Kultura

W tej nazwie jest brokat, sięganie gwiazd i ważna kobieta

Z twórczyniami internetowego magazynu dla dziewczyn „Szajn” rozmawia Natalia Sawka.

„Lato 2013 było jednym z najlepszych w moim życiu, spędziłam je na festiwalach razem z przyjaciółmi i cudownym chłopakiem, którego właśnie poznałam. Pierwszy raz tak na poważnie okłamałam rodziców i zamiast spędzać weekend z przyjaciółkami pojechałam z nim nad polskie morze” – pisze Anna Ślusareńka w „Szajn” w artykule, w którym poleca utworzoną przez siebie składankę.

„Szajn” poleciła mi znajoma. Dziewczyński magazyn dla nastolatek dostępny jest w sieci. Teksty są różnego rodzaju – o pierwszym razie, wypadach za miasto, modzie, muzyce, dojrzewaniu i relacjach społecznych. Znajdziemy tam też wiersze, pomysły, jak zrobić sobie kalendarz czy jak upichcić słodkie naleśniki cytrynowe.

Na wywiad umawiamy się w kawiarni. Przychodzą Justyna Polanowska, Paulina Łoś i Anna Ślusareńka. Z Weroniką Siwiec mieszkającą w Amsterdamie połączyłyśmy się na skajpie.

***
Natalia Sawka: Razem założyłyście „Szajn”?

Dziewczyny: Tak!

Justyna: Słyszysz nas, Weronika?

Weronika: Tak, tak. Dużo dzieci w tle.

Paulina: To nie dzieci, to ludzie (śmiech).

Anna: Tylko ja dołączyłam z minimalnym opóźnieniem.

A kiedy pojawił się pomysł?

Weronika: Dawno. Wszystkim zawracałam nim głowę, ale nigdy nie miałam odwagi, by go zrealizować.

Justyna: O konkretach zaczęłyśmy rozmawiać rok temu.

Weronika: Założyłyśmy dokument w googledocs, gdzie dzieliłyśmy się różnymi inspiracjami i linkami. Trochę to trwało. Brakowało nam impulsu, by naprawdę zacząć działać. Dopiero jak zebrała się nas cała czwórka, powiedziałyśmy: dobra, zróbmy.

Paulina: Nadal nie mogę uwierzyć, że rok temu o tym rozmawiałyśmy, a dziś „Szajn” już istnieje i działa.

Wzorujecie się na czymś?

Paulina: Pierwszą naszą inspiracją była „Filipinka”, którą czytałyśmy.

Ania: Ja jestem odrobinę młodsza i „Filipinki” nie pamiętam.

Weronika: „Filipinka” robiła furorę. Pochłaniałam ją strona po stronie. Oczywiście pojawiały się tam artykuły o modzie, trendach i kosmetykach, ale prócz tego były też wywiady z ciekawymi naukowczyniami, artykuły o dziewczyńskiej przyjaźni i felietony Kaśki Nosowskiej. Potem „Filipinka” została wykupiona przez jeden z wielkich koncernów i momentalnie zmieniła swój charakter. Wycofanie jej z rynku to naprawdę wielka strata.

Co właściwie oznacza słowo „szajn”?

pielagieja-szajnPaulina: Intensywnie poszukiwałyśmy nazwy. Chciałyśmy przejąć nazwę „Filipinka”, ale nie udało się. Sąd nie wyraził na to zgody. Może to i lepiej. To nie tylko spolszczone „shine”, czyli blask. Za tym słowem kryje się sięgająca gwiazd historia. Okazuje się, że to również nazwisko radzieckiej astronomki – Piełagiei Fiodorownej, pierwszej kobiety, która odkryła planetoidę – 1112 Polonia. Kiedy odkryłyśmy tę nazwę, od razu zrozumiałyśmy, że jest idealna dla naszego magazynu.

Ania: W tej nazwie jest brokat, sięganie gwiazd i ważna kobieta, która pokazuje, że można wiele osiągnąć. Wszystko, co o niej wiemy, ogranicza się do kilkuzdaniowej wzmianki w Wikipedii. Podobnie jak Piełagieja Fiodorowna Szajn każda z nas dokonuje małych i wielkich odkryć – o nas samych, o innych, o miłości, przyjaźni i przyszłości. „Szajn” to przestrzeń, w której chcemy o tych odkryciach mówić, wzajemnie się inspirować i wspierać.

Podobnie jak Piełagieja Fiodorowna Szajn każda z nas dokonuje małych i wielkich odkryć – o nas samych, o innych, o miłości, przyjaźni i przyszłości.

Justyna: Próbowałam znaleźć o Piełagiei informacje na rosyjskich serwerach, ale niestety jest ich bardzo mało.

Chcecie tworzyć „Szajn” z udziałem wszystkich dziewczyn, które polubią wasz portal. Nie tworzycie zamkniętej redakcji, gdzie piszą tylko dziewczyny marzące o studiach doktoranckich na Gender Studies. Nie miałybyście nic przeciwko publikacji listu gimnazjalistki o typowych problemach w szkole?

Paulina: No pewnie, że nie! Każda twórczość dla nas jest interesująca – czy to tekst, film, zdjęcia czy wiersze. Mogą być to kwestie dotyczące problemów nastolatków, potrzeb i relacji w kontaktach z innymi, ale też pasji, wydarzeń, ciekawych osobowości. Mamy też kategorię „kartka z pamiętnika”, gdzie zamieszczane są osobiste historie.

Dziewczyny, o których mówi się źle

Ania: Chcemy zaangażować do pisania dziewczyny w różnym wieku – studentki, matki, seniorki – ale przede wszystkim nastolatki. Ich zainteresowanie szczególnie nas cieszy.

Justyna: Bałyśmy się, że do nich będzie nam najtrudniej trafić, bo jesteśmy trochę starsze i w innych kręgach towarzyskich się obracamy. Kawał dobrej roboty zrobiły Ania z Pauliną, bo dotarły do najmłodszych.

W jaki sposób?

Ania: Zorganizowałyśmy rozmowy, wywiady i spotkania. Chciałyśmy najpierw poznać nasze czytelniczki, by nie bazować tylko na tym, co nam się wydaje.

Justyna: Udało nam się podpytać o oczekiwania, zainteresowania, plany i marzenia nastolatek oraz o to, jakie czasopismo chciałyby czytać i z jakich mediów społecznościowych najczęściej korzystają.

Rozmawiałyście z licealistkami i gimnazjalistkami?

Ania: Przepytywałyśmy dziewczyny w grupie wiekowej od 13 do 18 lat. Docierałyśmy do nich poprzez znajome naszych bliskich – sióstr i przyjaciółek. Okazało się, że nastolatki mają te same oczekiwania, co my, kiedy byłyśmy w ich wieku.

Weronika: Zrobiłyśmy również research dotyczący tego, co aktualnie klika się na rynku. Przejrzałyśmy kolorowe magazyny dla dziewczyn m.in. „Popcorn i „Bravo Girl”. Czasopisma czy portale czytane za granicą nie zawsze poruszają problemy, które mogą zainteresować polską młodzież, szczególnie z mniejszych miejscowości. Naszym zdaniem super jest „Rookie Mag” – porusza m.in. tematy zmiany klimatycznej, ma wyrazisty styl oraz zachęca czytelniczki do myślenia i działania. Pojawiają się tam też kwestie rasizmu i wykluczenia. Jednak nasi młodzi odbiorcy szukają czegoś innego. Polska to nie Stany Zjednoczone, gdzie w jednej klasie uczy się młodzież z pięciu różnych kultur. Choć na pewno takie tematy chciałybyśmy poruszać, bo rasizm staje się coraz bardziej  powszechny w polskiej rzeczywistości.

Paulina: Na rynku jest trochę fajnych czasopism skierowanych do dwudziestolatek jak np. „Element Żeński” czy „Girl’s Room”, ale niestety brakuje pism dla nastolatek.

wlosy-grafika-szajn

Justyna: W wywiadach z dziewczynami pojawiał się bardzo często lęk o przyszłość. O to, co się stanie, kim będę – młode dziewczyny zaczynają czuć na sobie bardzo dużą odpowiedzialność. Muszą podjąć konkretne decyzje, zazwyczaj związane z pójściem do liceum, gdzie muszą wybrać jakiś określony profil pod kątem studiów i tego, co chciałyby robić dalej. To moment, który rzutuje na ich dalsze losy.

Ktoś już do was pisze?

Paulina: Piszą do nas czternastolatki. Kiedy widzę takiego maila, to czuję, że „Szajn” spełnił swoją rolę.

Justyna: Zaczynają nam ufać. Chciałybyśmy, by „Szajn” był miejscem, w którym mógłby odbywać się dialog młodszej siostry ze starszą.

Weronika: Ale to też jest wzajemna nauka, bo dla nas to, co piszą młode dziewczyny, również jest inspirujące. Kiedy ma się czternaście lat, to złamane serce jest końcem świata. Myślisz, że już nigdy nic dobrego cię nie spotka. Że nigdy nie będziesz kochać, nie będziesz kochana i wszystko jest beznadziejne. Później, kiedy jesteś starsza, też to przeżywasz, ale masz świadomość, że ta chandra przeminie. Jednak dużo fajniej byłoby mieć tą wiedzę, gdy ma się czternaście lat.

Chciałybyśmy, by „Szajn” był miejscem, w którym mógłby odbywać się dialog młodszej siostry ze starszą.

Ania: Chcemy im pokazać, że można dać sobie trochę luzu. Bo to jest moment w życiu, w którym pojawiają się i sukcesy, i niepowodzenia. Ważne, by cały czas próbować i przede wszystkim nie zniechęcać się.

Justyna: Wybór ścieżki życiowej nie musi być ostateczny. My też zmieniamy prace, zmienia nam się wizja tego, kim chcemy być i co chcemy robić. To się nigdy nie kończy. Każdego dnia dowiadujemy się czegoś nowego o sobie i o świecie.

„Szajn” ma mówić, że fajnie jest popełniać błędy?

Weronika: Tak. To dobrze, że cały czas błądzimy czy czegoś nie wiemy. Nie trzeba wszystkiego wiedzieć, umieć i wyglądać ekstra. Każda z nas robi przedziwne rzeczy. Chcemy dać dziewczynom poczucie, że to jest OK. To rodzi poczucie bezpieczeństwa.

Paulina: To po prostu wynika z naszych doświadczeń. Bardzo chciałabym, żeby mi kiedyś ktoś powiedział, że pomimo mojej ciężkiej pracy, by zostać architektką, jednak nią nie będę. I że to naprawdę nie jest koniec świata. Znam wiele dziewczyn, które od szesnastego roku życia wiedzą, kim będą w przyszłości i jakie mają plany. Nam jednak bardzo zależy, by pokazać, że tych ścieżek są miliardy.

Skąd w was tyle zapału?

Paulina: Daje nam to wielką radość. Mam wrażenie, że znowu jestem piętnastolatką, tyle że teraz mogę spełnić te wszystkie marzenia, które miałam kiedyś.

Ania: Ostatnio dostałyśmy bardzo emocjonalny tekst od dziewczyny, która jako nastolatka miała idealny plan na życie, którym było wyjście za mąż. Ten plan okazał się niepowodzeniem. Pisząc tekst, chciała pokazać, że popełniła jakiś błąd, ale to nie znaczy, że świat się zawalił.

Justyna: Nie chcemy dziewczynom dawać konkretnych wskazówek. Chcemy po prostu ich szukać wspólnie, a razem jest łatwiej. „Szajn” sprawia mi dużą frajdę i nie sądzę, by mógł mnie zmęczyć. Osobiście brakuje mi kontaktu z ludźmi, z racji tego, że praktycznie całe dnie spędzam sama przed komputerem.

Wszystkie czujecie się feministkami?

Weronika: Oczywiście. Tak o sobie mówimy. Choć zdajemy sobie sprawę, że trudno nastolatkom być feministkami. Chcemy tworzyć treści, które dziewczynom dają siłę wyrażania swoich opinii, siłę, żeby walczyć z postawami, z którymi się nie zgadzają. Chcemy, by dziewczyny czuły się silne i nigdy nie czuły się gorsze. Po to jest „Szajn”, by mogły z niego czerpać siłę.

Justyna: Mamy takie marzenie, żeby nie był to tylko magazyn, ale pewnego rodzaju wspólnota, dzięki której dziewczyny mogłyby się ze sobą kontaktować, wymieniać pomysłami, inspirować nawzajem czy wspierać. By to był rdzeń, wokół którego buduje się poczucie jedności. W mediach głównego nurtu brakuje reprezentacji młodych dziewczyn. Mamy mnóstwo bzdurnych programów paradokumentalnych jak Szkoła w TVN-ie czy Małolaty na Polsacie, w których młodzież jest nieprzychylnie przedstawiana. Nastolatki to z reguły manipulatorki czy intrygantki, które starają się piąć się po szczeblach szkolnej hierarchii. To jest bardzo krzywdzące. Brakuje tam przykładów dziewczęcej przyjaźni.

Co czytają nastolatki?

Paulina: Pożyczają od mam „Wysokie Obcasy”. Garstka czyta „Cogito”. Dużo dziewczyn ogląda filmy na Youtubie. Dlatego zależy nam na współpracy z osobami, które je kręcą. Mamy już w zespole Alex, która prowadzi kanał Here’s Alex i zadebiutowała artykułem o hejcie oraz Igę Chmielewską, która kręci ciepłe, przyjacielskie filmy z poradami.

Ania: Dziewczyny, mimo młodego wieku, mają bardzo mało czasu, a filmy na Youtubie można mieć odpalone w tle i robić przy tym coś innego. Nie trzeba się skupiać w stu procentach.

Paulina: W internecie nie ma jednego miejsca o potrzebach i problemach nastolatek, o seksualności, cielesności, relacji i przyszłości. Bardzo mało dziewczyn używa Facebooka do wrzucania postów, bo sporo ich rodziców też z niego korzysta. Szukają przestrzeni, do której ich rodzice nie mają dostępu. Wolą dzielić się swoimi przemyśleniami w wątkach, do których mają dostęp poprzez różnego rodzaju grupy. Tyle że te przestrzenie szybko przestają być bezpieczne, kiedy dochodzą tam nowe osoby. Pojawia się hejt, a za nim brak zrozumienia i poczucia bezpieczeństwa.

Bardzo mało dziewczyn używa Facebooka do wrzucania postów, bo sporo ich rodziców też z niego korzysta. Szukają przestrzeni, do której ich rodzice nie mają dostępu.

Ania: Młodzież chce nie tylko czytać, ale też pisać. To nie jest pokolenie, które tylko przegląda Instagram. To ludzie, którzy mają swój język – jest on trochę inny niż nasz, ale nie jest w żaden sposób gorszy. Piszą do nas nie tylko dziewczyny, ale też chłopcy. Zaglądają na „Szajn” i komentują. Jesteśmy otwarte również na ich głosy.

Mówicie, że jesteście feministkami, a jednocześnie prowadzicie fajny młodzieżowy portal dla nastolatków. Nie obawiacie się, że wśród młodych osób feminizm będzie czymś „nie-cool”?

Paulina: Dużo dziewczyn, z którymi rozmawiałam, boi się tego słowa. Kiedy pytałam ich, kim jest feministka, odpowiadały, że to silna, niezależna kobieta, znająca swoje prawa. Ale kiedy dopytywałam, czy same czują się feministkami, to odpowiadały „nie, aż tak to nie”. I to się trochę kłócił– spojrzenie na feministkę jest pozytywne, ale utożsamiać się dziewczyny raczej nie chcą.

Justyna: Feminizm to różne głosy. Nie ma jednego słusznego feminizmu. Jest miejsce na Beyoncé, Emmę Watson, ale też na Manifę, czarny protest, „Zadrę” czy feminizm akademicki. Każdy może być drobnym narzędziem zmiany. Nim powstał „Szajn”, brakowało miejsca, w którym o feminizmie można mówić w miarę prosto, przyjaźnie, bez narzucania jednej właściwej ścieżki.

Ania: Czarny protest pokazał, jak ogromny potencjał drzemie w młodych dziewczynach. To ruch, który obudził wiele osób, które wcześniej nie angażowały się i nie chodziły na demonstracje. Czarny protest miał również miejsce w mediach społecznościowych, ale ja tego nie krytykuję, bo to ma realny wpływ na zmianę. Od tego zaczęła się przecież cała akcja.

A co powiedziałybyście nastolatkom, które uważają, że feminizm nie jest nam już potrzebny, bo wszystko w gruncie rzeczy zostało dawno wywalczone – możemy chodzić w spodniach, uczyć się i pracować.

Weronika: No właśnie… pracować. Kiedy zobaczą, że zarabiają mniej niż koledzy, to zrozumieją, dlaczego feminizm wciąż jest aktualny. To tylko jeden z aspektów, ale argumentów jest mnóstwo. Mamy mniej przywilejów, a ponad 80 proc. kobiet jest molestowanych seksualnie.

Justyna: Najłatwiej odwołać się do zwykłych sytuacji, w których niemal codziennie spotykamy się z seksizmem. To momenty, kiedy jakiś pan zaczepia, powie coś nieprzyjemnego, zmierzy spojrzeniem od góry do dołu.

Weronika: Albo nauczyciel, który z góry zakłada, że umiemy mniej.

A jak się kształtował wasz feminizm?

Justyna: U mnie dojrzewanie do feminizmu było powolnym procesem. Początkowo w swoim feminizmie czułam się trochę osamotniona. Ani na studiach, ani w gronie moich znajomych nie było zbyt dużo dziewczyn, które by się z feminizmem utożsamiały. Postanowiłam poszukać innej grupy odniesienia, w której znajdę poczucie wspólnotowości. Stwierdziłam, że chcę coś robić, więc odezwałam się do dziewczyn z Porozumienia 8 marca. Zaczęłam wspólnie z nimi organizować warszawską Manifę. To było pięć lat temu, kiedy miałam około 23 lat.

Nasz feministyczny alfabet

czytaj także

Ania: Mnie wiele osób nazywało feministką, kiedy jeszcze z tym się nie utożsamiałam. Będąc nastolatką, odbierałam to jako coś negatywnego. Momentem przebudzenia było, kiedy zaczęłam te komentarze traktować jako komplement.

Weronika: Pierwsze zalążki zaczęły się na pewno w liceum. Razem z Justyną uczyłyśmy się w liceum im. Narcyzy Żmichowskiej. To była mocno kobieca szkoła. Naszą patronką była feministka i lesbijka. Później, studiując na politechnice architekturę, codziennie walczyłam z profesorami, dla których dziewczyna na politechnice nadal jest skandalem i kpiną.

Serio?

Weronika: Spotykałam się ze złośliwymi uwagami i seksistowskimi komentarzami. Bardzo często to się odbijało na całej edukacji i karierze studentek. Moi koledzy mieli korektę projektu, która trwała godzinę, a na spotkaniu były długie rozmowy o koncepcie. Ja byłam tak samo dobrze przygotowana i dostawałam korektę, która trwała pięć minut. Nawet kiedy dopytywałam i prosiłam o więcej wskazówek, to miałam poczucie, że profesor myślał: „Dziewczynko, z czym ty do mnie przychodzisz?”. Niektóre studentki zakładały bluzki z dużym dekoltem, bo wiedziały, że dzięki temu dostaną lepsze oceny. Jak tego nie zrobiłaś, to nawet nie można było myśleć o zaliczeniu. To była taka strategia przetrwania. Miałam dość, byłam zła i chciałam z tym walczyć.

Paulina: U mnie seksizm pojawił się też na studiach architektury. Prowadzącymi byli mężczyźni. Jeden od geometrii wykreślnej zakładał od razu, że nie jesteśmy w stanie swoimi mózgami ogarnąć tych wszystkich równań. Bardzo to było niesprawiedliwe.

A pamiętacie artykuły, filmy, książki które były dla was przełomowe?

Ania: Pamiętam, że z koleżanką z liceum pojechałyśmy na wagary do Poznania na Przegląd Kina Kobiecego. To były krótkometrażówki reżyserowane przez kobiety dla kobiet. Super spontaniczne doświadczenie. Jako nastolatka czytałam Meg Cabot, Pamiętnik księżniczki, w którym poruszane są wątki seksualności, cielesności i pierwszych razów, pisany swobodnym i przyswajalnym dla mnie językiem. Bardziej mi się podobały takie książki niż Jeżycjada Małgorzaty Musierowicz. A na studiach wiadomo, Simone de Beauvoir i Judith Butler.

Paulina: Filmy Eriki Lust.

Justyna: Pod koniec liceum kupiłam „Zadrę”. Trochę się wstydziłam, bo wizualnie nieciekawie wygląda. Nie mogłam jej znaleźć na półkach w Empiku i ku mojemu zdziwieniu znalazło się w dziale „prasa kobieca”. Potem czytałam już regularnie. Jednak cały czas czułam, że kierowane jest do starszych kobiet, nie do mnie. Nie wszystko rozumiałam.

Paulina: Ja ostatnio odkryłam naprawdę świetny serial, który może być przełomowy dla wielu osób. To Skam, serial o norweskich nastolatkach. Naprawdę jest genialny. Każda z nas połknęła trzy sezony migiem. I właśnie teraz wszyscy rozmawiają o nim. Wymieniają się uwagami, że najlepszą parą we wszystkich sezonach byli geje – Erik i Isaak. Tam można znaleźć wątki innych kultur, hierarchii szkolnej, seksizmu, relacji partnerskich i z rodzicami. Pojawiają się konflikty, napięcia i niesnaski. Chciałabym, by „Szajn” taki był. Tak samo lekki i nieprzemawiający do czytelników z pozycji mentora.

A mogę wam zrobić zdjęcie?

Dziewczyny: Jasne.

Weronika: Czuję się trochę jak robocik. To będzie nasza pierwsza fotka redakcyjna. Hurra!

Paulina: Powinnyśmy wszystkie do zdjęcia założyć koszulki z napisem „Szajn”, ale, kurczę, jeszcze nie mamy.

Weronika: Następnym razem!

szajn-redakcja
W komputerze Weronika, na kanapie od lewej Justyna, Ania, Paulina.

A jakie przemyślenia macie na temat Girls?

Ania: Ja się nie wciągnęłam

Paulina: W jednym z odcinków ostatniego sezonu Lena Dunham stereotypowo pokazuje grupę dziewczyn, które są na obozie jogi. Wszystkie są chude, piękne i głupiutkie. Niestety Lena często wpada w podobne pułapki.

Justyna: Też nie do końca sympatyzuję z Girls, bo to opowieść o czterech białych dziewczynach z wielkiego miasta. Oczywiście my też jesteśmy świadome swojej uprzywilejowanej pozycji, ale fajnie, gdyby Lena pokazała w serialu też inne głosy.

Finał „Girls”. Dziewczyny dorosły

Jakie macie plany i marzenia co do „Szajn”?

Paulina: Chcemy, by było na zmianę lekko i poważnie. Żeby były tam też artykuły na przykład o tym, jak sobie przerobić fajnie koszulkę z lumpa.

Justyna: Nie tylko poważne publikacje o czarnym proteście, ale też o pryszczu, placuszkach bezglutenowych i złamanym sercu.

Jak pracujecie?

Justyna: Jesteśmy kolektywem. Dzielimy się zadaniami między sobą.

Ania: Paulina i Weronika są świetnymi graficzkami. Świetnie ogarniają również  media społecznościowe i promocję. My z Justyną siedzimy w tekstach i poszukujemy nowych autorek do pisania. Pracujemy z trzech krajów jednocześnie. Justyna pisze z Finlandii, Weronika z Amsterdamu, a my dwie piszemy z Warszawy. Mamy milion dokumentów w Google docsach. No i raz w tygodniu staramy się pogadać na skajpie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Avatar
Natalia Sawka
Zamknij