Gazety będą mielić sprawę Kory, bo jest gorąca i dobrze się sprzeda. A gdy tysiące ludzi było karanych za posiadanie niewielkich ilości narkotyków, to nikt o tym nie mówił.
Rok więzienia za 0,2 grama marihuany? Martyna Dominiak rozmawia z Pawłem z Warszawy, który został dwukrotnie skazany za posiadanie niewielkiej ilości narkotyku. Jutro, 12 września, o godz. 15.00, Paweł wystąpi w Sejmie RP na wysłuchaniu obywatelskim pt. „Więzienie za skręta? Skutki stosowania polskiej ustawy narkotykowej”. Spotkanie będzie transmitowane on-line na stronie www.sejm.gov.pl.
Martyna Dominiak: Kiedy po raz pierwszy zostałeś oskarżony o posiadanie narkotyków?
Paweł: Trzy i pół roku temu moja była partnerka życiowa złożyła na mnie donos. Policjanci weszli do mojego domu, twierdząc, że mogą to zrobić bez nakazu. Niestety wpuściłem ich. Rozmowa była krótka: jeśli pokażę im, co mam, sąd potraktuje mnie ulgowo. Wydałem im więc marihuanę, którą miałem w domu – 0,2 grama. Później pojechałem na komendę, gdzie spędziłem czterdzieści osiem godzin. Dobrowolnie poddałem się karze.
Na posiedzeniu sądu powoływałem się na przepis o niskiej społecznej szkodliwości czynu i o niewielkiej ilości posiadanych narkotyków. Sędzina powiedziała jednak, że takiego przepisu nie ma. Dostałem rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na cztery lata, co oznaczało, że jeśli w okresie próby zostanę skazany za podobne przestępstwo, czyli na przykład będę znów miał małą ilość marihuany, to wyrok odwiesi się i pójdę siedzieć na rok.
I tak się stało?
Niecały rok od pierwszego wyroku przed moimi drzwiami stanęli policjanci z Komendy Rejonowej Policji. Okazało się, że ktoś znowu złożył doniesienie, że posiadam narkotyki. I tak jak za pierwszym razem zostałem poinformowany, że jeżeli od razu pokażę, co mam, to będzie dobrze. Więc pokazałem. Znowu 0,2 grama. Tym razem jednak stwierdzili, że to nie wystarczy – muszą jeszcze zrobić przeszukanie z pomocą psa. Ale niczego więcej nie wykrył.
Po raz kolejny dobrowolnie poddałem się karze. Na posiedzeniu sędzina stwierdziła, że złamałem warunek zawieszenia i powinienem trafić do więzienia. Wyrok brzmiał: pół roku w zawieszeniu na dwa lata, co powodowało obowiązkowe odwieszenie poprzedniego wyroku. Innymi słowy, czekał mnie rok za kratkami.
Jak byłeś traktowany przez policję i prokuraturę?
Żaden z policjantów nie powiedział mi, że mam prawo do adwokata czy telefonu. Zastraszali mnie. Grozili, że trafię do aresztu na trzy miesiące. Ich podejście jest takie: jeśli popełniasz jakiekolwiek przestępstwo, to jesteś zły, więc trzeba cię postraszyć, żebyś wiedział, gdzie jest twoje miejsce. Wszystkich traktuje się tak samo: czy jeździsz po pijanemu, pijesz piwo w parku czy palisz marihuanę. Tak samo zachowywali się za pierwszym i za drugim razem.
Prokurator może umorzyć postępowanie karne ze względu na niską społeczną szkodliwość czynu lub zaproponować dobrowolne poddanie się karze, proponując jej wymiar. W moim przypadku doszło do realizacji tego drugiego, znacznie gorszego scenariusza. Za pierwszym razem dostałem bardzo wysoką karę, za drugim dość niską – za posiadanie dokładnie tej samej ilości narkotyku. Wymiar kary za każdym razem zależy od dowolnej oceny prokuratora, później sądu. Nie istnieją jasne kryteria w przypadku posiadania narkotyków. Tak to prawo jest skonstruowane.
Korzystałeś z pomocy prawnika?
Nie. Gdy na drugiej rozprawie znów powoływałem się na zapis o niewielkiej ilości, powiedzieli, żebym się cieszył, że mnie nie chcą wsadzić. Musiałem zapłacić za postępowanie. Dostałem też grzywnę, której część odpracowałem, bo nie miałem przez jakiś czas dochodów.
Dlaczego w przyszłym tygodniu znów stajesz przed sądem?
Dwa i pół roku po pierwszej rozprawie dostałem nagle wezwanie do zakładu karnego w celu odbycia kary roku pozbawienia wolności. Podano też powód: otóż mój kurator zawodowy doszukał się w papierach, że w czasie trwania próby po pierwszym wyroku popełniłem przestępstwo. Złożył więc wniosek o osadzenie mnie w zakładzie karnym na rok.
Dopiero po tak długim czasie od ostatniego wyroku?
Tak, dokładnie. Minęło 18 miesięcy od drugiej rozprawy. Poszedłem do kuratora, żeby uzyskać wszelkie informacje. Nie jestem przecież prawnikiem. Czy na pewno muszę iść do zakładu karnego? Ale on nie chciał mi nic tłumaczyć, powiedział, że musiał złożyć taki wniosek, że takie jest prawo. Dowiedziałem się tylko, że mogę złożyć zażalenie i odwołanie. Więc zacząłem pisać.
Pierwsze odwołanie zostało odrzucone. Potem napisałem wniosek o odroczenie kary. Później był wniosek o odbywanie kary w trybie elektronicznym, bo jeśli kara jest krótsza niż rok i nie jest za poważne przestępstwo, jest taka możliwość. Dostajesz bransoletę na nogę lub rękę i podają ci, kiedy musisz przebywać w domu – na przykład dwanaście godzin.
Rozprawę w tej sprawie mam 17 września. Sędzia może odroczyć wykonanie kary, ale może też zdecydować o odbywania kary w warunkach dozoru elektronicznego. Może także odrzucić wszystkie wnioski i wtedy czeka mnie rok pozbawienia wolności w zakładzie karnym za 0,2 grama marihuany.
Jak sobie radzisz w tym gąszczu przepisów?
Teraz pomaga mi Agnieszka Sieniawska, Rzeczniczka Praw Osób Uzależnionych. Podpowiedziała, że mogę wnioskować o odroczenie wykonania kary, a następnie o ponowne zawieszenie wykonania kary oraz o zawieszenie wykonalności wezwania do zakładu karnego. Nie jestem przecież przestępcą. Sporządziła pismo o znikomej społecznej szkodliwości czynu i że można zastosować artykuł o niewielkiej ilości narkotyków.
Czy ta historia wpłynęła na twoje życie zawodowe?
Jak najbardziej. Za pierwszym razem na komendzie zadano mi mnóstwo pytań niezwiązanych ze sprawą, na przykład gdzie pracuję. Wszystko notowali. Gdybym zataił jakieś informacje, mógłbym być pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Po dwóch, trzech tygodniach w moim zakładzie pracy pojawili się panowie ubrani po cywilnemu. Pytali, jak pracuję, jak się sprawuję, czy się spóźniam, z kim się kontaktuję. Robili tak zwane rozeznanie, do którego mają prawo. Niecałe trzy miesiące później zostałem zwolniony i wiem z bardzo dobrego źródła, że właśnie to było powodem. Nikt mi tego w oczy nie powiedział, ale znajoma z działu kadr, z którą miałem bardzo dobry kontakt, uprzedziła mnie, że po tej wizycie mogę się spodziewać wszystkiego.
Teraz nie pracuję. Jeżeli jestem karany, to nie mogę iść nawet na kasę w Tesco, bo chcą oświadczenia o niekaralności. Nie mogę pracować również jako ochroniarz w galerii handlowej za pięć złotych za godzinę.
Czy wyroki sprawiły, że przestałeś palić marihuanę?
Szczerze? Nie. Żeby była jasność: uważam, że marihuana nie jest narkotykiem. Marihuana jest używką. Takie jest moje zdanie, mam do tego prawo. Jeśli ktoś jest pełnoletni, ma prawo decydować, czy woli pić alkohol, czy odprężyć się przy marihuanie. Wśród moich dziesięciu znajomych dziesięciu pali. A po wprowadzeniu ustawy zakazującej posiadania marihuany konsumpcja nie zmalała, bo zakazany owoc lepiej smakuje.
Jak często palisz?
Palę marihuanę od pierwszej klasy liceum. Nie jestem uzależniony fizycznie; jeżeli nie mam do niej dostępu, to nie podejmuję wszelkich środków, żeby ją zdobyć, i nie myślę o tym. Nie mam żadnych bólów, napadów, trzęsienia rąk. Palę z mniejszymi lub większymi przerwami. Największa przerwa trwała ponad cztery lata. Jeśli ktoś jest psychicznie odporny, chce odstawić, to może to zrobić. Nie chodziłem do żadnej poradni ani lekarzy, ale cały czas wiedziałem, że istnieje taka możliwość. Teraz w zasadzie palę raz, dwa razy w tygodniu podczas spotkań towarzyskich i imprez. Na pewno nie chciałbym dopuścić do tego, że używam marihuany, siedząc sam w domu, bo nie o to chodzi.
Niektórzy politycy, czytając to, mogliby cię oskarżyć – jak ostatnio Korę – o promocję marihuany.
Znam Korę osobiście i szanuję ją, ale dopiero gdy została złapana na gorącym uczynku, sprawa zrobiła się głośna. Tabloidy i gazety będą ją mielić, bo jest gorąca i dobrze się sprzeda. A gdy tysiące ludzi starszych i młodszych było karanych za posiadanie, to nikt o tym nie mówił. Nikt – prócz Wolnych Konopi i ich marszów, które chcą nam teraz zabrać – tym się nie interesował. A prawda jest taka, że Kora nie pójdzie siedzieć. Jedyne, co jej grozi, to kara w zawieszeniu, bo tak jest za pierwszym razem. I sprawa od razu ucichnie.
W trakcie prac nad ustawą była propozycja Senatu, żeby doprecyzować, czym jest niewielka ilość narkotyków. Nie zrobiono tego. Z powodu tak durnych ilości jak 0,2 grama prokuratura powinna odstępować od wszczynania postępowania. Kora miała 2,8 grama – i też się pisze, że to niewielka ilość.
To, o czym mówię, nie ma służyć promocji narkotyków, namawianiu do sadzenia i spożywania marihuany. Chodzi o to, by pokazać, jakie mamy prawo, jak ono jest stosowanie i co z tego naprawdę wynika.