Odwiedziliśmy pokój do bezpiecznych iniekcji w Vancouver. Osoby uzależnione mogą przyjąć tutaj narkotyki pod okiem personelu medycznego.
– Nie jesteśmy jeszcze otwarci. Przyjdź o dwunastej – mówi zdecydowanym tonem Sarah Blyth. Lekko niespokojny gość w podartych ciuchach i paskudnych tatuażach nie usłyszał pierwszej prośby, ale już drugiej nie mógł zignorować. Sytuacja powtarza się kilkukrotnie podczas naszej rozmowy.
Sarah jest szefową Overdose Prevention Society (OPS), jednego z dwóch miejsc przy skrzyżowaniu ulic Columbia i Hastings w Downtown Eastside w Vancouver, w którym uzależnieni od substancji psychoaktywnych mogą bezpiecznie zażyć narkotyki.
czytaj także
Po drugiej stronie skrzyżowania znajduje się Insite, pierwsza tego rodzaju placówka w Ameryce Północnej. Działa od 2003 roku i obecnie jest częścią oficjalnego programu redukcji szkód w Vancouver. OPS powstało w 2016 roku z inicjatywy samych mieszkańców dzielnicy. Powód był dramatyczny: liczba przedawkowań rosła, a wraz z nią zgony.
Poczekalnia
Downtown Eastside, wschodnia część centrum Vancouver, na pierwszy rzut oka nie należy do najprzyjemniejszych. Sporo tutaj podłych hoteli, gdzie pokoje wynajmuje się na godziny albo na miesiące. Puste witryny. Na kartonowych posłaniach rozkładają się bezdomni. Młodsi: tatuaże, kolczyki, deskorolki. Starsi: zwyczajnie brudne ciuchy i nawet nie udają, że zależy im na trzymaniu stylu. Jeszcze inni dłubią przy małych torebeczkach, wysypują proszek, kruszą grudki. Zaraz je spalą lub wstrzykną.
Surowiec: Trzeba zaakceptować chorobę alkoholową taką, jaka ona jest
czytaj także
Przed wejściem do Insite stoi mężczyzna, na narkotycznym haju śpi na stojąco, wygięty do tyłu. Wygląda, jakby przed wywrotką chroniła go jedynie niewidzialna żyłka przyczepiona do mostka. Wychudzona dziewczyna w alejce za OPS chodzi w kółko, jakby starała się przed czymś schować albo osłonić od wiatru. Nerwowo opala kawałek folii aluminiowej, wdychając unoszący się dym przez szklaną rurkę. Niedaleko niej chłopak kładzie głowę na udzie swojej dziewczyny, a ona wbija mu igłę w szyję i wprowadza zawartość strzykawki w żyłę.
Na krańcu świata
Patrząc na to wszystko, jedną rzecz trzeba mieć w pamięci: to nie jest tak, że Insite i Overdose Prevention Society przyciągnęły uzależnionych od narkotyków do bezpiecznego miejsca. One powstały w odpowiedzi na już istniejący problem.
czytaj także
Vancouver od dziesięcioleci cieszyło się wątpliwą sławą miejsca pełnego narkotyków. Część tej sławy była skutkiem kolejnych odsłon medialnie podsycanej paniki – jak ta z początku XX wieku związana z opium i skierowana w dużej mierze przeciwko chińskim migrantom.
Ale część to nie całość. Vancouver jest międzynarodowym portem morskim oraz największym kanadyjskim miastem na wybrzeżu Pacyfiku. To tutaj trafiają narkotyki, głównie heroina i kokaina, i to tutaj są one najczystsze, a przez to najbardziej uzależniające. W liczbie przedawkowań miasto bije znajdujące się zaraz za granicą Seattle, choć to w USA epidemia opioidów zbiera dużo większe żniwo.
czytaj także
Dragi transportowano tędy, jeszcze zanim w Kanadzie zaczęto wprowadzać prohibicję narkotykową. A gdy ją już wprowadzono, miasto miało wyrobioną opinię „krańca świata”, gdzie normalne zasady społeczne nie obowiązują. Kiedy w latach 90. XX wieku w mieście rozprzestrzeniły się zażywane dożylnie kokaina i heroina, a wraz z nimi HIV, władze odpowiedziały represjami. W Downtown Eastside wprowadzono nawet godzinę policyjną.
Od represji skuteczniejsze okazały się jednak programy redukcji szkód. Pierwsze punkty wymiany igieł i strzykawek powstały w odpowiedzi na rozprzestrzeniającego się wirusa HIV, a w 2003 roku, by skuteczniej ograniczyć ryzyko i szkody związane z dożylnym zażywaniem narkotyków, stworzono Insite.
Insite zostaje mimo niechęci rządu
Działanie Insite i OPS nie budzą kontrowersji w Vancouver. Wśród zwolenników nadzorowanych miejsc konsumpcji narkotyków są nawet niektórzy lokalni konserwatywni politycy i miejska policja.
Inaczej było z władzami federalnymi, które kilkukrotnie starały się doprowadzić do zamknięcia Insite i OPS. Gdy w 2006 roku władzę w Kanadzie przejęli konserwatyści, uznali, że istnienie miejsca takiego jak Insite stoi w sprzeczności z obowiązującym w kraju prawem antynarkotykowym. Fakt, że użytkownicy mogli tu bez żadnych problemów zażyć nielegalnie kupione dragi, miał zdaniem rządu premiera Stephena Harpera podważać jednolity przekaz władz, zgodnie z którym branie narkotyków jest zwyczajnie złe, i zachęcać do eksperymentów.
Harper powiedział wprost: „My jako rząd nie będziemy przeznaczali pieniędzy podatników na finansowanie używania narkotyków”.
Konflikt dotarł w końcu aż do kanadyjskiego sądu najwyższego, który na pomyśle zamknięcia Insite nie zostawił suchej nitki. „W ciągu ośmiu lat swojego działania Insite skutecznie ratował życie, nie przynosząc przy tym negatywnych skutków dla bezpieczeństwa publicznego ani dla celów zdrowia publicznego Kanady – stwierdził w 2011 roku. – Skutek odebrania świadczonych przez Insite usług populacji, która z nich korzysta, i skorelowany wzrost ryzyka śmierci i zachorowań wśród osób używających narkotyków dożylnie są rażąco nieproporcjonalne wobec jakichkolwiek korzyści, jakie Kanada może uzyskać dzięki jednolitemu stanowisku w sprawie posiadania narkotyków”.
Nie możesz pomóc komuś, kto nie żyje
Sarah jest menadżerką działającego obok pchlego targu, gdzie okoliczni mieszkańcy mogą sprzedawać stare DVD czy ręcznie robione łapacze snów, by dorobić. – Dragi? – mówi Sarah. – Nie, nikt ich tam nie sprzedaje.
czytaj także
Ale na niemal każdym stanowisku widać czarny piórnik z białym krzyżykiem. To narkan, który ratuje życie w razie przedawkowania.
– Ludzie, których znaliśmy i na których nam zależało, umierali z przedawkowania – Sarah wspomina rok 2016. – Najpierw postawiliśmy namiot na targu, gdzie ludzie mogli bezpiecznie i pod nadzorem zażyć narkotyki. Gdy władze powiedziały nam, że nie możemy tak postępować, powiedzieliśmy, że chcemy odpowiedni lokal, by móc taką działalność prowadzić. Obecnie ratujemy średnio dwa życia dziennie – opowiada Sarah.
czytaj także
Lokal, który dostali, stał wcześniej pusty. Obecnie znajduje się w nim kilkanaście stanowisk do wstrzykiwania, kosze na zużyte strzykawki i zapasy świeżych. Uzależnieni mogą też dostać świeże łyżeczki do rozrobienia narkotyku i świeczki, żeby go podgrzać.
Namiot z kolei został zaadaptowany tak, by mógł służyć do konsumpcji substancji, które się pali. Tam można otrzymać folie i jednorazowe szklane rurki do wdychania palonego cracku czy metamfetaminy. Takie rozwiązanie, podobnie jak wymiana igieł i strzykawek, ma ograniczyć rozprzestrzenianie się HCV i HIV przez rany na poparzonych ustach.
W lokalu i w namiocie oprócz regularnych pracowników krzątają się wolontariusze. Sarah tłumaczy, że to sposób na pomoc ludziom, by wyszli na prostą.
Były policjant: Konferencje prasowe z narkotykami to szkodliwa szopka
czytaj także
– W ten sposób staramy się dawać ludziom jakieś źródło dochodu. Oprócz tego umawiamy ich do lekarzy, szukamy mieszkania – wyjaśnia. – Nie wyjdziesz z uzależnienia, jeśli okaże się, że bierzesz dlatego, że zaleczasz w ten sposób swoje źle zdiagnozowane problemy. Bezdomność też ci w tym nie pomoże – tłumaczy. – My nie zachęcamy nikogo do zażywania. Staramy się pomóc ludziom stanąć na nogi, ale przede wszystkim ratujemy życie. Nie możesz pomóc komuś, kto nie żyje – kwituje.
Narkotyki na receptę
Niedaleko skrzyżowania Columbii i Hastings, niecałe trzy minuty powolnym spacerkiem, są bary – wcale nie podłe – i kawiarnie oraz knajpy ze zdrową żywnością. Widok przed wejściami do Insite i OPS nie należy do przyjemnych, ale po chwili można się zorientować, że nie jest tam niebezpiecznie. Choć Downtown Eastside jest biedną dzielnicą ze wszystkimi towarzyszącymi temu problemami, to wszystko wskazuje na to, że Insite i OPS działają tak, jak powinny: ratują życie i powodują, że pełna dragów okolica nadaje się do normalnego życia, choć na pierwszy rzut oka nie zachęca.
Mimo że zdarzają się głosy krytykujące politykę Vancouver, to mało kto kwestionuje samo istnienie Insite i OPS. Problemem, na który krytycy zwracają uwagę, jest przede wszystkim to, że użytkownicy muszą sami załatwić sobie towar. A to znaczy, że muszą zdobyć na niego pieniądze i kupić go na czarnym rynku. Z tym wiąże się kolejny kłopot: wiele dragów zdobywanych na ulicy jest chrzczonych śmiertelnie groźnym fentanylem
W lutym tego roku naukowcy z Kolumbii Brytyjskiej zaproponowali wyjście z tej trudnej sytuacji: heroinę przepisywaną na receptę.