Kultura

Agentka CIA przyznaje, że wojna z narkotykami to porażka

Nowy serial dokumentalny Netflixa „Narkobiznes” mówi o substancjach psychoaktywnych w sposób, który nie został wyjęty z antynarkotykowych propagandówek. Twórcy nie boją się wprost krytykować bezsensownej wojny z narkotykami.

Sposób opowiadania o narkotykach spod znaku prawa i porządku wszyscy dobrze znamy: przegnili moralnie do szpiku kości dilerzy, użytkownicy o słabej woli gotowi zrobić niemal wszystko (przede wszystkim łamać prawo), aby tylko zdobyć kolejną działkę, i w końcu dzielni, ryzykujący życie stróże prawa jako ostatnia linia obrony przed scenami niczym z horrorów serii Purge. Dodajmy do tego ujęcia „z serca akcji”, jak w amerykańskim reality show Cops, i przepis na serial-samograj gotowy.

Nawrócenie Netflixa

Drogą tą poszedł swego czasu Netflix. Osiem odcinków miniserialu dokumentalnego (a właściwie reality show) Dope jest realizacją tego pomysłu ze wszystkimi mniej i bardziej przewidywalnymi problemami. Nie dowiemy się bowiem z Dope, jakie motywacje mają dilerzy czy użytkownicy. Mechanizm uzależnienia po obejrzeniu tego gniota pozostanie dla nas nadal tajemnicą. Powtórzone pierdylion razy są za to wszystkie stereotypy, od rasistowskich uprzedzeń przez odczłowieczanie dilerów i użytkowników po przekonanie o zbawiennej funkcji odsiadki w leczeniu uzależnień.

Trefny towar od Netfliksa

Jakiś czas temu platforma straszyła, że do kolejnej produkcji o narkotykach zatrudni Brillante Mendozę, filipińskiego reżysera, który otwarcie popiera politykę narkotykową prezydenta Filipin Rodriga Duterte. To podejście można streścić słowami: „strzelać do wszystkich, Bóg rozpozna swoich”. O jego dramatycznych konsekwencjach pisały m.in. Amnesty International czy Human Rights Watch.

Nocni strzelcy na tropie filipińskich szwadronów śmierci

Netflix najwyraźniej uczy się na swoich błędach, bo nowy miniserial dokumentalny Narkobiznes należy do zupełnie innej kategorii produkcji. W przeciwieństwie do Dope nie jest mizernie zrealizowanym reality show, ale interesującą pozycją o ekonomii substancji psychoaktywnych.

Ekonomia substancji psychoaktywnych

Na samym początku serialu poznajemy przewodniczkę po temacie, byłą agentkę CIA, Amaryllis Fox, która już w pierwszych zdaniach porównuje wojnę z terroryzmem do wojny z narkotykami i podkreśla, jak krwawa, kosztowna i nieskuteczna jest ta druga wojna.

Trawka, czyli historia pewnego kłamstwa

Serial ma sześć godzinnych odcinków i każdy jest poświęcony jednemu rodzajowi substancji: kokainie, syntetykom, heroinie, metamfetaminie, legalnej marihuanie i opioidom. Z każdego odcinka dowiemy się, jak konkretne substancje działają i jak wyglądają ich miejsca produkcji i kanały dystrybucji. Produkcja narkotyków ma rozproszony charakter, dlatego najbardziej służą jej tereny, w których państwo jest mało lub w ogóle nieobecne – jak kolumbijski interior, wzgórza Afganistanu czy północna Birma. Z kolei do skoncentrowanego w jednych rękach szmuglu potrzebna jest infrastruktura – porty morskie, lotniska i drogi, sieci telekomunikacyjne, zdrowy system finansowy – i w miarę stabilna sytuacja polityczna, jak w Kenii, kanale przerzutowym dla heroiny.

Serial pokazuje też, jak niektóre kryminalizowane substancje są powiązane z zupełnie legalnym kapitalizmem: epidemia opioidów w USA to skutek działań marketingowych korporacji Purdue Pharma, a eksplozja rynku metamfetaminy w Azji Południowo-Wschodniej to efekt tamtejszego boomu gospodarczego i zapotrzebowania na tanią, lecz ciężko pracującą siłę roboczą. Wyłania się z tego obraz prawdziwie globalnego i powiązanego biznesu, który żeruje na skutkach prohibicji narkotykowej.

Kokainowa saga szczurów z Kalabrii i Meksyku

czytaj także

Najlepiej widać to w odcinkach poświęconych syntetykom i legalnej marihuanie w USA. Delegalizacja MDMA czy innych syntetyków na długie lata zablokowała jakiekolwiek badania nad ich medycznym zastosowaniem (choć bardzo dużo wskazuje, że mogą być one skuteczne w leczeniu chorób takich jak PTSD czy nawet uzależnienia). Syntetyki zostały zamknięte w podziemiu, przynosząc producentom i handlarzom wielkie zyski, a użytkownikom – zagrożenie życia. W przypadku marihuany brak legalizacji na poziomie federalnym (tylko niektóre stany zdecydowały się na legalizację) powoduje, że licencjonowani producenci i handlarze są uwięzieni w sieci skomplikowanych przepisów, często zachęcając do produkcji i sprzedaży na czarno.

Przemilczane wątki

W serialu dominuje perspektywa amerykańska. To widać nie tylko po narratorce, byłej agentce CIA, i rozmówcach – bardzo często pracownikach amerykańskiej antynarkotykowej agencji DEA – ale też po wątkach, które zostają pominięte lub niedostatecznie omówione.

Kanapowa narkoturystyka

Pierwszym podstawowym jest niedostateczne podkreślenie roli konsumentów w USA w kontekście substancji produkowanych w innych częściach świata. Najlepiej to widać w pierwszym odcinku poświęconym kokainie. Twórcy serialu bez oceniania pokazują, że za decyzją farmerów koki z kolumbijskiego interioru czy kolumbijskich i meksykańskich przemytników, aby wejść w narkobiznes, stoi racjonalny rachunek ekonomiczny – na hodowli koki czy szmuglu i dystrybucji kokainy zarabiają oni o niebo więcej, niżby zarobili z legalnych źródeł. Jednak prawda jest taka, że powodem, dla którego kokaina jest w ogóle produkowana, jest popyt na nią w USA, głównie wśród nieźle zarabiającej klasy średniej.

Nerd z niemieckiej prowincji chce być Escobarem

Drugi przemilczany problem to niezamierzone konsekwencje amerykańskiej polityki zagranicznej. Fox wspomina, że USA utopiły bajońskie sumy w programach usuwania upraw koki w Kolumbii, jednak nie mówi, że te programy to było istotne źródło dochodu dla produkującego herbicydy koncernu Monsanto i że opryskiwanie upraw koki często kończyło się również niszczeniem upraw całkiem legalnych roślin.

W Warszawie wszyscy biorą dopalacze. Ale często myślą, że to koks

Inny problematyczny przykład: Afganistan. Z serialu dowiemy się, że środkowoazjatyckie państwo jest największym eksporterem opium na świecie, ale już nie dowiemy się, że jest tak dlatego, że odcięci od innych źródeł dochodów talibowie w ten sposób zaczęli finansować swoją wojnę z wojskami USA i rządem w Kabulu.

Dokument o dragach i swoich czasach

Pomimo tych niedociągnięć serial jest wart obejrzenia, zwłaszcza jako wstępniak o ekonomicznych aspektach produkcji narkotyków i handlu nimi. Serial – a przede wszystkim to, w jaki sposób mówi o narkotykach – pokazuje również, jak na przestrzeni czasu zmieniła się percepcja substancji psychoaktywnych. Fakt, że była agentka CIA, przyznająca się do swoich konserwatywnych w tej kwestii uprzedzeń, otwarcie krytykuje wojnę z narkotykami jako przeciwskuteczną czy mówi o medycznym potencjale syntetyków, jest sygnałem, że moralizujące podejście traci swą moc. Widać to też po zmianach w prawie na poziomie krajowym i międzynarodowym.


Ekonomiczna perspektywa pozwoliła uniknąć twórcom serialu błędów, które zostały popełnione przy produkcji Dope. Dodatkowo pozwoliła na uniknięcie stereotypowych powiązań substancji z miejscami (materiał o metamfetaminie kręcony w Wirginii Zachodniej, a o heroinie w Afganistanie), dzięki czemu Narkobiznes staje się jeszcze ciekawszy. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale już osiem rozsądnych odcinków daje nadzieję, że kolejne produkcje Netflixa o dragach będą raczej w tym duchu niż arcyzłego Dope.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Smoleński
Jan Smoleński
Politolog, wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW
Politolog, pisze doktorat z nauk politycznych na nowojorskiej New School for Social Research. Wykładowca w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW. Absolwent Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Środkowoeuropejskim w Budapeszcie. Stypendysta Fulbrighta. Autor książki „Odczarowanie. Z artystami o narkotykach rozmawia Jan Smoleński”.
Zamknij