Pejzaż brytyjskiej kultury po thatcheryzmie przedstawia Agata Pyzik.
Katastroficzny modernista J.G. Ballard nigdy nie napisał niczego wprost o Thatcher, jednak w jego słynnym credo What I Believe opublikowanym w 1984 roku pojawił się taki passus: „Wierzę w tajemnicze piękno Margaret Thatcher, w łuk jej nozdrzy i połysk nad jej wargą; w melancholię rannych argentyńskich rekrutów; w nawiedzone uśmiechy pracowników stacji benzynowej; w mój sen o Margaret Thatcher pieszczonej przez młodego argentyńskiego żołnierza w zapomnianym motelu strzeżonym przez gruźliczego pracownika stacji benzynowej”.
Nie będziemy się tu zajmować zaangażowaniem Thatcher w wojnę o Falklandy. Jednak warto podkreślić, że była Thatcher i był thatcheryzm. Ona zmarła w poniedziałek 8 kwietnia w wieku 87 lat, on żyje i ma się świetnie. Choć rządziła tylko trochę ponad dekadę, konserwatywna premier pozostawiła po sobie dziedzictwo we wszystkich dziedzinach życia. Obecnie na Wyspach, nie tylko z powodu powrotu torysów do władzy, wydaje się ono silniejsze niż kiedykolwiek. Jej śmierć przydarzyła się w tym samym tygodniu, kiedy rząd Davida Camerona wprowadził najbardziej drastyczne w powojennej historii Wielkiej Brytanii cięcia wydatków publicznych. Tymczasem szampański humor nie opuszcza milionerów z gabinetu Camerona i np. taki Ian Duncan Smith twierdzi, że bez problemu przetrwałby za 53 funty tygodniowo. Brytyjską kulturę trawi obecnie thatcheryzm w wersji 2.0, z masowymi wydarzeniami: olimpiadą i Srebrnym Jubileuszem, wydawaniem publicznych pieniędzy na prywatne przedsięwzięcia, skandalem wokół „News of the World” i imperium Murdocha (który wypłynął na rządach Thatcher). W kulturze zapanowała tzw. austerity nostalgia, estetyka Keep Calm and Carry On, co w praktyce oznacza, że biedni mają po prostu zacisnąć zęby, podczas gdy bogaci mogą zajmowac się sztuką. Do tego dochodzą cięcia w Arts Council – dziś dofinansowanie dostają niemal wyłącznie filmy nostalgiczne i reakcyjne, w rodzaju Jak zostać królem.
Prosty język prostego człowieka?
Thatcher głęboko pogardzała sztuką, choć wyjaśnienie, dlaczego tak właśnie było, może być nieco bardziej złożone, niż sugeruje Jakub Majmurek. Winę za to ponosi nie tylko jej drobnomieszczańskie pochodzenie. Ideologia thatcheryzmu opierała się też na zawłaszczeniu angielskiej tradycji, ale w taki sposób, aby odwoływać się wyłącznie do jej najbardziej reakcyjnych elementów: miłość do monarchii, antymodernizm, niechęć wobec mobilności klasowej, zamiłowanie do kiczowatego luksusu, niechęć do kwestionowania zastanego porządku, stawiania pytań, eksperymentowania. W ten sposób pogrzebane zostały zdobycze estetyki modernizmu – thatcheryzm przyniósł ohydną architekturę i wzmocnił kapitalizm konsumpcyjny, jednak samego siebie chciał nadal widzieć jako ów „pejzaż angielskich łąk” – wystarczy popatrzeć na mainstreamową kulturę dziś, z jej miłością do pseudofolku i całym antymiejskich backlashem z jeżdżeniem na wieś i hodowaniem własnych krów włącznie.
To dlatego w thatcherystowskiej retoryce pojawiały się takie wyrażenia, jak „mówić głosem prawdziwej Anglii”, „dotykać sedna”, „zdrowy rozsądek”, „poleganie na sobie”. W proces kształtowania się thatcherystowskiej mentalności mocno wpleciona została zimnowojenna retoryka konfliktu: My kontra Oni; self-made man kontra zatrudniony przez państwo biurokrata, My, wolni, a jednak obdarzeni „silną wolą” (Thatcher uwielbiała o niej rozprawiać) Prawdziwi Brytyjczycy kontra bezwolni wrogowie (Argentyna, Libia, ZSRR); My-porządni-przestrzegający-prawa obywatele kontra ci, których Thatcher nazwała „wrogiem wewnętrznym” – strajkujący górnicy, nauczyciele, hutnicy, drukarze, do tego IRA, ludzie biorący udział w antyrządowych zamieszkach (m.in. w Brixton, Toxteth, Liverpoolu, Manchesterze czy Bristolu – dlatego w tych miejscach odbywały się wczoraj szczególne celebracje jej śmierci); tzw. benefit scroungers, czyli wyłudzacze zasiłków. Może trudno w to uwierzyć, ale wrogów było jeszcze więcej: travellersi (regularnie bici i wyrzucani z miejsc pobytu); imigranci, zwłaszcza tzw. kultury nieasymilowalne (czarni i Azjaci) – słynne było przemówienie Thatcher o tym, że dziś Brytyjczycy boją się „zagarnięcia” przez „obce” kultury, Kampania na Rzecz Rozbrojenia Nuklearnego czy Rada Miasta Londyn zarządzana wówczas przez „czerwonego” Kena Livingtone’a (na jej siedzibie naprzeciw brytyjskiego parlamentu wisiał ekran wyświetlający stale powiększającą się liczbę bezrobotnych).
W ten sposób thatcheryzm wyznaczał granice tego, co jest „angielskością” (słynne powiedzenie Thatcher, że cywilizacja ograniczała się do krajów anglojęzycznych), a co nie. Granica ta miała od teraz przebiegać w granicach partii politycznych i klas społecznych. Thatcheryzm jest pod tym względem klasycznym populizmem, z całą retoryką „zwykłego człowieka/rodziny” pozwalającą wyzyskać zaszłości społecznego niezadowolenia z kompromisów podejmowanych przez labourzystowskiej rządy po 1945 roku oraz lęki przed biurokracją, obiecując niższe podatki i uzdrowienie „przeładowanego” przemysłu – a wszystko to wyrażone w „prostym języku prostego człowieka”.
Karykatura zła
Thatcher była przyjaciółką krwawych dyktatorów, jak Pinochet, wzniecała bezsensowne wojny, jak ta o Falklandy – nie było chyba kwestii politycznej, w której miałaby czyste ręce. Za racjonalne uważała wprowadzenie stanu wojennego w Polsce, a „Solidarność” popierała tylko pod naciskiem opinii publicznej, prywatnie wyrażała też poparcie dla gen. Jaruzelskiego, którego określiła mianem „polskiego patrioty”). Thatcher była momentami właściwe tak karykaturalnie zła, że w swoim czasie mogła prowokować tylko satyry. I faktycznie, zawdzięczamy jej jeden z najzabawniejszych brytyjskich cykli dla nastolatków, czyli szereg powieści o Adrianie Mole’u autorstwa Sue Townsend (Sekretny pamiętnik lat 13 i ¾ i kolejne części). Oczami nieco karykaturalnego nastolatka obserwujemy w nich rozpad państwa opiekuńczego i tryumf miernego konserwatyzmu w brytyjskiej kulturze. Robotnicza rodzina Adriana jest niemal bez przerwy w tarapatach finansowych z powodu cięć w zasiłkach, choć jako doskonała satyryczka Townsend nie szczędzi humoru również w opisie tej klasy. Widzimy nagłówki w „The Sun” o „wyłudzaczach zasiłków”, znikające darmowe mleko i posiłki w szkołach.
Trapiony pryszczami oraz nieszczególnym powodzeniem u dziewcząt Adrian zdaje sobie z tego wszystkiego sprawę i usiłuje nawet zostać komunistycznym poetą (tu jego wiersz przeciw Thatcher). Ale to w jego relacji z matką Townsend dotknęła sedna thatcheryzmu: Adrian ciągle narzeka na oziębłość i brak u swojej matki cech typowych kobiecych, tymczasem Thatcher świadomie wykorzystywała retorykę „zdolnej gospodyni”, która „uporządkuje” wydatki, tłumacząc narodowi, że jeśli państwo „nie ma” na coś pieniędzy, to prostu „nie może” ich wydać. To, że społeczeństwo brytyjskie dało się na nią złapać, to kolejny przejaw geniuszu Thatcher, wykorzystującej społeczną „niedojrzałość”.
Cykl Towsend to również najzabawniejszy znany mi portret wojny klasowej w literaturze angielskiej – dziewczyna Adriana, Pandora, pochodzi z inteligenckiego, zamożnego domu, jej rodzice są postępowymi posthipisami, z kolei dyrektor szkoły Scruton (nazwany tak zapewne na cześć neokona Rogera Scrutona) to kryptofaszysta nieznoszący najmniejszej subwersji wobec pani premier (patrz słynna scena, kiedy postanawia ukarać całą szkolę po tym, gdy ktoś domalował na portrecie Thatcher hitlerowskie wąsiki i dopisał „trzy miliony bezrobotnych” na jej piersiach). Co zabawne, w kolejnych częściach Pandora zostaje prawicującą posłanką Blairowskiej New Labour.
Integralną częścią Szczerych Wyznań Adriana Mole’a (trzeciej części cyklu) był Sekretny dziennik Margaret Hildy Roberts lat 14 1/4, gdzie przyszła premier jest przedstawiona jako obsesyjnie ambitna, nielubiana dziewczynka zawsze wracająca samotnie ze szkoly, przekonana, że zostala odebrana w niemowlęctwie rodzinie królewskiej.
Kochali ją nienawidzić?
Chwilę po śmierci Thatcher pisarze pospieszyli do wystawiania jej półlaurek. Ian McEwan, dziś część żelaznego (nomen omen) literackiego establishmentu na Wyspach, zdążył już wysmażyć w „Guardianie” obłudny nekrolog, w którym dobrotliwie twierdzi, że „kochaliśmy ją nienawidzić”. McEwan pisze, że jednak „to ona miała rację”, nie omieszkując przy okazji zwrócić uwagi, że np. kiedyś założenie telefonu trwało wieki i było nad wyraz nieprzyjemne, natomiast dziś prywatyzacja przyniosła szybkość usług, o których nam się nie śniło. Każdy, kto kiedykolwiek jednak próbował założyć sobie korporacyjny internet lub podróżował sprywatyzowanymi, horrendalnie drogimi pociągami w UK, wie, że coś takiego mógł powiedzieć tylko bien-pensant liberał, ledwo ukrywający sympatię dla konserwatyzmu.
Nie powinno nas to zaskakiwać: w Anglii literatura niemal zawsze była domeną uprzywilejowanych klas średnich i wyższych. Pisarze angielscy przed wojną dość powszechnie odnosili się ze sceptycyzmem do demokracji i żywili wątpliwą fascynację do angielskich elit, a nawet faszyzmu (by wspomnieć tylko Evelyna Waugh czy T.S. Eliota). Tylko mniej więcej trzydziestoletni okres po wojnie, kiedy do władzy dochodzi Partia Pracy, jest momentem, kiedy edukacja staje się powszechna, zdemokratyzowana i umożliwia realizację artystycznych ambicji młodzieży z uboższych domów. Ten okres zakończyło zwycięstwo torysów w wyborach w 1979 roku; wtedy to pojęcia społecznej własności, wspólnotowości zaczęły być stopniowo wypierane z rzeczywistości społecznej. Znamy to z autopsji po 1989 roku, dlatego Thatcher jest do dziś idolką autorów polskiej transformacji. To w Wielkiej Brytanii lat 80. po raz pierwszy tak skutecznie rozmontowano państwo opiekuńcze, ale lata rządów socjaldemokracji laburzystowskiej pozostawiły za sobą dziedzictwo radykalizmu, które natychmiast zaczęło przynosić owoce.
Pejzaż literacki został na zawsze zmieniony przez powojenną ogólnodostępność edukacji, więc nie brakowało autorów zaangażowanych, lewicowych – z klasy robotniczej lub nastawionych prorobotniczo – którzy odpowiedzieli kulturowym kontratakiem. Powstały filmy, książki, muzyka, bez których dziś nie potrafimy sobie wyobrazić kultury UK. Jednak najlepsze książki o thatcheryzmie powstały dopiero po zakończeniu rządów Margaret Thatcher.
Mroczniej niż u Orwella
Najostrzejszy i literacko mistrzowski portret thatcheryzmu stworzył David Peace, przede wszystkim w GB84 (2004), eksperymentalnej powieści o strajku górników, w której mieszają się publicystyka, różne głosy i literackie formy. Peace doskonale zrozumiał, ze prawdziwa wojna w Zjednoczonym Królestwie rozegrała się pomiędzy związkami i Thatcher, która nigdy nie przeprowadziłaby swoich reform, gdyby wpierw nie uśmierciła związków. To Thatcher doprowadziła kraj do ruiny, rozbijając solidarność i struktury wewnątrz klasy robotniczej, niszcząc jej znaczenie polityczne. Śmierć ta była bolesna. Historia strajku jest tu opowiadana zarówno z osobistej strony górników, jak i samej Thatcher oraz wywiadu MI5, które infiltrowało liderów strajku.
Innym wybitnym pisarzem drążącym społeczne skutki thatcheryzmu jest Jonathan Coe, autor znany również w Polsce. Coe to literaturoznawca, który przeistoczył się w popularnego pisarza realistycznego. Polecić trzeba zwłaszcza dwie jego powieści, The Rotter’s Club (2001) i What a Carve up!. W What a Carve Up! (1994) dostajemy obraz monstrualnej, bajecznie bogatej rodziny torysów, w której mamy pełną paletę postaci z owych czasów: felietonistę tabloidu, torysowskiego polityka, bezwzględnego właściciela dużej farmy, dealera sztuki i handlarza bronią, sprzedającego ją m.in. Saddamowi Husseinowi, z centralną postacią ojca, odrażającego bankiera. Pewien dziennikarz zostaje wydelegowany, aby napisać ich biografię, jednak w międzyczasie zaczyna ich tak nienawidzić, że pragnie ich raczej zamordować. Wszyscy oni, w akcie cudownej powieściowej sprawiedliwości, swoistej revenge fantasy, zostają uśmierceni za pomocą zbrodni, których sami dokonywali. Książka zawiera doskonałą parodię języka thatcherowskich klas wyższych – mieszanki okrucieństwa, infantylizmu i bezdennej ignorancji. Innymi wartymi wspomnienia pozycjami są Linia piękna Alana Hollinghursta czy The Power of Yes, sztuka Davida Hare’a poświęcona New Labour.
Literatura nie miała jednak niestety swojego odpowiednika Red Wedge – zorganizowanej przez Paula Wellera z The Jam/Style Council i Billy’ego Bragga (tego pierwszego nawróconego z toryzmu w latach 70.) grupy muzyków próbującej przekonać obywateli do głosowania na Partię Pracy. Red Wedge skupiło większość angielskiej sceny indie rocka – od The Smiths i Madness po Gary’ego Kempa ze Spandau Ballet. Na wieść o śmierci Thatcher Morrissey, dawny wokalista The Smiths i od początku radykalny krytyk pani premier, opublikował list, gdzie nazwal ją terrorem bez choćby atomu człowieczeństwa. Muzyką thatcheryzmu jednak zajmiemy się może przy innej okazji.
Agata Pyzik – pisze m.in. dla „Guardiana” i „The Wire”, obecnie przygotowuje książkę na temat kondycji krajów postkomunistycznych dla angielskiego wydawnictwa Zer0 Books. Prowadzi bloga http://nuitssansnuit.blogspot.com/. Mieszka w Londynie.