Wielu artystów fantazjuje o sztuce dla szerokiego odbiorcy, tworzonej z ludźmi – marzy nam się popularny film o lewicowym przesłaniu, który nie utknie w awangardowej niszy. Okazywało się, że grochówka była dla Pawła przepustką do społeczeństwa, z którym większość artystów nie ma do czynienia – mówi Karol Sienkiewicz, autor książki „Patriota wszechświata. O Pawle Althamerze”.
Jakub Gawkowski: Twoja poprzednia książka, Zatańczą ci, co drżeli, opowiadała o całej generacji artystów związanych z polską sztuką krytyczną, między innymi o Katarzynie Kozyrze, Arturze Żmijewskim, Zbigniewie Liberze czy Pawle Althamerze. W ostatniej, zatytułowanej Patriota wszechświata, postanowiłeś skupić się na tym ostatnim i to jego uczyniłeś bohaterem. Dlaczego?
Karol Sienkiewicz: Pisząc o sztuce krytycznej, zdałem sobie sprawę, że wiele aspektów działalności Althamera jest pomijanych, a zasługują na uwagę. Paweł był obecny w poprzedniej książce jako sygnał dla czytelnika, że można też nieco inaczej. Pozostawał w kręgu artystów krytycznych – przyjaźnili się, studiowali w jednej pracowni, wystawiali razem – ale w zasadzie artystą krytycznym nie był. Powiedziałbym raczej, że przełamywał ograniczenia, które sztuka krytyczna napotykała.
czytaj także
Nie był artystą krytycznym?
Nie. Nie dostrzegał i nie analizował problemów społecznych, jak Kozyra czy Żmijewski. Jego prace nigdy nie budziły kontrowersji. Środki, którymi się posługiwał, także były zupełnie inne. Nie przeszkadzało mu, że przy jego projekcie będą fajerwerki, grochówka czy sąsiedzki koncert. Althamer nie boi się obciachu. Wielu artystów fantazjuje o sztuce dla szerokiego odbiorcy, tworzonej z ludźmi – marzy nam się popularny film o lewicowym przesłaniu, który nie utknie w awangardowej niszy. Okazywało się, że grochówka była dla Pawła przepustką do społeczeństwa, z którym większość artystów nie ma do czynienia.
Jak zatem sklasyfikowałbyś sztukę, którą uprawia?
Trudno o jedną szufladkę. Można go opisać poprzez twórczość rzeźbiarską – nowatorską, ale kontynuującą tradycję rzeźby figuratywnej. Dla Claire Bishop będzie z kolei artystą uprawiającym sztukę partycypacyjną. Zazwyczaj jednak interpretuje się jego działania językiem zaproponowanym kiedyś przez Beuysa, mówi się, że to „rzeźba społeczna”. Dla mnie Althamer jest artystą intuicyjnym. Po prostu reaguje na otaczającą go rzeczywistość. Czy efektem tej reakcji jest rzeźba, film czy wspólny spacer – to ma już mniejsze znaczenie.
Nie bałeś się, że pisząc o jednym bohaterze, dasz się nabrać na jego autokreację?
Paweł jest atrakcyjną postacią, ludzie do niego lgną, fajnie się z nim spędza czas, ciekawie się go słucha. Czas z nim spędzany jest zazwyczaj bardzo intensywny. Z pełną świadomością zdecydowałem się wejść w ten świat, który kreuje wokół siebie. Nie nazywałbym tego jednak autokreacją. Spora część książki dzieje się w sferze nieweryfikowalnej. Nie mogę sprawdzić, czy w poprzednich wcieleniach Althamer był indiańskim wojownikiem i żydowskim chłopcem lub czy naprawdę dał się zahipnotyzować. Chciałem przedstawić jego spójny świat, a nie podawać w wątpliwość wszystko, co mówi, czy naśmiewać się z jego lektur.
Entuzjastycznie piszesz o organizowanych przez niego akcjach społecznych. Czy to znaczy, że taka sztuka odnosi efekt, działa?
Nie mogę sprawdzić, czy w poprzednich wcieleniach Althamer był indiańskim wojownikiem i żydowskim chłopcem lub czy naprawdę dał się zahipnotyzować.
Co to miałoby znaczyć, że sztuka działa? Dziennikarze i instytucje kultury lubią się posługiwać retoryką skuteczności: że w parku było niebezpiecznie, a po interwencji artystycznej jest czyściej, lepiej, ładniej, ale nie mamy tak naprawdę żadnych narzędzi, aby to sprawdzić. Możemy opierać się na powierzchownych obserwacjach. Natomiast samo oczekiwanie, że sztuka „zadziała”, to często oczekiwanie zmiany od ludzi, którym się ją przedstawia – jakby coś z nimi było nie tak, a sztuka musiała ich wychować. Paweł nigdy nie chciał nikogo wychowywać, raczej zapraszał do wspólnej zabawy.
Althamer to zaangażowany społecznie artysta i animator, ale także artysta komercyjny. Czy te dwie role da się pogodzić?
To że prace Althamera sprzedają się na rynku sztuki, nie musi oznaczać, że należy mu przypinać łatkę „artysty komercyjnego”. Reprezentujące go galerie sprzedają głównie jego rzeźby. Większość jego działalności ma z rynkiem niewiele wspólnego. Powiedziałbym więcej – większość jego sztuki nie trafia do muzeów i galerii. Dzieje się gdzie indziej. Dlatego też wydawało mi się, że książka jest właściwą formą, by to opisać.
Od lat Althamer współtworzy grupę Nowolipie. Należą do niej osoby chore na stwardnienie rozsiane, z którymi od początku lat 90. raz w tygodniu prowadzi zajęcia. W pewnym momencie Andrzej Przywara z Fundacji Galerii Foksal wymyślił, żeby tworzone wspólnie w ramach tej grupy prace zabrać na targi sztuki. Jeżeli coś zostaje sprzedane, duża część pieniędzy trafia na konto fundacji Uskrzydleni. Za te pieniądze Nowolipianie na przykład jeżdżą na wakacje.
czytaj także
Wiadomo, że artyści o tej pozycji co Althamer, chociaż on sam nie jest przecież krezusem, stoją w rozkroku, ich prace kolekcjonują ludzie należący do tak zwanego „jednego procenta”. Jednak chcąc się poważnie zajmować tym problemem, trzeba by pisać o Damienie Hirście, nie o Althamerze.
W książce opisujesz wycieczkę na Cypr sponsorowaną przez jednego z najbardziej znanych kolekcjonerów sztuki, Dakisa Joannou. Do udziału w niej Paweł zaprosił swoich znajomych artystów, między innymi Noah Fischera z nowojorskiej grupy Occupy Museums.
Za pieniądze multimilionera, na zaproszenie znajomego, artyści realizowali projekt, w którym starali się analizować kryzys gospodarczy na Cyprze. To wydarzenie było dla mnie kwintesencją rozkroku, w jakim często stoją artyści. Ale my wszyscy w tym systemie funkcjonujemy, nawet jeśli jesteśmy prekariuszami i dobrze na tym nie wychodzimy. Nie tylko Althamer i Dakis Joannou.
Nie zamierzam uwalniać innych od cierpienia [rozmowa z Arturem Żmijewskim]
czytaj także
Droga artystyczna Althamera przebiega równolegle do przemian w Polsce po 1989 roku. W pewnym sensie to historia transformacyjnego sukcesu: artysta z blokowiska, który w latach 90. robi lalki i dekoruje witryny sklepowe, w końcu odnosi międzynarodowy sukces, zdobywa rozgłos i sławę.
Młodzi artyści w latach 90. nie planowali, że zostaną sławni i bogaci. Nie było takich perspektyw, niewielu polskich twórców funkcjonowało w międzynarodowym obiegu. W pewnym momencie Joanna Mytkowska, Adam Szymczyk i Andrzej Przywara mieli dosyć dziadostwa i ograniczeń, wynikających ze złej sytuacji finansowej instytucji i artystów. Powołali do życia Fundację Galerii Foksal, która zajęła się między innymi sprzedażą sztuki na zagranicznych targach.
Fuchy, prace zarobkowe, których podejmował się Paweł w latach 90., były wymogiem tamtej rzeczywistości. Nie był w tym odosobniony: Artur Żmijewski pracował jako grafik, Jacek Markiewicz założył hurtownię opakowań jednorazowych. Niektórych te zajęcia wciągały zbyt mocno i nie wracali już do sztuki.
Ale droga Althamera była bardziej skomplikowana. Paweł został bardzo szybko zauważony przez kuratorów, już cztery lata po dyplomie brał udział w prestiżowej wystawie Documenta 10. Tyle że nadal musiał robić lalki, by utrzymać rodzinę. Bardzo zresztą ceni sobie okres dochodzenia do sukcesu. Ze wszystkich prac wychodził obronną ręką: z robienia lalek czy dekorowania witryn umiał dużo wyciągnąć. Nawet fuchy potrafił zamienić w sztukę.
Jednym z drugoplanowych bohaterów książki jest firma Almech, założona przez ojca Pawła Althamera.
Almech był typowym tworem osób, które jeszcze w latach 80. brały sprawy w swoje ręce i szukały w rynku dziur, które można było wypełnić. Adam Althamer i jego wspólnik zaprojektowali i skonstruowali maszyny do produkcji plastikowych przedmiotów. W latach 90. firma świetnie dawała sobie radę. Część prac Pawła powstawała w Almechu, zakład ojca był często jego warsztatem i zapleczem technicznym. Z punktu widzenia sprawnie funkcjonującej firmy to, czym się zajmował Paweł, wydawało się nieco kuriozalne i zupełnie nieprzyszłościowe.
W 2011 roku w Deutsche Guggenheim w Berlinie Paweł zrealizował projekt, w którym firma Almech, łącznie z maszynami zaprojektowanymi przez Adama Althamera, została przeniesiona do galerii. Wymyślił, jak te maszyny można wykorzystać do tworzenia sztuki w momencie, kiedy firma radziła sobie gorzej. Okres prosperity minął, Almach nie wytrzymał konkurencji większych firm i korporacji. Sytuacja się odwróciła. Dziś Paweł tuż obok Almechu ma swoją pracownię. To też rodzaj rodzinnego biznesu.
Sukces Pawła i jego międzynarodową karierę można czytać jako historię o tym, jak postsocjalistyczny kraj z Europy Środkowej jest w latach 90. egzotyczny dla świata, a później tę egzotykę udaje się zmonetyzować?
Tak jak dziś ekscytację wywołuje pokazywana w niemieckim Kassel sztuka z Mongolii, tak niedawno i Polska mogła być postrzegana jako egzotyczna ciekawostka. Ale takie fascynacje są krótkotrwałe. „Egzotyka” to za mało.
Wschodnioeuropejska łatka częściej towarzyszyła twórczości Mirosława Bałki, który jako artysta miał od początku skonstruowaną bardzo konkretną opowieść o sobie. Zawsze była w niej mowa o Otwocku, z którego pochodził, i o Holokauście. W przypadku Pawła miało to dużo mniejsze znaczenie.
krytykapolityczna.pl/kultura/sztuki-wizualne/narodowe-dziadostwo/
Na ile historia Althamera jest symptomatyczna dla swoich czasów?
Najbardziej osadzoną w swoich czasach pracą Pawła jest moim zdaniem Wspólna sprawa, akcja typowa dla czasów małej stabilizacji rządów PO. W czerwcu 2009 roku 150 osób w złotych kombinezonach poleciało z Althamerem do Brukseli, by w ten sposób świętować 20-lecie pierwszych demokratycznych wyborów w Polsce. Chodzili po mieście w złotych strojach niczym kosmici z innej planety. Althamer zaproponował grupie sąsiadów wspólne doświadczenie, złoto miało dla niego znaczenie metafizyczne. Akcja była rocznicowa. To był pewien kompromis: zapraszam sąsiadów na wycieczkę, proponuję im wspólne doświadczenie, ale moje działanie może zostać wykorzystane propagandowo. Jednak Paweł wszedł w to z pełną świadomością. W tym czasie sztuka często spełniała taką rolę – jako wizytówka Polski, kraju sukcesu, kwiatek do kożucha. Z dzisiejszej perspektywy widać to jeszcze wyraźniej.
Co zawiodło?
Większe projekty zazwyczaj wymykają się z rąk. Ktoś je przejmuje, bo jedna osoba nie jest w stanie wszystkiego udźwignąć, potrzebne są kompromisy. Tak było już przy Bródnie 2000 – przemawiali ksiądz i burmistrz, więc nawet nawet jeśli wszystko wydawało się raczej ludyczne, to również tamta akcja została przełożona na czyjś polityczny kapitał,
We Wspólnej sprawie było to posunięte o wiele dalej. Wycieczka od początku była wydarzeniem propagandowym: akcją promującą Polskę w Unii Europejskiej. Wymyślono ją tak, by miała jak największy oddźwięk medialny. Ta akcja mówiła: „Wszystko jest super, jesteśmy w Unii, jesteśmy fajni, nasz kraj jest zieloną wyspą, a nasi mieszkańcy przebrani na złoto jeżdżą do Brukseli”. Zdjęcia złotych ludzi w Brukseli jeszcze długo ilustrowały teksty o Unii Europejskiej w prasie.
Akcja trafiła na okładkę amerykańskiego magazynu o sztuce „Arforum”. W książce wspominasz o pracy Jacka Adamasa, który zestawił tę okładkę „Artforum” i zdjęcie wraku TU-154.
I to samolot, i to samolot. Adamas również pojechał w złotym kombinezonie do Brukseli. Być może Adamas jako jedyny w tym samolocie krytycznie podchodził do tego wydarzenia i nie podzielał panującego entuzjazmu. Może widział coś, czego nie zauważyli inni. Miał jednak zupełnie inne doświadczenie niż Althamer. Mieszka na polskiej prowincji i próbuje tam działać, jest lokalnym aktywistą, ale jako artysta-aktywista spotyka się z niezrozumieniem, oporem polityków, lokalnymi układami. Jest pełen zgorzknienia i wiary w „dobrą zmianę”. Pozbawiony poparcia z innych stron, stał się zwolennikiem PiS-u. Jego postawa wydaje mi się też jakoś symptomatyczna – pokazuje, jak znaleźliśmy się w tym obecnym bigosie.
*
Zdjęcia opublikowane dzięki uprzejmości Fundacji Galerii Foksal. Zdjęcie główne przedstawia Balon, pracę zrealizowaną w ramach wystawy One of Many w Fondazione Nicola Trussardi, Mediolan, 2007
**
Karol Sienkiewicz – krytyk i historyk sztuki. Współpracuje z „Dwutygodnikiem”. Wspólnie z Kasią Redzisz opracował tom tekstów o sztuce lat 80. autorstwa Andy Rottenberg (Przeciąg, 2009) oraz wydał książkę Świadomość Neue Bieriemiennost (2012). W 2012 roku otrzymał Nagrodę Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy. Autor książek Zatańczą ci, co drżeli. Polska sztuka krytyczna oraz Patriota wszechświata. O Pawle Althamerze, które ukazały się w koedycji wydawnictwa Karakter i Muzeum Sztuki Nowoczesnej.