Muzyka

Kubańskie tornado na cztery osoby

Jak krzyczysz, to cię ludzie uciszą. A jak się modlisz, to Bóg Kubańczyków i tak nie słucha. Ten kraj nigdy się nie zmieni.

Przyjeżdżają we wtorek. W czwartek, jedenastego lipca, grają w Węgorzewie. I nic więcej nie wiem. Od poniedziałku nie ma z nim kontaktu, nie mają komórek. Jest środa wieczór i najwyraźniej nie mieli jeszcze dostępu do internetu, bo Ciro nie napisał ani słowa. Nie pozostaje mi nic innego, jak wsiąść w autobus do Węgorzewa i liczyć na to, że jakoś znajdę Kubańczyków.

Autobus z Giżycka do Węgorzewa wypełniony jest studentami jadącymi na Seven Festival. Jest głośno, wesoło, chłopcy zasłonięci plecakami popijają piwo. Większość osób wysiada w pobliżu pola namiotowego. Wygląda na to, że festiwal rozłożony jest na sporej przestrzeni.

– Jak my ich znajdziemy?
– Spójrz na drugą stronę ulicy – odpowiada moja koleżanka.
– Niech się pan zatrzyma! – krzyczę do kierowcy. Kierowca autobusu depcze po hamulcach. Wykrzykujemy podziękowania i chwilę później witamy się z chłopakami: czterech Kubańczyków z gitarami, w kolorowych ciuchach, idących tanecznym krokiem po ulicach spokojnego Węgorzewa nie można przegapić. Może są niżsi od większości przechodniów, ale słychać ich pewnie na drugim końcu miasta.

Świerszczyki dla Ryśka, a dla nas wolność

Cira poznałam cztery lata wcześniej w Hawanie. Skoro już jechałam na Kubę, chciałam zobaczyć nieco więcej niż turystyczne kurorty i krajobrazy z kolorowych folderów. Pragnęłam poznać informacje prawdziwsze niż te serwowane przez oficjalne kubańskie media. W 2009 roku na Kubie rozkwitał właśnie ruch obywatelski zapoczątkowany między innymi przez słynnego bloga Yoani Sánchez „Generacja Y”. Po raz pierwszy w ponad pięćdziesięcioletniej historii porewolucyjnej Kuby niektórzy ludzie zaczęli głośno wypowiadać swoje opinie, niezgodne z obowiązującą linią partii.

Nowe technologie docierały na Kubę bardzo powoli. Dostęp do internetu miało wówczas ledwie dwa procent obywateli, w większości partyjnych dygnitarzy i tych, którzy sprytem uzyskali dostęp do sieci przez czarny rynek. Pojawiały się pierwsze telefony komórkowe, zdobywane z trudem i za pieniądze niewiadomego pochodzenia, bo za oficjalne pensje na Kubie nikt nie mógłby sobie na nie pozwolić. Dzięki temu udało mi się skontaktować z Claudią Cadelo de Nevi, która właśnie wygrała pierwszy kubański konkurs na najlepszego bloga (rzecz jasna zorganizowany przez media niezależne, a zatem nielegalne). Przez Claudię natomiast poznałam Yoani Sánchez i Ciro Javiera Díaza Penedo – gitarzystę i drugiego wokalistę Porno Para Ricardo, zespołu legendy, grającego ostre punkowe piosenki z tekstami otwarcie krytykującymi politykę rządu, a przede wszystkim niezostawiającymi suchej nitki na kubańskiej narodowej „świętości”, czyli Fidelu Castro, a po zmianie władzy – na jego bracie Raúlu.

Rozmowy wówczas nie były łatwe – pod mieszkaniem Claudii stał wóz policyjny i na czwartym piętrze słychać było przez otwarte okno policyjne radio. Sąsiedzi nie chcieli nas przepuścić przez korytarz, bo niosłyśmy ze sobą plecak wypełniony lekarstwami i środkami higieny osobistej z pochowanymi gdzieś pomiędzy nimi płytami z polskimi filmami i literaturą, która na wyspę nie docierała. Kiedy kolejnego dnia z moją towarzyszką podróży spotkałyśmy na ulicy Cira, policja natychmiast go wylegitymowała i kazała nam się rozejść. Do mieszkania Yoani Sánchez wchodziłyśmy z duszą na ramieniu, bo okazało się, że blok, w którym mieszka, mieści się dokładnie naprzeciwko urzędu kontroli obcokrajowców. Ale udało się i po powrocie do Polski mogłam na swoim blogu umieścić wywiady z czołowymi postaciami raczkującego społeczeństwa obywatelskiego na Kubie.

Gdy Porno Para Ricardo, czyli Porno dla Ryśka, powstawało w 1998, władze na wyspie w ogóle się nim nie interesowały. To byli tylko niegroźni krzykacze śpiewający prześmiewcze piosenki o seksie i pornografii (choć pornografia na Kubie jest w pełni zakazana). Jednak w krótkim czasie muzycy nabrali rozpędu i animuszu, a główny autor tekstów zespołu – Gorki Luis Águila Carrasco (którego imię pochodzi od Maksyma Gorkiego) – zaczął pisać coraz dobitniej na tematy polityczne. Powstało logo zespołu: komunistyczny sierp i młot wpisany w zarys penisa. Stało się jasne, że na Kubie, gdzie wszystkie studia są państwowe, nikt ich płyty nie wyda. Nikt nie był nawet na tyle odważny, żeby wypożyczyć im sprzęt.

Zespół musiał go zdobywać podstępem na czarnym rynku – i tak z czasem narodziło się nieoficjalne wydawnictwo muzyczne La Paja Recold. Gorki stworzył studio w swoim mieszkaniu, walcząc z sąsiadami, którzy ze strachu odcinali mu prąd, i najazdami policji. Ale postawili na swoim: Porno Para Ricardo nagrało pierwszą płytę – Rock para las masas cárnicas. Na wyspie rozprowadzana była na pendrive’ach i przenośnych dyskach. Nagle wszyscy „myślący inaczej” Kubańczycy zaczęli powtarzać, że Rysiek powinien mieć prawo do pornografii (Rysiek jest przyjacielem zespołu i rzeczywiście wielkim miłośnikiem pikantnych fotografii i świerszczyków). To, co początkowo było tylko żartem,  stało się walką o wolność: intelektualną, polityczną, osobistą.

Domniemanie winy

Problemy zaczęły się szybko. Policja rozganiała słuchaczy przed każdym koncertem, konfiskowała sprzęt, zatrzymywała muzyków. Niedługo później młody hiszpański filmowiec studiujący w Hawanie, Benito Zambrano, postanowił uwiecznić rozwijający się dzięki Porno Para Ricardo kubański podziemny ruch muzyczny (La Paja Recold udostępniała swoje pomieszczenia i sprzęt wszystkim młodym zbuntowanym, którzy nie mieli szans skorzystać z profesjonalnych studiów). Wiele dialogów w filmie Habana Blues to dosłowne cytaty z rozmów, które reżyser przeprowadził z muzykami, a Gorki stał się wzorem dla jednego z głównych bohaterów. Zanim to się jednak stało, został aresztowany i osadzony w więzieniu na cztery lata za handel narkotykami – na imprezie dostał pigułkę od dziewczyny, która okazała się agentką urzędu bezpieczeństwa. Odsiedział dwa. I natychmiast wrócił do nagrywania, jeszcze bardziej zbuntowany, pomimo że więzienie odcisnęło na nim spore piętno – chorował, nie dostawał leków, często głodował, jego życie prywatne legło w gruzach.

Skład zespołu też uległ zmianie – basista i perkusista wyjechali za granicę, zastąpili ich Renay Kairus i Hebert González. Renay gra z Porno Para Ricardo do dziś, natomiast Heberta w 2011 roku na basie zastąpił młodziutki, jeszcze wówczas nastoletni, William Retureta. Ukazywały się kolejne płyty – w czerwcu bieżącego roku powstał ich najnowszy, siódmy album – Maleconazo Ahora!.

Nie zmieniała się natomiast sytuacja na Kubie: muzycy robili swoje, a policja swoje. Do czasu jednak. Gdy w sierpniu 2008 roku Gorki ponownie został postawiony przed sądem, pod zarzutem zagrożenia dla bezpieczeństwa publicznego, już kilka chwil po jego zatrzymaniu informacja o tym obiegła cały świat, przede wszystkim za pośrednictwem „Generacji Y” Yoani Sánchez. O aresztowaniu rozpisywały się gazety, internauci pisali petycje i zbierali podpisy pod protestem przeciwko zatrzymaniu zbuntowanego rockmana. Gorki tę walkę wygrał – pod naciskiem międzynarodowej opinii publicznej reżim musiał ustąpić.

Wkrótce też, po licznych staraniach, otrzymał wreszcie paszport (najprawdopodobniej władze uznały, że za granicą jego krzyk nie będzie już robił takiego wrażenia) i wyjechał –  najpierw w odwiedziny do matki, która mieszka w Meksyku, następnie do Stanów Zjednoczonych. W grudniu zeszłego roku przyjechał do Polski na zaproszenie Instytutu im. Lecha Wałęsy. Po raz pierwszy w życiu zobaczył śnieg – i uzyskał zapewnienie, że pracownicy Instytutu zrobią wszystko, aby zespół mógł wystąpić w Polsce. I stało się.

Do punk rocka też trzeba dwojga

Na sukces pierwszej trasy koncertowej w historii Porno Para Ricardo złożyły się dwa czynniki: po pierwsze niewątpliwe zaangażowane opiekunki zespołu z Instytutu im. Lecha Wałęsy, po drugie – zmiana przepisów migracyjnych na Kubie. Kubańczycy nie tylko zaczęli dostawać paszporty, zmieniono też przepisy mówiące, że obywatele przebywający poza granicami wyspy ponad 11 miesięcy nie mogą już wrócić do kraju. I tak oto w maju 2013 roku w internecie pojawiła się pierwsza zapowiedź występu Porno Para Ricardo na festiwalu w Jarocinie, a nastepnie wcześniejszego w Węgorzewie.

Kiedy Gorki Águila, Ciro Díaz, Renay Kairus i William Retureta idą polską ulicą, oglądają się za nimi wszyscy. Ich temperamenty zupełnie nie przystają do polskiej rzeczywistości: rozmawiają ze sobą, krzycząc na całe gardło, śmieją się tak, że nie sposób nie śmiać się z nimi, nagle zaczynają podskakiwać albo tańczyć.

Technicy na scenie w Węgorzewie nie nadążają za nimi, kiedy mieszając hiszpański z angielskim w zdaniach wypowiadanych w tempie karabinu maszynowego, próbują zakomunikować, czego potrzebują na scenie. Wszyscy się śmieją, bo pomimo zamieszania, jakie wywołują, Kubańczycy budzą wielką sympatię. Renay siada za perkusją i wybija rytm, nawet kiedy inni tylko rozmawiają, Ciro zaplątuje się w kable, a Gorki nie może ustać w miejscu nawet przez pięć sekund.

– Nie graliśmy razem od pół roku, bo ja i Gorki mieszkamy chwilowo w Meksyku, a Renay i William w Hawanie – tłumaczy Ciro, kiedy pytam, dlaczego tak się ze sobą spierają. Gorki bierze ode mnie kartkę i długopis, spisuje kolejność utworów. Są bardzo podekscytowani, długo nie mogą się zdecydować, jaki układ koncertu będzie najlepszy.

O godzinie 18 ich występ otwiera cały festiwal. Nie jest to najszczęśliwsza sytuacja – grają wcześnie, gdy na placu Wolności jest pełnia dnia, publiczność nie jest jeszcze rozgrzana i nie wszyscy zdążyli przybyć pod scenę z pola namiotowego. Ale kiedy padają pierwsze dźwięki, już wiadomo, że wszystko się uda. Gdy zaczynają grać swoją własną wersję Murów, z widowni dochodzi burza oklasków. Jednak Gorkiemu to nie wystarcza – zeskakuje ze sceny i nie bacząc na swoje czterdzieści pięć lat i nikły wzrost, przeskakuje barierkę i biegnie w tłum. Ludzie skaczą razem z nim. Pierwszy koncert Porno Para Ricardo w pełnym składzie poza granicami Kuby kończy się owacjami i gratulacjami – zarówno ze strony publiczności, jak i muzyków z innych zespołów.

Bóg jest głuchy

Pomiędzy koncertem w Węgorzewie a występem w Jarocinie muzycy spędzają kilka dni w Warszawie. Dla Gorkiego, który jest w Polsce po raz drugi, miasto nie stanowi już nowości, ale pozostali zwiedzają ją pełni zapału i ciągłego zachwytu. Szukają Bolka i Lolka – wychowali się przecież na tych samych dobranockach, co większość obywateli byłego bloku wschodniego, cieszą się na widok rzadkich już w Polsce maluchów (na Kubie małe fiaty nazywane są „El Polaquito”). Podczas koncertu chopinowskiego w Łazienkach nie mogą wyjść z podziwu, że tylu ludzi w jednym miejscu może przez godzinę siedzieć w ciszy i słuchać muzyki.

– My musimy grać głośną i rytmiczną muzykę, inaczej Kubańczycy zagłuszyliby ją gadaniem – śmieje się Renay.

Dopiero kiedy już się z nami oswajają, zaczynają trochę więcej opowiadać o sobie. Ciro wyjechał do Meksyku zaraz po otwarciu granic, ale wie już, że na pewno wróci na Kubę. To jego dom i nadal chce go zmieniać na lepsze. Opowiada o złamanej karierze matematyka – został wyrzucony z Uniwersytetu w Hawanie z wilczym biletem za głoszenie niepoprawnych poglądów. Renay mówi o ciężkiej pracy, za którą dostaje pensję w kubańskich peso, za które nic nie można kupić. Jest najspokojniejszy, jakby pogodzony z rzeczywistością, w której przyszło mu żyć. Chciałby tylko wreszcie dostawać prawdziwe informacje na temat tego, co dzieje się w kraju i poza jego granicami. I móc wybierać, jakie książki chce czytać i jakiej muzyki słuchać – bez konieczności zdobywania ich wymyślnymi nielegalnymi metodami. Ekonomia ma dla niego znaczenie, ale nie tak wielkie jak prawo do normalnej rozmowy bez obawy, że ktoś cię podsłucha, że doniesie, że zamknie. Chciałby nie musieć wciąż się oglądać za siebie.

Młody William jest najbardziej rozgoryczony:
– Jak nie powtarzasz tego, co partia każe, to nawet nie pozwolą ci się kształcić. Z resztą po co się na Kubie uczyć, skoro pakują ci do głowy tylko samą propagandową papkę i wyssane z palca bzdury? To żadna wiedza. Pracy nie ma, pieniędzy nie ma, bo nawet jak pracujesz, to płacą ci śmieciami, nie pieniędzmi. Jak krzyczysz, to cię ludzie uciszą. A jak się modlisz, to Bóg Kubańczyków i tak nie słucha. Bóg jest głuchy, wiesz? Ten kraj nigdy się nie zmieni. Kuba to nie Polska, reżim jest zbyt silny i zbyt długo pakuje ludziom do łbów gówno. Na tej wyspie już nikt nie potrafi myśleć. Żeby coś się zmieniło, trzeba tych zmian pragnąć, a w tym pieprzonym więzieniu nikt już nie pamięta, co to znaczy chcieć.

Skok w Europę

W Jarocinie pod sceną tłum, wiele osób przyjechało tu specjalnie po to, żeby zobaczyć Porno Para Ricardo na żywo. Emocje sięgają zenitu, kiedy Gorki w euforii rozbija gitarę w drzazgi i rzuca je w tłum. Sukces w Jarocinie to mocny wykop na dalszą część trasy – przed zespołem występy w Barcelonie i Madrycie. Fani z Kuby uważnie śledzą poczynania chłopaków, bo sukces ich europejskiej trasy będzie dowodem nie tylko na osiągnięcia czysto muzyczne – ale też na to, że jednak warto krzyczeć, bo z czasem ktoś wreszcie usłyszy.

Aleksandra Peszkowska – podróżniczka, żeglarka, blogerka, miłośniczka punk rocka i opery. Z wyszktałcenia specjalistka od transportu morskiego. Odwiedziła 40 krajów na 6 kontynentach i nie może przestać się przemieszczać. Aktualnie mieszka i pracuje w Warszawie. Feministka, ateistka, zwolenniczka otwartych granic.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij