Foods rozpoczęto sprzedaż nowej linii burgerów. Cała oferowana partia wyprzedała się w ciągu godziny. Przygotowania do wprowadzenia tego produktu na rynek trwały siedem lat. Wkrótce ma się pojawić w kolejnych sklepach sieci, a producent ma ambicję opanowania znacznej części rynku. Niektórzy mówią, że gdyby się to udało, mielibyśmy do czynienia z rewolucją.
Dwa czerwone krążki kosztują około 6 dolarów i mimo czerwonego koloru nie wyglądają rewolucyjnie. Wyglądają jak inne burgery, które leżą w działach mięsnych. Kiedy się je smaży, brązowieją i robią się chrupiące z wierzchu, w środku pozostając różowawe. Więcej: są krwiste. Gdy się je przekroi, zostawiają czerwonawe ślady. Ciągle trudno uznać to za przełomowy produkt – dopóki jednak nie doda się jednej istotnej informacji. Te burgery są w 100 proc. roślinne, wegańskie.
Mają nieprzypadkowa nazwę: Beyond Burger. Podstawą ich składu jest białko grochu, które razem z między innymi olejem kokosowym i ekstraktem z drożdży tworzy konsystencję do złudzenia przypominającą mięso. Za krwawe ślady odpowiada sproszkowany sok z buraków. Jak można przeczytać w recenzjach tych, którzy już je jedli, tekstura tej mieszanki jest „szokująco zbliżona” do oryginału.
Producentem jest firma Beyond Meat, o której było już głośno kilka lat temu za sprawą innego produktu – Beyond Chicken, analogu mięsa kurczaków. W firmę, która działa od 2009 roku, zainwestowali między innymi Bill Gates i założyciele Twittera. Próba stworzenia takich produktów i przekonania klientów do ich kupowania nie jest sztuką dla sztuki. To nie tylko gra o rynek, chociaż bez wątpienia dodatni bilans tego typu przedsięwzięć jest pożądaną składową rewolucji.
Beyond Meat to firma z misją. Nie da się zostawić komentowania jej poczynań analitykom rynku spożywczego i specjalistom technologii żywienia. Niezależnie od tego, jak pasjonujące jest obserwowanie walki roślinnego Dawida z Goliatem – przemysłem mięsnym, jednym z najpotężniejszych na świecie. I pomimo interesującego wątku współpracy Beyond Meat z biologami strukturalnymi, bez wiedzy których nie dałoby się osiągnąć zadowalającego rezultatu. Gra w tym przypadku idzie o znacznie więcej: o popularyzację produktu przyjaznego zwierzętom, środowisku i ludziom.
Beyond Meat nie jest ani pierwszą, ani jedyną firmą, która próbuje wprowadzić na rynek zamienniki mięsa lub innych produktów pochodzenia zwierzęcego. Dziś da się kupić – również w Polsce – już nie tylko pasztety sojowe, ale także roślinne wędliny, kiełbasy, kotlety, pieczenie, sery, mleka, lody, śmietany, jogurty, smalec i majonez. Są to zarówno produkty świeże, jak i suszone, puszkowane lub mrożone. Badania rynku pokazują, że ich sprzedaż systematycznie i dynamicznie rośnie.
Ciekawostką jest, że analogi mięsa wprowadzono na rynek w Stanach Zjednoczonych już w latach 20. XX wieku. Coraz więcej tradycyjnych firm, obserwując współczesne trendy żywieniowe, uruchamia specjalne linie produktów roślinnych. Ich nabywcami wcale nie są głównie weganie i wegetarianie. Statystyki pokazują, że już ponad jedna trzecia Amerykanów konsumuje roślinne analogi mięsa.
Beyond Burger jest przełomowy nie tylko dlatego, że krwawi, chociaż nie ma w nim odrobiny krwi. Nowatorskie jest również to, że firmie udało się wynegocjować zgodę na to, że będzie leżał tuż obok mięsnych burgerów. Dotychczas tego typu roślinne produkty nie dość, że były mrożone, to leżały w innej części sklepu.
Założenie jest następujące: po ten produkt mają z łatwością sięgać ci, którzy zwykle wybierają produkty nieekologiczne, niezdrowe i związane z krzywdą zwierząt. Ci, którzy przeważnie omijają działy z ekologiczną lub tzw. zdrową żywnością. Tradycjonaliści, którzy są niechętni zmianom żywieniowych rytuałów. Oczywiście, dla wegan bardzo bliskie mięsne sąsiedztwo raczej nie jest przyjemne, ale być może to jest właśnie ten przypadek, kiedy dla dobra zwierząt trzeba trochę zapomnieć o sobie.
Swoją drogą, zestaw określeń tego typu żywności stanowi materiał do ciekawej analizy. Mówi się o zamiennikach, substytutach, analogach, imitacjach lub alternatywach. W języku angielskim funkcjonują choćby takie określenia, jak fake, faux, mock. Dobra imitacja wymaga przy tym naśladowania formy, tekstury, smaku i zapachu, nie zapominając o opakowaniu.
Jedzenie jest czynnością społeczną, silnie zrytualizowaną. Wegańskie burgery z pewnością pozwalają kontynuować jeden z nich. Podobnie jak roślinne mleko, na którym można zrobić rano zwykłą owsiankę. Wiele osób potrzebuje takiej kontynuacji i źle się czuje, jeśli musi zupełnie zmienić swoje nawyki i grać rolę outsidera. Dostępność roślinnych zamienników tradycyjnych produktów pomaga przekonać innych, że odmowa korzystania z produktów zwierzęcych nie oznacza ascezy, egzotyki i izolacji.
Oczywiście, produkty w rodzaju Beyond Burger wzbudzają również kontrowersje. Problem dotyka interesującego styku etyki i estetyki. Z jednej strony mowa jest przecież o symulacji przygotowanej z intencją zastąpienia oryginału lepszą wersją. Z drugiej próbuje się uzyskać możliwie doskonałą imitację czegoś, co odrzuca się z wielu istotnych przyczyn – etycznych, estetycznych, ekologicznych lub zdrowotnych. Można zapytać, czy rzeczywiście udaje się ją oddzielić od dotychczasowych złych skojarzeń i historii.
Czy jedzenie udawanej krwi może być formą kontestacji przemocy?
Wydaje się, że niezależnie od odpowiedzi na takie pytania, trendu wzrostu produkcji i konsumpcji takich produktów nic nie zatrzyma. W niedalekiej przyszłości można się spodziewać rozwoju nowych technologii, takich jak choćby druk 3D żywności. W obliczu tych prób i zapowiedzi koncepcja produkowania mięsa in vitro zaczyna nosić znamiona uporu za wszelką cenę, skoro jego smak pozostawia wiele do życzenia, koszt jest ogromny, a skojarzenia z rzezią znacznie łatwiejsze.
David Chang, jeden z bardziej znanych amerykańskich restauratorów, po degustacji roślinnego burgera, tym razem firmy Impossible Foods, powiedział: „Dziś próbowałem przyszłości, była wegańska”. Oby się nie mylił. Przecież w tej przyszłości wcale nie będzie nakazu jedzenia wegańskich burgerów krwawiących sokiem z buraków. Będzie tylko taka możliwość. Wciąż można będzie jeść zwykłe kotlety z grochu, które nic nie naśladują i są bardzo smaczne.